Rozdział
5
Sasuke
Uchiha siedział na gałęzi drzewa, z ukrycia obserwując poczynania ogarniętych
szalem namiętności mężczyzn. Początkowe podekscytowanie i podniecenie, które
odczuwał, kiedy blondyn ćwiczył, prezentując gibkość i zwinność swojego ciała,
zmieniły się w wypalającą jego wnętrze zazdrość, gdy obserwował te pocałunki i
czułości, jakimi obdarowywał Cień Gaarę. To uczucie jednak natychmiast znikło,
gdy mężczyzna ściągnął maskę. Sasuke po raz pierwszy miał możliwość przyjrzeć
się jego twarzy. Był to dość urodziwy mężczyzna o ostrych rysach i lekko
szpiczastym podbródku. Jedyną skazą na jego twarzy była niewielka blizna
przecinająca z lewej strony jego dolną wargę i podbródek. Jednak teraz, gdy
przekonał się, jak naprawdę wygląda Cień, jakoś stracił nim zainteresowanie.
Nie
rozumiał dlaczego. Przecież mężczyzna był atrakcyjny.
Czegoś
wydawało mu się jednak brakować, a Sasuke mimo usilnych starań nie mógł zgadnąć
co to takiego.
Dezaktywował
sharingana i oparł się wygodnie plecami o pień drzewa, pocierając palcami
zmęczone oczy. Jakoś stracił zainteresowanie oglądaniem odbywającego się pod
jego nosem przedstawieniem. Zresztą nie był podglądaczem. No chyba, że chodziło
o Naruto, tego młotka mógł niegdyś stale obserwować.
Uśmiechnął
się kącikiem ust na myśl, jak niegdyś przypadkiem podejrzał blondyna pod
prysznicem, a ten przyłapawszy go na gorącym uczynku, wyskoczył za nim przez
okno i zaczął go gonić po dachach pobliskich domów ubrany wyłącznie w ręcznik,
wyzywając go od zboczeńców i zbereźników.
Ach
ten Naruto i te jego szalone pomysły.
Naruto.
Oczy
Sasuke rozszerzyły się w zaskoczeniu, gdy zdał sobie sprawę, czego brakowało mu
w tym blondwłosym, postawnym mężczyźnie. To były lisie blizny na jego
policzkach.
A
raczej ich brak.
Zaklął
szpetnie, odgarniając z oczu ciemne włosy.
Czyżby
gdzieś w głębi serca miał nadzieje, że tym facetem jest Uzumaki i nawet nie
zdawał sobie z tego sprawy? No tak, mężczyzna miał błękitne oczy i blond włosy,
co prawda nie takie same, jak Naruto w czasie, gdy widzieli się po raz ostatni
i był od niego dużo wyższy i postawniejszy, ale przecież od tamtego czasu
minęły lata. Młotek mógł się bardzo zmienić. Jednak te blizny na pewno by nie
zniknęły.
-
Cholera. – wysyczał przez zęby, uderzając tyłem głowy o pień drzewa. – Czy to
nigdy się nie skończy? Czy nigdy się od tego nie uwolnię? – przeczesał palcami
włosy, zaciskając na nich pięść, ciągnąc boleśnie za kruczoczarne pasma. – Naruto,
gdzie jesteś?– czuł napływające do oczu łzy.
Tak
bardzo chciałby cofnąć czas…
Miałby
go teraz dla siebie, nawet jeśli nie jako kochanka, to jako przyjaciela. To i
tak byłoby dużo lepsze od tej ziejącej w sercu pustki, jaka powstał po stracie
przyjaciela. Nic nie mogło jej zapełnić. Tak, jak nic nie mogło powstrzymać
nocnych koszmarów, jakie często go nawiedzały.
Widział
w nich śmierć Naruto.
Za
jednym razem widział, jak blondyn umiera z głodu, innym jak trafia w pułapkę
jakiś zbirów, którzy go okaleczają – tnąc i przeszywając kunajem jego ciało tak
długo, aż w Naruto nie pozostaje nawet iskra życia. Najczęściej jednak widział,
jak Uzumaki trafia w ręce Akatsuki, jak oni go torturują, a następnie siłą
wyciągają z niego Kyuubiego. Słyszał jego płacz, czuł zapach krwi. Widział jak
jego piękne, błękitne oczy stają się coraz bardziej puste i zimne, pozbawione
życia. A te jego cudownie pełne, zachęcające do pocałunków, różowe wargi teraz
pokryte sączącą się z ust krwią układają się w jedno słowo. Słowo, którego nie
ma już siły wymówić.
Jest
to imię.
Jego
imię.
Sasuke.
Sasuke…
Sasuke…
- Panie
Sasuke Uchiha. – usłyszał cichy głos i poczuł, jak ktoś trąca stopą jego łydkę.
Otrząsnął
się błyskawicznie, przeklinając się w myślach za nieuwagę, która mogła go
kosztować życie, zwłaszcza, że znajdowali się w czasie wojny.
Podniósł
wzrok.
Przed
nim, na tej samej gałęzi, stał drobny mężczyzna w prostokątnych okularach o
grubych oprawkach, które wydawały się ogromne przy jego szczupłej twarzy.
Ubrany był w ciemny, rozpięty płaszcz, czarne spodnie i białą koszule z wysokim
kołnierzem. Pod pachą trzymał nieodzowną teczkę. Na jego twarzy nie malowały
się żadne emocje. Patrzył na niego, jak na ciekawy okaz robaka, co go strasznie
irytowało.
- Co
chcesz? – warknął do mężczyzny, a może chłopaka. Sam już nie był pewny ile stojący
przed nim facet miał lat. Choć wątpił to, że Kazekage był tak głupi i zatrudnił
na stanowisko sekretarza jakiegoś niekompetentnego dzieciaka.
-
Pytałem, co pan tu robi. Niebezpiecznie jest się poruszać po lesie w pojedynkę,
zwłaszcza w środku nocy.
-
Nie twoja sprawa. – skrzyżował ramiona na piersi, odwracając wzrok. Przecież
nie powie mu prawdy, że podglądał jego przełożonych.
-
Wygląda pan na przygnębionego.
-
Mógłbyś się odczepić? Idź stąd. Chciałbym pobyć chwilę sam, w ciszy.– ponownie
warknął, pozwalając by w jego oczach pojawił się sharingan. Chłopak jednak w
ogóle się go nie zląkł. Jego twarz nadal była całkowicie obojętna.
-
Może chciałby pan z kimś porozmawiać? To pomaga.
W
Sasuke aż się zagotowało. Nie rozumiał, jak można być tak bezczelnym. Już
otwierał usta by uraczyć młokosa niecenzuralną gadką o tym, gdzie może sobie te
bzdury wsadzić, gdy napotkał spojrzenie najpiękniejszych oczu, jakie
kiedykolwiek widział. Z powodu ciemności nie potrafił dokładnie zidentyfikować
ich koloru, ale takich dużych, ekspresyjnych oczu już dawno nie widział. One w
przeciwieństwie do twarzy młodzieńca były pełne niewypowiedzianych uczuć.
Dojrzał w nich najprawdziwszą troskę. Jednak to nie było wszystko, te oczy były
przepełnione smutkiem i samotnością.
Czymś,
co tak doskonale znał z doświadczenia.
Może
to właśnie przez nie, ogień wściekłości w jego wnętrzu wygasł?
Nie
wiedział.
-
Słuchaj… - zaciął się, zdając sobie sprawy, że nie pamięta jego imienia.
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. To nie było w jego stylu, żeby o czymś zapominać.
Ale to by oznaczało, że Kazekage zapomniał im przedstawić swojego sekretarza, a
to przecież niemożliwe.
Chyba,
że zrobił to umyślnie.
-
Maki. Wszyscy do mnie mówią Maki.
-
Słuchaj Maki… To bardzo miłe z twojej strony, że chcesz mi pomóc, ale widzisz…
Ja nie jestem pewien, czy… Po prostu nie jestem wstanie o tym mówić, jasne?
Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałem z kimś otwarcie, że nie wiem, czy dałbym
radę przestać mówić, kiedy już zacznę… - na jego twarz wypłynął cień uśmiechu.
-
Nie ma problemu. Jestem dobrym słuchaczem i chętnie cię wysłucham, jeśli to ci
pomoże.
-
Nie wiem dlaczego, ale czuję, że mogę ci ufać. – na jego słowa, młodzieniec
lekko się zarumienił, odwracając wzrok. To było nawet urocze. – Jednak nie rozumiem
dlaczego chcesz to zrobić, przecież wcale się nie znamy.
-
Sam nie wiem. Może dlatego, że kiedyś ktoś uczynił to samo dla mnie, gdy tego
potrzebowałem. – wzruszył szczupłymi ramionami. Z ich lewej strony, znad
jeziora zaczęły dochodzić głośne jęki, wzdychanie i krzyki przyjemności.
Twarz
Sasuke i Makiego momentalnie pokryły się szkarłatem.
-
Sądzę, że powinniśmy stąd iść. – powiedział zakłopotany blondyn.
-
Tak, ja też tak sądzę.
~***~
Sasuke
siedział okrakiem na krześle, opierając przedramiona na jego oparciu. Znajdowali się w kuchni, w jego
rodzinnej rezydencji. Czuł się niecodziennie rozluźniony rozmową o błahostkach
i wypitym alkoholem.
- …
a wtedy właśnie… - Maki opowiadał jakąś historię, której on przestał słuchać
już parę ładnych minut temu. Przyglądał się jedynie młodzieńcowi i temu jak
bardzo się zmienił po paru łykach sake. Jego opanowana, obojętna postawa
zniknęła. Blondyn był pełen emocji, chichotał rozbawiony wydarzeniami z
przeszłości, którymi raczyli siebie nawzajem. Brakowało mu kogoś takiego.
Osoby, z którą mógłby porozmawiać o największych błahostkach, która wnosiłaby
do jego życia odrobinę słońca.
Jak
Naruto.
- On
był moim słońcem. – powiedział szeptem.
-
Słucham? – zapytał zaskoczony błękitnowłosy, przerywając w połowie słowa.
- On
był moim słońcem. – powtórzył – Jednak on nigdy się o tym nie dowiedział. Nie
powiedziałem mu. – w jego oczach zebrały się łzy, by zaraz popłynąć, znacząc
mokrymi śladami zarumienione od alkoholu policzki. – Kochałem go. Kochałem jego
uśmiech, włosy koloru dojrzałej pszenicy i oczy równie niebieskie, co
bezchmurne niebo w letni dzień. Kochałem go całego. Tę jego durnowate wygłupy, nadpobudliwość
i nieustanną gadaninę też. Więc dlaczego byłem taki głupi i mu o tym nie
powiedziałem!? – zaszlochał głośno – Dlaczego byłem taki głupi i opuściłem go,
gdy najbardziej mnie potrzebował? Dlaczego zrozumiałem, że był dla mnie
wszystkim, dopiero wtedy, gdy go utraciłem? – ukrył twarz w rękawie koszuli,
nie przestając płakać.
-
Może to tylko przejściowe – poczuł rękę na ramieniu. Podniósł głowę by zaraz
napotkać spojrzenie wspaniałych błękitnych oczu. Oczu, które były przepełnione
smutkiem i troską. To przez niego. Nie zasłużył na to. – Może wkrótce
znajdziesz inny obiekt westchnień? Rozumiem, że uważasz Misakiego za kogoś
wyjątkowego, ale on naprawdę kocha Gaarę i…
- O
czym ty bredzisz? Nie chodzi mi o Cienia. – warknął rozdrażniony.
-
Nie o nim? – młodzieniec zamrugał zaskoczony. – W takim razie o kim? Czy to nie
jego właśnie podglądałeś w lesie?
-
Myślałem, że on jest nim.
-
Wybacz, ale nie rozumiem. – westchnął, bezradnie rozkładając ręce.
-
Myślałem, że on jest tym, który mnie opuścił.
-
Ktoś ci bliski niedawno umarł?
- Nie,
nie umarł. Mam taką nadzieje. Jeśli on nie żyje, to moje życie przestało mieć
sens. Miałem nadzieje, go odnaleźć, ale to tak jakby szukać igły w stogu siana.
Wszystkie tropy się urywały, nieważne ile razy próbowałem. Gdybym nie był tak
głupi i powiedział mu prawdę, zamiast z niego szydzić, zapewne zostałby ze mną.
Co z tego, że byłby tylko przyjacielem. Byłby ze mną. – znowu zaczął szlochać.
– Tak bardzo cię kocham mój słodki Naruto. Moje małe kochanie. Naruto. Naruto.
Naruto. – zaczął powtarzać jego imię niczym mantrę.
***
Błękitnowłosy
młodzieniec stał nad płaczącym brunetem, nie mogąc wyjść z zaskoczenia. W życiu
by nie pomyślał, że Sasuke zakocha się w Uzumakim. Przecież młody Uchiha
niejednokrotnie dawał blondynowi do zrozumienia, że jest dla niego nikim. Czy
to możliwe, że ta niechęć jaką do niego żywił, te nieustanne drwiny i
upokorzenia były jedynie zasłoną dymną dla prawdziwych uczuć, jakie do niego
żywił. Nie mógł w to uwierzyć. Musiał przeanalizować to, czego się dowiedział i
porozmawiać o tym z Gaarą i Misakim.
Ponownie
spojrzał na bruneta, który zaczynał przysypiać z policzkiem przyciśniętym do
oparcia krzesła. Nawet przez sen nie przestawał mamrotać imienia nosiciela
dziewięcioogoniastego.
-
No, kolego, koniec picia. Nie możesz tu spać. – szturchnął go w ramie. Zero
reakcji.
-
Ej, Uchiha, mówię do ciebie. – znowu nic.
-
Błagam, nie rób mi tego. – rozejrzał się dookoła na próżno szukając pomocy.
Poza nimi dwoma, w rezydencji klanu Uchiha nie było żywego ducha. – I jak ja
mam cię zataszczyć do łóżka? Nie mogę przecież cię tu zostawić.
Westchnął
zrezygnowany i podniósł Sasuke, przerzucając go sobie przez ramie. Jęknął z
wysiłku, czując jak nogi zaczynają mu drżeć pod wpływem ciężaru. Brunet był od
niego o półtorej głowy cięższy i o dobre dwadzieścia kilo cięższy. Ruszył powoli,
chwiejnym krokiem w poszukiwanie najbliższej sypialni, wyrzucając sobie w
głowie swoją głupotę. Był stanowczo za miękki. Mógł go tam po prostu zostawić,
ale nie, on musiał być mięczakiem i pozwolić żeby ten przeraźliwy smutek, który
ujrzał w lesie, w oczach tego młodego jonina go wzruszył. I co teraz z tego
miał? Wlókł z sobą pijanego jak bela – a wypili przecież zaledwie pół butelki
sake - faceta, który nie przestawał powtarzać imienia ukochanego. A już myślał,
że nic gorszego poza słuchaniem miłosnych uniesień swoich przywódców, go już
dzisiaj nie spotka. Jak widać się mylił.
W
końcu wszedł do pokoju, który najprawdopodobniej był sypialnią Sasuke. Położył
mężczyznę na łóżku. Po chwili namysłu ściągnął mu buty, postanawiając
pozostawić resztę odzieży w spokoju, bo znając jego szczęście, brunet by się
obudził i uderzył go, myśląc, że się do niego dobiera. Przykrył go grubą, śnieżnobiałą
kołdrą i okręcił się na pięcie, chcąc opuścić pokój, a następnie samą
posiadłość, gdy coś pomarańczowego po lewej przykuło jego wzrok. W uchylonych
drzwiach szafy ujrzał wystający fragment bluzy, a dokładniej swetra.
Od
kiedy to Sasuke Uchiha, zwany mrocznym księciem nosi pomarańczowe swetry?
Podszedł
bliżej, żeby przyjrzeć się ciekawemu znalezisku.
Jego
oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, gdy rozpoznał to ubranie. Ten
sweter wcale nie należał do śpiącego bruneta, należał do Naruto.
A
zatem Sasuke mówił prawdę. To nie był jakiś tam pijacki bełkot. To była
najprawdziwsza prawda.
Uchiha
był zakochany w Uzumakim.
Otrząsnął
się szybko z tych myśli i zaczął szukać w pokoju innych rzeczy, które by to
potwierdzały. Jednak poza wspólnym zdjęciem drużyny siódmej i wcześniej
znalezionym swetrem, nie odnalazł niczego.
- Niewiele.
– mruknął sam do siebie.
Nasunęły
mu się tylko dwa rozwiązania. Albo to był czysty przypadek, albo Sasuke nie
mógł odnaleźć nic więcej, co przypominałoby mu ukochanego.
To
było smutne.
Przez
tyle lat tak bardzo kogoś kochać i utracić tą osobę, nie powiedziawszy jej
uprzednio, co się do niej czuje.
O tak,
to naprawdę przykre.
Sam
wiedział jak bardzo, bo sam to kiedyś przeżył.
Dlatego
rozumiał Uchihę. Rozumiał go jak nikt
inny. Zapewne dlatego tak dobrze im się rozmawiało. Obaj nosili pustki w
sercach. Może to właśnie dzięki sobie nawzajem uda im się je zapełnić?
Miał
taką nadzieję.
Uśmiechnął
się z czułością, widząc jak brunet wtulił się w poduszkę. Pogrążony we śnie, z
tymi potarganymi włosami, rozchylonymi ustami i delikatnym rumieńcem, wyglądał
na takiego słodkiego i bezbronnego. Aż trudno było uwierzyć, że miał przed sobą
najpotężniejszego shinobi Wioski Liścia.
Cóż,
tak bywa.
Czasami
ktoś o potężnej sile mógł wyglądać naprawdę niepozornie.