Rozdział
2
~
5 lat później ~
Czcigodna
Hokage wioski ukrytej w liściach siedziała samotnie w swoim pogrążonym w
ciemności gabinecie. Leniwym ruchem nalała sobie do czarki odrobinę sake, po czym
podniosła naczynie do ust i przechyliła je, wypijając całą zawartość za jednym
razem. Nawet się nie skrzywiła, czując jak mocny trunek piecze jej przełyk.
-
Jak to się mogło stać? – zapytała samą siebie. - Jak mogłam na to pozwolić? –
odchyliła się na oparcie fotela, wzdychając ze zmęczeniem.
Dzisiejszego
dnia upłynęło dokładnie pięć lat od momentu, kiedy to Naruto opuścił wioskę
Liścia. Z początku zarówno ona, jak i większość mieszkańców byli z tego
naprawdę radzi.
Z
czasem jednak zaczęło im czegoś brakować.
Początkowo
chyba nikt nie zdawał sobie sprawy co to takiego, jednak podświadomie
wiedzieli, że coś jest nie tak i starali się szukać rozwiązania, by wyjaśnić
panujący w nich niepokój.
Tsunade
zrozumiała wszystko dopiero, gdy wezwała do siebie drużynę siódmą, chcąc
powierzyć im pewne zadanie.
Przyglądała
się im spokojnym, zasępionym twarzą, nie mogąc dociec, co się nie zgadza.
Sai,
Sakura, Sasuke, Kakashi.
Drużyna
była w komplecie, a jednak w jakiś nie wyjaśniony sposób nie była kompletna.
Czegoś
jej brakowało.
Elementu,
który spajałby ją w całość.
Patrząc
na tych poważnych młodych ludzi i ich mistrza, miała wrażenie, że patrzy na
całkiem odrębne istoty, które drużyną są jedynie z nazwy.
Brakowało
im radości życia, odrobiny luzu, uśmiechu.
Czegoś,
co swoją osobą wnosił do ich życia Naruto.
Hokage
przetarła wierzchem dłoni oczy, czując jak zbiera się w nich wilgoć.
Nigdy
by nie przypuszczała, że Uzumaki swoją osobą odbije na niej i na innych
mieszkańcach wioski tak głębokie piętno.
Bez
niego wszystko wydawało się takie smutne i nudne.
Nikt
już nie wpadał niezapowiedziany do jej gabinetu, trzaskając drzwiami, nie
drażnił jej, nazywając babcią. Nikt nie krzyczał, nie kłócił się z nią
otwarcie, nie doprowadzał do obłędu, nie domagał się by uczyła do na przyszłego
Hokage. Nikt już nie potrafił ją tak łatwo rozbawić, doprowadzić do uśmiechu i
wściekłości w ułamku sekundy.
To
wszystko przepadło wraz z odejściem Naruto.
Nie
tylko ona miała takie odczucia.
Widziała
to również po innych.
Iruka
wyraźnie jej unikał, ograniczając ich kontakty do całkowitego minimum.
Rozumiała
to.
Winił
ją za jego odejście. W końcu nie pozwoliła im za nim ruszyć.
Chciała
by zniknął.
Jakże
mogła być tak głupia?
Kakashi
również jej unikał. On jednak bardziej niż ją, winił za wszystko swoich dawnych
uczniów. Uważał, że to ich wina, skoro byli drużyną, że powinni się wspierać, a
nie dyskryminować jej członków.
Sakura
i Sai do dzisiejszego dnia czuli się winni jego odejścia. Przez pewien czas
starali się go nawet szukać na własną rękę, ryzykując jej rozgniewaniem i karą,
za złamanie rozkazu.
Ona
jednak nie miała serca im tego zabraniać. Sama tęskniła za tym blondwłosym
wariatem.
Tylko
Sasuke nie obeszło odejście Uzumakiego, a przynajmniej tak myślała.
Do
czasu, aż zaproponowała mu szkolenie na Hokage.
Nigdy
jeszcze nie widziała tak rozgniewanego Uchihy.
Skończyło
się na krzykach i licznych wyzwiskach pod jej adresem. Już chciała mu przyłożyć
i ukarać aresztem za takie zachowanie w stosunku do przełożonej, przywódczyni
wioski, gdy ten powiedział jedno zdanie, które na zawsze zapadło jej w pamięć.
-
Nie jestem godzien, by zostać Hokage, nikt nie jest i nie będzie tak, jak on
właśnie był.
Właśnie
wtedy Tsunade zrozumiała kilka rzeczy.
Po
pierwsze. Sasuke miał absolutną racje, bo nikt tak bezinteresownie nie dbał o
dobro innych ludzi, jak Naruto.
Po
drugie i to zaskoczyło ją chyba najbardziej, bo jak mogła być aż tak ślepa i
tego nie dostrzec?
Młody
Uchiha był zakochany w Uzumakim.
Była
to miłość głęboka i jak najbardziej szczera. Miłość, która doprowadzała go do
nieopisanego cierpienia. Bo w końcu to właśnie on był jednym z powodów, przez
które Naruto ich opuścił.
Szczerze
mu współczuła z tego powodu.
Wiedziała,
jak to jest utracić kogoś, kogo się kocha. Lecz przypadek Sasuke był inny, gdyż
nikt nie wiedział, gdzie przebywa Uzumaki, czy w ogóle jeszcze żyje.
Świadomość
czegoś takiego musiała być dla osoby zakochanej niewyobrażalnie bolesna.
Teraz
jednak Tsunade miała na głowie inne zmartwienie.
Jej
wiosce groziło olbrzymie niebezpieczeństwo, a ona pozwoliła odejść jej
najpotężniejszemu shinobi.
Nie
wiedziała, jak sobie z tym poradzi.
Miała
nadzieje, że inne wioski przyjdą jej z pomocą, nie chciała jednak polegać wyłącznie
na ich sile. Musiała być wstanie poradzić sobie z tym sama, nie mogła pokazać,
że Wioska Liścia jest słaba, to mogłoby zaszkodzić na przyszłość jej
bezpieczeństwu i narazić ją na najazdy innych, którzy chcieliby zagarnąć ich
ziemie.
Nie
wiedziała jednak jak sobie z tym poradzić.
U
bram kłębiły się wojska Akatsuki z Orochimaru i Madarą na czele.
Jakim
cudem ten oślizgły wąż zdołał uniknąć śmierci i zdobył wsparcie organizacji?
Nie
wiedziała żadnej z tych rzeczy.
Była
jednak pewna jednego.
Czekały
ich ciężkie chwile.
~***~
Dwudziestotrzyletni
mężczyzna siedział w swoim biurze, czytając raport dotyczący ostatnich wydarzeń
mających miejsce we wiosce Liścia.
-
Wygląda na to, że Konoha ma spory kłopot. – mruknął do siebie – Twoim zdaniem
powinniśmy interweniować już teraz, czy poczekać na oficjalną prośbę Hokage? –
odwrócił się w fotelu, podając raport swojemu zastępcy, który zajął miejsce
jego siostry Temari, po tym, gdy wyszła za mąż za Shikamaru i zamieszkała wraz
z małżonkiem w jego rodzinnej wiosce.
Rudzielec
przyjrzał mu się dokładnie swoimi zielonymi oczami, podkreślonymi czarną
kredką. Był to mężczyzna w tym samym wieku, co on. Ubrany był obecnie w wysokie,
czarne obuwie, szkarłatne luźne spodnie, przewiązane na łydkach białymi
bandażami. Zawsze nosił czarną maskę, ukrywającą dolną część jego twarzy,
podpatrzoną zapewne u swojego znajomego Hatake oraz czarna koszulkę bez
rękawów, cudownie opinającą się na jego szerokiej, umięśnionej klatce
piersiowej i wyrzeźbionych mięśniach brzucha.
Gaara
uwielbiał tego mężczyznę.
Uwielbiał
jego opaloną skórę i szerokie ramiona, jego lodowato błękitne oczy i spalone
słońcem, jasne włosy z rudymi i złotymi pasmami, a także tą przystojną twarz
ukrytą za maską. Uwielbiał go całego. Jednak najbardziej jego czułe serce i
jasny umysł. To właśnie dlatego wybrał go spośród innych na swojego zastępcę.
Nie dlatego, że mu ufał, choć bez wahania powierzyłby mu własne życie. Nie dlatego,
że był wspaniałym wojownikiem, którego umiejętności przewyższały zapewne
niejednego senina. Nie, on go wybrał ze względu na to serce, które na każdym
kroku okazywał wszystkim członkom Sunny, a także za ten cudowny umysł, który
niejednokrotnie ratował ich z opresji.
-
Sądzę, Kazekage, że powinniśmy się przygotować, gdyż w każdej chwili możemy
otrzymać wiadomość z prośbą o pomoc. Poczekałbym do tego czasu z wyruszeniem. –
mężczyzna odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od tekstu. – Nie rozumiem
jednak jaki cel, poza zemstą ma Orochimaru, najeżdżając wraz z Akatsuki na
Konohe.
-
Dobre pytanie. – Gaara pochylił się, pocierając palcami skroń. To był długi i
męczący dzień, w czasie którego wraz ze swym zastępcą musieli przebrnąć przez
tony dokumentów. Nie lubił tego, ale wiedział, że jest to nieodzowny element
piastowanego przez niego stanowiska. – Wiesz, do tej pory zastanawia mnie to, w
jaki sposób Orochimaru wyślizgnął się ze szponów śmierci i zdobył pomoc Akatsuki.
Byłem pewny, że ten wstrętny wąż zginął z rąk młodego Uchihy. – skrzywił się,
gdy ból głowy jeszcze się nasilił.
-
Powinieneś odpocząć. – powiedział jego zastępca, a ciepłe, palce zastąpiły jego
własne w cudownym, kojącym ból masażu.
Zachichotał
cicho.
- O
ile dobrze pamiętam, Cieniu, to ty miałeś dziś do zrobienia dużo więcej niż ja.
Tak,
Cień, wojownik, o którym zaczęły już krążyć legendy i pieśni, opiewające jego
siłę, spryt i męstwo, był od niemal roku jego prawą ręką, co niewątpliwie
podniosło poziom bezpieczeństwa w Sunnie.
-
Dlatego uważam, że powinniśmy to dokończyć i iść do domu. – powiedział
błękitnooki, nie zaprzestając delikatnego masażu, czym uzyskał mrukliwe dźwięki
aprobaty swojego Kage.
-
Nie sądzę, że powinniśmy tak to zostawić. – wskazał na raport.
- W
tym momencie nie możemy zrobić nic, poza przygotowaniami, Konoha nie została
jeszcze zaatakowana, więc jakakolwiek interwencja z naszej strony, mogłaby
zostać niemile odebrana.
-
Wiem. – westchnął – W porządku. Wydaj odpowiednie rozkazy, niech wszyscy będą
gotowi.
-
Tak jest, Kazekage. – mężczyzna skłonił się lekko, po czym odszedł, machając na
pożegnanie siedzącemu po drugiej stronie pokoju sekretarzowi.
Gaara
opuścił swoje biuro chwilę później, zostawiając papierkową robotę na głowie
błękitnowłosego młodzieńca. Udał się w stronę domu, patrząc się zamyślony w
ciemne, letnie niebo, usłane jasnymi gwiazdami.
Jego
przyjaciel miał słuszność, powinien odpocząć, dziś już nic nie daliby rady
zdziałać.
~***~
Rudowłosy
mężczyzna stał pod prysznicem, chłodząc rozgrzaną słońcem skórę i zmywając z
siebie pustynny piasek.
-
Cudownie. – westchnął z przyjemności, opierając ręce o zimne kafelki. Pochylił
głowę by zmoczyć krótkie, szkarłatne włosy, które ściemniały pod wpływem
wilgoci.
- O
tak, rzeczywiście cudowny widok. – usłyszał za sobą rozbawiony głos. Spojrzał
przez ramie na swojego zastępcę, który przyglądał się uważnie jego nagiemu
ciału, przez co w jego chłodnych na co dzień oczach, pojawił się psotny błysk,
na którego widok po ciele Gaary przeszedł dreszcz.
-
Będziesz tam tak sterczał i się gapił, czy do mnie dołączysz?
-
Jak sobie życzysz, Kazekage. – mężczyzna ściągnął maskę, ukazując swoją
przystojną twarz o wyrazistych rysach, pokrytą apetycznym, dwudniowym zarostem.
Przejechał dłonią przez swoje blond włosy, odgarniając z oczu grzywkę i
strosząc i tak sterczące już na wszystkie strony włosy. Zaczął się powoli
rozbierać, kusząc swojego Kage.
Gaara
przygryzł wargę, powstrzymując się od jęku.
-
Mógłbyś przestać w końcu nazywać mnie Kazekage poza oficjalnymi spotkaniami, to
naprawdę irytujące. – powiedział, starając się odciągnąć swoje myśli od
podziwiania seksownego ciała swojego zastępcy.
-
Jak sobie życzysz, panie. - usłyszał
cichy szept i chichot tuż przy swoim uchu, po czym poczuł, jak silne ramiona
obejmują go w pasie. Wiedział, że jego przyjaciel się z nim droczy, jednak był
zbyt rozleniwiony i zadowolony, żeby zareagować na zaczepkę.
Oparł
głowę o pierś blondyna. Lubił w nim to, że jest od niego wyższy i
postawniejszy. Przy nim czuł się kruchy i delikatny, nie musiał udawać
poważnego, twardego Kazekage, jak przed innymi. Tu, w tych ramionach czuł się
naprawdę bezpieczny i kochany. Postanowił troszkę się pobawić i z udawaną
złością odwrócił się w stronę mężczyzny, by zaraz rozjaśnić się na widok
najcudowniejszego uśmiechu na świecie.
Nie
mógł nie odpowiedzieć własnym uśmiechem.
-
Czy ktoś już ci dzisiaj mówił, że jesteś naprawdę niemożliwy? – zapytał,
leniwie obejmując mężczyznę za szyję.
Cień
zmarszczył brwi w zastanowieniu.
-
Nie do końca. Twój brat, gdy pomagałem Kantarou namówić go, żeby zaczął młodego
uczyć jutsu, nazwał mnie upierdliwym. – zmarszczył zabawnie nos, na co Gaara zachichotał.
W
całej Sunnie było wiadomo, że jego budzący postrach kochanek, ma niezwykłą
słabość do pięcioletniego synka Kankuro, co malec wielokrotnie wykorzystywał,
owijając sobie blondyna wokół małego paluszka.
Rudzielec
zastanawiał się, czy dla córeczki Temari, która lada dzień miała przyjść na
świat, jego kochanek będzie równie opiekuńczy. Był tego równie pewien, jak
tego, że przy każdorazowej wizycie Shikamaru będzie podrzucał mu córeczkę,
byleby tylko nadrobić zaległości w spaniu.
No
Sabaku uśmiechnął się na myśl o swoim zastępcy całym ubrudzonym dziecięcą
kaszką i robiącym głupie miny, by nakłonić uparte dziecko do jedzenia.
Jęknął,
wracając do rzeczywistości, czując mokry pocałunek na szyi.
-
Odpłynąłeś gdzieś myślami. Wróć do mnie, potrzebuje cię. – delikatne wargi
musnęły jego ucho w czasie szeptu. Czuł na brzuchu podniecenie swojego kochanka
i aż jęknął z potrzeby. On również go chciał, bardzo. Spojrzał mu w oczy, a
widząc, że te pociemniały z pożądania, postanowił nie kazać mu dłużej czekać i wpił
się w jego pełne, jasne wargi, kosztując słodycz jego ust. Czuł jak jedna z
silnych dłoni zaciska się na jego pośladku, a giętki język toruje sobie drogę
do jego ust, żądając wpuszczenia… i uległości. Oddał się we władanie Cienia,
pozwalając mu dominować, ale tylko tu, w ich łóżku, w ich związku był stroną
uległą. Był stuprocentowym pasywem, pozwalającym swojemu mężczyźnie o siebie
zadbać. Wiedział, że on to zrobi, znał go, ufał mu. Poczuł, jak śliski od żelu
pod prysznic palec, wsuwa się między jego pośladki i zatacza powolne koła przy
jego wejściu, pieszcząc pomarszczoną skórę.
Z cichym okrzykiem wygiął plecy w łuk,
odrzucając głowę do tył i eksponując smukłą szyję, na której chwilę później
znalazły się usta blondyna.
Niestety
tą cudowną chwilę przerwało uporczywe pukanie do drzwi jego mieszkania.
-
Nie, nie teraz. – zaskomlał Gaara, mocniej przywierając do kochanka.
-
Mam nadzieje, że to coś n a p r a w d ę ważnego. – usłyszał w odpowiedzi
rozgniewany, stłumiony głos blondyna, gdy ten wychodził z łazienki zakładając
na twarz maskę i wiążąc ręcznik wokół wąskich bioder. Szedł sprawdzić co się
stało.
Rudzielec
westchnął i oparł się plecami o ścianę, po czym odskoczył od niej z sykiem,
czując niemiły kontakt rozpalonej skóry z zimnymi kafelkami. Usłyszał kroki i
spojrzał na wracającego mężczyznę. Po jego minie poznał, że na dziś to był koniec
ich pieszczot.
A
zapowiadał się tak cudowny wieczór…
-
Wybacz, skarbie, ale mamy czerwony alarm, przybyła wiadomość z Konohy z prośbą
o pomoc. – słowa blondyna jedynie potwierdziły jego przypuszczenia.
- A
zatem się zaczęło.
Ojej Naru? Naru I Sabaku? Niemożliwe :D Urocze <3.
OdpowiedzUsuń