Rozdział
18
Wpatrywał się w
szachownice, przeciągając następny ruch. Jeśli przesunie konia doprowadzi do
mata. A nie wiedział, czy powinien. Z jednej strony starszy mężczyzna nie był
głupi i wyłapałby, gdyby dał mu wygrać. Z drugiej strony dziadek Shane’a mógłby
się na niego obrazić, w przypadku przegranej. A Cole nie zamierzał robić sobie
ze staruszka wroga. Ten mężczyzna i siedząca w fotelu z robótką kobieta, byli
najważniejszymi ludźmi w życiu rudzielca. I jeśli zamierzał startować do
Shane’a, wolał mieć ich po swojej stronie, a przynajmniej zrobić wszystko, by
nie byli mu niechętni.
Poza tym zdążył ich bardzo
polubić.
Przeważnie cicha i spokojna
kobieta, po której Collen odziedziczył urodę, potrafiła być naprawdę
nieprzewidywalna, gdy coś nie szło po jej myśli. Była idealnie dobraną połówką
dla swojego męża – hałaśliwego, temperamentnego choleryka. Nie wierzył
Shane’owi, gdy ten mu opowiadał, że jego babcia rządzi w domu żelazną ręka. Nie
wierzył, do póki nie zobaczył na własne oczy, jak kobieta zmusiła męża do
przyniesienia drewna. Nie użyła siły, ani groźby. Wystarczyło, że na niego
ostrzej spojrzała. No i nie bardzo zrozumiał uwagę rudzielca o gonieniu kotów
sąsiadki, to musiał być jakiś rodzinny żart. Wtedy zrozumiał, że Shane się nie
mylił i pani Norton rzeczywiście trzymała męża pod pantoflem. Głowa rodu może i
przerażał swoją posturą i hałaśliwym sposobem bycia, pokazując swoją postawą,
że nikt mu nie podskoczy, ale prawda była taka, że truchlał jak dziecko, pod
lodowatym spojrzeniem małżonki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz