Witajcie kochani! Podrzucam wam kolejny rozdział Współlokatora. Miłego czytania i do następnego :)
- Cześć Harry - powiedział duszek, uśmiechając się promiennie, a w kącikach jego błękitnych oczu pojawiły się urocze zmarszczki. - Jestem Louis. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem mieszkało. - chłopak podał Harremu dłoń na przywitanie, którą ten odruchowo ujął. Zaskoczyło go to, jak niewielka była dłoń duszka w porównaniu z jego własną.
Chłopak przecisnął się obok loczka, nie zważając na jego zaskoczoną i zdezorientowaną minę. Dopiero po chwili Harry otrząsnął się na tyle, by ruszyć za nieznajomym chłopakiem - Louisem, poprawił się w myślach. Zastał go w salonie. Duszek krytycznym wzrokiem taksował pokój, co rusz kręcąc głową i cmokając z niesmakiem. I może Harry czułby się zawstydzony panującym bałaganem, gdyby nie fakt, że był niezadowolony z powodu niezapowiedzianego najazdu na jego własność. W dodatku przez osobę, którą widział pierwszy raz w życiu.
- Anne mówiła, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że aż tak. Mam nadzieję, że ogród jest w lepszym stanie, bo jak nie, to ja się na to nie piszę - powiedział duszek, a loczkowi nagle zapaliła się nad głową żarówka, gdy zrozumiał, a przynajmniej sądził, że wie, co sprowadzało do niego Louisa.
- Zaraz. Moja mama? Ona cię przysłała?
- No tak. - szatyn obrócił się w stronę Harrego i spojrzał na niego jak na jakąś fikcyjną istotę nie z tego świata, co było dość zabawne zważywszy, że to nie Styles miał na plecach olbrzymie, motyle skrzydła.
- W porządku. - Harry zamknął oczy i przeczesał palcami potargane loki, burząc je jeszcze bardziej. Westchnął, nadymając przed tym lekko policzki, nim ponownie otworzył oczy i zaczął mówić. - Wyjaśnijmy coś sobie. Nie wiem co powiedziała ci moja mama, ale ja nie potrzebuję nikogo do pomocy w sprzątaniu.
- Jestem tego pewny - prychnął kpiąco Louis i przejechał palcem po komodzie. Na opuszku została gruba warstwa szarego kurzu.
- Dobra - stęknął zrezygnowany Harry. - Może i potrzebuję, ale nie lubię, gdy ktoś wałęsa mi się po domu. Szanuję sobie swoją prywatność. Nie mówiąc już o tym, że każdy skrzat domowy, z jakim miałem do czynienia, doprowadzał mój ogród do ruiny.
- A czy ja ci wyglądam na domowego skrzata? - oburzył się Louis, przez co jego policzki nabrały różowego koloru, oczy niebezpiecznie się zmrużyły w wyrazie czystej złości, a skrzydła drgały nerwowo. - Dla twojej wiedzy, jestem duszkiem. Leśnym duszkiem dla uściślenia - fuknął urażony, marszcząc zabawnie nosek, który jak zauważył Harry był niewielki i słodki. Aż chciałoby się go ucałować tylko po to, by zobaczyć to jeszcze raz. Na co szybko spoliczkował się mentalnie. Faceci nie są uroczy. A już na pewno nie ci, co zwalali mu się niezaproszeni na głowę.
- Skoro jesteś leśnym duszkiem, to dlaczego chcesz mieszkać w moim domu? - Styles skrzyżował ręce na piersi, obdarzając Louisa podejrzliwym spojrzeniem. - Przyznaję, że opuściłem się ostatnio w porządkach, ale temu miejscu daleko jeszcze do dżungli, czy buszu.
- A co ty myślałeś, że mieszkamy na drzewach albo jaskiniach? To nie średniowiecze. Wiem co to elektryczność i kanalizacja. Potrafię bez niczyjej pomocy korzystać z toalety. A także o zgrozo! - duszek zrobił przerażoną minę i złapał się za policzki. - potrafię posługiwać się odkurzaczem, piekarnikiem i kuchenką mikrofalową. To cud, czyż nie?
Harry przewrócił oczami na wygłupy chłopaka. - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie .
- Potrzebuję miejsca, do którego mógłbym się przywiązać. - Louis spuścił głowę zawstydzony. Całe wcześniejsze rozbawienie i energia zdawała się z niego ulecieć, niczym z przekutego balona. Rumieńce na jego policzki przybrały na sile, a niewielkie dłonie nerwowo miętosiły brzeg koszulki, gniotąc ją niemiłosiernie.
- Mógłbyś jaśniej? - Harry zamrugał zaskoczony. Nie próbował nawet ukryć tego, że nie miał pojęcia, o czym chłopak mówił. Był w końcu tylko zielarzem. Botanikiem. Nigdy specjalnie nie interesowały go zwierzęta i istoty nadprzyrodzone. No może poza tymi, które mógł znaleźć w swoim ogrodzie A to i tak głównie po to, by sprawdzić, jaki wpływ mogą one mieć na jego drogocenne rośliny.
- Bo widzisz - Louis przygryzł dolą wargę. - każdy leśny duszek po ukończeniu osiemnastego roku życia, musi przywiązać się do ziemi, lasu, którym będzie się opiekował i czerpał z niego moc.
- A nie mógłbyś osiąść w tutejszym lesie?
- Nie może to być zwykła kępa trawy - fuknął chłopak, a ta mała psotna, kpiąca iskierka ponownie pojawiała się w jego niebieskich oczach. - Drzewa, rośliny, sama ziemia, którą mamy wziąć w opiekę, musi mieć w sobie choć pierwiastek magii. A ta wiązka badyli, o której mówisz, ma w sobie równie wiele magii, co twoje śmierdzące, znoszone skarpety, które tak nawiasem leżą na stole - wskazał w ich kierunku palcem, a na jego twarzy wymalowane było obrzydzenie. - co jest strasznie obrzydliwe. Aż boję się pomyśleć w jakim stanie jest reszta twojego domu.
Harry odchrząknął zakłopotany. Podrapał się po karku, uciekając spojrzeniem od przeszywających oczu Louisa. Czuł jak jego policzki i uszy czerwienieją z zawstydzenia.
- W takim razie w jaki sposób znajdujecie swoje domy? Nie sądzę by takich miejsc było zbyt wiele. - Harry wolał zmienić temat na bezpieczniejszy. Nie mówiąc o tym, że był tym szczerze zainteresowany. W końcu nie codziennie ma się możliwość rozmawiać z leśnym duszkiem o magii w roślinach.
- Masz rację. - przytaknął Louis ponownie posępniejąc. Koszulka w jego dłoniach była już tak mocno powykręcana i pognieciona, że czarodziej był pewny, że po tym dniu będzie się nadawała wyłącznie do wyrzucenia.
- Zazwyczaj młode duszki otrzymują pod opiekę fragment lasu, którym zajmują się ich rodzice.
- Dlaczego ty nie możesz tego zrobił? - zapytał zaciekawiony loczek.
Na to pytanie szatyn zamarł. Przygryzł dolną wargę tak mocno, że skóra wokół jego zębów pobielała. Spojrzał na Harrego błękitnymi, szklącymi się od łez oczami.
- Bo moi rodzice wyrzucili mnie z domu. - w jego głosie pobrzmiewały łzy, sprawiając, że serce loczka ścisnęło się boleśnie. Zrobiło mu się żal chłopaka. Zawsze był wrażliwy na cudzą krzywdę, zwłaszcza, gdy miał do czynienia z osobami młodymi i bezbronnymi.
- Dlaczego? - zapytał spokojnie i delikatnie, pozbywając się wcześniejszej złości i uprzedzenia. Był pewny, że dla duszka to był bardzo bolesny temat i nie chciał go bardziej zranić swoją nachalnością i niemiłym zachowaniem. I bez tego Louisowi musiało być ciężko. Bycie wykluczonym i wyrzuconym z domu, który był dla większości osób oznaką bezpieczeństwa... Harry nawet nie wyobrażał sobie, co nastolatek musiał czuć.
- Rodzice... - Louis spuścił głowę tak, że Styles nie mógł dojrzeć jego twarzy zza długiej grzywki. - Dowiedzieli się o tym, że jestem gejem.
Harry zamrugał zaskoczony tą nowiną. Jego usta same się rozchyliły i ułożyły w kształcie litery "o".
- Rozumiem, że ty też teraz mnie stąd wyrzucisz - mruknął niewyraźnie duszek. - Ok, sam trafię do drzwi. Miło było... - siąknał nosem i spróbował przecisnąć się koło loczka w drodze do wyjścia.
- Czekaj! - Harry położył dłoń na ramieniu szatyna, zatrzymując go i uciszając w połowie zdania. Odwrócił go w swoją stronę. Kątem oka dostrzegł łzy na policzkach duszka, a jego serce zmieniło się w jedną, wielka papkę. Myśl, że to on był powodem smutku tej, wbrew pozorom, bardzo delikatnej i wrażliwej istotki, ugodził go niczym nóż.
- Nie mówiłem o tym, że nie możesz zostać. - Louis spojrzał na niego opuchniętymi od płaczu oczami, w których czaił się smutek, a także nuta nadziei. Oczami, które były w najpiękniejszym kolorze błękitu, jaki Harry kiedykolwiek widział. Które były tak blisko, że mógł w nich zatonąć i szybować, niczym po bezkresnej piękności letniego nieba.
Harry odchrząknął, czując dziwny ucisk w piersi. - Cóż, ja... Przyznaję, że byłem trochę zaskoczony całą tą sytuacją, przez co mogłem być trochę niemiły. - podrapał się po karku w zakłopotaniu. - Zrozum, nie znam cię, a mama nic mi nie powiedziała i przez to ja, w ogóle... - zaczął się plątać, na co Louis uśmiechnął się delikatnie.
- Paplasz bez sensu, wiesz o tym?
Harry odetchnął z ulgą na powrót humoru duszka. Zdecydowanie wolał go w takim wydaniu.
- Tak, to u mnie normalne, gdy się denerwuję. - uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym swoje dołeczki w policzkach.
- Ale zgaduję, że ludzie ci to wybaczają z powodu twoich uroczych loczków i dziecięcych dołeczków. Poważnie Hazza, nie mógłbyś już być bardziej cukierkowy. - Louis przewrócił oczami.
Harry uśmiechnął się szerzej na nowe przezwisko. Postanowił się o to nie czepiać tak długo, jak duszek nie zacznie wymyślać mu jakiś głupich przydomków, jak miał w zwyczaju robić to Niall, jego kolega z Hogwartu, który po ukończeniu szkoły wrócił do Irlandii, gdzie osiadł wraz z żoną Barbarą, swoją szkolną miłością.
- W takim razie LouLou, może ja pokażę ci ogród, a ty wyjaśnisz mi na spokojnie, na czym miałaby polegać to twoje przywiązanie do ziemi?
- LouLou? Poważnie? Na nic lepszego cię nie stać? - prychnął duszek ponownie przewracając oczami. Harremu nie umknął jednak uśmiech czający się w kącikach jego ust, ani urocze zmarszczki w kącikach oczu.
- No chodź, Lou-Bear, bo zmienię zdanie.
- Lou... Co? - pisnął zaskoczony chłopak. - Nie! Nie możesz tak do mnie mówić! - krzyknął głośniej, a jego głos podskoczył o oktawę. - Nie pozwalam ci! - Harry uśmiechnął się nikczemnie na przerażoną, nowym przezwiskiem minę Louisa.
Nikt nie mówił, że Styles też nie mógł być dobry w te klocki.
Fajne :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lou, rodzic powinien wspierać swoje dziecko.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Dziękuję i również pozdrawiam :)
UsuńCudownie słodkie, nie też przydałby się taki duszek choć brudnych skarpet na stole nie trzymam, ale znalazłoby się parę drobiazgów:-)
OdpowiedzUsuńChyba większość z nas chciałoby takiego duszka :)
UsuńNie wiem czemu, ale jak czytałam fragment o przywiązywaniu się do ziem, to pomyślałam, że śmiesznie by było, jakby duszek przywiązał się do ogrodu Harrego, a tamten się wyprowadził... -_-
OdpowiedzUsuńWłącza mi się mały sadysta...
Oj, nie mogę się doczekać na to, co powiesz przy następnym rozdziale.
UsuńPozdrawiam.
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Luis, biedactwo ty moje, aż miałam ochotę go przytulić, i tak uroczo wyglądał, zwłaszcza wtedy jak miał tą koszule....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia