Niall i Zayn stali po obu stronach
Liama, uczepieni jego ramion. Cała trójka wpatrywała się z rozszerzonymi oczami
na zawartość pudełka, które trzymałem, tylko po to by zaraz spojrzeć na mnie i
na Louisa, który jako jedyny stał dalej. Chłopak opierał się ramieniem o
futrynę drzwi. Krzyżując ramiona na piersi obrzucał chłopaków wściekłym
spojrzeniem, które mieli głęboko w nosie zbyt zaabsorbowani moim znaleziskiem.
- Rany, serio on wygląda jak wy
dwaj – zaszczebiotał Niall wychylając się bardziej znad ramienia Payna. –
Musicie go zatrzymać.
- Lou? – spojrzałem na swojego
chłopaka wydymając wargi i układając je w dzióbek.
- Nic z tego Haroldzie. Absolutnie
się na to nie zgadzam. I nic nie wskórasz tym swoim proszącym wyrazem twarzy.
Powiedziałem nie i koniec.
Spuściłem wzrok na przemoczone,
kartonowe pudełko, w którym siedział szarobury kociak. Malec spojrzał na mnie
swoimi nietypowymi oczami. Nietypowymi, bo jedno z nich było jasnozielone, a
drugie błękitne.
- Lou-Lou. – wymruczałem.
- Nic z tego. Nie interesuje mnie
to, że ten sierściuch ma takie same oczy jak ty i ja. Nie możesz go zatrzymać
Hazz.
Ponownie spuściłem wzrok na
kociaka, który nie przestał mnie obserwować. Zamiauczał nawet cicho, gdy
zobaczył, że na niego patrzę.
- Louis może jednak…?
- Nie Liam. Jeśli teraz się zgodzę,
później przyprowadzi więcej bezdomnych zwierząt i zanim się obejrzę nie będę
mógł nawet usiąść bez obawy, że nie przygniotę dupą któregoś z tych pchlarzy.
- No, z takim zadkiem – zachichotał
Niall.
- Zamknij się Horan.
- Ale Louuuueh, spójrz na niego –
poprosiłem. – On jest taki ładny, słodki i bezradny. No spójrz. Musimy się nim
zaopiekować.
Wziąłem kociaka w rękę i przytrzymałem przy klatce piersiowej. Był
tak mały, że mieścił mi się w dłoni.
- Harry, odłóż go. On może mieć
pchły, wściekliznę czy inne paskudztwo. Nie wiadomo gdzie się szlajał.
- Ale Lou… - puściłem pudełko i
podrapałem kociaka wolną dłonią za uszkiem. Ten od razu zaczął mruczeć i się o
mnie ocierać. Uśmiechnąłem się, gdy otarł się o mój podbródek.
- Harry, kochanie…
- Boo-bear, proszę.
- Ja pierdzielę – jęknął szatyn i
potarł dłońmi twarz. – Ale jeśli zobaczę choć jednego, jednego kłaczka na moim ukochanym
swetrze lub ten wyliniały sierściuch nasika mi na moje nowe vansy…
- Tak! – krzyknął Niall, wyrzucając
ręce w górę. Cieszył się jakby to on miał zatrzymać kota, a nie my z Louisem.
- Dobra nasza! Trzeba by go jakoś
nazwać.
- To jest on czy ona? – spytał Zayn
przyglądając się kociakowi, który zwinął się na mojej piersi i zdawał się
przysnąć.
- Nie wiem – przyznałem. – Jest
chyba jeszcze zbyt mały, żeby to stwierdzić.
- To trzeba wymyślić imię, które
będzie pasowało do kotki i do kota, nie? – Niall wzruszył ramionami, po czym
klasnął w dłonie. – Wiem! Nazwiemy go Larry!
Niebieskie oczy blondyna zabłysły
niebezpiecznie. Nie chciałem się nawet zastanawiać o czym ten zwariowany Irlandczyk
myślał. Miałem tylko niemiłe przeczucie, że Shipperki Larrego Stylinsona
oszalałyby ze szczęścia na wieść o tym, że tak nazwaliśmy kota. W przeciwieństwie
do menagerów, którzy mieli skrócić nas za to o głowę.
- Zapomnij Horan. Ten kłębek futra
nie będzie nosił po mnie imienia. Nawet tego połowicznego.
- Louis ma trochę racji Niall, nie
możemy nazwać tak kota – wtrącił Liam, uciszając tym niezadowolonego blondyna.
Chłopak zdawał się oklapnąć. Gdyby był psem, jego uszy wisiałyby smętnie
zwieszone.
- Co wy na to, żeby nazwać go na
cześć zespołu? – zaproponował Malik.
- A co wy na to żeby się
odpierdolić i stąd zniknąć? To jest kot Harrego i mój. Nic wam do tego, jak go
nazwiemy.
- Oj, Tomlinson, już nie bądź taki.
Jeszcze chwilę temu go nawet nie chciałeś. A skoro wasza dwójka go zaadoptował,
to do nas – Niall wskazał na siebie,
Zayna i Liama – jego dobrych wujków należy nadanie mu imienia.
- Nie wkurwiaj mnie Horan.
- Tak, tak. – blondyn zamachał
dłonią w stronę Louisa jakby odganiał natrętną muchę.
Zagryzłem wargi i
spuściłem głowę, ukrywając uśmiech za włosami. Lou wyglądał na porządnie
wkurwionego. Gdyby zobaczył, że się śmieję, mógłby stracić panowanie nad sobą i
wywalić całą naszą piątkę z domu – wliczając w to kota. Spojrzałem ponownie na
kociaka. Maluch zwinął się w kłębek na mojej dłoni, wciskając pyszczek w moją pierś.
Był taki słodki.
- Ten kot zasłużył na porządne imię
i jako jego przyszły chrzestny ojciec zamierzam zadbać o to, żebyście nie
skrzywdzili go jakimś Ciapkiem, czy Puszkiem.
- Horan, cepie, to są psie imiona!
– krzyknął Lou wyrzucając ręce w górę. - Nie zamierzam nazywać mojego kota po
jakimś kundlu. Kot 1D będzie miał ładne, oryginalne imię.
1D. 1D. 1D.
Poderwałem głowę do góry.
- Nazwiemy go One D. – uśmiechnąłem
się szeroko, ciesząc się ze swojego geniuszu.
Chłopaki spojrzeli na mnie
zaskoczeni.
- No co? To dobre imię. Związane z
naszym zespołem. – spojrzałem na Zayna, który uśmiechnął się w odpowiedzi,
wyginając lekko kącik ust. – Poza tym jest oryginalne i nasze fanki je
pokochają. – tym razem spojrzałem na swojego chłopaka, który przyglądał mi się
ze zmarszczonymi brwiami.
Mars na czole Louisa szybko się
rozpogodził, zastąpiony przez czuły uśmiech. Nasze oczy się spotkały i już
wiedziałem, że Lou się zgadza.
- No, One D. witaj w swoim nowym
domu.
Biedny kotek.... 2 ojców i 3 wójków... I jak ma wyrosnąć na porządnego sierściucha mając ich wszystkich za wzór?!?!?!
OdpowiedzUsuńNiewykonalne. Zwłaszcza przy Niallu.
UsuńNo piękne imię, ale ni jak nie mogę wymyślić anime, może ktoś ogląda więcej niż ja.
OdpowiedzUsuńPewna osoba już zgadła, więc to nie może być takie trudne. Podpowiem, że to sportowe anime.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudowny tekst, biedny kotek, jak on ma wyrosnąć na porządnego sierściucha, przy takich opiekunach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia