Rozdział
7
Shane mruknął coś
niewyraźnie, przekręcając się na drugi bok, by móc dosięgnąć dzwoniącego
telefonu. Nie otwierając oczu, wyciągnął rękę i wymacał palcami hałasujące
ustrojstwo. Odebrał, nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Kimkolwiek jesteś lepiej
miej zajebiście dobry powód, by mnie budzić. – burknął do słuchawki.
Odpowiedział mu śmiech. W dodatku należał on do dobrze mu znanej osoby. –
Pieprz się Alan. – warknął, kończąc połączenie i odłożył komórkę na jej
poprzednie miejsce. Nie na długo, bo ta ponownie zaczęła dzwonić.
Tym razem odrzucił
połączenie i schował ten wymysł szatana pod poduszkę. Miał nadzieje, że
przyjaciel zrozumie aluzje i da mu spokojnie pospać.
Po chwili jednak telefon
ponownie zaczął dzwonić, co uświadomiło mu, że Sanders nie należał do osób szczególnie
lotnych. Albo należał do szczególnie upierdliwych.
Podniósł się do siadu i
przetarł zaspaną twarz.
- Kurwa, czego!? Całość ->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz