czwartek, 29 października 2015

Serce Cienia - Rozdział 5


Rozdział 5

 

Sasuke Uchiha siedział na gałęzi drzewa, z ukrycia obserwując poczynania ogarniętych szalem namiętności mężczyzn. Początkowe podekscytowanie i podniecenie, które odczuwał, kiedy blondyn ćwiczył, prezentując gibkość i zwinność swojego ciała, zmieniły się w wypalającą jego wnętrze zazdrość, gdy obserwował te pocałunki i czułości, jakimi obdarowywał Cień Gaarę. To uczucie jednak natychmiast znikło, gdy mężczyzna ściągnął maskę. Sasuke po raz pierwszy miał możliwość przyjrzeć się jego twarzy. Był to dość urodziwy mężczyzna o ostrych rysach i lekko szpiczastym podbródku. Jedyną skazą na jego twarzy była niewielka blizna przecinająca z lewej strony jego dolną wargę i podbródek. Jednak teraz, gdy przekonał się, jak naprawdę wygląda Cień, jakoś stracił nim zainteresowanie.

Nie rozumiał dlaczego. Przecież mężczyzna był atrakcyjny.

Czegoś wydawało mu się jednak brakować, a Sasuke mimo usilnych starań nie mógł zgadnąć co to takiego.

Dezaktywował sharingana i oparł się wygodnie plecami o pień drzewa, pocierając palcami zmęczone oczy. Jakoś stracił zainteresowanie oglądaniem odbywającego się pod jego nosem przedstawieniem. Zresztą nie był podglądaczem. No chyba, że chodziło o Naruto, tego młotka mógł niegdyś stale obserwować.

Uśmiechnął się kącikiem ust na myśl, jak niegdyś przypadkiem podejrzał blondyna pod prysznicem, a ten przyłapawszy go na gorącym uczynku, wyskoczył za nim przez okno i zaczął go gonić po dachach pobliskich domów ubrany wyłącznie w ręcznik, wyzywając go od zboczeńców i zbereźników.

Ach ten Naruto i te jego szalone pomysły.

Naruto.

Oczy Sasuke rozszerzyły się w zaskoczeniu, gdy zdał sobie sprawę, czego brakowało mu w tym blondwłosym, postawnym mężczyźnie. To były lisie blizny na jego policzkach.

A raczej ich brak.

Zaklął szpetnie, odgarniając z oczu ciemne włosy.

Czyżby gdzieś w głębi serca miał nadzieje, że tym facetem jest Uzumaki i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy? No tak, mężczyzna miał błękitne oczy i blond włosy, co prawda nie takie same, jak Naruto w czasie, gdy widzieli się po raz ostatni i był od niego dużo wyższy i postawniejszy, ale przecież od tamtego czasu minęły lata. Młotek mógł się bardzo zmienić. Jednak te blizny na pewno by nie zniknęły.

- Cholera. – wysyczał przez zęby, uderzając tyłem głowy o pień drzewa. – Czy to nigdy się nie skończy? Czy nigdy się od tego nie uwolnię? – przeczesał palcami włosy, zaciskając na nich pięść, ciągnąc boleśnie za kruczoczarne pasma. – Naruto, gdzie jesteś?– czuł napływające do oczu łzy.

Tak bardzo chciałby cofnąć czas…

Miałby go teraz dla siebie, nawet jeśli nie jako kochanka, to jako przyjaciela. To i tak byłoby dużo lepsze od tej ziejącej w sercu pustki, jaka powstał po stracie przyjaciela. Nic nie mogło jej zapełnić. Tak, jak nic nie mogło powstrzymać nocnych koszmarów, jakie często go nawiedzały.

Widział w nich śmierć Naruto.

Za jednym razem widział, jak blondyn umiera z głodu, innym jak trafia w pułapkę jakiś zbirów, którzy go okaleczają – tnąc i przeszywając kunajem jego ciało tak długo, aż w Naruto nie pozostaje nawet iskra życia. Najczęściej jednak widział, jak Uzumaki trafia w ręce Akatsuki, jak oni go torturują, a następnie siłą wyciągają z niego Kyuubiego. Słyszał jego płacz, czuł zapach krwi. Widział jak jego piękne, błękitne oczy stają się coraz bardziej puste i zimne, pozbawione życia. A te jego cudownie pełne, zachęcające do pocałunków, różowe wargi teraz pokryte sączącą się z ust krwią układają się w jedno słowo. Słowo, którego nie ma już siły wymówić.

Jest to imię.

Jego imię.

Sasuke.

Sasuke…

Sasuke…

- Panie Sasuke Uchiha. – usłyszał cichy głos i poczuł, jak ktoś trąca stopą jego łydkę.

Otrząsnął się błyskawicznie, przeklinając się w myślach za nieuwagę, która mogła go kosztować życie, zwłaszcza, że znajdowali się w czasie wojny.

Podniósł wzrok.

Przed nim, na tej samej gałęzi, stał drobny mężczyzna w prostokątnych okularach o grubych oprawkach, które wydawały się ogromne przy jego szczupłej twarzy. Ubrany był w ciemny, rozpięty płaszcz, czarne spodnie i białą koszule z wysokim kołnierzem. Pod pachą trzymał nieodzowną teczkę. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Patrzył na niego, jak na ciekawy okaz robaka, co go strasznie irytowało.

- Co chcesz? – warknął do mężczyzny, a może chłopaka. Sam już nie był pewny ile stojący przed nim facet miał lat. Choć wątpił to, że Kazekage był tak głupi i zatrudnił na stanowisko sekretarza jakiegoś niekompetentnego dzieciaka.

- Pytałem, co pan tu robi. Niebezpiecznie jest się poruszać po lesie w pojedynkę, zwłaszcza w środku nocy.

- Nie twoja sprawa. – skrzyżował ramiona na piersi, odwracając wzrok. Przecież nie powie mu prawdy, że podglądał jego przełożonych.

- Wygląda pan na przygnębionego.

- Mógłbyś się odczepić? Idź stąd. Chciałbym pobyć chwilę sam, w ciszy.– ponownie warknął, pozwalając by w jego oczach pojawił się sharingan. Chłopak jednak w ogóle się go nie zląkł. Jego twarz nadal była całkowicie obojętna.

- Może chciałby pan z kimś porozmawiać? To pomaga.

W Sasuke aż się zagotowało. Nie rozumiał, jak można być tak bezczelnym. Już otwierał usta by uraczyć młokosa niecenzuralną gadką o tym, gdzie może sobie te bzdury wsadzić, gdy napotkał spojrzenie najpiękniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widział. Z powodu ciemności nie potrafił dokładnie zidentyfikować ich koloru, ale takich dużych, ekspresyjnych oczu już dawno nie widział. One w przeciwieństwie do twarzy młodzieńca były pełne niewypowiedzianych uczuć. Dojrzał w nich najprawdziwszą troskę. Jednak to nie było wszystko, te oczy były przepełnione smutkiem i samotnością.

Czymś, co tak doskonale znał z doświadczenia.

Może to właśnie przez nie, ogień wściekłości w jego wnętrzu wygasł?

Nie wiedział.

- Słuchaj… - zaciął się, zdając sobie sprawy, że nie pamięta jego imienia. Zmarszczył brwi w zamyśleniu. To nie było w jego stylu, żeby o czymś zapominać. Ale to by oznaczało, że Kazekage zapomniał im przedstawić swojego sekretarza, a to przecież niemożliwe.

Chyba, że zrobił to umyślnie.

- Maki. Wszyscy do mnie mówią Maki.

- Słuchaj Maki… To bardzo miłe z twojej strony, że chcesz mi pomóc, ale widzisz… Ja nie jestem pewien, czy… Po prostu nie jestem wstanie o tym mówić, jasne? Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałem z kimś otwarcie, że nie wiem, czy dałbym radę przestać mówić, kiedy już zacznę… - na jego twarz wypłynął cień uśmiechu.

- Nie ma problemu. Jestem dobrym słuchaczem i chętnie cię wysłucham, jeśli to ci pomoże.

- Nie wiem dlaczego, ale czuję, że mogę ci ufać. – na jego słowa, młodzieniec lekko się zarumienił, odwracając wzrok. To było nawet urocze. – Jednak nie rozumiem dlaczego chcesz to zrobić, przecież wcale się nie znamy.

- Sam nie wiem. Może dlatego, że kiedyś ktoś uczynił to samo dla mnie, gdy tego potrzebowałem. – wzruszył szczupłymi ramionami. Z ich lewej strony, znad jeziora zaczęły dochodzić głośne jęki, wzdychanie i krzyki przyjemności.

Twarz Sasuke i Makiego momentalnie pokryły się szkarłatem.

- Sądzę, że powinniśmy stąd iść. – powiedział zakłopotany blondyn.

- Tak, ja też tak sądzę.

 

~***~

 

Sasuke siedział okrakiem na krześle, opierając przedramiona na jego  oparciu. Znajdowali się w kuchni, w jego rodzinnej rezydencji. Czuł się niecodziennie rozluźniony rozmową o błahostkach i wypitym alkoholem.

- … a wtedy właśnie… - Maki opowiadał jakąś historię, której on przestał słuchać już parę ładnych minut temu. Przyglądał się jedynie młodzieńcowi i temu jak bardzo się zmienił po paru łykach sake. Jego opanowana, obojętna postawa zniknęła. Blondyn był pełen emocji, chichotał rozbawiony wydarzeniami z przeszłości, którymi raczyli siebie nawzajem. Brakowało mu kogoś takiego. Osoby, z którą mógłby porozmawiać o największych błahostkach, która wnosiłaby do jego życia odrobinę słońca.

Jak Naruto.

- On był moim słońcem. – powiedział szeptem.

- Słucham? – zapytał zaskoczony błękitnowłosy, przerywając w połowie słowa.

- On był moim słońcem. – powtórzył – Jednak on nigdy się o tym nie dowiedział. Nie powiedziałem mu. – w jego oczach zebrały się łzy, by zaraz popłynąć, znacząc mokrymi śladami zarumienione od alkoholu policzki. – Kochałem go. Kochałem jego uśmiech, włosy koloru dojrzałej pszenicy i oczy równie niebieskie, co bezchmurne niebo w letni dzień. Kochałem go całego. Tę jego durnowate wygłupy, nadpobudliwość i nieustanną gadaninę też. Więc dlaczego byłem taki głupi i mu o tym nie powiedziałem!? – zaszlochał głośno – Dlaczego byłem taki głupi i opuściłem go, gdy najbardziej mnie potrzebował? Dlaczego zrozumiałem, że był dla mnie wszystkim, dopiero wtedy, gdy go utraciłem? – ukrył twarz w rękawie koszuli, nie przestając płakać.

- Może to tylko przejściowe – poczuł rękę na ramieniu. Podniósł głowę by zaraz napotkać spojrzenie wspaniałych błękitnych oczu. Oczu, które były przepełnione smutkiem i troską. To przez niego. Nie zasłużył na to. – Może wkrótce znajdziesz inny obiekt westchnień? Rozumiem, że uważasz Misakiego za kogoś wyjątkowego, ale on naprawdę kocha Gaarę i…

- O czym ty bredzisz? Nie chodzi mi o Cienia. – warknął rozdrażniony.

- Nie o nim? – młodzieniec zamrugał zaskoczony. – W takim razie o kim? Czy to nie jego właśnie podglądałeś w lesie?

- Myślałem, że on jest nim.

- Wybacz, ale nie rozumiem. – westchnął, bezradnie rozkładając ręce.

- Myślałem, że on jest tym, który mnie opuścił.

- Ktoś ci bliski niedawno umarł?

- Nie, nie umarł. Mam taką nadzieje. Jeśli on nie żyje, to moje życie przestało mieć sens. Miałem nadzieje, go odnaleźć, ale to tak jakby szukać igły w stogu siana. Wszystkie tropy się urywały, nieważne ile razy próbowałem. Gdybym nie był tak głupi i powiedział mu prawdę, zamiast z niego szydzić, zapewne zostałby ze mną. Co z tego, że byłby tylko przyjacielem. Byłby ze mną. – znowu zaczął szlochać. – Tak bardzo cię kocham mój słodki Naruto. Moje małe kochanie. Naruto. Naruto. Naruto. – zaczął powtarzać jego imię niczym mantrę.

 

***

 

Błękitnowłosy młodzieniec stał nad płaczącym brunetem, nie mogąc wyjść z zaskoczenia. W życiu by nie pomyślał, że Sasuke zakocha się w Uzumakim. Przecież młody Uchiha niejednokrotnie dawał blondynowi do zrozumienia, że jest dla niego nikim. Czy to możliwe, że ta niechęć jaką do niego żywił, te nieustanne drwiny i upokorzenia były jedynie zasłoną dymną dla prawdziwych uczuć, jakie do niego żywił. Nie mógł w to uwierzyć. Musiał przeanalizować to, czego się dowiedział i porozmawiać o tym z Gaarą i Misakim.

Ponownie spojrzał na bruneta, który zaczynał przysypiać z policzkiem przyciśniętym do oparcia krzesła. Nawet przez sen nie przestawał mamrotać imienia nosiciela dziewięcioogoniastego.

- No, kolego, koniec picia. Nie możesz tu spać. – szturchnął go w ramie. Zero reakcji.

- Ej, Uchiha, mówię do ciebie. – znowu nic.

- Błagam, nie rób mi tego. – rozejrzał się dookoła na próżno szukając pomocy. Poza nimi dwoma, w rezydencji klanu Uchiha nie było żywego ducha. – I jak ja mam cię zataszczyć do łóżka? Nie mogę przecież cię tu zostawić.

Westchnął zrezygnowany i podniósł Sasuke, przerzucając go sobie przez ramie. Jęknął z wysiłku, czując jak nogi zaczynają mu drżeć pod wpływem ciężaru. Brunet był od niego o półtorej głowy cięższy i o dobre dwadzieścia kilo cięższy. Ruszył powoli, chwiejnym krokiem w poszukiwanie najbliższej sypialni, wyrzucając sobie w głowie swoją głupotę. Był stanowczo za miękki. Mógł go tam po prostu zostawić, ale nie, on musiał być mięczakiem i pozwolić żeby ten przeraźliwy smutek, który ujrzał w lesie, w oczach tego młodego jonina go wzruszył. I co teraz z tego miał? Wlókł z sobą pijanego jak bela – a wypili przecież zaledwie pół butelki sake - faceta, który nie przestawał powtarzać imienia ukochanego. A już myślał, że nic gorszego poza słuchaniem miłosnych uniesień swoich przywódców, go już dzisiaj nie spotka. Jak widać się mylił.

W końcu wszedł do pokoju, który najprawdopodobniej był sypialnią Sasuke. Położył mężczyznę na łóżku. Po chwili namysłu ściągnął mu buty, postanawiając pozostawić resztę odzieży w spokoju, bo znając jego szczęście, brunet by się obudził i uderzył go, myśląc, że się do niego dobiera. Przykrył go grubą, śnieżnobiałą kołdrą i okręcił się na pięcie, chcąc opuścić pokój, a następnie samą posiadłość, gdy coś pomarańczowego po lewej przykuło jego wzrok. W uchylonych drzwiach szafy ujrzał wystający fragment bluzy, a dokładniej swetra.

Od kiedy to Sasuke Uchiha, zwany mrocznym księciem nosi pomarańczowe swetry?

Podszedł bliżej, żeby przyjrzeć się ciekawemu znalezisku.

Jego oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, gdy rozpoznał to ubranie. Ten sweter wcale nie należał do śpiącego bruneta, należał do Naruto.

A zatem Sasuke mówił prawdę. To nie był jakiś tam pijacki bełkot. To była najprawdziwsza prawda.

Uchiha był zakochany w Uzumakim.

Otrząsnął się szybko z tych myśli i zaczął szukać w pokoju innych rzeczy, które by to potwierdzały. Jednak poza wspólnym zdjęciem drużyny siódmej i wcześniej znalezionym swetrem, nie odnalazł niczego.

- Niewiele. – mruknął sam do siebie.

Nasunęły mu się tylko dwa rozwiązania. Albo to był czysty przypadek, albo Sasuke nie mógł odnaleźć nic więcej, co przypominałoby mu ukochanego.

To było smutne.

Przez tyle lat tak bardzo kogoś kochać i utracić tą osobę, nie powiedziawszy jej uprzednio, co się do niej czuje.

O tak, to naprawdę przykre.

Sam wiedział jak bardzo, bo sam to kiedyś przeżył.

Dlatego rozumiał Uchihę. Rozumiał  go jak nikt inny. Zapewne dlatego tak dobrze im się rozmawiało. Obaj nosili pustki w sercach. Może to właśnie dzięki sobie nawzajem uda im się je zapełnić?

Miał taką nadzieję.

Uśmiechnął się z czułością, widząc jak brunet wtulił się w poduszkę. Pogrążony we śnie, z tymi potarganymi włosami, rozchylonymi ustami i delikatnym rumieńcem, wyglądał na takiego słodkiego i bezbronnego. Aż trudno było uwierzyć, że miał przed sobą najpotężniejszego shinobi Wioski Liścia.

Cóż, tak bywa.

Czasami ktoś o potężnej sile mógł wyglądać naprawdę niepozornie.

Serce Cienia - Rozdział 4


Rozdział 4

 

- Widzisz wielebna… – zaczął spokojnym, obojętnym głosem – Nie sądzę, żeby moje życie prywatne powinno interesować któregokolwiek z Kage. – na jego ustach pojawił się szatański uśmiech, który widocznie zdezorientował Tsunade.

Kankuro ukrył drżące usta za dłonią, powstrzymując śmiech. Jego starszy brat zapewne domyślał się, co kombinuje. To nie było dla niego zaskoczeniem, znali się przecież nie od dziś.

- Poza tym moja druga połówka sama sobie wyrobiła imię, nie potrzebuje przedstawienia. Prawda, skarbie? – dodał milszym głosem, wyciągając dłoń w kierunku Cienia, który podszedł do niego, poruszając się z płynnie i z gracją, niczym kot. Czule ujął jego niewielką, jasną dłoń w swoją dłużą i o znacznie ciemniejszym odcieniu. Blondyn skłonił się lekko, z szacunkiem należnym przywódcy wioski, po czym złożył na jego palcach delikatny niczym skrzydła motyla pocałunek, który odczuł pomimo zakrywającej twarz maski.

- Zgadza się, mężu.

W pomieszczeniu zapanował chaos.

Tsunade zakrztusiła się herbatą, przez co jej twarz zrobiła się czerwona, a następnie zaczęła sinieć, gdy nie mogła złapać tchu.

Przerażony Umino starał się pomóc Hokage odzyskać oddech, podnosząc ja z krzesła i ściskając pod wydatnym biustem.

Haruno miała minę, jakby zjadła coś nieświeżego.

Twarz Hyugi pokrył szkarłatny rumieniec, gdy błądził zdezorientowanym spojrzeniem pomiędzy Gaarą, a jego mężem.

Uchiha, Nara oraz jego sekretarz jako jedyni wyglądali na całkowicie niewzruszonych zaistniałą sytuacją.

Natomiast Kankuro, Kakashi i jego małżonek śmiali się otwarcie, przyglądając się reakcji otoczenia.

Wcale im się nie dziwił, sam miał ochotę się roześmiać. Nie pozwalała mu na to jednak jego pozycja. Pozwolił jednak sobie na delikatny, ciepły uśmiech, którego wypłynięcia na twarz nie potrafił opanować i to tylko dlatego, że widział, jak jego mąż tak otwarcie się śmieje.

Cieszył się, że blondyn wyluzował, bał się jak wpłynie na niego przyjazd do Konohy.

- Jakie to wszystko upierdliwe. – spuentował Shikamaru, całkowicie nieprzejęty tym, że mało brakowało, a Hokage wyzionęłaby ducha tuż przed jego nosem.

 

Sasuke czuł się poirytowany. Nie rozumiał dlaczego, gdy spodobał mu się jakiś mężczyzna, sprawa okazywała się przegrana. Najpierw Naruto, który ich opuścił zanim miał szanse na wyznanie mu swoich uczuć, a teraz ten mężczyzna. Nie był w nim co prawda zakochany, ale po raz pierwszy od lat, zainteresował się w ten sposób drugą osobą. I po co? By dowiedzieć się, że facet nie tylko był legendarnym shinobi zwanym powszechnie jako Cień, ale posiadał również męża, który sam był nie byle kim. Nie za bardzo miał jak konkurować z Kazekage.

Byli małżeństwem.

Sprawa zamknięta.

Pomimo tego, że Uchiha uważany był powszechnie za egoistycznego dupka, miał wielki szacunek do sakramentu małżeństwa.

Rozumiał, że nie zawsze ludzie pobierają się z miłości, często robią to z powodu korzyści materialnych, koneksji rodzinnych lub innych powodów. Wcale nie muszą być w sobie zakochani.

Gdyby tak to wyglądało w tym przypadku, z pewnością rozważyłby swoje szanse. Problem polegał jednak na tym, że obaj mężczyźni b y l i w sobie zakochani. Poznał to po sposobie w jaki na siebie patrzyli, jak się do siebie odnosili i jak się traktowali.

Przeciętny obserwator może i by tego nie dostrzegł, ale on to potrafił, wiedział na co patrzeć. Te przelotne uśmiechy, ciepłe błyski w oczach, gdy ukradkowo na siebie spoglądali i te niby to przypadkowe dotknięcia.

To nie było wymyślone na poczekaniu kłamstwo, by ich zirytować, lecz prawdziwe uczucie.

Blondyn stanął obok sekretarza, za fotelem swojego męża, górując swoją potężną postacią nad drobnym ciałem Kazekage, niewerbalnie dając innym do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek spróbuje zaszkodzić rudzielcowi, będzie miał z nim do czynienia.

Wszyscy zrozumieli przekaz.

 

- Czy… czy mógłbyś powtórzyć? – zapytała Tsunade zachrypniętym od kaszlu głosem, ocierając łzy.

Gaara westchnął głośno.

- Ten wielki facet – wskazał ruchem głowy na kochanka – zwany powszechnie Cieniem jest nie tylko znanym w całym Kraju Ognia shinobi i moją prawą ręką. Od przeszło czterech miesięcy jest również moim mężem. – Gaara z satysfakcją patrzył po twarzach zebranych.

- No, wcale się nie dziwie, że nie potrzebujesz już swojej prawej ręki, lewej jak sądzę też nie. Mając takiego faceta... – zachichotał Kakashi.

- Nie rozumiem co ma jedno z drugim wspólnego? – dociekała Sakura, marszcząc brwi.

- Jak to co? Nosi taką samą maskę, jak ja, czyli musi być świetny w łóżku, co nie? – ponownie zachichotał.

Twarz Haruno oblała się rumieńcem, gdy różowo włosa dziewczyna zrozumiała co miał namyśli jej stary mistrz.

- Twoja dedukcja Hatake czasem naprawdę mnie zadziwia. – Iruka szybko uciszył kochanka mocnym uderzeniem w tył głowy.

- Ałłłł… To bolało. Jak mogłeś? Już mnie nie kochasz? – zapytał płaczliwym głosem srebrnowłosy jonin, teatralnie pociągając nosem i ukrywając twarz w rękawie bluzy.

Twarz Umino pokryła się krwistoczerwonym rumieńcem.

- Oczywiście, że cię kocham głupku. Proszę cię, czy mógłbyś…

- Ha! Wiedziałem! – Hatake cały rozpromieniony uwiesił się na ramionach kochanka. – Delfinek kocha swojego Kakashiego. A wiesz, że w ostatniej książce, którą czytałem, wspominali o takiej pozycji, której jeszcze nie praktykowaliśmy. Może dzisiaj w nocy moglibyśmy…

BUM!

Jonin leżał plackiem na ziemi z guzem, który już zaczynał się formować na czubku jego głowy. Nad nim stał zgarbiony Iruka, którego twarz przypominała dojrzałego buraka, a z uszu niemal można było dostrzec buchające kłęby pary.

Rudzielec usłyszał cichy chichot dobiegający zza jego pleców. Zerknął tam ukradkiem.

Jego drogi sekretarz i ukochany małżonek byli widocznie rozbawieni zaistniałą sytuacją, czego u tego drugiego nie można było zobaczyć zza czarnej maski, ale on już nauczył się rozpoznawać jego nastrój po oczach. One nigdy nie kłamały. W tym momencie były ciepłe i jasne niczym letnie niebo.

- Ekhem… – chrząknięcie Tsunade skierowało na nią całą uwagę otoczenia. – W takim razie muszę ci, wam – sprostowała szybko – pogratulować. Mam rozumieć, że życzenie wam wielu dzieci, nie będzie miało większego sensu, prawda? – zapytała z psotnym uśmiechem.

- Nie, raczej nie. – odpowiedział spokojnie Gaara, nie pozwalając sobie na zakłopotanie. Co prawda on i jego mąż bardzo chcieliby mieć w przyszłości dziecko i niejednokrotnie rozmawiali już o adopcji lub wynajęciu kobiety do urodzenia im dziecka. Nie zamierzał jednak dzielić się tymi rewelacjami z osobami postronnymi. A przynajmniej do czasu, aż cała sprawa nie stanie się faktem i nie będą ojcami jakiegoś chłopca lub dziewczynki. Mieli jednak na to jeszcze czas.

- A skąd wiesz braciszku? Może jesteś w ciąży, badałeś się ostatnio? Założę się, że to przez to masz takie zmienne nastroje.– zachichotał Kankuro.

Kazekage spojrzał na swojego brata z mordem w oczach. W myślach obiecywał mu wiele dni piekielnej męki i bezwzględnych tortur na niekończących się treningach i misjach. Już on się o to postara. Albo jeszcze lepiej! Usadzi go za biurkiem na dwa tygodnie. Kankuro nienawidził czytać i spisywać raportów. To będzie dla niego dostateczna kara.

Przecież nie chciał żeby wszyscy wiedzieli, że to on w tym związku jest stroną uległą. Co z tego, że jest dużo drobniejszy od swojego męża. Mogli się zmieniać! Nie życzył sobie by sprowadzać go do roli kobiety.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to zarówno ja jak i Gaara jesteśmy mężczyznami. – cedził przez zęby Cień. – A jeśli jeszcze raz obrazisz mojego męża, twój brat, czy nie, to tak ci przyłożę, że będą cię zeskrobywać ze ściany. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno? – blondyn patrzył ostrzegawczo na szwagra. Ten szybko przytaknął widząc, że oczy blondyna zaczynają ciemnieć, a źrenice zwężać się niebezpiecznie.

 

Zrozumiał, że posunął się za daleko. Jego młodszy braciszek był przewrażliwiony na punkcie swojego miejsca w małżeństwie. Mimo, że większość osób wiedziała, że to on jest uke w ich związku i w pełni akceptowała ten fakt, jego brat widział w tym duży problem. W końcu jak to wyglądało na zewnątrz? Kazekage, który komuś ulega mógł być uważany za słabego. Kankuro i inni z ich znajomych widzieli to jednak inaczej. Gaara oddawał się swojemu mężowi, mężczyźnie którego kochał ponad wszystko, któremu bezgranicznie ufał. Mężczyźnie, który prawdopodobnie przewyższał siłą ich dwóch razem wziętych.

Dla nich to było w porządku.

Z czasem jego brat na pewno to zrozumie.

Gaara uśmiechnął się ciepło do męża. Zawsze mógł na niego liczyć.

- Może jak się będą dużo starać, to im się uda. – dobiegł ich cichy śmiech nadal leżącego na ziemi srebrnowłosego jonina. Mężczyzna zaczął się powoli podnosić na rękach

- Jeszcze ci mało? – zapytał Iruka, pochylając się nad Hatake, na co ten całkiem oklapł, udając nieprzytomnego.

- Jeśliby to zależało od ilości odbytych stosunków, to wasza dwójka już dawno powinna się przeprowadzić do większego domu z powodu braku miejsca dla dzieci. – parsknęła Tsunade, zaplatając ręce na piersi.

- A widzisz, delfinku, mówiłem ci żebyś nie łykał tych tabletek. Teraz mielibyśmy słodkie bobaski z moimi srebrnymi włosami i twoim ślicznym noskiem. Ty nauczyłbyś je pisać raporty, a ja stosować śmiertelne techniki.

- Ta, ja też tak myślałem, a skończyłoby się na zmiennych nastrojach, nudnościach, kosmicznych zachciankach i całkowitym brakiem seksu przez kilka miesięcy. – wtrącił od niechcenia Shikamaru, przysypiając na swoim miejscu pod ścianą.

Doprawdy ten człowiek potrafił zasnąć chyba w każdym miejscu i w każdej pozycji. Jak widać potrafił to nawet na stojąco.

- Tak, tak, do tego zmienianie pieluch, karmienie, usypianie, brak snu po nocach z powodu kolek i ząbkowania. – dodał Kankuro tonem znawcy, wspominając czasy, gdy jego synek był jeszcze małym berbeciem.

Kakashi momentalnie się poderwał.

- Iruka, powiedz mi, że nie jesteś w ciąży. – poprosił przerażonym głosem, chwytając zaskoczonego Umino na przedramiona.

- A wiesz, ostatnio jakoś tak dziwnie się czuje. Mam ochotę jeść naprawdę dziwne rzeczy, na przykład kiszone ogórki z czekoladą albo rybę z dżemem i czekoladą. – powiedział chunin zamyślonym głosem, pocierając palcem naznaczony podłużną blizną nos.

- Iruka… - głos srebrnowłosego jonina stał się nienaturalnie wysoki, wręcz piskliwy, a niezasłonięte przepaską ciemne oko rozszerzyło się z przerażenia.

- Nie jestem w ciąży, idioto. Mężczyźni n i e  m o g ą urodzić dzieci. – odpowiedział spokojnie, cedząc słowa, trzymając w dłoniach twarz ukochanego. Czasami naprawdę nie rozumiał, jak to się stało, że zakochał się w takim półgłówku.

Miłość naprawdę musiała być ślepa.

 

~***~

 

Gaara siedział na dużym, płaskim głazie, o który oparł swój nieodzowny dzban z piaskiem. Był prawie środek nocy, a on wraz z Cieniem przyszli nad jezioro, by jego mąż mógł chwilę potrenować, rozciągając w ten sposób zastałe mięśnie i pozbywając się nagromadzonej długim czekaniem na atak, nadwyżki energii. Minął już drugi dzień odkąd przybyli do Konohy. Jak dotąd nie znaleźli nawet śladu Akatsuki. Zniecierpliwieni shinobi stawali się coraz bardziej agresywni, co samo w sobie nie byłoby dużym problemem, gdyby nie to, że zaczęli zaczepiać i prowokować siebie nawzajem, co prowadziło do bójek, a na to nie mogli sobie pozwolić. Gaara wraz ze swoim zastępcą i sekretarzem mieli pełne ręce roboty z zażegnywaniem sporów i znajdowaniem zadań dla znudzonych wojowników. To była ich pierwsza wolna chwila od dłuższego czasu i nie dziwił się, że jego małżonek potrzebuje rozładować nagromadzoną przez ostatnie dni negatywną energię.

On sam przez te lata, odkąd stał się Kazekage, przyzwyczaił się do takich sytuacji i nie reagował tak, jak jego kochanek. Zamiast tego wystarczała mu chwila ciszy i spokoju. Dlatego przyszedł tu wraz ze swoim partnerem i przyglądał się teraz uważnie jak ten trenuje. Uwielbiał to robić. Siedzieć i patrzeć, jak jego ukochany ćwiczy. Nie tylko dlatego, że Cień był doskonałym ninja i oglądanie jego płynnych, pełnych gracji i harmonii ruchów było naprawdę zachwycające dla obserwatora. Jego kochanek ćwiczył bez koszulki, a Gaara nigdy nie przegapiał okazji, by popatrzeć na dobrze zbudowane, seksowne ciało męża. Jego opaloną skórę, pod którą przy każdym ruchu, poruszały się dobrze zarysowane mięśnie.

Przebiegł wzrokiem po jego nagich, silnych ramionach, szerokiej, pozbawionej włosów piersi, umięśnionym brzuchu i plecach, na których pojawiła się błyszcząca warstwa potu. Oblizał usta, zatrzymując spojrzenie na biegnącym od pępka pasku jasnych włosków, który znikał pod paskiem spodni blondyna, kończąc się…

Jęknął na wyobrażenie męskości małżonka.

Cień zatrzymał się w połowie ruchu, oglądając się na rudzielca z podniesioną w niemym pytaniu brwią. Uśmiechnął się zza maski, widząc malujący się na twarzy małżonka rumieniec, który był wstanie dostrzec pomimo panujący dookoła ciemności, którą rozświetlały jedynie gwiazdy i rogal księżyca. Podszedł do niego powoli, nie odrywając spojrzenia od jego jasnych, zielonych oczu podkreślonych czarną kredką.

- Czyżbyś zauważył, coś co cię zainteresowało? – zapytał blondyn, pochylając się nad Gaarą, opierając dłonie po jego bokach.

- Nie, nie, skądże znowu. Po prostu rozmyślam. – rudzielec uśmiechnął się niewinnie, czując się lekko przytłoczony potężnym ciałem mężczyzny. Przy nim wydawał się taki drobny.

- O kimś szczególnym?

- O takim jednym bądź dwóch. – odparł, udając obojętność. Uwielbiał tą zabawę. Niejednokrotnie prowadziła ona do naprawdę gorącej nocy. I nie miał tu namyśli temperatury otoczenia, choć był pewien, że za ich sprawą podnosiła się o kilka ładnych stopni.

- Czuje się zazdrosny. Nie lubię, gdy myślisz o innych mężczyznach. – powiedział Cień z niebezpiecznym błyskiem w oczach.

- Hm… W takim razie, chyba powinieneś zrobić coś, żeby wybić mi ich z głowy, prawda? – zatrzepotał zalotnie rzęsami, co zawsze rozbawiało jego męża. I tym razem wzbudził tym jego cichy chichot.

- Tak, sądzę, że to dobry pomysł. Nie mogę w końcu pozwolić, żeby moje cudowne maleństwo oglądało się za innymi facetami. – zahaczył palcem za brzeg maski, ściągając ją poniżej pełnych ust, którymi szybko wpił się w wargi ukochanego.

Gaara jęknął przeciągle, obejmując ramionami szyje kochanka. Gdy poczuł jak duża, ciepła ręka zakrada się na jego udo, postanowił dać pochłonąć się żądzy. Z tego wszystkiego zapomniał nawet nakrzyczeć na Cienia za nazywanie go znienawidzonym przezwiskiem.

- Powiedz, że mnie chcesz. – wyszeptał blondyn między pocałunkami, schodząc ustami na jego smukłą, jasną szyje.

- Chce cię. – wyjęczał, zamykając oczy i odchylając głowę do tył.

- Powiedz, że chcesz żebym cię wziął. – mężczyzna przygryzł skórę na jego ramieniu, rozpinając mu płaszcz.

- Proszę, weź mnie. Jestem cały twój. Chce tego. Tu i teraz. Nie przeciągaj tego dłużej, proszę. – pociągnął blondyna za włosy, by móc spojrzeć w jego zasnute mgiełką pożądania błękitne oczy.

- Wszystko, czego zapragniesz. – odpowiedział, całkiem zsuwając maskę na szyję, po czym zaczął pozbywać się wierzchniego odzienia Gaary.

- Kocham cię. – wyszeptał, gdy ten zsunął z niego koszule i zaczął całować po odkrytych ramionach i piersi, drażniąc ciepłym oddechem, wystawioną na chłód nocy skórę. Cień podniósł głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Szorstki kciuk mężczyzny otarł się o dolną wargę Gaary w delikatnej, czułej pieszczocie.

- Ja ciebie też. Na zawsze.

Serce Cienia - Rozdział 3


Rozdział 3

 

Gaara szybkim krokiem zmierzał w kierunku przywódczyni wioski Liścia, która wyszła ich powitać. Po jego lewej stronie kroczył jego straszy brat, Kankuro wraz z młodym, błękitnowłosym sekretarzem, a po prawej Cień, który swoją osobą budził wielkie zainteresowanie zebranych dookoła ludzi.

Nie na co dzień ma się w końcu okazje widzieć na własne oczy żywą legendę, której siła jest powszechnie znana.

Członkowie Akatsuki chyba też o niej słyszeli.

Na twarzy rudzielca pojawił się lekki grymas.

Na wieść, że jego kochanek weźmie udział w walce, przeciwnik szybko się ulotnił.

Gaara zastanawiał się nad ich motywacją. Wątpił w to, żeby tak łatwo zrezygnowali. To nie było w stylu Akatsuki. Może to była wyłącznie grupa zwiadowcza? Nie sądził żeby tak było. Coś planowali, a obecność Cienia bardzo im w tym czymś przeszkodziła. Jednak wrócą tu już wkrótce, był tego pewien.

- Kazekage, jak miło znów cię widzieć. Ile to już lat minęło odkąd nas odwiedzałeś? Trzy, a może cztery? – powitała go Tsunade spokojnym, wyważonym głosem, który nie pasował do jej pokrytego krwią i brudem stroju.

- Hokage, ciebie również miło widzieć. – skinął jej głową na powitanie. – Doskonale wiesz, że nie odwiedzałem wioski Liścia od kiedy opuścił ją Naruto. Nie mam innego powodu by tu bywać. – dodał dobitnie. Do dziś nie wybaczył im sposobu, w jaki potraktowali tak wspaniałego shinobi i jego drogiego przyjaciela.

Widział jak na twarzach Tsunade i towarzyszących jej osób pojawia się grymas smutku i żalu.

Jednak było na to za późno.

Konoha mocno ucierpiała, pozwalając odejść Uzumakiemu. Widział to jasno i wyraźnie, jak na dłoni.

Blondyn nie tylko był wspaniałym shinobi i bohaterem wioski. Naruto niezauważalnie stał się jednym z nieodzownych elementów serca wioski i jego odejście odbiło się na wszystkich jej mieszkańcach.

Szkoda, że zdali sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, mogli oszczędzić sobie kłopotów i nie dopuścić do cierpienia, jakiego za ich sprawą zaznał ten słodki blondyn.

- Czy… czy masz o nim jakieś wieści, Kazekage? – z lewej strony dobiegło ciche pytanie.

Mrużąc lekko swoje jasnozielone oczy, przyjrzał się uważnie dziewczynie, która je zadała. Wydawała mu się w jakiś sposób znajoma. Miała krótko ścięte, czarne włosy i mlecznobiałe oczy pozbawione tęczówek oraz źrenic.

Byakugan.

A tak, już pamiętał. Hinata Hyuga.

Często ją widywał, gdy jeszcze odwiedzał regularnie wioskę Liścia. Posiadała wtedy znacznie dłuższe włosy i była bardzo silnie zadłużona w Naruto, a sądząc po jej zachowaniu ten stan albo jej nie minął, albo kobieta po prostu nie znalazła jeszcze odpowiedniego mężczyzny, co wywnioskował nie dostrzegając na jej palcu obrączki.

Na myśl o pierścionku z rozmarzonym uśmiechem, potarł lekko kciukiem złotą obręcz na serdecznym palcu, po czym szybko się opamiętał na widok zdziwionych spojrzeń członków wioski Liścia.

- Nawet gdybym takowe wiadomości posiadał, zachowałbym je dla siebie. Naruto jest – mocno zaakcentował to słowo – moim przyjacielem i nie mógłbym zdradzić jego zaufania. – odparł z nieukrywaną złością w głosie. Ta kobieta z jakiegoś powodów go drażniła. Niby teraz tak bardzo troszczyła się o Uzumakiego dopytywała się o niego, a gdzie była wcześniej? Gdzie była, gdy jego drogi przyjaciel cierpiał, gdy czuł się samotny, odrzucony przez innych?

Nie było jej przy nim. Wyparła się go tak, jak zrobili to inni mieszkańcy wioski.

Jego spojrzenie spochmurniało i wyostrzyło się.

- Ekhem… – odchrząknęła Tsunade, odwracając jego uwagę od córy rodu Hyuga. – Gaara, widzę, że nosisz na serdecznym palcu obrączkę. Czyżbyś się ożenił... Nie wiedziałam o tym… Ja… Gratuluje… Naprawdę… – ponownie odchrząknęła, starając się ukryć zaskoczenie – Nie wspomniałeś o tym podczas naszej ostatniej rozmowy. Twoja siostra i szwagier też nie wspomnieli nawet słowem o zaręczynach i weselu. – zamyślona postukała się palcem wskazującym w brodę. – Zatem to musi być świeża sprawa. Chyba nie miałam przyjemności poznać twojej uroczej wybranki. Musi być naprawdę wyjątkowa. – Tsunade mimo, że sama czuła się skrępowana zaistniałą sytuacją, starała się rozładować napiętą atmosferę. Z pozytywnym rezultatem, gdyż większość wojsk Piasku zaczęła chichotać, a jego własny brat śmiał się otwarcie zgięty w pół. Nawet na przeważnie pozbawionej emocji twarzy jego sekretarza pojawił się nikły uśmiech. Jego własne usta również wygięły się w nieznacznym uśmiechu.

Tylko jego kochanek stał obok niego z naburmuszona miną, ukrytą za nieodzowną maską.

- To wcale nie było śmieszne. – burknął Cień.

BUM!

Kankuro leżał na ziemi, zwijając się ze śmiechu. Łzy rozbawienia spływały po jego pomalowanych policzkach. Mieszkańcy Konohy spoglądali na nich dziwnie podejrzliwie, odsuwając się od nich na bezpieczną odległość. Zapewne zastanawiali się, czy z ich zdrowiem psychicznym jest wszystko w porządku i czy to przypadkiem nie jest zaraźliwe.

- Braciszku! – blond smuga przeleciała przez tłum, wpadając w rozpostarte ramiona Gaary.

- Witaj, Temari, jak dobrze znów cię widzieć. – odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Nie widział siostry od czasu jej ślubu z Narą, który odbył się dziesięć miesięcy temu. Strasznie za nią tęsknił, po tym jak wraz z mężem przeprowadziła się do Konohy. Przyjrzał się jej dokładnie. Małżeństwo i życie w wiosce Liścia widocznie jej służyło. Pomijając dość widoczne oznaki jej zaawansowanej ciąży – nawiasem mówiąc Shikamaru szybko się uwinął – Temari promieniowała szczęściem. Może było to trochę nietypowe w okresie wojny, gdy wszystkim groziło niebezpieczeństwo, ale szeroki, niespotykany do niedawna uśmiech na jej szczupłej, urodziwej twarzy, był bardzo zaraźliwy.

On sam się uśmiechnął. Chciał ponownie objąć siostrę, gdy jego uwagę zwrócił dziwny pisk i coś wyrwało ją siłą z jego ramion.

Zamrugał zaskoczony. To było naprawdę szybkie.

- Czyś ty kobieto zwariowała!? Biegać w twoim stanie? A jak zaszkodzisz maleństwu? Mam nadzieje, że nie zrobiłaś sobie czegoś. – jego przerażony kochanek, trzymał Temari za ramiona, z autentycznym przestrachem oglądając ją z każdej strony, szukając jakichkolwiek oznak jej złego samopoczucia.

Gaara z westchnieniem zakrył twarz dłonią. Nie wiedział czy ma zacząć się śmiać, czy płakać. Zapewne jedno i drugie. Coś czuł, że zawstydzające przedstawienie, które ich czekało jest nieuniknione.

Taki wstyd, taki wstyd.

Nie mogli by tego omówić w ciszy, na uboczu, a nie w centrum uwagi i to obu krajów? Do tego na oczach czcigodnej Hokage.

Taki wstyd, taki wstyd.

Temari delikatnie lecz stanowczo starała się wyplątać z uścisku potężnego mężczyzny, czego ten zapewne nie zauważył tak zaabsorbowany troską dobro jej i nienarodzonego dziecka.

To było pewien pokręcony sposób urocze.

- Spokojnie, nic mi nie…

- Kobieto – potrząsnął nią lekko – jak można być tak nieodpowiedzialnym i nie dbać o moją przyszłą chrześnicę?

- Ale… - próbowała coś powiedzieć.

- Gdzie twój mąż? Jak on może pozwalać…

BUM!

Cień zgiął się wpół, trzymając się za bolącą potylice. Starał się rozmasować szybko rosnący guz, pocierając go energicznie.

- Ała, ała, ała. Boooli. Dlaczego to zrobiłaś? – ułożył usta w dzióbek.

- Miało boleć. – warknęła – Mógłbyś się w końcu uciszyć wstrętna gaduło. – kobieta poczerwieniała na twarzy ze złości. – Próbowałam się przywitać z własnym bratem, którego jak zapewne wiesz nie widziałam od dłuższego czasu. – nabrała głęboko powietrza, starając się uspokoić. – I kto ci w ogóle powiedział, że pozwolę ci, ty wstrętny wielkoludzie zostać chrzestnym mojej kochanej córeczki? – podparła się pod boki, patrząc na blondyna rozgniewanym wzrokiem.

Cała ta scena wyglądała z boku naprawdę przekomicznie. Ogromny mężczyzna kulił się ze zbolałą miną przed sporo od siebie niższą kobietą w zaawansowanej ciąży.

Zresztą to przecież była Temari.

Nawet on sam się jej czasem bał.

Nie żeby komuś kiedykolwiek zamierzał się do tego przyznać. Nie było takiej opcji. Ale jego starsza siostra potrafiła być naprawdę przerażająca. Nie na darmo nosiła niegdyś miano najbardziej krwiożerczej i bezwzględnej kobiety shinobi w całym Piasku.

- Wcale nie jestem wstrętny! – warknął na nią oburzony mężczyzna. – A zresztą gdzie znajdziesz lepszą ode mnie opiekunkę do dziecka? No proooszę.– dodał, robiąc szczenięce oczka i układając dłonie jak do modlitwy.

Gaara zagryzł wargi żeby nie parsknąć śmiechem. To było do przewidzenia.

Przyszła matka spojrzała na jego kochanka podejrzliwie mrużąc oczy. Po chwili jej twarz złagodniała, a na ustach pojawił się ciepły uśmiech.

- Wiem o tym. – podeszła do blondyna i go uścisnęła. – Kankuro podczas swoich wizyt często mi opowiadał, jak cudowny kontakt masz z Kantarou i uwierz mi, lepszego chrzestnego dla mojego dzidziusia to ze świecą by szukać.

- Ja… eh… dziękuje. – Cień zawstydzony spuścił wzrok, pocierając kark. Było widać, że słowa Temari go ucieszyły, ale i jednocześnie mocno wzruszyły.

Gaara z czułym uśmiechem podszedł do kochanka i poklepał go uspokajająco po ramieniu, na co ten podziękował mu skinieniem głowy, nie chcąc podnosić głowy, żeby nikt nie zauważył jego szklących się oczu.

- Jeśli już skończyliście tą niezwykle wzruszającą scenę, to może wreszcie weźmiemy się do roboty? – Zza Tsunade wyłonił się wysoki, szczupły młodzieniec o nieskazitelnej, jasnej twarzy i włosach czarnych, niczym skrzydła kruka. Jego niemal równie ciemne oczy spoglądały na nich z zimną obojętnością.

- Sasuke Uchiha. – syknął cicho przez zęby Cień.

Kazekage szybko wzmocnił uścisk na jego ramieniu, przypominając mu jako kto tu teraz jest i co tu robi.

Gaara wiedział, że jego kochanek nie przepada za brunetem, ale to nie czas i miejsce na rozstrzygnięcie prywatnych sporów.

- Znamy się? – wzrok Sasuke przesunął się na blondyna, lustrując uważnie jego sylwetkę, zatrzymując się na dłużej na jego włosach i zasłoniętej twarzy.

Rudzielcowi nie spodobał się błysk, który na ułamek sekundy pojawił się w oczach dziedzica klanu Uchiha.

- Nie sądzę. – burknął w odpowiedzi blondyn. – Ale muszę ci przyznać rację, powinniśmy się wziąć do pracy. Orochimaru i Madara wraz z resztą Akatsuki tak łatwo nie zrezygnują.

- Zapraszam do mojego gabinetu – wtrąciła szybko Tsunade, ruszając przodem.

- Zajmę się naszymi ludźmi, po czym do ciebie dołączę. – no Sabaku widział, jak jego kochanek odchodzi. Cała jego postawa aż krzyczała napięciem, widocznym w jego sztywniejszych niż na co dzień  ruchach i prostych jak pręt plecach. Nie potrafił ukryć odczuwanego dyskomfortu.

Nie przed nim. Nigdy przed nim.

Zbyt dobrze go znał.

Żaden z nich nie cieszył się z przybycia do Konohy. Obaj chcieliby już to mieć za sobą. Na ich nieszczęście członkowie Akatsuki dosłownie zniknęli, przedłużając całą sprawę.

Gaara nie mając innego wyboru, ruszył za Hokage i jej podwładnymi, oglądając się jeszcze raz za odchodzącym Cieniem.

 

~***~

 

Sasuke Uchiha stojąc nonszalancko oparty o ścianę z założonymi na piersi rękami, uważnie obserwował Kazekage i jego brata spod lekko zmrużonych powiek.

Przywódca Piasku i jego brat niewiele się zmienili od czasu, gdy widział ich po raz ostatni. No może Gaara wydawał mu się odrobine drobniejszy i delikatniejszy, ale tłumaczył sobie to tym, że to on sam urósł i zmężniał.

W gabinecie Hokage, gdzie się znajdowali poza nim i dwójką braci z Piasku był również drobny, nie rzucający się w oczy chłopak o krótkich biało – błękitnych włosach, którego imienia nie zapamiętał, ale wiedział, że jest sekretarzem Kazekage. Chłopak był tak niewielkiego wzrostu, że jego nikła postać, niemal znikała zza wysokiego oparcia fotelu, na którym siedział Kazekage. Poza nimi była tu jeszcze oczywiście sama Tsunade, a Iruka, który pomimo tego, że był chuninem, pełnił tymczasowo rolę asystenta Hokage, jonini Kakashi, Sakura, Neiji on sam oraz Shikamaru, który ziewając szeroko wszedł do pokoju, a zauważywszy swoich szwagrów, pozdrowił ich wyłącznie skinieniem głowy i krótkim „cześć”, nie chcąc zapewne tracić energii na bardziej wylewne powitanie.

Wstrętny leniuch.

Zmarszczył lekko nos z niesmakiem.

Kto by pomyślał, że ten rozleniwiony mężczyzna posiada tak błyskotliwy umysł.

Powrócił wzrokiem do przywódców wiosek.

Hokage spokojnie sączyła herbatę, krzywiąc się niemiłosiernie przy każdym łyku. Widać było, że zdecydowanie bardziej wolałaby napić się czegoś mocniejszego, lecz w obecnej sytuacji sake byłaby wielce niewskazana. Musiała zachować jasny umysł. Tego od niej wymagano. To w końcu od niej zależało ich życie, bezpieczeństwo.

- Skoro wszystko zostało już uzgodnione, przejdźmy może do bardziej przyziemnych spraw. – na twarzy Tsunade pojawił się przebiegły uśmiech. – Zdradź mi proszę, kiedy i z kim to się ożeniłeś oraz jak to się stało, że ani ja ani inni Kage nic o tym nie wiedzieliśmy?

 

Gaara rozparł się wygodniej w fotelu, zakładając ramiona na piersi. Nie śpieszył się z odpowiedzią. Kątem oka zauważył jak jego kochanek wślizguje się po cichu do pomieszczenia i staje przy drzwiach, nie zauważony przez większość zebranych. Cień gdy tego chciał potrafił być niedostrzegalny i poruszać się bezszelestnie, niczym polujący drapieżnik.

Rudzielec rozejrzał się po zebranych w pomieszczeniu osobach, zatrzymując wzrok na swojej rozmówczyni. Na twarzach wpatrzonych w niego obecnych shinobi Liścia, w tym i samej Hokage była wypisana ciekawość. W końcu rzadko się zdarza by któryś z Kage znajdował sobie małżonka, zwłaszcza w tak młodym wieku, co on.

W jego jasnozielonych oczach zabłysły złośliwe ogniki. Miał ochotę trochę zabawić się kosztem mieszkańców Konohy.

- Widzisz wielebna… – zaczął spokojnym, obojętnym głosem – Nie sądzę, żeby moje życie prywatne powinno interesować któregokolwiek z Kage. – na jego ustach pojawił się szatański uśmiech, który widocznie zdezorientował Tsunade.

Kankuro ukrył drżące usta za dłonią, powstrzymując śmiech. Jego starszy brat zapewne domyślał się, co kombinuje. To nie było dla niego zaskoczeniem, znali się przecież nie od dziś.

- Poza tym moja druga połówka sama sobie wyrobiła imię, nie potrzebuje przedstawienia. Prawda, skarbie? – dodał milszym głosem, wyciągając dłoń w kierunku Cienia, który podszedł do niego, poruszając się z płynnie i z gracją, niczym kot. Czule ujął jego niewielką, jasną dłoń w swoją dłużą i o znacznie ciemniejszym odcieniu. Blondyn skłonił się lekko, z szacunkiem należnym przywódcy wioski, po czym złożył na jego palcach delikatny niczym skrzydła motyla pocałunek, który odczuł pomimo zakrywającej twarz maski.

- Zgadza się, mężu.

Serce Cienia - Rozdział 2

Serce Cienia

Rozdział 2

 

~ 5 lat później ~

 

Czcigodna Hokage wioski ukrytej w liściach siedziała samotnie w swoim pogrążonym w ciemności gabinecie. Leniwym ruchem nalała sobie do czarki odrobinę sake, po czym podniosła naczynie do ust i przechyliła je, wypijając całą zawartość za jednym razem. Nawet się nie skrzywiła, czując jak mocny trunek piecze jej przełyk.

- Jak to się mogło stać? – zapytała samą siebie. - Jak mogłam na to pozwolić? – odchyliła się na oparcie fotela, wzdychając ze zmęczeniem.

Dzisiejszego dnia upłynęło dokładnie pięć lat od momentu, kiedy to Naruto opuścił wioskę Liścia. Z początku zarówno ona, jak i większość mieszkańców byli z tego naprawdę radzi.

Z czasem jednak zaczęło im czegoś brakować.

Początkowo chyba nikt nie zdawał sobie sprawy co to takiego, jednak podświadomie wiedzieli, że coś jest nie tak i starali się szukać rozwiązania, by wyjaśnić panujący w nich niepokój.

Tsunade zrozumiała wszystko dopiero, gdy wezwała do siebie drużynę siódmą, chcąc powierzyć im pewne zadanie.

Przyglądała się im spokojnym, zasępionym twarzą, nie mogąc dociec, co się nie zgadza.

Sai, Sakura, Sasuke, Kakashi.

Drużyna była w komplecie, a jednak w jakiś nie wyjaśniony sposób nie była kompletna.

Czegoś jej brakowało.

Elementu, który spajałby ją w całość.

Patrząc na tych poważnych młodych ludzi i ich mistrza, miała wrażenie, że patrzy na całkiem odrębne istoty, które drużyną są jedynie z nazwy.

Brakowało im radości życia, odrobiny luzu, uśmiechu.

Czegoś, co swoją osobą wnosił do ich życia Naruto.

Hokage przetarła wierzchem dłoni oczy, czując jak zbiera się w nich wilgoć.

Nigdy by nie przypuszczała, że Uzumaki swoją osobą odbije na niej i na innych mieszkańcach wioski tak głębokie piętno.

Bez niego wszystko wydawało się takie smutne i nudne.

Nikt już nie wpadał niezapowiedziany do jej gabinetu, trzaskając drzwiami, nie drażnił jej, nazywając babcią. Nikt nie krzyczał, nie kłócił się z nią otwarcie, nie doprowadzał do obłędu, nie domagał się by uczyła do na przyszłego Hokage. Nikt już nie potrafił ją tak łatwo rozbawić, doprowadzić do uśmiechu i wściekłości w ułamku sekundy.

To wszystko przepadło wraz z odejściem Naruto.

Nie tylko ona miała takie odczucia.

Widziała to również po innych.

Iruka wyraźnie jej unikał, ograniczając ich kontakty do całkowitego minimum.

Rozumiała to.

Winił ją za jego odejście. W końcu nie pozwoliła im za nim ruszyć.

Chciała by zniknął.

Jakże mogła być tak głupia?

Kakashi również jej unikał. On jednak bardziej niż ją, winił za wszystko swoich dawnych uczniów. Uważał, że to ich wina, skoro byli drużyną, że powinni się wspierać, a nie dyskryminować jej członków.

Sakura i Sai do dzisiejszego dnia czuli się winni jego odejścia. Przez pewien czas starali się go nawet szukać na własną rękę, ryzykując jej rozgniewaniem i karą, za złamanie rozkazu.

Ona jednak nie miała serca im tego zabraniać. Sama tęskniła za tym blondwłosym wariatem.

Tylko Sasuke nie obeszło odejście Uzumakiego, a przynajmniej tak myślała.

Do czasu, aż zaproponowała mu szkolenie na Hokage.

Nigdy jeszcze nie widziała tak rozgniewanego Uchihy.

Skończyło się na krzykach i licznych wyzwiskach pod jej adresem. Już chciała mu przyłożyć i ukarać aresztem za takie zachowanie w stosunku do przełożonej, przywódczyni wioski, gdy ten powiedział jedno zdanie, które na zawsze zapadło jej w pamięć.

- Nie jestem godzien, by zostać Hokage, nikt nie jest i nie będzie tak, jak on właśnie był.

Właśnie wtedy Tsunade zrozumiała kilka rzeczy.

Po pierwsze. Sasuke miał absolutną racje, bo nikt tak bezinteresownie nie dbał o dobro innych ludzi, jak Naruto.

Po drugie i to zaskoczyło ją chyba najbardziej, bo jak mogła być aż tak ślepa i tego nie dostrzec?

Młody Uchiha był zakochany w Uzumakim.

Była to miłość głęboka i jak najbardziej szczera. Miłość, która doprowadzała go do nieopisanego cierpienia. Bo w końcu to właśnie on był jednym z powodów, przez które Naruto ich opuścił.

Szczerze mu współczuła z tego powodu.

Wiedziała, jak to jest utracić kogoś, kogo się kocha. Lecz przypadek Sasuke był inny, gdyż nikt nie wiedział, gdzie przebywa Uzumaki, czy w ogóle jeszcze żyje.

Świadomość czegoś takiego musiała być dla osoby zakochanej niewyobrażalnie bolesna.

Teraz jednak Tsunade miała na głowie inne zmartwienie.

Jej wiosce groziło olbrzymie niebezpieczeństwo, a ona pozwoliła odejść jej najpotężniejszemu shinobi.

Nie wiedziała, jak sobie z tym poradzi.

Miała nadzieje, że inne wioski przyjdą jej z pomocą, nie chciała jednak polegać wyłącznie na ich sile. Musiała być wstanie poradzić sobie z tym sama, nie mogła pokazać, że Wioska Liścia jest słaba, to mogłoby zaszkodzić na przyszłość jej bezpieczeństwu i narazić ją na najazdy innych, którzy chcieliby zagarnąć ich ziemie.

Nie wiedziała jednak jak sobie z tym poradzić.

U bram kłębiły się wojska Akatsuki z Orochimaru i Madarą na czele.

Jakim cudem ten oślizgły wąż zdołał uniknąć śmierci i zdobył wsparcie organizacji?

Nie wiedziała żadnej  z tych rzeczy.

Była jednak pewna jednego.

Czekały ich ciężkie chwile.

 

~***~

 

Dwudziestotrzyletni mężczyzna siedział w swoim biurze, czytając raport dotyczący ostatnich wydarzeń mających miejsce we wiosce Liścia.

- Wygląda na to, że Konoha ma spory kłopot. – mruknął do siebie – Twoim zdaniem powinniśmy interweniować już teraz, czy poczekać na oficjalną prośbę Hokage? – odwrócił się w fotelu, podając raport swojemu zastępcy, który zajął miejsce jego siostry Temari, po tym, gdy wyszła za mąż za Shikamaru i zamieszkała wraz z małżonkiem w jego rodzinnej wiosce.

Rudzielec przyjrzał mu się dokładnie swoimi zielonymi oczami, podkreślonymi czarną kredką. Był to mężczyzna w tym samym wieku, co on. Ubrany był obecnie w wysokie, czarne obuwie, szkarłatne luźne spodnie, przewiązane na łydkach białymi bandażami. Zawsze nosił czarną maskę, ukrywającą dolną część jego twarzy, podpatrzoną zapewne u swojego znajomego Hatake oraz czarna koszulkę bez rękawów, cudownie opinającą się na jego szerokiej, umięśnionej klatce piersiowej i wyrzeźbionych mięśniach brzucha.

Gaara uwielbiał tego mężczyznę.

Uwielbiał jego opaloną skórę i szerokie ramiona, jego lodowato błękitne oczy i spalone słońcem, jasne włosy z rudymi i złotymi pasmami, a także tą przystojną twarz ukrytą za maską. Uwielbiał go całego. Jednak najbardziej jego czułe serce i jasny umysł. To właśnie dlatego wybrał go spośród innych na swojego zastępcę. Nie dlatego, że mu ufał, choć bez wahania powierzyłby mu własne życie. Nie dlatego, że był wspaniałym wojownikiem, którego umiejętności przewyższały zapewne niejednego senina. Nie, on go wybrał ze względu na to serce, które na każdym kroku okazywał wszystkim członkom Sunny, a także za ten cudowny umysł, który niejednokrotnie ratował ich z opresji.

- Sądzę, Kazekage, że powinniśmy się przygotować, gdyż w każdej chwili możemy otrzymać wiadomość z prośbą o pomoc. Poczekałbym do tego czasu z wyruszeniem. – mężczyzna odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od tekstu. – Nie rozumiem jednak jaki cel, poza zemstą ma Orochimaru, najeżdżając wraz z Akatsuki na Konohe.

- Dobre pytanie. – Gaara pochylił się, pocierając palcami skroń. To był długi i męczący dzień, w czasie którego wraz ze swym zastępcą musieli przebrnąć przez tony dokumentów. Nie lubił tego, ale wiedział, że jest to nieodzowny element piastowanego przez niego stanowiska. – Wiesz, do tej pory zastanawia mnie to, w jaki sposób Orochimaru wyślizgnął się ze szponów śmierci i zdobył pomoc Akatsuki. Byłem pewny, że ten wstrętny wąż zginął z rąk młodego Uchihy. – skrzywił się, gdy ból głowy jeszcze się nasilił.

- Powinieneś odpocząć. – powiedział jego zastępca, a ciepłe, palce zastąpiły jego własne w cudownym, kojącym ból masażu.

Zachichotał cicho.

- O ile dobrze pamiętam, Cieniu, to ty miałeś dziś do zrobienia dużo więcej niż ja.

Tak, Cień, wojownik, o którym zaczęły już krążyć legendy i pieśni, opiewające jego siłę, spryt i męstwo, był od niemal roku jego prawą ręką, co niewątpliwie podniosło poziom bezpieczeństwa w Sunnie.

- Dlatego uważam, że powinniśmy to dokończyć i iść do domu. – powiedział błękitnooki, nie zaprzestając delikatnego masażu, czym uzyskał mrukliwe dźwięki aprobaty swojego Kage.

- Nie sądzę, że powinniśmy tak to zostawić. – wskazał na raport.

- W tym momencie nie możemy zrobić nic, poza przygotowaniami, Konoha nie została jeszcze zaatakowana, więc jakakolwiek interwencja z naszej strony, mogłaby zostać niemile odebrana.

- Wiem. – westchnął – W porządku. Wydaj odpowiednie rozkazy, niech wszyscy będą gotowi.

- Tak jest, Kazekage. – mężczyzna skłonił się lekko, po czym odszedł, machając na pożegnanie siedzącemu po drugiej stronie pokoju sekretarzowi.

Gaara opuścił swoje biuro chwilę później, zostawiając papierkową robotę na głowie błękitnowłosego młodzieńca. Udał się w stronę domu, patrząc się zamyślony w ciemne, letnie niebo, usłane jasnymi gwiazdami.

Jego przyjaciel miał słuszność, powinien odpocząć, dziś już nic nie daliby rady zdziałać.

 

~***~

 

Rudowłosy mężczyzna stał pod prysznicem, chłodząc rozgrzaną słońcem skórę i zmywając z siebie pustynny piasek.

- Cudownie. – westchnął z przyjemności, opierając ręce o zimne kafelki. Pochylił głowę by zmoczyć krótkie, szkarłatne włosy, które ściemniały pod wpływem wilgoci.

- O tak, rzeczywiście cudowny widok. – usłyszał za sobą rozbawiony głos. Spojrzał przez ramie na swojego zastępcę, który przyglądał się uważnie jego nagiemu ciału, przez co w jego chłodnych na co dzień oczach, pojawił się psotny błysk, na którego widok po ciele Gaary przeszedł dreszcz.

- Będziesz tam tak sterczał i się gapił, czy do mnie dołączysz?

- Jak sobie życzysz, Kazekage. – mężczyzna ściągnął maskę, ukazując swoją przystojną twarz o wyrazistych rysach, pokrytą apetycznym, dwudniowym zarostem. Przejechał dłonią przez swoje blond włosy, odgarniając z oczu grzywkę i strosząc i tak sterczące już na wszystkie strony włosy. Zaczął się powoli rozbierać, kusząc swojego Kage.

Gaara przygryzł wargę, powstrzymując się od jęku.

- Mógłbyś przestać w końcu nazywać mnie Kazekage poza oficjalnymi spotkaniami, to naprawdę irytujące. – powiedział, starając się odciągnąć swoje myśli od podziwiania seksownego ciała swojego zastępcy.

- Jak sobie życzysz, panie. -  usłyszał cichy szept i chichot tuż przy swoim uchu, po czym poczuł, jak silne ramiona obejmują go w pasie. Wiedział, że jego przyjaciel się z nim droczy, jednak był zbyt rozleniwiony i zadowolony, żeby zareagować na zaczepkę.

Oparł głowę o pierś blondyna. Lubił w nim to, że jest od niego wyższy i postawniejszy. Przy nim czuł się kruchy i delikatny, nie musiał udawać poważnego, twardego Kazekage, jak przed innymi. Tu, w tych ramionach czuł się naprawdę bezpieczny i kochany. Postanowił troszkę się pobawić i z udawaną złością odwrócił się w stronę mężczyzny, by zaraz rozjaśnić się na widok najcudowniejszego uśmiechu na świecie.

Nie mógł nie odpowiedzieć własnym uśmiechem.

- Czy ktoś już ci dzisiaj mówił, że jesteś naprawdę niemożliwy? – zapytał, leniwie obejmując mężczyznę za szyję.

Cień zmarszczył brwi w zastanowieniu.

- Nie do końca. Twój brat, gdy pomagałem Kantarou namówić go, żeby zaczął młodego uczyć jutsu, nazwał mnie upierdliwym. – zmarszczył zabawnie nos, na co Gaara zachichotał.

W całej Sunnie było wiadomo, że jego budzący postrach kochanek, ma niezwykłą słabość do pięcioletniego synka Kankuro, co malec wielokrotnie wykorzystywał, owijając sobie blondyna wokół małego paluszka.

Rudzielec zastanawiał się, czy dla córeczki Temari, która lada dzień miała przyjść na świat, jego kochanek będzie równie opiekuńczy. Był tego równie pewien, jak tego, że przy każdorazowej wizycie Shikamaru będzie podrzucał mu córeczkę, byleby tylko nadrobić zaległości w spaniu.

No Sabaku uśmiechnął się na myśl o swoim zastępcy całym ubrudzonym dziecięcą kaszką i robiącym głupie miny, by nakłonić uparte dziecko do jedzenia.

Jęknął, wracając do rzeczywistości, czując mokry pocałunek na szyi.

- Odpłynąłeś gdzieś myślami. Wróć do mnie, potrzebuje cię. – delikatne wargi musnęły jego ucho w czasie szeptu. Czuł na brzuchu podniecenie swojego kochanka i aż jęknął z potrzeby. On również go chciał, bardzo. Spojrzał mu w oczy, a widząc, że te pociemniały z pożądania, postanowił nie kazać mu dłużej czekać i wpił się w jego pełne, jasne wargi, kosztując słodycz jego ust. Czuł jak jedna z silnych dłoni zaciska się na jego pośladku, a giętki język toruje sobie drogę do jego ust, żądając wpuszczenia… i uległości. Oddał się we władanie Cienia, pozwalając mu dominować, ale tylko tu, w ich łóżku, w ich związku był stroną uległą. Był stuprocentowym pasywem, pozwalającym swojemu mężczyźnie o siebie zadbać. Wiedział, że on to zrobi, znał go, ufał mu. Poczuł, jak śliski od żelu pod prysznic palec, wsuwa się między jego pośladki i zatacza powolne koła przy jego wejściu, pieszcząc pomarszczoną skórę.

 Z cichym okrzykiem wygiął plecy w łuk, odrzucając głowę do tył i eksponując smukłą szyję, na której chwilę później znalazły się usta blondyna.

Niestety tą cudowną chwilę przerwało uporczywe pukanie do drzwi jego mieszkania.

- Nie, nie teraz. – zaskomlał Gaara, mocniej przywierając do kochanka.

- Mam nadzieje, że to coś n a p r a w d ę ważnego. – usłyszał w odpowiedzi rozgniewany, stłumiony głos blondyna, gdy ten wychodził z łazienki zakładając na twarz maskę i wiążąc ręcznik wokół wąskich bioder. Szedł sprawdzić co się stało.

Rudzielec westchnął i oparł się plecami o ścianę, po czym odskoczył od niej z sykiem, czując niemiły kontakt rozpalonej skóry z zimnymi kafelkami. Usłyszał kroki i spojrzał na wracającego mężczyznę. Po jego minie poznał, że na dziś to był koniec ich pieszczot.

A zapowiadał się tak cudowny wieczór…

- Wybacz, skarbie, ale mamy czerwony alarm, przybyła wiadomość z Konohy z prośbą o pomoc. – słowa blondyna jedynie potwierdziły jego przypuszczenia.

- A zatem się zaczęło.