środa, 30 grudnia 2015

Życzę wam wszystkiego najlepszego w nowym roku.
 
Następny rozdział w poniedziałek po nowym roku.
Trzymajcie się, dattebayo!!!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Lisek - Rozdział 3


Rozdział 3

 

Wokół panował chaos. Zewsząd dochodziły krzyki, płacz i jęki bólu. Wioska Liścia była niemal doszczętnie zniszczona.

Nie wiadomo skąd pojawił się pewien mężczyzna, który przedstawił się jako Madara Uchiha i zażądał zadośćuczynienia za szkody, jakie poniósł jego klan za sprawą trzeciego Hokage. Po zobaczeniu Sasuke, zażyczył sobie również wydania mu ostatniego dziedzica sharingana. A usłyszawszy od Tsunade negatywną odpowiedz, starał się przekabacić Sasuke na swoją stronę. Opowiedział mu, jak to Itachi został przez przywódcę wioski zmuszony do wymordowania swojej rodziny, oszczędzając jedynie swojego małego braciszka, przez co został ukarany za niesubordynację i wygnany. Młody Uchiha nie wierzył jednak jego słowom. Wiedział, jak historia naprawdę się przedstawiała, brat wyjawił mu wszystko na łożu śmierci, a po powrocie potwierdziła również piąta Hokage. To prawda, że Itachi wymordował cały klan na zlecenie przełożonego. Zrobił to jednak dlatego, bo ich rodzina planowała powstanie przeciwko Wiosce Liścia, a on zbyt mocno ją kochał by im na to pozwolić. Po wszystkim odszedł. Nie chciał by wieść o zdradzie rodziny Uchiha dotarła do uszu mieszkańców. Nie pragnął splamienia honoru ich klanu, co odbiłoby się na jego małym braciszku, którego kochał ponad wszystko.

Całość ->

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Serce Cienia - Rozdział 10 + Epilog


Rozdział 10

Obudził go czyjś chichot. Skrzywił się niezadowolony, że ktoś ośmielił się przeszkodzić mu w śnieniu tak przyjemnego snu. Spróbował się przeciągnąć, lecz nie był wstanie, do posłania przyciskał go jakiś ciężar. Ziewnął przeciągle, przecierając dłonią zaspane oczy. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w gabinecie Hokage, a nad nim stała Tsunade, szczerząc się w uśmiechu, jak głupia. Ciekawe co ją tak rozbawiło.

- Widzę, że noc była wyjątkowo udana. – zachichotała jak pensjonarka, na co jedynie zmarszczył brwi. O co mogło jej chodzić? Spróbował się podnieść, lecz nadal nie mógł. Dopiero teraz zauważył, że na jego piersi leży Naruto. Nagi Naruto, który z bordową z zawstydzenia twarzą patrzył, jak piąta podchodzi do jego spodni i podnosi je, cmokając z udawanym niesmakiem.

- Żeby Hokage urządzał sobie w gabinecie takie zabawy? No proszę, proszę. – pokręciła głową. – To popijawy, jakie tu urządzałam, blakną przy twoim wyczynie. A wiesz…

- Czy mogłabyś wyjść, chcielibyśmy się ubrać. – przerwał jej. Nie podobało mu się, że weszła tu i zobaczyła ich w takim stanie.

- Naturalnie, poczekam na korytarzu, gołąbki. – cmoknęła w ich stronę zanim wyszła.

- Sasuke? – wychrypiał niepewnie Naruto.

- Tak? – zapytał, wciągając na siebie gacie.
- Co powiesz na to, żeby zmyć się stąd oknem?

Całość ->

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Serce Cienia - Rozdział 9


Rozdział 9

Naruto patrzył prosto w te piękne, obsydianowe oczy, nie mogąc już ukryć targającymi nim emocji. Po jego naznaczonym bliznami policzku spłynęła pojedyncza łza, którą Sasuke zaraz starł kciukiem. Nigdy, przenigdy by się nie spodziewał, że sprawy przybiorą taki obrót. Owszem spodziewał się, że brunet będzie zadowolony z podjętej przez niego decyzji, nie sądził jednak, że tak na to zareaguje. Może powinien mu powiedzieć, że od początku nie zamierzał go opuszczać? Już tamtego dnia w gabinecie Tsunade, po skończonej bitwie, jasno dał piątej do zrozumienia, że zrobi wszystko byleby tylko zatrzymać Sasuke przy sobie. Sądził z początku, że kobieta go wyśmieje, ta jednak zaproponowała mu, by został w wiosce. Oczywiście na jego warunkach. Zgodził się, bo cóż miał do stracenia, poza sercem, które już i tak do niego nie należało? Gdy jednak zamieszkał z Sasuke, Tsunade po raz kolejny wezwała go do siebie i zaproponowała szkolenie na Hokage. Z początku myślał, że blondyna sobie z niego kpi, gdy jednak zrozumiał, czym się kierowała, postanowił dać jej szanse.

A teraz był Hokage.

Jego mianowanie odbyło się dwa dni temu, podczas nieobecności Uchihy w wiosce, co było jego pomysłem. Chciał samemu przez to przejść, samodzielnie poradzić sobie z tym problemem. Nie mówiąc o tym, że planował zrobić ukochanemu niespodziankę, która najwidoczniej się udała.

Tylko nie spodziewał się po brunecie takiej reakcji. Myślał, że się pozłości, trzepnie go w potylice, roześmieje i powie, że cieszy się z jego decyzji.

Absolutnie nie był przygotowany na takie wyznanie.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Lisek - Rozdział 1


Rozdział 1

 

- Sasuke, jestem głodny. – drobny nastolatek o lisich uszach i ogonie, pociągnął za rękaw koszuli o półtorej głowy wyższego młodzieńca.

Brunet z westchnieniem irytacji odwrócił się i spojrzał na swojego podopiecznego. Pamiętał jak znalazł go prawie osiem lat temu w lesie, gdy wracał z jednej z misji, którą powierzyła mu czcigodna Hokage Wioski Liścia.

*

Była późna jesień. Szesnastoletni jonin, dziedzic klanu Uchiha wracał do domu po tygodniowej misji. Przechodząc w pobliżu stawu postanowił zrobić krótki postój na posiłek. Podszedł do jednego z pobliskich drzew i ściągnął z ramienia ciężki worek. Przeciągnął się. Zamierzał usiąść, gdy dobiegł go cichy jęk bólu. Szybko się poderwał, kładąc rękę na rękojeści katany. Wyrzucał sobie w myślach, jak mógł być tak rozkojarzony, że nie zauważył niczyjej obecności. Rozejrzał się szybko, szukając zagrożenia. Dostrzegł leżącą wśród wysokich traw postać. Podkradł się do niej po cichu. Gdy podszedł bliżej, ujrzał około dziewięcioletniego chłopca o włosach koloru dojrzałej pszenicy, spośród których wyrastały rudawe, lisie uszka. Miał nawet ogon. Każdy policzek przecinały trzy podłużne blizny, przypominające zwierzęce wąsy. Blondyn leżał nieprzytomny na leśnej ściółce, wśród opadłych, pożółkłych liści. Był wychudzony, poraniony i brudny, a strzępy odzieży, którą miał na sobie, nie zapewniała ochrony przed jesiennym chłodem. Sasuke zrobiło się żal malucha i postanowił zabrać go ze sobą do wioski, gdzie otrzyma pomoc.

Serce Cienia - Rozdział 8


Rozdział 8

Obudził się tuż przed południem, co samo w sobie było dla niego wielkim zaskoczeniem, gdyż zwykle budził się skoro świt. Dziś jednak nie obudził go żaden z nawiedzających go koszmarów. Właściwie to spał wyśmienicie i czuł się wypoczęty jak nigdy. Już nie pamiętał kiedy spało mu się tak dobrze. Chyba było to jeszcze za czasów przed masakrą jego klanu, gdy był małym dzieckiem.

Do tego miał taki przyjemny sen. Śnił mu się anioł. Bo to z pewnością był anioł.

Całość ->

poniedziałek, 16 listopada 2015

Serce Cienia - Rozdział 7


Rozdział 7

Sasuke siedział na swoim dużym, wygodnym łóżku, oparty plecami o grubą, pierzastą poduszkę. Spoglądał za okno, obserwując leniwie płynące po niebie białe, puszyste obłoki. Nadal nie mógł dojść do siebie po tym, co stało się wczoraj, podczas bitwy. I nie miał tu namyśli swojego słabego, pokiereszowanego ciała, lecz starcie pomiędzy Naruto, a Madarą. Co prawda nie widział w całości samej walki, bo na swoje nieszczęście stracił przytomność, ale to co wcześniej ujrzał wzbudziło w nim szczery i głęboki podziw do Uzumakiego. Pamiętał jak czakra blondyna przybrała kształt dziewięcioogoniastego. Nie była jednak taka, jaką widywał przed laty. Nie było w niej nienawiści i żądzy mordu, a to by oznaczało, że Naruto w jakiś sposób zapanował nad mocą lisa. To było zaskakujące. I jak najbardziej dla nich korzystne. W końcu dzięki temu wygrali z Akatsuki.

Tylko co stanie się teraz?

Gdy się obudził parę godzin temu, znajdował się już tutaj. W swoim własnym łóżku, w klanowej rezydencji. Obok niego na krześle siedział Kakashi, pogrążony w czytaniu jednej z tych swoich zboczonych książek. Jego nagie ramie i bark zakrywał śnieżnobiały bandaż. Widocznie i on nie wyszedł z walki bez uszczerbku na zdrowiu.

- Mistrzu? – zapytał zaskoczony widokiem Hatake. – Co tu robisz? – spróbował się podnieść. Syknął z bólu, gdy połamane żebra dały o sobie znać.

- Nie wstawaj. – powiedział srebrnowłosy nie odrywając wzroku od tekstu. – Naruto zagroził mi, że jeśli pozwolę ci wstać, to tak mi nakopie, że przez tydzień nie będę mógł usiąść na tyłku.

- Naruto? – jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. A więc to nie był tylko sen. Blondyn naprawdę tam był, nie wymyślił go sobie. Jeden problem z głowy.

czwartek, 12 listopada 2015

JUŻ WKRÓTCE

Lisek


"Była późna jesień. Szesnastoletni jonin, dziedzic klanu Uchiha wracał do domu po tygodniowej misji. Przechodząc w pobliżu stawu postanowił zrobić krótki postój na posiłek. Podszedł do jednego z pobliskich drzew i ściągnął z ramienia ciężki worek. Przeciągnął się. Zamierzał usiąść, gdy dobiegł go cichy jęk bólu. Szybko się poderwał, kładąc rękę na rękojeści katany. Wyrzucał sobie w myślach, jak mógł być tak rozkojarzony, że nie zauważył niczyjej obecności. Rozejrzał się szybko, szukając zagrożenia. Dostrzegł leżącą wśród wysokich traw postać. Podkradł się do niej po cichu. Gdy podszedł bliżej, ujrzał około dziewięcioletniego chłopca o włosach koloru dojrzałej pszenicy, spośród których wyrastały rudawe, lisie uszka. Miał nawet ogon. Każdy policzek przecinały trzy podłużne blizny, przypominające zwierzęce wąsy. Blondyn leżał nieprzytomny na leśnej ściółce, wśród opadłych, pożółkłych liści. Był wychudzony, poraniony i brudny, a strzępy odzieży, którą miał na sobie, nie zapewniała ochrony przed jesiennym chłodem. Sasuke zrobiło się żal malucha i postanowił zabrać go ze sobą do wioski, gdzie otrzyma pomoc."

poniedziałek, 2 listopada 2015

Serce Cienia - Rozdział 6


Rozdział 6

Walka rozpoczęła się niespodziewanie. Wszędzie panowała cisza i względny spokój, gdy nagle niespodziewanie z podziemi wyłoniły się wojska Akatsuki wraz z olbrzymim człekokształtnym posągiem, na którego widok wśród sojuszniczych wojsk Piasku i Liścia zapanowała panika.

Posąg Gedo.

Gaara patrzył z przerażeniem, jak ich wojska uciekają w popłochu. On i Tsunade nic nie mogli zrobić, żeby ich powstrzymać. Nie ważne ile razy próbowali.

Wszyscy doskonale wiedzieli, że wewnątrz posągu znajduje się ukryte siedem z dziewięciu ogoniastych bestii. Któżby chciał zadrzeć z tak okrutną siłą?

Nie mieli szans.

- Nie cofać się! – usłyszał po swojej prawej stronie. – Zapomnieliście po co tu jesteśmy!? Co z naszymi rodzinami, przyjaciółmi!? Jeśli teraz się wycofamy, polegniemy! – jakże wielkie było zaskoczenie Gaary, gdy ujrzał swojego drobnego, spokojnego sekretarza, przemawiającego do tłumu z tak wielkim żarem i pasją w oczach. – A oni – młodzian wskazał na przeciwnika – ruszą po głowy naszych bliskich! Chcecie tego!? – odpowiedziały mu przeczące pomruki shinobi. – Chcecie rzeki krwi należących do waszych bliskich!? Ojców, matek, żon, mężów, dzieci, ukochanych, najbliższych przyjaciół!?

- Nie!!! – odpowiedział mu tłum.

- A zatem nie możemy się poddać! – pociągnął przemówienie Sasuke Uchiha, stając u boku młodzieńca. Kto by pomyślał, że ci dwaj tak bardzo od siebie różni mężczyźni, jeszcze kiedyś będą mówili tym samym głosem. – Może i nie zwyciężymy, ale opowieści o naszej determinacji, wiarze w lepszą przyszłość, przetrwają po wieki, motywując do działania innych! Nawet jeśli to nie do nas będzie dziś należeć zwycięstwo, to będzie ono należało do przyszłych pokoleń! One się nie poddadzą, tak, jak my nie poddaliśmy się dzisiaj! Kto jest ze mną! – odpowiedziały mu krzyki i wiwaty. – A zatem ruszajmy! Za nasze rodziny i lepszą przyszłość!

 

~***~

 

Sasuke sapał zmęczony, pochylony nad trupem jednego z członków Akatsuki, którego wykończył przy pomocy chidori. Połączone wojska Liścia i Piasku przetrzebiły wrogie oddziały, pozbywając się teraz niedobitków. Z niewyjaśnionych powodów przeciwnik nie skorzystał jak dotąd z pomocy posągu. Orochimaru i Madara również się nie ujawnili. Czyżby przeciwnik na coś czekał? Niewykluczone.

Rozejrzał się po okolicy.

Dookoła widział jedynie śmierć i zniszczenie.

Ich wojska zostały zdziesiątkowane. Nie miało znaczenia to, że przeciwnik poniósł większe straty.

Prawdziwa walka jeszcze się nie zaczęła.

- Wszystko w porządku? – na jego ramieniu wylądowała czyjaś ciepła, drobna dłoń. Przy nim stał młody sekretarz Kazekage.

- Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być. Kazekage dość wyraźnie ci kazał wrócić do siedziby dowództwa, sam słyszałem. – warknął na niego. – Co ty sobie myślisz? Wojna to nie zabawa, możesz zginąć!

- Zdaję sobie z tego sprawę, – mruknął urażony – ale nie mogłem posłuchać rozkazu Gaary. Zbyt wiele mam do stracenia, żeby pozostawić całą walkę w rękach innych. – powiedział, odchodząc parę kroków w stronę swojego przywódcy, po czym się zatrzymał. – Zresztą jaki dałbym im przykład? Podniosłem ich morale. Zmusiłem do waliki, pokazując, że nawet taki urzędas, jak ja jest gotów stawić czoła przeciwnikowi. Co by sobie o mnie pomyśleli, gdybym teraz ich zostawił? Nie jestem kłamcą. Tchórzem tez nie. A jeśli przyjdzie mi zapłacić za swoje słowa i czyny najwyższą kare, to niech i tak będzie. Wpierw jednak upewnię się, że ci, na których mi zależy, są bezpieczni.– odszedł, nie odwracając się do tył, nie sprawdzając jakie wrażenie jego słowa wywarły na brunecie.

Sasuke pokręcił jedynie głową, przyglądając się, jak odchodzi.

Maki coraz bardziej zaczynał mu kogoś przypominać. Ta niezachwiana wiara, upór, autentyczność w swoich zamiarach i ta chęć pomocy za każdą cenę.

Zupełnie jak jego Naruto.

Uśmiechną się kącikiem ust na to skojarzenie.

Już to widział. Nadpobudliwy Uzumaki siedzący grzecznie za biurkiem. Przewalający się przez tony papierów i uśmiechający się usłużnie, podczas podawania swojemu przełożonemu i jego gościom herbaty.

Koń by się uśmiał.

Ziemia zadrżała, gdy potworny posąg się poruszył. Obok niego pojawiły się dwie postacie, które w ułamku sekundy zaatakowały Cienia. Zmrużył oczy w zamyśleniu.

Dlaczego akurat Misakiego?

Czy to dlatego, że był uznawany za najpotężniejszego ninja ich czasów?

„Cień dzięki swemu światłu siał zniszczenie wśród szeregów nieprzyjaciół, zaprowadzając ład i porządek w całej Krainie Ognia.”

Tak brzmiał fragment pieśni, która opiewała jego niezliczone zwycięstwa.

Sasuke uważał, że nie miała ona większego sensu. Przecież cienie nie posiadał własnego światła, istniał wyłącznie dzięki światłu.

Otrząsnął się szybko ze zbędnych myśli, ruszając w stronę przeciwnika. Obiecał sobie, że później się nad tym zastanowi. Jeśli będzie miał na to chwilę czasu. Może uda mu się wypytać o to Makiego? Młody sekretarz wyglądał mu na inteligentnego faceta, który zdawał się całkiem nieźle zaznajomiony z  historią Misakiego i legendami, jakie krążyły na jego temat. Z pewnością będzie wiedział, co znaczą te słowa i mu je wyjaśni.

 

~***~

 

Gaara z przerażeniem patrzył jak Orochimaru wraz z przywódcą Akatsuki dopadają jego małżonka. A on był zbyt słaby, zbyt zmęczony by mu pomóc. Zaciskając zęby na wardze, starając się podnieść z ziemi. Miał wrażenie, że wszyscy zamarli, obserwując walkę. To jednak nie było prawdą. Po prostu nikt poza jego małżonkiem nie był już wstanie walczyć. Pozostawało im jedynie patrzeć i czekać na rozstrzygnięcie pojedynku, który był z góry przegrany.

Misaki zachwiał się niebezpiecznie, co dostrzegł Orochimaru.

Senin zaatakował, składając palce razem i mierząc w serce blondyna, chcąc go przebić ręka na wylot, niczym włócznią. Jednak zamierzony atak nie doszedł do skutku. Ktoś go zatrzymał. A zrobił to…

Maki?

Przed Madarą i Orochimaru stał sobie spokojnie jego filigranowy sekretarz, który wyglądał przy nich jak krasnal przy olbrzymach. Trzymał legendarnego senina za nadgarstek z całkowicie obojętnym wyrazem twarzy, jakby zatrzymanie jego morderczego ataku było najzwyczajniejszą rzeczą na świecie.

Gaara nie wiedział kto bardziej był tym faktem zaskoczony. On i reszta shinobi Piasku oraz Liścia, czy ich przeciwnicy.

 

~***~

 

Sasuke siedział na ziemi niezdolny do waliki. Jedno z jego oczu krwawiło z powodu nadużycia sharingana, a okaleczone i połamane ciało wykluczyło go z dalszego uczestnictwa w obronie wioski.

Był całkowicie bezradny. Szykował się na nieuniknione nadejście śmierci, jednak w żadnym wypadku nie był przygotowany na to, co się właśnie stało.

Maki udaremnił atak na Misakiego. Ten drobny młodzieniec powstrzymał jednego z legendarnych saninów Wioski Liścia.

- Nie wtrącaj się krasnalu. Nie do ciebie mamy interes. – wysyczał przez zęby Orochimaru. Na dźwięk jego głosu, przeszedł go niemiły dreszcz. Kojarzył mu się on z wielkim, oślizgłym wężem. Był obrzydliwy, odrażający. To zakrawało niemal o cud, że wytrzymywał go w czasie, gdy lata temu pobierał u niego nauki.

- Nie interesuje mnie to, do kogo macie interes, zaatakowaliście mojego przełożonego, mojego przyjaciela. Próbowaliście go zabić, a na to nie mogę wam pozwolić. – powiedział obojętnym głosem, jakby mówił o pogodzie, a nie powstrzymaniu wężowatego. Czy ten dzieciak naprawdę nie rozumiał z kim zadziera?

- Ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz, dzieciaku. – powiedział Madara, jakby czytał w jego myślach.

- Owszem, wiem. Dlatego proszę was po dobroci żebyście się poddali. Szkoda mi czasu na walkę z wami. – mówił obojętnie. Sasuke zamrugał zaskoczony, patrząc na błękitnowłosego, jakby przed chwilą zmienił się w kosmitę i wyrosły mu macki, a skóra zmieniła kolor na wściekle różowy.

Naprawdę myślał, że ten dzieciak ma choć trochę oleju w głowie. Nie wyglądał przecież na kogoś, komu brakuje kilku klepek.

Przeciwnicy spojrzeli na młodzieńca, mrugając zaskoczeni, po czym spojrzeli po sobie i…

Parsknęli śmiechem. W sumie to im się nie dziwił, że tak zareagowali, na ich miejscu pewnie uczyniłby to samo. Tylko nie tak ostentacyjnie.

- Och, a to dobre. – zasyczał Orochimaru, ocierając ukradkiem łzę rozbawienia. – Zamierzasz nas pokonać całkiem sam? W porządku. Jak sobie życzysz. Rozgniotę cię jak robaka. – wyszarpnął rękę z uścisku chłopaka i odskoczył do tył szykując się do ataku.

Maki jedynie westchnął głośno, ściągając okulary. Wyglądał teraz jak profesor udzielający wykładu niereformowalnej młodzieży.

- Czy mógłbyś mi to przytrzymać? – zapytał, odwracając się w stronę Cienia. Wyciągając z pod ramienia nieodłączną teczkę, – czy on z nią nawet spał? – na której położył okulary. Podał wszystko większemu mężczyźnie.

Sasuke zamrugał zaskoczony. Ten facet naprawdę ma zamiar walczyć z Orochimaru. A jego przełożony się na to godził. Kompletnie postradali zmysły. Spojrzał na Gaarę, miał nadzieje, że on jeden okaże się mądrzejszy i ukróci to szaleństwo.

- Nie ma sprawy. – ten odpowiedział, nie pokazując po sobie nawet śladu zaskoczenia, tak jakby gryzipiórki na co dzień stawali twarzą w twarz z najpotężniejszymi shinobi i wychodzili z tych potyczek zwycięsko.

- Dziękuje. – powiedział młodzieniec po czym zniknął.

Dosłownie.

Chwile później słychać było jedynie świst powietrza i głuchy odgłos uderzenia. Legendarny sanin leżał nieprzytomny, a nad nim stał niewzruszony Maki, układając ręce w pieczęci. Nie odrywał wzroku od przeciwnika, na którego ciele pojawiały się coraz to nowsze, czarne znaki. Miały one na celu niedopuszczenie do zrzucenia wężowatemu skóry i jego ponowne narodzenie.

- Jak… Ale… Przecież… - Madara nie był wstanie się spójnie wysłowić. Jak zapewne każdy, kto to widział.

- Chyba już wiesz, że to nie mnie powinniście się tak naprawdę obawiać. – powiedział Misaki, podchodząc do małżonka i pomagając mu się podnieść. – Ja jestem tylko cieniem, a on… - wskazał na błękitnowłosego młodzieńca – On jest moim światłem.

Na jego słowa postać Makiego otoczyła pomarańczowa poświata stworzona z jego czakry. Jej siła była zaskakująca. Jak tyle czakry zmieściło się w takim drobnym ciałku?

Sasuke aż zakrztusił się własną śliną.

Znał tą czakre! Ona należała do…

- Kim jesteś? – zapytał zaskoczony Madara, przekrzywiając głowę. Najwyraźniej uznał w końcu błękitnowłosego za godnego uwagi przeciwnika.

- Mówią na mnie Maki. – młodzieniec powiedział spokojnie. Jego rozpięty płaszcz łopotał poruszany falami czakry, niczym żagiel okrętu podczas sztormu, nadając jego postaci ekspresji i dramatyczności. Oczy młodzieńca zaczęły świecić wewnętrznym blaskiem, który rozszedł się na całą tęczówkę, nadając jej bursztynowego koloru. Źrenice spłaszczyły się do wąskich, poziomych kresek, a na powiekach i nad oczami pojawiły się brązowe cienie. Czakra koło niego stawała się coraz potężniejsza, wirowała coraz szybciej i szybciej, wprawiając ziemię w drżenie. Unosiła liście, piasek i co mniejsze fragmenty skalne. Wewnątrz niej zaczęły się pojawiać złote i czerwone iskry, jakby nie mogła się zdecydować, który kolor jest odpowiedni. Sama postać chłopaka urosła i nabrała masy mięśniowej. – Ale tak naprawdę… – Jego falujące włosy odrobine się wydłużyły i ściemniały, nabierając złotawego koloru. – To nazywam się… – na każdym jego policzku pojawiły się trzy podłużne blizny, przypominające zwierzęce wąsy. – Uzumaki Naruto.

czwartek, 29 października 2015

Serce Cienia - Rozdział 5


Rozdział 5

 

Sasuke Uchiha siedział na gałęzi drzewa, z ukrycia obserwując poczynania ogarniętych szalem namiętności mężczyzn. Początkowe podekscytowanie i podniecenie, które odczuwał, kiedy blondyn ćwiczył, prezentując gibkość i zwinność swojego ciała, zmieniły się w wypalającą jego wnętrze zazdrość, gdy obserwował te pocałunki i czułości, jakimi obdarowywał Cień Gaarę. To uczucie jednak natychmiast znikło, gdy mężczyzna ściągnął maskę. Sasuke po raz pierwszy miał możliwość przyjrzeć się jego twarzy. Był to dość urodziwy mężczyzna o ostrych rysach i lekko szpiczastym podbródku. Jedyną skazą na jego twarzy była niewielka blizna przecinająca z lewej strony jego dolną wargę i podbródek. Jednak teraz, gdy przekonał się, jak naprawdę wygląda Cień, jakoś stracił nim zainteresowanie.

Nie rozumiał dlaczego. Przecież mężczyzna był atrakcyjny.

Czegoś wydawało mu się jednak brakować, a Sasuke mimo usilnych starań nie mógł zgadnąć co to takiego.

Dezaktywował sharingana i oparł się wygodnie plecami o pień drzewa, pocierając palcami zmęczone oczy. Jakoś stracił zainteresowanie oglądaniem odbywającego się pod jego nosem przedstawieniem. Zresztą nie był podglądaczem. No chyba, że chodziło o Naruto, tego młotka mógł niegdyś stale obserwować.

Uśmiechnął się kącikiem ust na myśl, jak niegdyś przypadkiem podejrzał blondyna pod prysznicem, a ten przyłapawszy go na gorącym uczynku, wyskoczył za nim przez okno i zaczął go gonić po dachach pobliskich domów ubrany wyłącznie w ręcznik, wyzywając go od zboczeńców i zbereźników.

Ach ten Naruto i te jego szalone pomysły.

Naruto.

Oczy Sasuke rozszerzyły się w zaskoczeniu, gdy zdał sobie sprawę, czego brakowało mu w tym blondwłosym, postawnym mężczyźnie. To były lisie blizny na jego policzkach.

A raczej ich brak.

Zaklął szpetnie, odgarniając z oczu ciemne włosy.

Czyżby gdzieś w głębi serca miał nadzieje, że tym facetem jest Uzumaki i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy? No tak, mężczyzna miał błękitne oczy i blond włosy, co prawda nie takie same, jak Naruto w czasie, gdy widzieli się po raz ostatni i był od niego dużo wyższy i postawniejszy, ale przecież od tamtego czasu minęły lata. Młotek mógł się bardzo zmienić. Jednak te blizny na pewno by nie zniknęły.

- Cholera. – wysyczał przez zęby, uderzając tyłem głowy o pień drzewa. – Czy to nigdy się nie skończy? Czy nigdy się od tego nie uwolnię? – przeczesał palcami włosy, zaciskając na nich pięść, ciągnąc boleśnie za kruczoczarne pasma. – Naruto, gdzie jesteś?– czuł napływające do oczu łzy.

Tak bardzo chciałby cofnąć czas…

Miałby go teraz dla siebie, nawet jeśli nie jako kochanka, to jako przyjaciela. To i tak byłoby dużo lepsze od tej ziejącej w sercu pustki, jaka powstał po stracie przyjaciela. Nic nie mogło jej zapełnić. Tak, jak nic nie mogło powstrzymać nocnych koszmarów, jakie często go nawiedzały.

Widział w nich śmierć Naruto.

Za jednym razem widział, jak blondyn umiera z głodu, innym jak trafia w pułapkę jakiś zbirów, którzy go okaleczają – tnąc i przeszywając kunajem jego ciało tak długo, aż w Naruto nie pozostaje nawet iskra życia. Najczęściej jednak widział, jak Uzumaki trafia w ręce Akatsuki, jak oni go torturują, a następnie siłą wyciągają z niego Kyuubiego. Słyszał jego płacz, czuł zapach krwi. Widział jak jego piękne, błękitne oczy stają się coraz bardziej puste i zimne, pozbawione życia. A te jego cudownie pełne, zachęcające do pocałunków, różowe wargi teraz pokryte sączącą się z ust krwią układają się w jedno słowo. Słowo, którego nie ma już siły wymówić.

Jest to imię.

Jego imię.

Sasuke.

Sasuke…

Sasuke…

- Panie Sasuke Uchiha. – usłyszał cichy głos i poczuł, jak ktoś trąca stopą jego łydkę.

Otrząsnął się błyskawicznie, przeklinając się w myślach za nieuwagę, która mogła go kosztować życie, zwłaszcza, że znajdowali się w czasie wojny.

Podniósł wzrok.

Przed nim, na tej samej gałęzi, stał drobny mężczyzna w prostokątnych okularach o grubych oprawkach, które wydawały się ogromne przy jego szczupłej twarzy. Ubrany był w ciemny, rozpięty płaszcz, czarne spodnie i białą koszule z wysokim kołnierzem. Pod pachą trzymał nieodzowną teczkę. Na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Patrzył na niego, jak na ciekawy okaz robaka, co go strasznie irytowało.

- Co chcesz? – warknął do mężczyzny, a może chłopaka. Sam już nie był pewny ile stojący przed nim facet miał lat. Choć wątpił to, że Kazekage był tak głupi i zatrudnił na stanowisko sekretarza jakiegoś niekompetentnego dzieciaka.

- Pytałem, co pan tu robi. Niebezpiecznie jest się poruszać po lesie w pojedynkę, zwłaszcza w środku nocy.

- Nie twoja sprawa. – skrzyżował ramiona na piersi, odwracając wzrok. Przecież nie powie mu prawdy, że podglądał jego przełożonych.

- Wygląda pan na przygnębionego.

- Mógłbyś się odczepić? Idź stąd. Chciałbym pobyć chwilę sam, w ciszy.– ponownie warknął, pozwalając by w jego oczach pojawił się sharingan. Chłopak jednak w ogóle się go nie zląkł. Jego twarz nadal była całkowicie obojętna.

- Może chciałby pan z kimś porozmawiać? To pomaga.

W Sasuke aż się zagotowało. Nie rozumiał, jak można być tak bezczelnym. Już otwierał usta by uraczyć młokosa niecenzuralną gadką o tym, gdzie może sobie te bzdury wsadzić, gdy napotkał spojrzenie najpiękniejszych oczu, jakie kiedykolwiek widział. Z powodu ciemności nie potrafił dokładnie zidentyfikować ich koloru, ale takich dużych, ekspresyjnych oczu już dawno nie widział. One w przeciwieństwie do twarzy młodzieńca były pełne niewypowiedzianych uczuć. Dojrzał w nich najprawdziwszą troskę. Jednak to nie było wszystko, te oczy były przepełnione smutkiem i samotnością.

Czymś, co tak doskonale znał z doświadczenia.

Może to właśnie przez nie, ogień wściekłości w jego wnętrzu wygasł?

Nie wiedział.

- Słuchaj… - zaciął się, zdając sobie sprawy, że nie pamięta jego imienia. Zmarszczył brwi w zamyśleniu. To nie było w jego stylu, żeby o czymś zapominać. Ale to by oznaczało, że Kazekage zapomniał im przedstawić swojego sekretarza, a to przecież niemożliwe.

Chyba, że zrobił to umyślnie.

- Maki. Wszyscy do mnie mówią Maki.

- Słuchaj Maki… To bardzo miłe z twojej strony, że chcesz mi pomóc, ale widzisz… Ja nie jestem pewien, czy… Po prostu nie jestem wstanie o tym mówić, jasne? Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałem z kimś otwarcie, że nie wiem, czy dałbym radę przestać mówić, kiedy już zacznę… - na jego twarz wypłynął cień uśmiechu.

- Nie ma problemu. Jestem dobrym słuchaczem i chętnie cię wysłucham, jeśli to ci pomoże.

- Nie wiem dlaczego, ale czuję, że mogę ci ufać. – na jego słowa, młodzieniec lekko się zarumienił, odwracając wzrok. To było nawet urocze. – Jednak nie rozumiem dlaczego chcesz to zrobić, przecież wcale się nie znamy.

- Sam nie wiem. Może dlatego, że kiedyś ktoś uczynił to samo dla mnie, gdy tego potrzebowałem. – wzruszył szczupłymi ramionami. Z ich lewej strony, znad jeziora zaczęły dochodzić głośne jęki, wzdychanie i krzyki przyjemności.

Twarz Sasuke i Makiego momentalnie pokryły się szkarłatem.

- Sądzę, że powinniśmy stąd iść. – powiedział zakłopotany blondyn.

- Tak, ja też tak sądzę.

 

~***~

 

Sasuke siedział okrakiem na krześle, opierając przedramiona na jego  oparciu. Znajdowali się w kuchni, w jego rodzinnej rezydencji. Czuł się niecodziennie rozluźniony rozmową o błahostkach i wypitym alkoholem.

- … a wtedy właśnie… - Maki opowiadał jakąś historię, której on przestał słuchać już parę ładnych minut temu. Przyglądał się jedynie młodzieńcowi i temu jak bardzo się zmienił po paru łykach sake. Jego opanowana, obojętna postawa zniknęła. Blondyn był pełen emocji, chichotał rozbawiony wydarzeniami z przeszłości, którymi raczyli siebie nawzajem. Brakowało mu kogoś takiego. Osoby, z którą mógłby porozmawiać o największych błahostkach, która wnosiłaby do jego życia odrobinę słońca.

Jak Naruto.

- On był moim słońcem. – powiedział szeptem.

- Słucham? – zapytał zaskoczony błękitnowłosy, przerywając w połowie słowa.

- On był moim słońcem. – powtórzył – Jednak on nigdy się o tym nie dowiedział. Nie powiedziałem mu. – w jego oczach zebrały się łzy, by zaraz popłynąć, znacząc mokrymi śladami zarumienione od alkoholu policzki. – Kochałem go. Kochałem jego uśmiech, włosy koloru dojrzałej pszenicy i oczy równie niebieskie, co bezchmurne niebo w letni dzień. Kochałem go całego. Tę jego durnowate wygłupy, nadpobudliwość i nieustanną gadaninę też. Więc dlaczego byłem taki głupi i mu o tym nie powiedziałem!? – zaszlochał głośno – Dlaczego byłem taki głupi i opuściłem go, gdy najbardziej mnie potrzebował? Dlaczego zrozumiałem, że był dla mnie wszystkim, dopiero wtedy, gdy go utraciłem? – ukrył twarz w rękawie koszuli, nie przestając płakać.

- Może to tylko przejściowe – poczuł rękę na ramieniu. Podniósł głowę by zaraz napotkać spojrzenie wspaniałych błękitnych oczu. Oczu, które były przepełnione smutkiem i troską. To przez niego. Nie zasłużył na to. – Może wkrótce znajdziesz inny obiekt westchnień? Rozumiem, że uważasz Misakiego za kogoś wyjątkowego, ale on naprawdę kocha Gaarę i…

- O czym ty bredzisz? Nie chodzi mi o Cienia. – warknął rozdrażniony.

- Nie o nim? – młodzieniec zamrugał zaskoczony. – W takim razie o kim? Czy to nie jego właśnie podglądałeś w lesie?

- Myślałem, że on jest nim.

- Wybacz, ale nie rozumiem. – westchnął, bezradnie rozkładając ręce.

- Myślałem, że on jest tym, który mnie opuścił.

- Ktoś ci bliski niedawno umarł?

- Nie, nie umarł. Mam taką nadzieje. Jeśli on nie żyje, to moje życie przestało mieć sens. Miałem nadzieje, go odnaleźć, ale to tak jakby szukać igły w stogu siana. Wszystkie tropy się urywały, nieważne ile razy próbowałem. Gdybym nie był tak głupi i powiedział mu prawdę, zamiast z niego szydzić, zapewne zostałby ze mną. Co z tego, że byłby tylko przyjacielem. Byłby ze mną. – znowu zaczął szlochać. – Tak bardzo cię kocham mój słodki Naruto. Moje małe kochanie. Naruto. Naruto. Naruto. – zaczął powtarzać jego imię niczym mantrę.

 

***

 

Błękitnowłosy młodzieniec stał nad płaczącym brunetem, nie mogąc wyjść z zaskoczenia. W życiu by nie pomyślał, że Sasuke zakocha się w Uzumakim. Przecież młody Uchiha niejednokrotnie dawał blondynowi do zrozumienia, że jest dla niego nikim. Czy to możliwe, że ta niechęć jaką do niego żywił, te nieustanne drwiny i upokorzenia były jedynie zasłoną dymną dla prawdziwych uczuć, jakie do niego żywił. Nie mógł w to uwierzyć. Musiał przeanalizować to, czego się dowiedział i porozmawiać o tym z Gaarą i Misakim.

Ponownie spojrzał na bruneta, który zaczynał przysypiać z policzkiem przyciśniętym do oparcia krzesła. Nawet przez sen nie przestawał mamrotać imienia nosiciela dziewięcioogoniastego.

- No, kolego, koniec picia. Nie możesz tu spać. – szturchnął go w ramie. Zero reakcji.

- Ej, Uchiha, mówię do ciebie. – znowu nic.

- Błagam, nie rób mi tego. – rozejrzał się dookoła na próżno szukając pomocy. Poza nimi dwoma, w rezydencji klanu Uchiha nie było żywego ducha. – I jak ja mam cię zataszczyć do łóżka? Nie mogę przecież cię tu zostawić.

Westchnął zrezygnowany i podniósł Sasuke, przerzucając go sobie przez ramie. Jęknął z wysiłku, czując jak nogi zaczynają mu drżeć pod wpływem ciężaru. Brunet był od niego o półtorej głowy cięższy i o dobre dwadzieścia kilo cięższy. Ruszył powoli, chwiejnym krokiem w poszukiwanie najbliższej sypialni, wyrzucając sobie w głowie swoją głupotę. Był stanowczo za miękki. Mógł go tam po prostu zostawić, ale nie, on musiał być mięczakiem i pozwolić żeby ten przeraźliwy smutek, który ujrzał w lesie, w oczach tego młodego jonina go wzruszył. I co teraz z tego miał? Wlókł z sobą pijanego jak bela – a wypili przecież zaledwie pół butelki sake - faceta, który nie przestawał powtarzać imienia ukochanego. A już myślał, że nic gorszego poza słuchaniem miłosnych uniesień swoich przywódców, go już dzisiaj nie spotka. Jak widać się mylił.

W końcu wszedł do pokoju, który najprawdopodobniej był sypialnią Sasuke. Położył mężczyznę na łóżku. Po chwili namysłu ściągnął mu buty, postanawiając pozostawić resztę odzieży w spokoju, bo znając jego szczęście, brunet by się obudził i uderzył go, myśląc, że się do niego dobiera. Przykrył go grubą, śnieżnobiałą kołdrą i okręcił się na pięcie, chcąc opuścić pokój, a następnie samą posiadłość, gdy coś pomarańczowego po lewej przykuło jego wzrok. W uchylonych drzwiach szafy ujrzał wystający fragment bluzy, a dokładniej swetra.

Od kiedy to Sasuke Uchiha, zwany mrocznym księciem nosi pomarańczowe swetry?

Podszedł bliżej, żeby przyjrzeć się ciekawemu znalezisku.

Jego oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, gdy rozpoznał to ubranie. Ten sweter wcale nie należał do śpiącego bruneta, należał do Naruto.

A zatem Sasuke mówił prawdę. To nie był jakiś tam pijacki bełkot. To była najprawdziwsza prawda.

Uchiha był zakochany w Uzumakim.

Otrząsnął się szybko z tych myśli i zaczął szukać w pokoju innych rzeczy, które by to potwierdzały. Jednak poza wspólnym zdjęciem drużyny siódmej i wcześniej znalezionym swetrem, nie odnalazł niczego.

- Niewiele. – mruknął sam do siebie.

Nasunęły mu się tylko dwa rozwiązania. Albo to był czysty przypadek, albo Sasuke nie mógł odnaleźć nic więcej, co przypominałoby mu ukochanego.

To było smutne.

Przez tyle lat tak bardzo kogoś kochać i utracić tą osobę, nie powiedziawszy jej uprzednio, co się do niej czuje.

O tak, to naprawdę przykre.

Sam wiedział jak bardzo, bo sam to kiedyś przeżył.

Dlatego rozumiał Uchihę. Rozumiał  go jak nikt inny. Zapewne dlatego tak dobrze im się rozmawiało. Obaj nosili pustki w sercach. Może to właśnie dzięki sobie nawzajem uda im się je zapełnić?

Miał taką nadzieję.

Uśmiechnął się z czułością, widząc jak brunet wtulił się w poduszkę. Pogrążony we śnie, z tymi potarganymi włosami, rozchylonymi ustami i delikatnym rumieńcem, wyglądał na takiego słodkiego i bezbronnego. Aż trudno było uwierzyć, że miał przed sobą najpotężniejszego shinobi Wioski Liścia.

Cóż, tak bywa.

Czasami ktoś o potężnej sile mógł wyglądać naprawdę niepozornie.

Serce Cienia - Rozdział 4


Rozdział 4

 

- Widzisz wielebna… – zaczął spokojnym, obojętnym głosem – Nie sądzę, żeby moje życie prywatne powinno interesować któregokolwiek z Kage. – na jego ustach pojawił się szatański uśmiech, który widocznie zdezorientował Tsunade.

Kankuro ukrył drżące usta za dłonią, powstrzymując śmiech. Jego starszy brat zapewne domyślał się, co kombinuje. To nie było dla niego zaskoczeniem, znali się przecież nie od dziś.

- Poza tym moja druga połówka sama sobie wyrobiła imię, nie potrzebuje przedstawienia. Prawda, skarbie? – dodał milszym głosem, wyciągając dłoń w kierunku Cienia, który podszedł do niego, poruszając się z płynnie i z gracją, niczym kot. Czule ujął jego niewielką, jasną dłoń w swoją dłużą i o znacznie ciemniejszym odcieniu. Blondyn skłonił się lekko, z szacunkiem należnym przywódcy wioski, po czym złożył na jego palcach delikatny niczym skrzydła motyla pocałunek, który odczuł pomimo zakrywającej twarz maski.

- Zgadza się, mężu.

W pomieszczeniu zapanował chaos.

Tsunade zakrztusiła się herbatą, przez co jej twarz zrobiła się czerwona, a następnie zaczęła sinieć, gdy nie mogła złapać tchu.

Przerażony Umino starał się pomóc Hokage odzyskać oddech, podnosząc ja z krzesła i ściskając pod wydatnym biustem.

Haruno miała minę, jakby zjadła coś nieświeżego.

Twarz Hyugi pokrył szkarłatny rumieniec, gdy błądził zdezorientowanym spojrzeniem pomiędzy Gaarą, a jego mężem.

Uchiha, Nara oraz jego sekretarz jako jedyni wyglądali na całkowicie niewzruszonych zaistniałą sytuacją.

Natomiast Kankuro, Kakashi i jego małżonek śmiali się otwarcie, przyglądając się reakcji otoczenia.

Wcale im się nie dziwił, sam miał ochotę się roześmiać. Nie pozwalała mu na to jednak jego pozycja. Pozwolił jednak sobie na delikatny, ciepły uśmiech, którego wypłynięcia na twarz nie potrafił opanować i to tylko dlatego, że widział, jak jego mąż tak otwarcie się śmieje.

Cieszył się, że blondyn wyluzował, bał się jak wpłynie na niego przyjazd do Konohy.

- Jakie to wszystko upierdliwe. – spuentował Shikamaru, całkowicie nieprzejęty tym, że mało brakowało, a Hokage wyzionęłaby ducha tuż przed jego nosem.

 

Sasuke czuł się poirytowany. Nie rozumiał dlaczego, gdy spodobał mu się jakiś mężczyzna, sprawa okazywała się przegrana. Najpierw Naruto, który ich opuścił zanim miał szanse na wyznanie mu swoich uczuć, a teraz ten mężczyzna. Nie był w nim co prawda zakochany, ale po raz pierwszy od lat, zainteresował się w ten sposób drugą osobą. I po co? By dowiedzieć się, że facet nie tylko był legendarnym shinobi zwanym powszechnie jako Cień, ale posiadał również męża, który sam był nie byle kim. Nie za bardzo miał jak konkurować z Kazekage.

Byli małżeństwem.

Sprawa zamknięta.

Pomimo tego, że Uchiha uważany był powszechnie za egoistycznego dupka, miał wielki szacunek do sakramentu małżeństwa.

Rozumiał, że nie zawsze ludzie pobierają się z miłości, często robią to z powodu korzyści materialnych, koneksji rodzinnych lub innych powodów. Wcale nie muszą być w sobie zakochani.

Gdyby tak to wyglądało w tym przypadku, z pewnością rozważyłby swoje szanse. Problem polegał jednak na tym, że obaj mężczyźni b y l i w sobie zakochani. Poznał to po sposobie w jaki na siebie patrzyli, jak się do siebie odnosili i jak się traktowali.

Przeciętny obserwator może i by tego nie dostrzegł, ale on to potrafił, wiedział na co patrzeć. Te przelotne uśmiechy, ciepłe błyski w oczach, gdy ukradkowo na siebie spoglądali i te niby to przypadkowe dotknięcia.

To nie było wymyślone na poczekaniu kłamstwo, by ich zirytować, lecz prawdziwe uczucie.

Blondyn stanął obok sekretarza, za fotelem swojego męża, górując swoją potężną postacią nad drobnym ciałem Kazekage, niewerbalnie dając innym do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek spróbuje zaszkodzić rudzielcowi, będzie miał z nim do czynienia.

Wszyscy zrozumieli przekaz.

 

- Czy… czy mógłbyś powtórzyć? – zapytała Tsunade zachrypniętym od kaszlu głosem, ocierając łzy.

Gaara westchnął głośno.

- Ten wielki facet – wskazał ruchem głowy na kochanka – zwany powszechnie Cieniem jest nie tylko znanym w całym Kraju Ognia shinobi i moją prawą ręką. Od przeszło czterech miesięcy jest również moim mężem. – Gaara z satysfakcją patrzył po twarzach zebranych.

- No, wcale się nie dziwie, że nie potrzebujesz już swojej prawej ręki, lewej jak sądzę też nie. Mając takiego faceta... – zachichotał Kakashi.

- Nie rozumiem co ma jedno z drugim wspólnego? – dociekała Sakura, marszcząc brwi.

- Jak to co? Nosi taką samą maskę, jak ja, czyli musi być świetny w łóżku, co nie? – ponownie zachichotał.

Twarz Haruno oblała się rumieńcem, gdy różowo włosa dziewczyna zrozumiała co miał namyśli jej stary mistrz.

- Twoja dedukcja Hatake czasem naprawdę mnie zadziwia. – Iruka szybko uciszył kochanka mocnym uderzeniem w tył głowy.

- Ałłłł… To bolało. Jak mogłeś? Już mnie nie kochasz? – zapytał płaczliwym głosem srebrnowłosy jonin, teatralnie pociągając nosem i ukrywając twarz w rękawie bluzy.

Twarz Umino pokryła się krwistoczerwonym rumieńcem.

- Oczywiście, że cię kocham głupku. Proszę cię, czy mógłbyś…

- Ha! Wiedziałem! – Hatake cały rozpromieniony uwiesił się na ramionach kochanka. – Delfinek kocha swojego Kakashiego. A wiesz, że w ostatniej książce, którą czytałem, wspominali o takiej pozycji, której jeszcze nie praktykowaliśmy. Może dzisiaj w nocy moglibyśmy…

BUM!

Jonin leżał plackiem na ziemi z guzem, który już zaczynał się formować na czubku jego głowy. Nad nim stał zgarbiony Iruka, którego twarz przypominała dojrzałego buraka, a z uszu niemal można było dostrzec buchające kłęby pary.

Rudzielec usłyszał cichy chichot dobiegający zza jego pleców. Zerknął tam ukradkiem.

Jego drogi sekretarz i ukochany małżonek byli widocznie rozbawieni zaistniałą sytuacją, czego u tego drugiego nie można było zobaczyć zza czarnej maski, ale on już nauczył się rozpoznawać jego nastrój po oczach. One nigdy nie kłamały. W tym momencie były ciepłe i jasne niczym letnie niebo.

- Ekhem… – chrząknięcie Tsunade skierowało na nią całą uwagę otoczenia. – W takim razie muszę ci, wam – sprostowała szybko – pogratulować. Mam rozumieć, że życzenie wam wielu dzieci, nie będzie miało większego sensu, prawda? – zapytała z psotnym uśmiechem.

- Nie, raczej nie. – odpowiedział spokojnie Gaara, nie pozwalając sobie na zakłopotanie. Co prawda on i jego mąż bardzo chcieliby mieć w przyszłości dziecko i niejednokrotnie rozmawiali już o adopcji lub wynajęciu kobiety do urodzenia im dziecka. Nie zamierzał jednak dzielić się tymi rewelacjami z osobami postronnymi. A przynajmniej do czasu, aż cała sprawa nie stanie się faktem i nie będą ojcami jakiegoś chłopca lub dziewczynki. Mieli jednak na to jeszcze czas.

- A skąd wiesz braciszku? Może jesteś w ciąży, badałeś się ostatnio? Założę się, że to przez to masz takie zmienne nastroje.– zachichotał Kankuro.

Kazekage spojrzał na swojego brata z mordem w oczach. W myślach obiecywał mu wiele dni piekielnej męki i bezwzględnych tortur na niekończących się treningach i misjach. Już on się o to postara. Albo jeszcze lepiej! Usadzi go za biurkiem na dwa tygodnie. Kankuro nienawidził czytać i spisywać raportów. To będzie dla niego dostateczna kara.

Przecież nie chciał żeby wszyscy wiedzieli, że to on w tym związku jest stroną uległą. Co z tego, że jest dużo drobniejszy od swojego męża. Mogli się zmieniać! Nie życzył sobie by sprowadzać go do roli kobiety.

- Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to zarówno ja jak i Gaara jesteśmy mężczyznami. – cedził przez zęby Cień. – A jeśli jeszcze raz obrazisz mojego męża, twój brat, czy nie, to tak ci przyłożę, że będą cię zeskrobywać ze ściany. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno? – blondyn patrzył ostrzegawczo na szwagra. Ten szybko przytaknął widząc, że oczy blondyna zaczynają ciemnieć, a źrenice zwężać się niebezpiecznie.

 

Zrozumiał, że posunął się za daleko. Jego młodszy braciszek był przewrażliwiony na punkcie swojego miejsca w małżeństwie. Mimo, że większość osób wiedziała, że to on jest uke w ich związku i w pełni akceptowała ten fakt, jego brat widział w tym duży problem. W końcu jak to wyglądało na zewnątrz? Kazekage, który komuś ulega mógł być uważany za słabego. Kankuro i inni z ich znajomych widzieli to jednak inaczej. Gaara oddawał się swojemu mężowi, mężczyźnie którego kochał ponad wszystko, któremu bezgranicznie ufał. Mężczyźnie, który prawdopodobnie przewyższał siłą ich dwóch razem wziętych.

Dla nich to było w porządku.

Z czasem jego brat na pewno to zrozumie.

Gaara uśmiechnął się ciepło do męża. Zawsze mógł na niego liczyć.

- Może jak się będą dużo starać, to im się uda. – dobiegł ich cichy śmiech nadal leżącego na ziemi srebrnowłosego jonina. Mężczyzna zaczął się powoli podnosić na rękach

- Jeszcze ci mało? – zapytał Iruka, pochylając się nad Hatake, na co ten całkiem oklapł, udając nieprzytomnego.

- Jeśliby to zależało od ilości odbytych stosunków, to wasza dwójka już dawno powinna się przeprowadzić do większego domu z powodu braku miejsca dla dzieci. – parsknęła Tsunade, zaplatając ręce na piersi.

- A widzisz, delfinku, mówiłem ci żebyś nie łykał tych tabletek. Teraz mielibyśmy słodkie bobaski z moimi srebrnymi włosami i twoim ślicznym noskiem. Ty nauczyłbyś je pisać raporty, a ja stosować śmiertelne techniki.

- Ta, ja też tak myślałem, a skończyłoby się na zmiennych nastrojach, nudnościach, kosmicznych zachciankach i całkowitym brakiem seksu przez kilka miesięcy. – wtrącił od niechcenia Shikamaru, przysypiając na swoim miejscu pod ścianą.

Doprawdy ten człowiek potrafił zasnąć chyba w każdym miejscu i w każdej pozycji. Jak widać potrafił to nawet na stojąco.

- Tak, tak, do tego zmienianie pieluch, karmienie, usypianie, brak snu po nocach z powodu kolek i ząbkowania. – dodał Kankuro tonem znawcy, wspominając czasy, gdy jego synek był jeszcze małym berbeciem.

Kakashi momentalnie się poderwał.

- Iruka, powiedz mi, że nie jesteś w ciąży. – poprosił przerażonym głosem, chwytając zaskoczonego Umino na przedramiona.

- A wiesz, ostatnio jakoś tak dziwnie się czuje. Mam ochotę jeść naprawdę dziwne rzeczy, na przykład kiszone ogórki z czekoladą albo rybę z dżemem i czekoladą. – powiedział chunin zamyślonym głosem, pocierając palcem naznaczony podłużną blizną nos.

- Iruka… - głos srebrnowłosego jonina stał się nienaturalnie wysoki, wręcz piskliwy, a niezasłonięte przepaską ciemne oko rozszerzyło się z przerażenia.

- Nie jestem w ciąży, idioto. Mężczyźni n i e  m o g ą urodzić dzieci. – odpowiedział spokojnie, cedząc słowa, trzymając w dłoniach twarz ukochanego. Czasami naprawdę nie rozumiał, jak to się stało, że zakochał się w takim półgłówku.

Miłość naprawdę musiała być ślepa.

 

~***~

 

Gaara siedział na dużym, płaskim głazie, o który oparł swój nieodzowny dzban z piaskiem. Był prawie środek nocy, a on wraz z Cieniem przyszli nad jezioro, by jego mąż mógł chwilę potrenować, rozciągając w ten sposób zastałe mięśnie i pozbywając się nagromadzonej długim czekaniem na atak, nadwyżki energii. Minął już drugi dzień odkąd przybyli do Konohy. Jak dotąd nie znaleźli nawet śladu Akatsuki. Zniecierpliwieni shinobi stawali się coraz bardziej agresywni, co samo w sobie nie byłoby dużym problemem, gdyby nie to, że zaczęli zaczepiać i prowokować siebie nawzajem, co prowadziło do bójek, a na to nie mogli sobie pozwolić. Gaara wraz ze swoim zastępcą i sekretarzem mieli pełne ręce roboty z zażegnywaniem sporów i znajdowaniem zadań dla znudzonych wojowników. To była ich pierwsza wolna chwila od dłuższego czasu i nie dziwił się, że jego małżonek potrzebuje rozładować nagromadzoną przez ostatnie dni negatywną energię.

On sam przez te lata, odkąd stał się Kazekage, przyzwyczaił się do takich sytuacji i nie reagował tak, jak jego kochanek. Zamiast tego wystarczała mu chwila ciszy i spokoju. Dlatego przyszedł tu wraz ze swoim partnerem i przyglądał się teraz uważnie jak ten trenuje. Uwielbiał to robić. Siedzieć i patrzeć, jak jego ukochany ćwiczy. Nie tylko dlatego, że Cień był doskonałym ninja i oglądanie jego płynnych, pełnych gracji i harmonii ruchów było naprawdę zachwycające dla obserwatora. Jego kochanek ćwiczył bez koszulki, a Gaara nigdy nie przegapiał okazji, by popatrzeć na dobrze zbudowane, seksowne ciało męża. Jego opaloną skórę, pod którą przy każdym ruchu, poruszały się dobrze zarysowane mięśnie.

Przebiegł wzrokiem po jego nagich, silnych ramionach, szerokiej, pozbawionej włosów piersi, umięśnionym brzuchu i plecach, na których pojawiła się błyszcząca warstwa potu. Oblizał usta, zatrzymując spojrzenie na biegnącym od pępka pasku jasnych włosków, który znikał pod paskiem spodni blondyna, kończąc się…

Jęknął na wyobrażenie męskości małżonka.

Cień zatrzymał się w połowie ruchu, oglądając się na rudzielca z podniesioną w niemym pytaniu brwią. Uśmiechnął się zza maski, widząc malujący się na twarzy małżonka rumieniec, który był wstanie dostrzec pomimo panujący dookoła ciemności, którą rozświetlały jedynie gwiazdy i rogal księżyca. Podszedł do niego powoli, nie odrywając spojrzenia od jego jasnych, zielonych oczu podkreślonych czarną kredką.

- Czyżbyś zauważył, coś co cię zainteresowało? – zapytał blondyn, pochylając się nad Gaarą, opierając dłonie po jego bokach.

- Nie, nie, skądże znowu. Po prostu rozmyślam. – rudzielec uśmiechnął się niewinnie, czując się lekko przytłoczony potężnym ciałem mężczyzny. Przy nim wydawał się taki drobny.

- O kimś szczególnym?

- O takim jednym bądź dwóch. – odparł, udając obojętność. Uwielbiał tą zabawę. Niejednokrotnie prowadziła ona do naprawdę gorącej nocy. I nie miał tu namyśli temperatury otoczenia, choć był pewien, że za ich sprawą podnosiła się o kilka ładnych stopni.

- Czuje się zazdrosny. Nie lubię, gdy myślisz o innych mężczyznach. – powiedział Cień z niebezpiecznym błyskiem w oczach.

- Hm… W takim razie, chyba powinieneś zrobić coś, żeby wybić mi ich z głowy, prawda? – zatrzepotał zalotnie rzęsami, co zawsze rozbawiało jego męża. I tym razem wzbudził tym jego cichy chichot.

- Tak, sądzę, że to dobry pomysł. Nie mogę w końcu pozwolić, żeby moje cudowne maleństwo oglądało się za innymi facetami. – zahaczył palcem za brzeg maski, ściągając ją poniżej pełnych ust, którymi szybko wpił się w wargi ukochanego.

Gaara jęknął przeciągle, obejmując ramionami szyje kochanka. Gdy poczuł jak duża, ciepła ręka zakrada się na jego udo, postanowił dać pochłonąć się żądzy. Z tego wszystkiego zapomniał nawet nakrzyczeć na Cienia za nazywanie go znienawidzonym przezwiskiem.

- Powiedz, że mnie chcesz. – wyszeptał blondyn między pocałunkami, schodząc ustami na jego smukłą, jasną szyje.

- Chce cię. – wyjęczał, zamykając oczy i odchylając głowę do tył.

- Powiedz, że chcesz żebym cię wziął. – mężczyzna przygryzł skórę na jego ramieniu, rozpinając mu płaszcz.

- Proszę, weź mnie. Jestem cały twój. Chce tego. Tu i teraz. Nie przeciągaj tego dłużej, proszę. – pociągnął blondyna za włosy, by móc spojrzeć w jego zasnute mgiełką pożądania błękitne oczy.

- Wszystko, czego zapragniesz. – odpowiedział, całkiem zsuwając maskę na szyję, po czym zaczął pozbywać się wierzchniego odzienia Gaary.

- Kocham cię. – wyszeptał, gdy ten zsunął z niego koszule i zaczął całować po odkrytych ramionach i piersi, drażniąc ciepłym oddechem, wystawioną na chłód nocy skórę. Cień podniósł głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Szorstki kciuk mężczyzny otarł się o dolną wargę Gaary w delikatnej, czułej pieszczocie.

- Ja ciebie też. Na zawsze.