poniedziałek, 2 listopada 2015

Serce Cienia - Rozdział 6


Rozdział 6

Walka rozpoczęła się niespodziewanie. Wszędzie panowała cisza i względny spokój, gdy nagle niespodziewanie z podziemi wyłoniły się wojska Akatsuki wraz z olbrzymim człekokształtnym posągiem, na którego widok wśród sojuszniczych wojsk Piasku i Liścia zapanowała panika.

Posąg Gedo.

Gaara patrzył z przerażeniem, jak ich wojska uciekają w popłochu. On i Tsunade nic nie mogli zrobić, żeby ich powstrzymać. Nie ważne ile razy próbowali.

Wszyscy doskonale wiedzieli, że wewnątrz posągu znajduje się ukryte siedem z dziewięciu ogoniastych bestii. Któżby chciał zadrzeć z tak okrutną siłą?

Nie mieli szans.

- Nie cofać się! – usłyszał po swojej prawej stronie. – Zapomnieliście po co tu jesteśmy!? Co z naszymi rodzinami, przyjaciółmi!? Jeśli teraz się wycofamy, polegniemy! – jakże wielkie było zaskoczenie Gaary, gdy ujrzał swojego drobnego, spokojnego sekretarza, przemawiającego do tłumu z tak wielkim żarem i pasją w oczach. – A oni – młodzian wskazał na przeciwnika – ruszą po głowy naszych bliskich! Chcecie tego!? – odpowiedziały mu przeczące pomruki shinobi. – Chcecie rzeki krwi należących do waszych bliskich!? Ojców, matek, żon, mężów, dzieci, ukochanych, najbliższych przyjaciół!?

- Nie!!! – odpowiedział mu tłum.

- A zatem nie możemy się poddać! – pociągnął przemówienie Sasuke Uchiha, stając u boku młodzieńca. Kto by pomyślał, że ci dwaj tak bardzo od siebie różni mężczyźni, jeszcze kiedyś będą mówili tym samym głosem. – Może i nie zwyciężymy, ale opowieści o naszej determinacji, wiarze w lepszą przyszłość, przetrwają po wieki, motywując do działania innych! Nawet jeśli to nie do nas będzie dziś należeć zwycięstwo, to będzie ono należało do przyszłych pokoleń! One się nie poddadzą, tak, jak my nie poddaliśmy się dzisiaj! Kto jest ze mną! – odpowiedziały mu krzyki i wiwaty. – A zatem ruszajmy! Za nasze rodziny i lepszą przyszłość!

 

~***~

 

Sasuke sapał zmęczony, pochylony nad trupem jednego z członków Akatsuki, którego wykończył przy pomocy chidori. Połączone wojska Liścia i Piasku przetrzebiły wrogie oddziały, pozbywając się teraz niedobitków. Z niewyjaśnionych powodów przeciwnik nie skorzystał jak dotąd z pomocy posągu. Orochimaru i Madara również się nie ujawnili. Czyżby przeciwnik na coś czekał? Niewykluczone.

Rozejrzał się po okolicy.

Dookoła widział jedynie śmierć i zniszczenie.

Ich wojska zostały zdziesiątkowane. Nie miało znaczenia to, że przeciwnik poniósł większe straty.

Prawdziwa walka jeszcze się nie zaczęła.

- Wszystko w porządku? – na jego ramieniu wylądowała czyjaś ciepła, drobna dłoń. Przy nim stał młody sekretarz Kazekage.

- Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być. Kazekage dość wyraźnie ci kazał wrócić do siedziby dowództwa, sam słyszałem. – warknął na niego. – Co ty sobie myślisz? Wojna to nie zabawa, możesz zginąć!

- Zdaję sobie z tego sprawę, – mruknął urażony – ale nie mogłem posłuchać rozkazu Gaary. Zbyt wiele mam do stracenia, żeby pozostawić całą walkę w rękach innych. – powiedział, odchodząc parę kroków w stronę swojego przywódcy, po czym się zatrzymał. – Zresztą jaki dałbym im przykład? Podniosłem ich morale. Zmusiłem do waliki, pokazując, że nawet taki urzędas, jak ja jest gotów stawić czoła przeciwnikowi. Co by sobie o mnie pomyśleli, gdybym teraz ich zostawił? Nie jestem kłamcą. Tchórzem tez nie. A jeśli przyjdzie mi zapłacić za swoje słowa i czyny najwyższą kare, to niech i tak będzie. Wpierw jednak upewnię się, że ci, na których mi zależy, są bezpieczni.– odszedł, nie odwracając się do tył, nie sprawdzając jakie wrażenie jego słowa wywarły na brunecie.

Sasuke pokręcił jedynie głową, przyglądając się, jak odchodzi.

Maki coraz bardziej zaczynał mu kogoś przypominać. Ta niezachwiana wiara, upór, autentyczność w swoich zamiarach i ta chęć pomocy za każdą cenę.

Zupełnie jak jego Naruto.

Uśmiechną się kącikiem ust na to skojarzenie.

Już to widział. Nadpobudliwy Uzumaki siedzący grzecznie za biurkiem. Przewalający się przez tony papierów i uśmiechający się usłużnie, podczas podawania swojemu przełożonemu i jego gościom herbaty.

Koń by się uśmiał.

Ziemia zadrżała, gdy potworny posąg się poruszył. Obok niego pojawiły się dwie postacie, które w ułamku sekundy zaatakowały Cienia. Zmrużył oczy w zamyśleniu.

Dlaczego akurat Misakiego?

Czy to dlatego, że był uznawany za najpotężniejszego ninja ich czasów?

„Cień dzięki swemu światłu siał zniszczenie wśród szeregów nieprzyjaciół, zaprowadzając ład i porządek w całej Krainie Ognia.”

Tak brzmiał fragment pieśni, która opiewała jego niezliczone zwycięstwa.

Sasuke uważał, że nie miała ona większego sensu. Przecież cienie nie posiadał własnego światła, istniał wyłącznie dzięki światłu.

Otrząsnął się szybko ze zbędnych myśli, ruszając w stronę przeciwnika. Obiecał sobie, że później się nad tym zastanowi. Jeśli będzie miał na to chwilę czasu. Może uda mu się wypytać o to Makiego? Młody sekretarz wyglądał mu na inteligentnego faceta, który zdawał się całkiem nieźle zaznajomiony z  historią Misakiego i legendami, jakie krążyły na jego temat. Z pewnością będzie wiedział, co znaczą te słowa i mu je wyjaśni.

 

~***~

 

Gaara z przerażeniem patrzył jak Orochimaru wraz z przywódcą Akatsuki dopadają jego małżonka. A on był zbyt słaby, zbyt zmęczony by mu pomóc. Zaciskając zęby na wardze, starając się podnieść z ziemi. Miał wrażenie, że wszyscy zamarli, obserwując walkę. To jednak nie było prawdą. Po prostu nikt poza jego małżonkiem nie był już wstanie walczyć. Pozostawało im jedynie patrzeć i czekać na rozstrzygnięcie pojedynku, który był z góry przegrany.

Misaki zachwiał się niebezpiecznie, co dostrzegł Orochimaru.

Senin zaatakował, składając palce razem i mierząc w serce blondyna, chcąc go przebić ręka na wylot, niczym włócznią. Jednak zamierzony atak nie doszedł do skutku. Ktoś go zatrzymał. A zrobił to…

Maki?

Przed Madarą i Orochimaru stał sobie spokojnie jego filigranowy sekretarz, który wyglądał przy nich jak krasnal przy olbrzymach. Trzymał legendarnego senina za nadgarstek z całkowicie obojętnym wyrazem twarzy, jakby zatrzymanie jego morderczego ataku było najzwyczajniejszą rzeczą na świecie.

Gaara nie wiedział kto bardziej był tym faktem zaskoczony. On i reszta shinobi Piasku oraz Liścia, czy ich przeciwnicy.

 

~***~

 

Sasuke siedział na ziemi niezdolny do waliki. Jedno z jego oczu krwawiło z powodu nadużycia sharingana, a okaleczone i połamane ciało wykluczyło go z dalszego uczestnictwa w obronie wioski.

Był całkowicie bezradny. Szykował się na nieuniknione nadejście śmierci, jednak w żadnym wypadku nie był przygotowany na to, co się właśnie stało.

Maki udaremnił atak na Misakiego. Ten drobny młodzieniec powstrzymał jednego z legendarnych saninów Wioski Liścia.

- Nie wtrącaj się krasnalu. Nie do ciebie mamy interes. – wysyczał przez zęby Orochimaru. Na dźwięk jego głosu, przeszedł go niemiły dreszcz. Kojarzył mu się on z wielkim, oślizgłym wężem. Był obrzydliwy, odrażający. To zakrawało niemal o cud, że wytrzymywał go w czasie, gdy lata temu pobierał u niego nauki.

- Nie interesuje mnie to, do kogo macie interes, zaatakowaliście mojego przełożonego, mojego przyjaciela. Próbowaliście go zabić, a na to nie mogę wam pozwolić. – powiedział obojętnym głosem, jakby mówił o pogodzie, a nie powstrzymaniu wężowatego. Czy ten dzieciak naprawdę nie rozumiał z kim zadziera?

- Ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz, dzieciaku. – powiedział Madara, jakby czytał w jego myślach.

- Owszem, wiem. Dlatego proszę was po dobroci żebyście się poddali. Szkoda mi czasu na walkę z wami. – mówił obojętnie. Sasuke zamrugał zaskoczony, patrząc na błękitnowłosego, jakby przed chwilą zmienił się w kosmitę i wyrosły mu macki, a skóra zmieniła kolor na wściekle różowy.

Naprawdę myślał, że ten dzieciak ma choć trochę oleju w głowie. Nie wyglądał przecież na kogoś, komu brakuje kilku klepek.

Przeciwnicy spojrzeli na młodzieńca, mrugając zaskoczeni, po czym spojrzeli po sobie i…

Parsknęli śmiechem. W sumie to im się nie dziwił, że tak zareagowali, na ich miejscu pewnie uczyniłby to samo. Tylko nie tak ostentacyjnie.

- Och, a to dobre. – zasyczał Orochimaru, ocierając ukradkiem łzę rozbawienia. – Zamierzasz nas pokonać całkiem sam? W porządku. Jak sobie życzysz. Rozgniotę cię jak robaka. – wyszarpnął rękę z uścisku chłopaka i odskoczył do tył szykując się do ataku.

Maki jedynie westchnął głośno, ściągając okulary. Wyglądał teraz jak profesor udzielający wykładu niereformowalnej młodzieży.

- Czy mógłbyś mi to przytrzymać? – zapytał, odwracając się w stronę Cienia. Wyciągając z pod ramienia nieodłączną teczkę, – czy on z nią nawet spał? – na której położył okulary. Podał wszystko większemu mężczyźnie.

Sasuke zamrugał zaskoczony. Ten facet naprawdę ma zamiar walczyć z Orochimaru. A jego przełożony się na to godził. Kompletnie postradali zmysły. Spojrzał na Gaarę, miał nadzieje, że on jeden okaże się mądrzejszy i ukróci to szaleństwo.

- Nie ma sprawy. – ten odpowiedział, nie pokazując po sobie nawet śladu zaskoczenia, tak jakby gryzipiórki na co dzień stawali twarzą w twarz z najpotężniejszymi shinobi i wychodzili z tych potyczek zwycięsko.

- Dziękuje. – powiedział młodzieniec po czym zniknął.

Dosłownie.

Chwile później słychać było jedynie świst powietrza i głuchy odgłos uderzenia. Legendarny sanin leżał nieprzytomny, a nad nim stał niewzruszony Maki, układając ręce w pieczęci. Nie odrywał wzroku od przeciwnika, na którego ciele pojawiały się coraz to nowsze, czarne znaki. Miały one na celu niedopuszczenie do zrzucenia wężowatemu skóry i jego ponowne narodzenie.

- Jak… Ale… Przecież… - Madara nie był wstanie się spójnie wysłowić. Jak zapewne każdy, kto to widział.

- Chyba już wiesz, że to nie mnie powinniście się tak naprawdę obawiać. – powiedział Misaki, podchodząc do małżonka i pomagając mu się podnieść. – Ja jestem tylko cieniem, a on… - wskazał na błękitnowłosego młodzieńca – On jest moim światłem.

Na jego słowa postać Makiego otoczyła pomarańczowa poświata stworzona z jego czakry. Jej siła była zaskakująca. Jak tyle czakry zmieściło się w takim drobnym ciałku?

Sasuke aż zakrztusił się własną śliną.

Znał tą czakre! Ona należała do…

- Kim jesteś? – zapytał zaskoczony Madara, przekrzywiając głowę. Najwyraźniej uznał w końcu błękitnowłosego za godnego uwagi przeciwnika.

- Mówią na mnie Maki. – młodzieniec powiedział spokojnie. Jego rozpięty płaszcz łopotał poruszany falami czakry, niczym żagiel okrętu podczas sztormu, nadając jego postaci ekspresji i dramatyczności. Oczy młodzieńca zaczęły świecić wewnętrznym blaskiem, który rozszedł się na całą tęczówkę, nadając jej bursztynowego koloru. Źrenice spłaszczyły się do wąskich, poziomych kresek, a na powiekach i nad oczami pojawiły się brązowe cienie. Czakra koło niego stawała się coraz potężniejsza, wirowała coraz szybciej i szybciej, wprawiając ziemię w drżenie. Unosiła liście, piasek i co mniejsze fragmenty skalne. Wewnątrz niej zaczęły się pojawiać złote i czerwone iskry, jakby nie mogła się zdecydować, który kolor jest odpowiedni. Sama postać chłopaka urosła i nabrała masy mięśniowej. – Ale tak naprawdę… – Jego falujące włosy odrobine się wydłużyły i ściemniały, nabierając złotawego koloru. – To nazywam się… – na każdym jego policzku pojawiły się trzy podłużne blizny, przypominające zwierzęce wąsy. – Uzumaki Naruto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz