piątek, 30 czerwca 2017

Pomysł Tommo cz. 1

Wooo! Wooo! Woooooo! Mój pierwszy prompt z bloga. Tak bardzo się tym podekscytowałam, że postanowiłam zasiąść do tego od razu. Uwaga! Tekst podzielony zostanie na dwa rozdziały. Nie wiem kiedy wrzucę następny.

Anonim: Hej! Podobno przyjmujesz propozycje na teksty. To może Ziall? Zayn jest dupkiem, który ignoruje swojego męża, ale po czasie to do niego dociera i chce naprawić swój błąd. Może jakaś interwencja Larrego?  ^_^ No i oczywiście sexy Niall sprawia, że Malikowi opada kopara z wrażenia. Dzięki!



- Lou, puść. Ktoś puka do drzwi. - Harry z trudem wyplątał się z objęć swojego chłopaka, który zrobił nadąsaną minę, wydymając smutno usta. Harry tylko się na to uśmiechnął i posłał szatynowi buziaka, nim poszedł sprawdzić kogo to przywiało. Była prawie dwudziesta druga. Nie spodziewali się gości. Zwłaszcza o tak późnej porze.

- Niall? - spytał zaskoczony brunet, zastając zapłakanego Irlandczyka na progu. - Co się stało?

- Moje małżeństwo jest skończone! - wybuchnął Horan, zalewając się większą ilością łez. Widok jest tak niespotykany, że Harry zamarł w połowie ruchu. Już prędzej spodziewał się zobaczyć jednorożca srającego tęczą, niż płaczącego Nialla.

- Kto to, kochanie? - z głębi domu doszedł do nich głos Louisa. Zniecierpliwiony przedłużającą się nieobecnością loczka, szatyn, dołączył do nich po chwili i podobnie jak Harry zamarł na widok zapłakanego blondyna. - Co się stało Nialler?

- Ja i Zayn... On mnie już nie kocha. - wargi mężczyzny drżały, gdy powstrzymywał się od ponownego wybuchnięcia płaczem.

Harry szybko się otrząsnął i przytulił do siebie przyjaciela, który wczepił się w niego niczym mały koala.

- Na pewno nie jest tak źle. - spróbował go pocieszyć.

- To wszystko przez tą wystawę. Zayn za bardzo się tym przejmuje - powiedział Louis, przyglądając się blondynowi ze zmarszczonymi brwiami. - Może powinieneś z nim o tym porozmawiać.

- Myślisz, że nie próbowałem!? Zaczyna wtedy na mnie warczeć i krzyczeć. Stale powtarza, że go nie rozumiem i, że to nie moja sprawa!

- To niezbyt miłe. - zauważył Harry, gładząc uspakajająco Nialla po plecach.

- Rzeczywiście to nie w porządku. Jesteście małżeństwem, powinniście się wspierać. - dodał szatyn.

- Lou. - Niall spojrzał na starszego mężczyznę załamany. - Jak wy to robicie, że mimo tego całego stresu, tak świetnie się dogadujecie? Nigdy nie widziałem byś nakrzyczał na Harrego, czy się na niego obraził. Do diabła, ty nawet nie jesteś wstanie na niego krzywo spojrzeć poza żartami. Jak wam się to udaje? Przecież pracujesz przy tej wystawie razem z Zaynem. Masz nie mniej pracy, niż on. A mimo wszystko wy... Ja też tak chcę. Chciałbym żeby mój mąż wreszcie mnie przytulił i powiedział mi, że mnie kocha. Już nie wspomnę o innych rzeczach. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks!

Louis skrzywił się z niesmakiem, po czym wymienił ze swoim małżonkiem porozumiewawcze spojrzenia nad ramieniem Nialla. Obaj przytaknęli w tym samym czasie, podejmując decyzje.

- No dobra Horan. - szatyn klasnął w dłonie. - Czas brać się do roboty i odzyskać swoje życie seksualne.

- Co? - Niall poderwał głowę, z szokiem wymalowanym na twarzy.

- To nie do końca prawda z tym gniewaniem się na siebie. Kłócimy się jak wszystkie pary. Zwyczajnie nauczyliśmy się rozmawiać o problemach i wyładowywać złość w inny sposób. - Harry zarumienił się, odwracając wzrok.

- Ale o tym później, chodźcie do środka. Przedstawię wam plan Tommo. - Lou uśmiechnął się szatańsko.

- Plan Tommo?

- Opowiemy ci z Harrym w jaki sposób udaje nam się zachować zmysły przy tym całym bałaganie i kochać się równie mocno, co w dniu, gdy obaj powiedzieliśmy "tak".

- Nie, nie tak samo. - zaprzeczył szybko Harry, kręcąc głową. - Jeszcze mocniej. Mocniej każdego dnia.

Louis uśmiechnął się z rozczuleniem, nie mogąc sobie darować małego buziaka, którego skradł loczkowi, nie zważając na gniewne pomruki i protesty Nialla, którego ścisnęli między swoimi ciałami.

 

***

 

Zayn zamknął za sobą drzwi, opierając się o nie z westchnieniem. Był zmęczony. Padnięty. Przez tą całą wystawę czuł się jak wrak człowieka. A został do niej jeszcze tydzień. Tydzień ciężkiej pracy i udręki, jakim były rozmowy z tymi wszystkimi snobistycznymi dupkami z galerii i kończenie obrazów. Aż nie wierzył, że Louis dawał sobie z tym wszystkim tak dobrze rade. We dwóch zdecydowali się połączyć swoje wystawy. Fotografie Louisa świetnie współgrały z obrazami Zayna, idealnie się razem komponując. Dlatego postanowili połączyć siły i pociągnąć to razem. Z tym, że tylko Malik czuł się jakby całe zło tego świata zwaliło mu się na głowę.

Tomlinson radził sobie ze swoją częścią organizacji idealnie. Zdawał się mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Zawsze z serdecznym uśmiechem rozmawiał z ludźmi z galerii, miał wszystko zawsze na czas i posiadał nieskończone pokłady cierpliwości.

Zayn mu tego zazdrościł. On sam miał nerwy w strzępach i nie pamiętał kiedy ostatni raz przespał więcej niż konieczne sześć godzin, by jego organizm nie oszalał.

Nie wspominając już o życiu uczuciowym.

Codziennie był świadkiem tego, jak szatyn wysyłał po kryjomu sms-y, z głupkowatym, maślanym uśmiechem na twarzy, który miał zawsze gdy mówił albo myślał o swoim mężu. A sam Harry parę razy zajrzał nawet do galerii, by wyciągnąć Louisa na lunch.

Słuchanie ich czułych szeptów, słów pełnych miłości i oddania sprawiało, że serce Zayna ściskało się boleśnie. Oglądanie ich uścisków, pocałunków, tego oddania i uczucia w ich oczach powodowało, że w gardle formowała mu się ogromna gula, a łzy napływały do oczu.

Jak dawno temu on miał to ze swoim mężem? Kiedy ostatnio on i Niall się przytulali lub całowali? Kiedy ostatnio powiedział mu, że go kocha?

Nie pamiętał tego.

Tak, jak nie pamiętał kiedy ostatnio widział uśmiech na twarzy męża. A przecież Niall był najbardziej radosną, pogodną istotą, jaka chodziła po tym świecie. Blondyn samym swoim uśmiechem potrafiłby wyleczyć niedoszłego samobójcę z depresji, a kilkoma ciepłymi słowami sprawić, że nawet najbardziej wycofane i nieśmiałe osoby, stawały się pewne siebie i chętne do działania.

Nic dziwnego, że dzieci w przedszkolu go uwielbiały. Niall był jak takie małe słoneczko. Trochę głupiutki i dziecinny, ale ze szczerym sercem i miłością do życia sprawiał, że każdy chciał być obok niego.

Nawet zamknięty w sobie, pogrążony w rozpaczy artysta, jakim był Zayn, gdy pierwszy raz spotkał blondwłosego Irlandczyka.

Niall stał się dla niego prywatną muzą. Największą miłością, dzięki której się wybił, stając się tym, kim był teraz - Zaynem Malikiem, jednym z największych i najbardziej rozpoznawalnych malarzy dwudziestego pierwszego wieku.

A teraz to tracił.

Tracił swojego męża.

Zayn miał wrażenie, że jego życie i szczęście mu się wymyka. Nieubłagalnie przecieka przez palce.

Niall się od niego odsuwał, a raczej to on go od siebie odepchnął swoim zachowaniem. Ciągłymi humorami, dogryzaniem i krzykami. Nic dziwnego, że jego mąż tego nie wytrzymał. A Zayn był na tyle głupi, że zobaczył to dopiero wtedy, gdy jego mąż zaczął wracać później do domu, a czasami nawet znikać na całe noce.

Początkowo myślał, że Niall go zdradzał, że znalazł sobie kogoś innego. Lepszego. Kogoś, kto go pokochał i docenił skarb, jakim był blondyn.

Na całe szczęście okazało się, że jego mąż spędzał czas z ich wspólnymi przyjaciółmi.

To jednak nie poprawiło Zaynowi zbytnio humoru. Dotarło do niego, że Niall wolał spędzić piątkowe wieczory i całe weekendy na oglądaniu meczy i graniu w FIFE z Louisem i Harrym, niż z nim w domu.

I to bolało.

Nawet bardzo.

A panująca w domu cisza w niczym nie pomagała. Nialla znowu nie było, a Zayn nie wiedział co powinien ze sobą w związku z tym zrobić.

Niby mógł zadzwonić do męża. Ale co by mu powiedział? Wróć do domu? Zapytałby go o której będzie? A ile razy on ignorował telefony od Nialla, gdy był pogrążony w pracy lub zbyt zirytowany, by porozmawiać z mężem? Teraz wiedział jak to boli i chciałby coś z tym zrobić. Nie wiedział tylko co.

Liam radził mu, by zwyczajnie porozmawiał z mężem. Świetny pomysł. Problem w tym, że nie miał pojęcia, jak miałby zacząć taką rozmowę, ani co dokładnie powiedzieć. Za bardzo wszystko zjebał, by zwykła rozmowa wystarczyła.

Westchnął przeciągle i wrzucił klucze do pojemnika, który wyglądał jak skrzat z garncem złota - jeden z szalonych, zakupowych wybryków Nialla. Powiesił kurtkę na wieszaku i bez schylania się ściągnął buty, stopą przesuwając je na ich miejsce, pod niewielkim lustrem. Potarł dłonią policzek i skrzywił się, czując pod palcami długie włoski zarostu.

Dopisał golenie do listy rzeczy, które powinien zrobić jutro rano. Na tą chwilę był na to zbyt zmęczony. Jedyne na co miał ochotę to tajskie żarcie, piwo, papieros i jakiś nudny film, który pomógłby mu się uśpić, skoro nie miał możliwości zrobić tego w objęciach męża.

Wszedł do salonu i zamarł.

Niall był w domu. - To była pierwsza myśl Zayna. Drugą było. - Pieprz mnie!

Zayn zamrugał i przełknął ślinę, która napłynęła mu do ust na widok męża.

Niall siedział na kanapie - i tu norma się kończyła. Blondyn siedział w ciszy, czytając książkę. Przed nim na stole stała filiżanka herbaty na pasującym, ozdobnym spodeczku. Jego farbowane włosy były idealnie wystylizowane i uniesione do góry. Oczy podkreślone czarną kredką. Miał na sobie idealnie dopasowane czarne, skórzane spodnie i top, który nie pozostawiał miejsca dla wyobraźni. Całego obrazu dopełniały wysokie buciory z błyszczącymi, srebrnymi klamrami i skórzane pasy na jego nadgarstkach i dłoniach.

Zayn oblizał nagle wyschnięte usta.

- Cześć - wykrztusił z siebie, nie odrywając oczu od męża.

Niall uniósł wzrok, przeszywając bruneta spojrzeniem błękitnych oczu, po czym ponownie skupił się na czytanej książce.

Zayn zadrżał i ponownie zwilżył wargi językiem.

Wiedział co się działo. Cholera, wiedział, co się działo. I tym bardziej nie mógł w to uwierzyć. Przecież o tym nie rozmawiali. Przyznał się do tego tylko Louisowi. W dodatku był wtedy nieźle wstawiony. Nie sądził, że Tomlinson będzie o tym pamiętał. Dlatego tym bardziej nie mógł uwierzyć, w jaki sposób Niall, jego słodki i na ogół uległy mąż, postanowił zostać tak nagle domem.

Dreszcz przeszedł po plecach Zayna. W pomieszczeniu zrobiło się strasznie gorąco, a ubranie stało za ciasne i nieprzyjemne w kontakcie ze skórą. Zwłaszcza te w okolicy krocza.

Zayn podszedł do męża i uklęknął na leżącej obok kanapy poduszce, która zdawała się na niego czekać. Pochylił głowę i schował ręce za plecy, łapiąc się za nadgarstek.

Czekał.

Niall leniwie przewrócił stronę w książce, nie przestając czytać. Zdawał się nie zwracać uwagi na Zayna, co doprowadzało bruneta do szaleństwa. Zayn pragnął uwagi męża. Chciał by Niall go dotknął. Nawet jeśli to miałby być przelotny dotyk. Muśnięcie. Cokolwiek.

Zayn zagryzł wargi, czując napływające do oczu łzy. Pozwolił im się potoczyć po policzkach dopiero, gdy ciepła dłoń spoczęła na jego karku, masując go uspokajająco. Ten dotyk był taki delikatny i kojący, a zarazem pewny i władczy. Uziemiał Zayna, pokazując mu, gdzie było jego miejsce. Na kolanach przed swoim panem.

- Niall? - zaryzykował brunet, podnosząc wzrok na Irlandczyka.

Blondyn oderwał się od książki, przenosząc swoją uwagę na Zayna. Zdawał się dawać mu całą swoją uwagę, w pełni skupiając się na swoim uległym. To sprawiło, że Zayn zadrżał jeszcze mocniej, nie mogąc wydusić z siebie słowa. W jego głowie panowała pustka. Było tylko pragnienie. Nie wiedział czego pragnie. Nie umiał tego nazwać, ani sprecyzować. Wiedział tylko, że to ma związek z Niallem.

Nie.

Nie z Niallem.

Z jego panem.

- Tak? - zapytał blondyn, odkładając książkę na bok. Odwrócił się w stronę Zayna i ujął jego podbródek między dwa palce. - Czego chciałeś, mój drogi?

- Ja... - brunet zająknął się i uciekł spojrzeniem.

- Patrz na mnie - powiedział Niall. Nie podnosił głosu. Nie musiał. Ton jego głosu i siła z jaką to powiedział, sprawiły, że Zayn automatycznie przeniósł na niego swój wzrok, ani myśląc o sprzeciwie.

- Zadałem ci pytanie. Nie zmuszaj mnie do tego, bym się powtarzał. Czy to jasne? - uścisk na jego podbródku odrobinę się wzmocnił w formie ostrzeżenia.

- Tak... Panie - dodał szybko.

Niall wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią, bo puścił jego podbródek. Jego ręka wróciła na kark Zayna i do delikatnego masażu.

- A zatem?

- Ja... Nie wiem - wyszeptał Zayn.

- Rozumiem. Mamy czas. - przytaknął Niall, po czym wrócił do czytania uprzednio odłożonej książki.

I to nie było w porządku.

Zayn chciał uwagi Nialla. Chciał by mąż na niego spojrzał. Krzyknął na niego. Tupał nogą rozgniewany. Wyzywał od najgorszych. Może nawet uderzył. Ta cisza i spokój... To nie było to. To nie był jego Niall. To było złe i niewłaściwe. Nie tego potrzebował. Chciałby wrócić do tego, co było wcześniej. Chciał śmiechu i szczęścia między nimi. Miłości, która błyszczała niegdyś w oczach męża, gdy tylko spojrzał na Zayna. A on to zniszczył. Był zły. Zniszczył ich szczęście i ciepło, które było między nimi. Był zły.

Zły.

Oczy Zayna rozszerzyły się w zaskoczeniu, gdy zrozumiał, czego potrzebował.

- Panie - powiedział odrobinę pewniej, kładąc głowę na udzie blondyna.

Niall ponownie na niego spojrzał, zamykając książkę.

- Tak, Zayn?

- Byłem niedobry, panie - powiedział, rumieniąc się mocno i uciekając wzrokiem zawstydzony. Potarł policzkiem udo męża przez materiał spodni.

- Spokojnie, kochanie. Możesz mi powiedzieć. - Niall pogłaskał go uspokajająco po policzku, dodając mu pewności siebie.

Zayn odetchnął głębiej i spróbował ponownie. - Byłem zły, panie. Niedobry. Skrzywdziłem swojego męża, którego kocham ponad wszystko. Żałuję tego. Bardzo tego żałuję i obiecuję, że zrobię wszystko, by to naprawić.

Niebieskie oczy Nialla zmiękły, nim mężczyzna złożył pojedynczy pocałunek na skroni Zayna.

- Cieszę się, że mi to mówisz. To dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że postąpiłeś źle.

Zayn potaknął, czując kolejne łzy formujące się pod powiekami.

- Nie zmienia to jednak faktu, że zachowałeś się niewłaściwie Zayn.

- Wiem o tym.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że będę musiał cię ukarać? - Niall ujął twarz bruneta w dłonie, unosząc ją do góry. Błądził uważnym spojrzeniem po twarzy Zayna, jakby szukał zapewnienia, że to jest w porządku, że mąż czuje się z tym dobrze.

- Tak, panie - wyszeptał Malik, spuszczając wzrok. - Dziękuję, panie.

Potrzebował kary.
 

niedziela, 25 czerwca 2017

2. A czy ja ci wyglądam na domowego skrzata?

Witajcie kochani! Podrzucam wam kolejny rozdział Współlokatora. Miłego czytania i do następnego :)


- Cześć Harry - powiedział duszek, uśmiechając się promiennie, a w kącikach jego błękitnych oczu pojawiły się urocze zmarszczki. - Jestem Louis. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem mieszkało. - chłopak podał Harremu dłoń na przywitanie, którą ten odruchowo ujął. Zaskoczyło go to, jak niewielka była dłoń duszka w porównaniu z jego własną.

Chłopak przecisnął się obok loczka, nie zważając na jego zaskoczoną i zdezorientowaną minę. Dopiero po chwili Harry otrząsnął się na tyle, by ruszyć za nieznajomym chłopakiem - Louisem, poprawił się w myślach. Zastał go w salonie. Duszek krytycznym wzrokiem taksował pokój, co rusz kręcąc głową i cmokając z niesmakiem. I może Harry czułby się zawstydzony panującym bałaganem, gdyby nie fakt, że był niezadowolony z powodu niezapowiedzianego najazdu na jego własność. W dodatku przez osobę, którą widział pierwszy raz w życiu.

- Anne mówiła, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że aż tak. Mam nadzieję, że ogród jest w lepszym stanie, bo jak nie, to ja się na to nie piszę - powiedział duszek, a loczkowi nagle zapaliła się nad głową żarówka, gdy zrozumiał, a przynajmniej sądził, że wie, co sprowadzało do niego Louisa.

- Zaraz. Moja mama? Ona cię przysłała?

- No tak. - szatyn obrócił się w stronę Harrego i spojrzał na niego jak na jakąś fikcyjną istotę nie z tego świata, co było dość zabawne zważywszy, że to nie Styles miał na plecach olbrzymie, motyle skrzydła.

- W porządku. - Harry zamknął oczy i przeczesał palcami potargane loki, burząc je jeszcze bardziej. Westchnął, nadymając przed tym lekko policzki, nim ponownie otworzył oczy i zaczął mówić. - Wyjaśnijmy coś sobie. Nie wiem co powiedziała ci moja mama, ale ja nie potrzebuję nikogo do pomocy w sprzątaniu.

- Jestem tego pewny - prychnął kpiąco Louis i przejechał palcem po komodzie. Na opuszku została gruba warstwa szarego kurzu.

- Dobra - stęknął zrezygnowany Harry. - Może i potrzebuję, ale nie lubię, gdy ktoś wałęsa mi się po domu. Szanuję sobie swoją prywatność. Nie mówiąc już o tym, że każdy skrzat domowy, z jakim miałem do czynienia, doprowadzał mój ogród do ruiny.

- A czy ja ci wyglądam na domowego skrzata? - oburzył się Louis, przez co jego policzki nabrały różowego koloru, oczy niebezpiecznie się zmrużyły w wyrazie czystej złości, a skrzydła drgały nerwowo. - Dla twojej wiedzy, jestem duszkiem. Leśnym duszkiem dla uściślenia - fuknął urażony, marszcząc zabawnie nosek, który jak zauważył Harry był niewielki i słodki. Aż chciałoby się go ucałować tylko po to, by zobaczyć to jeszcze raz. Na co szybko spoliczkował się mentalnie. Faceci nie są uroczy. A już na pewno nie ci, co zwalali mu się niezaproszeni na głowę.

- Skoro jesteś leśnym duszkiem, to dlaczego chcesz mieszkać w moim domu? - Styles skrzyżował ręce na piersi, obdarzając Louisa podejrzliwym spojrzeniem. - Przyznaję, że opuściłem się ostatnio w porządkach, ale temu miejscu daleko jeszcze do dżungli, czy buszu.

- A co ty myślałeś, że mieszkamy na drzewach albo jaskiniach? To nie średniowiecze. Wiem co to elektryczność i kanalizacja. Potrafię bez niczyjej pomocy korzystać z toalety. A także o zgrozo! - duszek zrobił przerażoną minę i złapał się za policzki. - potrafię posługiwać się odkurzaczem, piekarnikiem i kuchenką mikrofalową. To cud, czyż nie?

Harry przewrócił oczami na wygłupy chłopaka. - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie .

- Potrzebuję miejsca, do którego mógłbym się przywiązać. - Louis spuścił głowę zawstydzony. Całe wcześniejsze rozbawienie i energia zdawała się z niego ulecieć, niczym z przekutego balona. Rumieńce na jego policzki przybrały na sile, a niewielkie dłonie nerwowo miętosiły brzeg koszulki, gniotąc ją niemiłosiernie.

- Mógłbyś jaśniej? - Harry zamrugał zaskoczony. Nie próbował nawet ukryć tego, że nie miał pojęcia, o czym chłopak mówił. Był w końcu tylko zielarzem. Botanikiem. Nigdy specjalnie nie interesowały go zwierzęta i istoty nadprzyrodzone. No może poza tymi, które mógł znaleźć w swoim ogrodzie A to i tak głównie po to, by sprawdzić, jaki wpływ mogą one mieć na jego drogocenne rośliny.

- Bo widzisz - Louis przygryzł dolą wargę. - każdy leśny duszek po ukończeniu osiemnastego roku życia, musi przywiązać się do ziemi, lasu, którym będzie się opiekował i czerpał z niego moc.

- A nie mógłbyś osiąść w tutejszym lesie?

- Nie może to być zwykła kępa trawy - fuknął chłopak, a ta mała psotna, kpiąca iskierka ponownie pojawiała się w jego niebieskich oczach. - Drzewa, rośliny, sama ziemia, którą mamy wziąć w opiekę, musi mieć w sobie choć pierwiastek magii. A ta wiązka badyli, o której mówisz, ma w sobie równie wiele magii, co twoje śmierdzące, znoszone skarpety, które tak nawiasem leżą na stole - wskazał w ich kierunku palcem, a na jego twarzy wymalowane było obrzydzenie. - co jest strasznie obrzydliwe. Aż boję się pomyśleć w jakim stanie jest reszta twojego domu.

Harry odchrząknął zakłopotany. Podrapał się po karku, uciekając spojrzeniem od przeszywających oczu Louisa. Czuł jak jego policzki i uszy czerwienieją z zawstydzenia.

- W takim razie w jaki sposób znajdujecie swoje domy? Nie sądzę by takich miejsc było zbyt wiele. - Harry wolał zmienić temat na bezpieczniejszy. Nie mówiąc o tym, że był tym szczerze zainteresowany. W końcu nie codziennie ma się możliwość rozmawiać z leśnym duszkiem o magii w roślinach.

- Masz rację. - przytaknął Louis ponownie posępniejąc. Koszulka w jego dłoniach była już tak mocno powykręcana i pognieciona, że czarodziej był pewny, że po tym dniu będzie się nadawała wyłącznie do wyrzucenia.

- Zazwyczaj młode duszki otrzymują pod opiekę fragment lasu, którym zajmują się ich rodzice.

- Dlaczego ty nie możesz tego zrobił? - zapytał zaciekawiony loczek.

Na to pytanie szatyn zamarł. Przygryzł dolną wargę tak mocno, że skóra wokół jego zębów pobielała. Spojrzał na Harrego błękitnymi, szklącymi się od łez oczami.

- Bo moi rodzice wyrzucili mnie z domu. - w jego głosie pobrzmiewały łzy, sprawiając, że serce loczka ścisnęło się boleśnie. Zrobiło mu się żal chłopaka. Zawsze był wrażliwy na cudzą krzywdę, zwłaszcza, gdy miał do czynienia z osobami młodymi i bezbronnymi.

- Dlaczego? - zapytał spokojnie i delikatnie, pozbywając się wcześniejszej złości i uprzedzenia. Był pewny, że dla duszka to był bardzo bolesny temat i nie chciał go bardziej zranić swoją nachalnością i niemiłym zachowaniem. I bez tego Louisowi musiało być ciężko. Bycie wykluczonym i wyrzuconym z domu, który był dla większości osób oznaką bezpieczeństwa... Harry nawet nie wyobrażał sobie, co nastolatek musiał czuć.

- Rodzice... - Louis spuścił głowę tak, że Styles nie mógł dojrzeć jego twarzy zza długiej grzywki. - Dowiedzieli się o tym, że jestem gejem.

Harry zamrugał zaskoczony tą nowiną. Jego usta same się rozchyliły i ułożyły w kształcie litery "o".

- Rozumiem, że ty też teraz mnie stąd wyrzucisz - mruknął niewyraźnie duszek. - Ok, sam trafię do drzwi. Miło było... - siąknał nosem i spróbował przecisnąć się koło loczka w drodze do wyjścia.

- Czekaj! - Harry położył dłoń na ramieniu szatyna, zatrzymując go i uciszając w połowie zdania. Odwrócił go w swoją stronę. Kątem oka dostrzegł łzy na policzkach duszka, a jego serce zmieniło się w jedną, wielka papkę. Myśl, że to on był powodem smutku tej, wbrew pozorom, bardzo delikatnej i wrażliwej istotki, ugodził go niczym nóż.

- Nie mówiłem o tym, że nie możesz zostać. - Louis spojrzał na niego opuchniętymi od płaczu oczami, w których czaił się smutek, a także nuta nadziei. Oczami, które były w najpiękniejszym kolorze błękitu, jaki Harry kiedykolwiek widział. Które były tak blisko, że mógł w nich zatonąć i szybować, niczym po bezkresnej piękności letniego nieba.

Harry odchrząknął, czując dziwny ucisk w piersi. - Cóż, ja... Przyznaję, że byłem trochę zaskoczony całą tą sytuacją, przez co mogłem być trochę niemiły. - podrapał się po karku w zakłopotaniu. - Zrozum, nie znam cię, a mama nic mi nie powiedziała i przez to ja, w ogóle... - zaczął się plątać, na co Louis uśmiechnął się delikatnie.

- Paplasz bez sensu, wiesz o tym?

Harry odetchnął z ulgą na powrót humoru duszka. Zdecydowanie wolał go w takim wydaniu.

- Tak, to u mnie normalne, gdy się denerwuję. - uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym swoje dołeczki w policzkach.

- Ale zgaduję, że ludzie ci to wybaczają z powodu twoich uroczych loczków i dziecięcych dołeczków. Poważnie Hazza, nie mógłbyś już być bardziej cukierkowy. - Louis przewrócił oczami.

Harry uśmiechnął się szerzej na nowe przezwisko. Postanowił się o to nie czepiać tak długo, jak duszek nie zacznie wymyślać mu jakiś głupich przydomków, jak miał w zwyczaju robić to Niall, jego kolega z Hogwartu, który po ukończeniu szkoły wrócił do Irlandii, gdzie osiadł wraz z żoną Barbarą, swoją szkolną miłością.

- W takim razie LouLou, może ja pokażę ci ogród, a ty wyjaśnisz mi na spokojnie, na czym miałaby polegać to twoje przywiązanie do ziemi?

- LouLou? Poważnie? Na nic lepszego cię nie stać? - prychnął duszek ponownie przewracając oczami. Harremu nie umknął jednak uśmiech czający się w kącikach jego ust, ani urocze zmarszczki w kącikach oczu.

- No chodź, Lou-Bear, bo zmienię zdanie.

- Lou... Co? - pisnął zaskoczony chłopak. - Nie! Nie możesz tak do mnie mówić! - krzyknął głośniej, a jego głos podskoczył o oktawę. - Nie pozwalam ci! - Harry uśmiechnął się nikczemnie na przerażoną, nowym przezwiskiem minę Louisa.

Nikt nie mówił, że Styles też nie mógł być dobry w te klocki.

piątek, 9 czerwca 2017

1. Cześć Harold! Jestem Louis.


Witajcie moi drodzy! Dawno mnie tu nie było. Dlatego postanowiłam w ramach rekompensaty wrzucić dla was coś nowego. Ten tekst początkowo miał być krótkim shotem, który zaczęłam pisać dla koleżanki w ramach urodzinowego prompta. Niestety bardzo się rozrósł, więc postanowiłam podzielić go na rozdziały.
Od razu zaznaczam, że nie wiem kiedy będę miała czas wrzucić kolejną część. Mam tylko nadzieję, że wam się spodoba, bo to moje pierwsze kroki w tym fandomie. A raczej fandomach ;) 
Pozdrawiam,
U-water.
 
 
Harry podniósł głowę znad czytanej książki i spojrzał na niebo. Po błękitnym sklepieniu przesuwały się leniwie rzadkie obłoczki, nie przynosząc ani odrobiny wytchnienia od palącego słońca. Był koniec sierpnia. Czas wakacji i słodkiego lenistwa zbliżał się ku końcowi. Już za kilka dni Harry miał wrócić do Hogwartu, gdzie od lat pracował jako nauczyciel zielarstwa. Zaproponowano mu ją zaraz po ukończeniu szkoły. Styles od zawsze miał smykałkę do roślin i wiedział o nich znacznie więcej niż jego rówieśnicy. Były jego pasją i miłością. Poświęcał im cały swój wolny czas. Dlatego też był przeszczęśliwy, gdy zaproponowano mu wpierw stanowisko zastępcy pani profesor Sprout, a po roku, gdy już się wdrożył, w pełni przejął obowiązki kobiety, która z wielką radością przeszła na zasłużoną emeryturę. Harry słyszał o tym, że staruszka przeprowadziła się gdzieś do Brazylii, gdzie oddała się całkowicie swojemu odwiecznemu marzeniu o zgłębianiu tajemnic roślin lasów równikowych.

Harry westchnął i poprawił zielono-niebieską chustę, która przytrzymywała jego niesforne, czekoladowe loki z daleka od twarzy. Było mu strasznie gorąco. Od tygodnia w Holmes Chapel panowały okrutne upały, niszcząc rośliny, powodując pożary w lasach i na wysuszonych słońcem łąkach. Czego nijak nie było widać po ogrodzie loczka. Trawa była soczyście zielona, kwiaty w pełnym rozkwicie mieniły się od intensywnych kolorów, a dojrzewające owoce i warzywa aż same prosiły się o wyciągnięcie po nie rąk i skosztowanie ich.

A wszystko za sprawą pewnego, małego pomocnika. Młodego duszka, który w tej chwili ucinał sobie popołudniową drzemkę, leżąc na brzuchu, na hamaku rozwieszonym pomiędzy dwiema dorodnymi jabłoniami. Jasnobrązowe włosy duszka były roztrzepane. Przydługa grzywka opadała na odprężoną we śnie twarz z wyraźnymi kościami policzkowymi. Wąskie, różowe wargi były rozchylone, a opalona skóra nabrała złotego koloru od letniego słońca. Louis, bo tak miał na imię duszek, był bardzo atrakcyjnym chłopakiem, by nie powiedzieć człowiekiem. Gdyż z całą pewnością nim nie był. Z pomiędzy łopatek szatyna wyrastały skrzydła, które przyciągały uwagę niczym magnes metal i były dostatecznym dowodem nieludzkiego pochodzenia młodego Tomlinsona. Dwie pary skrzydeł, które przynosiły namyśl egzotyczne motyle. Były duże i cienkie niczym papier. Prawie przezroczyste, z ciemniejszymi żyłkami układającymi się w zawiłe wzory i obrazy. Mieniły się jasnym błękitem tak bardzo podobnym do koloru oczu chłopaka.

Harry uśmiechnął się. Oparł policzek na dłoni i przyjrzał się dokładniej duszkowi. Nie mógł uwierzyć, że Louis mieszkał u niego już ponad rok. Loczkowi zdawało się, że minął zaledwie dzień od czasu, gdy duszek się do niego wprowadził. Pamiętał ten dzień jakby to było wczoraj.

 

Mama Harrego stale martwiła się tym, że mieszkał sam. Doskonale wiedział, że młody nauczyciel nigdy nie miał czasu na nic poza pracą. Co nie do końca było prawdą, bo Styles w szklarniach spędzał całe dnie z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie mniej jednak rozumiał co rodzicielka miała namyśli. Dom Harrego i szkolny apartament wyglądały na niemal opuszczone. Wszędzie walały się stare księgi i ubrania, których loczek nie miał kiedy posprzątać. Meble pokryła warstwa kurzu, a w oknach i rogach ścian zagnieździły się pająki.

Nic więc dziwnego, że Anne postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i załatwić synowi domowego skrzata, o co często się sprzeczali. Matka stale powtarzała Harremu, że ten w końcu utonie w tym całym brudzie, jeśli czegoś w końcu nie zrobi. Harry jednak ani myślał o trzymaniu w domu skrzata. Te stworzenia były dla niego za bardzo pedantyczne. Wszystko by mu poprzestawiały i nie mógłby niczego później znaleźć. Nie mówiąc już o tym, że czarodziej miał awersję do trzymania tych biednych stworzeń w niewoli do czasu, aż ich właściciele nie zdecydują się podarować im ubrania. Nie miał serca trzymać przy sobie żywej istoty siłą, wbrew ich woli. No i co przesądzało sprawę, domowe skrzaty miały jakiś dziwny wstręt do roślin. A przynajmniej te, które Harry poznał do tej pory.  Przekonał się o tym dość boleśnie, gdy jeszcze mieszkał w rodzinnym domu. Ilekroć wracał z Hogwartu na wakacje lub przerwę świąteczną, jego ukochane maleństwa były w opłakanym stanie, jeśli w ogóle jakimś udało się przetrwać. Eleonor, bo tak nazywał się domowy skrzat rodziny Stylesów, potrafiła ususzyć nawet kaktusy.

Dlatego Anne wpadła na genialny pomysł, o czym jej syn przekonał się otwierając drzwi pewnego czerwcowego popołudnia i napotykając na swoim progu chłopaka ubranego w białą koszulkę z krótkim rękawem, czerwone jeansy i z torbą podróżną na ramieniu.

- Cześć Harold! Jestem Louis. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze razem mieszkało.