niedziela, 27 sierpnia 2017

Tylko ciebie chcę - Rozdział 6


Czarny Zakon? Egzorcysta?

Nie wiedzieć czemu czuł, że te dwie nazwy są bardzo znajome. I obce zarazem. Wiedział, był pewny, że gdzie już je słyszał. Nie pamiętał tylko gdzie dokładnie. Ani kiedy.

Nazwy brzęczały w jego głowie, odbijając się echem po najdalszych zakamarkach jego umysłu.

- Czym jest Czarny Zakon? – zapytał Derek. Cała jego postawa krzyczała napięciem i chęcią walki. Jak zwykle, gdy słyszał o nowym, potencjalnym zagrożeniu.

Całość ->

sobota, 26 sierpnia 2017

Kot 1D

Kto zgadnie o jakiej scenie, z jakiego filmu/serialu/anime myślałam pisząc tą scenę? Ciekawa jestem, czy komuś to się to uda  :D

Niall i Zayn stali po obu stronach Liama, uczepieni jego ramion. Cała trójka wpatrywała się z rozszerzonymi oczami na zawartość pudełka, które trzymałem, tylko po to by zaraz spojrzeć na mnie i na Louisa, który jako jedyny stał dalej. Chłopak opierał się ramieniem o futrynę drzwi. Krzyżując ramiona na piersi obrzucał chłopaków wściekłym spojrzeniem, które mieli głęboko w nosie zbyt zaabsorbowani moim znaleziskiem.

- Rany, serio on wygląda jak wy dwaj – zaszczebiotał Niall wychylając się bardziej znad ramienia Payna. – Musicie go zatrzymać.

- Lou? – spojrzałem na swojego chłopaka wydymając wargi i układając je w dzióbek.

- Nic z tego Haroldzie. Absolutnie się na to nie zgadzam. I nic nie wskórasz tym swoim proszącym wyrazem twarzy. Powiedziałem nie i koniec.

Spuściłem wzrok na przemoczone, kartonowe pudełko, w którym siedział szarobury kociak. Malec spojrzał na mnie swoimi nietypowymi oczami. Nietypowymi, bo jedno z nich było jasnozielone, a drugie błękitne.

- Lou-Lou. – wymruczałem.

- Nic z tego. Nie interesuje mnie to, że ten sierściuch ma takie same oczy jak ty i ja. Nie możesz go zatrzymać Hazz.

Ponownie spuściłem wzrok na kociaka, który nie przestał mnie obserwować. Zamiauczał nawet cicho, gdy zobaczył, że na niego patrzę.

- Louis może jednak…?

- Nie Liam. Jeśli teraz się zgodzę, później przyprowadzi więcej bezdomnych zwierząt i zanim się obejrzę nie będę mógł nawet usiąść bez obawy, że nie przygniotę dupą któregoś z tych pchlarzy.

- No, z takim zadkiem – zachichotał Niall.

- Zamknij się Horan.

- Ale Louuuueh, spójrz na niego – poprosiłem. – On jest taki ładny, słodki i bezradny. No spójrz. Musimy się nim zaopiekować.

Wziąłem kociaka w rękę  i przytrzymałem przy klatce piersiowej. Był tak mały, że mieścił mi się w dłoni.

- Harry, odłóż go. On może mieć pchły, wściekliznę czy inne paskudztwo. Nie wiadomo gdzie się szlajał.

- Ale Lou… - puściłem pudełko i podrapałem kociaka wolną dłonią za uszkiem. Ten od razu zaczął mruczeć i się o mnie ocierać. Uśmiechnąłem się, gdy otarł się o mój podbródek.

- Harry, kochanie…

- Boo-bear, proszę.

- Ja pierdzielę – jęknął szatyn i potarł dłońmi twarz. – Ale jeśli zobaczę choć jednego, jednego kłaczka na moim ukochanym swetrze lub ten wyliniały sierściuch nasika mi na moje nowe vansy…

- Tak! – krzyknął Niall, wyrzucając ręce w górę. Cieszył się jakby to on miał zatrzymać kota, a nie my z Louisem.

- Dobra nasza! Trzeba by go jakoś nazwać.

- To jest on czy ona? – spytał Zayn przyglądając się kociakowi, który zwinął się na mojej piersi i zdawał się przysnąć.

- Nie wiem – przyznałem. – Jest chyba jeszcze zbyt mały, żeby to stwierdzić.

- To trzeba wymyślić imię, które będzie pasowało do kotki i do kota, nie? – Niall wzruszył ramionami, po czym klasnął w dłonie. – Wiem! Nazwiemy go Larry!

Niebieskie oczy blondyna zabłysły niebezpiecznie. Nie chciałem się nawet zastanawiać o czym ten zwariowany Irlandczyk myślał. Miałem tylko niemiłe przeczucie, że Shipperki Larrego Stylinsona oszalałyby ze szczęścia na wieść o tym, że tak nazwaliśmy kota. W przeciwieństwie do menagerów, którzy mieli skrócić nas za to o głowę.

- Zapomnij Horan. Ten kłębek futra nie będzie nosił po mnie imienia. Nawet tego połowicznego.

- Louis ma trochę racji Niall, nie możemy nazwać tak kota – wtrącił Liam, uciszając tym niezadowolonego blondyna. Chłopak zdawał się oklapnąć. Gdyby był psem, jego uszy wisiałyby smętnie zwieszone.

- Co wy na to, żeby nazwać go na cześć zespołu? – zaproponował Malik.

- A co wy na to żeby się odpierdolić i stąd zniknąć? To jest kot Harrego i mój. Nic wam do tego, jak go nazwiemy.

- Oj, Tomlinson, już nie bądź taki. Jeszcze chwilę temu go nawet nie chciałeś. A skoro wasza dwójka go zaadoptował,  to do nas – Niall wskazał na siebie, Zayna i Liama – jego dobrych wujków należy nadanie mu imienia.

- Nie wkurwiaj mnie Horan.

- Tak, tak. – blondyn zamachał dłonią w stronę Louisa jakby odganiał natrętną muchę.
 
Zagryzłem wargi i spuściłem głowę, ukrywając uśmiech za włosami. Lou wyglądał na porządnie wkurwionego. Gdyby zobaczył, że się śmieję, mógłby stracić panowanie nad sobą i wywalić całą naszą piątkę z domu – wliczając w to kota. Spojrzałem ponownie na kociaka. Maluch zwinął się w kłębek na mojej dłoni, wciskając pyszczek w moją pierś. Był taki słodki.

- Ten kot zasłużył na porządne imię i jako jego przyszły chrzestny ojciec zamierzam zadbać o to, żebyście nie skrzywdzili go jakimś Ciapkiem, czy Puszkiem.

- Horan, cepie, to są psie imiona! – krzyknął Lou wyrzucając ręce w górę. - Nie zamierzam nazywać mojego kota po jakimś kundlu. Kot 1D będzie miał ładne, oryginalne imię.

1D. 1D. 1D.

Poderwałem głowę do góry.

- Nazwiemy go One D. – uśmiechnąłem się szeroko, ciesząc się ze swojego geniuszu.

Chłopaki spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- No co? To dobre imię. Związane z naszym zespołem. – spojrzałem na Zayna, który uśmiechnął się w odpowiedzi, wyginając lekko kącik ust. – Poza tym jest oryginalne i nasze fanki je pokochają. – tym razem spojrzałem na swojego chłopaka, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami.

Mars na czole Louisa szybko się rozpogodził, zastąpiony przez czuły uśmiech. Nasze oczy się spotkały i już wiedziałem, że Lou się zgadza.

- No, One D. witaj w swoim nowym domu.

 

czwartek, 24 sierpnia 2017

Po drugiej stronie lustra - Prolog (TW)

Samotna postać przechadzała się po lesie, kopiąc od niechcenia kamienie i patyki, które miały nieszczęście znaleźć się na jej drodze. Nucąc coś bez słów i rytmu starała się zabić nudę i panującą dookoła ciszę. Czuła smutek. Złość i rozżalenie. A wszystko za sprawą monotonii i jałowości, które wkradły się ostatnimi czasy do jej życia.
- Nuda, nuda, nuda. – postać mruknęła pod nosem do samej siebie i oparła się o pień drzewa. – Ale nuda. – uderzała rytmicznie głową o pień drzewa, starając się coś wymyślić.
 

wtorek, 22 sierpnia 2017

3. Głuchy telefon - kontynuacja serii niefortunnych zdarzeń - Supernatural

Michał siedział przy swoim biurku, w gabinecie. Dookoła niego walały się teczki i papiery, które już dawno powinny zostać przejrzane, podpisane lub odesłane do poprawki. Na niczym nie mógł się skupić. A wszystko za sprawą jednego, małego urządzenia. Telefonu, który leżał tuż przed jego nosem i zdawał się z niego naśmiewać samym swoim wyglądem.
- Co tam u mojego ulubionego braciszka? – Gabriel wszedł jak zawsze bez pukania. W kąciku warg tkwił mu nieodłączny lizak, przez który szatyn mówił niewyraźnie, dokładając do tego ciągłe, irytujące dźwięki ciamkania i ssania. Jakby sama jego obecność nie była już dostatecznie wkurzająca.

Lisek - Epilog

Zwój na jego kolanach zdawał się nie mieć końca. Nieważne jak długo nad nim siedział, rulon zdawał się nie zmniejszyć ani odrobinę odkąd zaczął go czytać. Żeby to jeszcze było coś interesującego, jak nowa technika, czy jakaś dobra książka, choć te raczej nie występowały w tej formie.
Nie, on musiał ślęczeć nad jakimś głupim rocznym raportem jednego z kapitanów ANBU. W dodatku takiego, który krok po kroku opisywał swoją misję. Nawet to co na niej jadł lub kiedy i gdzie załatwiał swoje potrzeby. Jakby to kogokolwiek obchodziło.


Westchnął, przecierając zmęczone oczy. Fotel pod nim skrzypnął nieprzyjemnie, gdy zmienił pozycje. Z tym, że tym razem ten dźwięk wydawał mu się odrobinę inny niż zazwyczaj.
 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Lisek - Rozdział 12

W Konoha był późny wieczór. Większość bawiących rozeszła się już do domów, gdzie z uśmiechem na ustach oddali się w łaskawe objęcia Morfeusza. Odpoczywając przed następnym dniem pełnym pracy i karkołomnych zadań. Na ulicach pozostali już tylko nieliczni. Odurzeni alkoholem, koślawym krokiem przemierzali ulice, nie mogąc trafić do swoich domów. Odprowadzani zniesmaczonymi i rozbawionymi spojrzeniami odpowiedzialnych za porządek i bezpieczeństwo chuninów, których obowiązkiem było patrolowanie wioski. Dbanie o to, by wszyscy – młodzi i starzy, cywile i shinobi, zgorzkniali, zmęczeni życiem starcy oraz pełne energii życia i marzeń o przyszłości dzieci, mogli spać spokojnie, bez strachu o własne życie.

Jednak nie wszyscy mieszkańcy wioski spali.

Całość ->

wtorek, 8 sierpnia 2017

Włochata ośmiornica - 1D

Tak, wiem, że już dawno miałam wrzucić zaległego Zialla. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że ten projekt okazał się trudniejszy niż początkowo zakładałam i całkowicie ryje mi banie. Postaram się jednak wrzucić go najpóźniej po długim weekendzie. A tu dla was takie maleństwo na lepszy początek dnia. Pozdrawiam :*


Ziewnął szeroko i potarł pięścią zaspane oczy, które zaraz zmrużył z cichym pomrukiem niezadowolenia, gdy przez niedociągnięte zasłony dotarły do niego promienie słoneczne. Przetarł ręką twarz i zamrugał szybko, odganiając resztki snu. Spróbował się przeciągnąć, co uniemożliwił mu leżący na nim ciężar. Spojrzał w dół i uśmiechnął się z rozczuleniem. Na jego klatce piersiowej rozsypane były czekoladowe loki, których właściciel spał w najlepsze, oplatając go długimi, patykowatymi kończynami niczym jakaś włochata ośmiornica i ślinił się niemiłosiernie na jego koszulkę od piżamy. Przesunął ręką po włosach Harrego, przeczesując palcami kręcone pasma, ciągnąc za nie lekko. Chłopak jęknął w odpowiedzi i zakołysał biodrami. Louis zagryzł dolną wargę, hamując parsknięcie.

- Wstawaj Hazza.

- Mhm. - zamruczał Harry, po czym mlasnął i wtulił się bardziej w jego tors.

- Harry, poważnie. Suń dupę. - szturchnął go w ramię. - Muszę iść do kibelka. Lać mi się chce. - ponowił szturchnięcie z większą siłą. - No! Ruszaj się.

- Nie, Lou, jestem zbyt zmęczony żeby się ruchać. Może później.