3. Głuchy telefon - kontynuacja serii niefortunnych zdarzeń

Jak widzicie, urlop nie idzie na marne :) Mam nadzieję, że uda mi się wrzucić przed jego końcem jeszcze kilka tekstów lub kontynuacji tych zaczętych. Trzymajcie kciuki ;)


Michał siedział przy swoim biurku, w gabinecie. Dookoła niego walały się teczki i papiery, które już dawno powinny zostać przejrzane, podpisane lub odesłane do poprawki. Na niczym nie mógł się skupić. A wszystko za sprawą jednego, małego urządzenia. Telefonu, który leżał tuż przed jego nosem i zdawał się z niego naśmiewać samym swoim wyglądem.

- Co tam u mojego ulubionego braciszka? – Gabriel wszedł jak zawsze bez pukania. W kąciku warg tkwił mu nieodłączny lizak, przez który szatyn mówił niewyraźnie, dokładając do tego ciągłe, irytujące dźwięki ciamkania i ssania. Jakby sama jego obecność nie była już dostatecznie wkurzająca.

Michał zmarszczył brwi i spojrzał na brata z rozdrażnieniem.

- Myślałem, że to Castiel jest twoim ulubionym bratem. I kiedy w końcu nauczysz się pukać?

- W grudniu popołudniu – powiedział Gabriel, wydając przy tym kilka kolejnych wkurwiających dźwięków siorbania, przez które Michał musiał zacisnąć dłonie na krawędzi biurka w obawie, że nie wytrzyma i trzepnie szatyna w głowę jedną z teczek lub segregatorem. Albo lepiej, jednym z tych opasłych kodeksów karnych stojących na półce.

Efekt byłby lepszy.

- I dla twojej wiedzy, drogi braciszku, Casse jest z nas najmłodszy, co automatycznie robi z niego mojego ulubionego szczeniaczka. – Gabriel usiadł w skórzanym fotelu naprzeciwko Michała, zarzucając swoje wielkie kulosy na jego ukochane biurko.

Michał nie wiedzieć czemu pomyślał nagle o pile mechanicznej i krwi brata bryzgającej dookoła.

- Zabieraj stąd te śmierdzące giry. To moje miejsce pracy i nie potrzeba mi tu twojego syfu. Jak widzisz, jestem bardzo zajęty, więc idź sobie pomęczyć kogo innego.

- Ranisz mnie bracie. – Gabriel złapał się za serce i odchylił do tył w dramatycznej pozie.

Michał tylko przewrócił na to oczami, nie zaszczycając brata nawet jednym słowem. Dużo bardziej interesowała go kontemplacja pewnego małego, niepozornego urządzenia, które jak na złość pozostawało nieruchome. Nie chciało się nawet zaświecić. Nic sobie nie robiło z jego groźnych min i proszących spojrzeń. Nie słuchało jego niemych próśb i gróźb.

Nic.

Zero reakcji.  

- Jak możesz być takim zimnym draniem!? – podniósł wzrok na brata, który zaczął lamentować z ramieniem zarzuconym na oczy. Westchnął i ponownie przewrócił oczami, wracając do obserwowania telefonu.

- Jak możesz!? Ja tu umieram, a ty nie możesz poświęcić mi nawet odrobiny uwagi. To tak bardzo boli. Och, jakiś ty podły i bezduszny!

Michał ukrył twarz w dłoniach. Za jakie grzechy?

- Już mnie nie kochasz, ty podły draniu? Jak możesz? Tyle dla ciebie poświęciłem. Tyle nerwów, łez i nieprzespanych nocy. A przecież byłem taką dobrą żoną. Dbałem o dom, ogród, psa i nasze dzieci. Właśnie! Co powiedzą nasze dzieci!?

- Możesz się wreszcie zamknąć i przestać pierdzielić głupoty!? – jego cierpliwość się skończyła. Gabriel coraz bardziej go wkurzał, a telefon jak na złość nadal nie chciał dzwonić. Może był zepsuty? A może miał zablokowane połączenia? Musiał później poprosić sekretarkę by to sprawdziła. Albo lepiej sam to zrobi. Będzie miał przynajmniej pewność, że niczego nie pomyliła, ani niczego nie przekręciła.

- Dobra, już dobra. – szatyn uniósł dłonie do góry, poddając się. – Czekasz na ważny telefon?

- Tak. – Michał poczuł dziwne ciepło na myśl nadchodzącym połączeniu.

- Czy to rumieniec? Dobrze się czujesz? Nie masz gorączki? – Gabriel wyciągnął w jego kierunku rękę, którą zaraz Michał trzepnął, odganiając ją z daleka od swojej twarzy. Nie zamierzał później chodzić z lepkimi śladami po lizakach na czole.

- A zatem pogłoski były prawdziwe. – szeroki, szyderczy uśmiech na twarzy brata wzbudził czujność Michała.

- Jakie pogłoski?

- Że nasz drogi Michaś się zakochał – Gabriel poruszył znacząco brwiami, na co Michał zarumienił się na krwistoczerwony kolor. – Jaki on jest? Słodki co? To Dean, prawda? Nie musisz odpowiadać. Wszystko wiem. Z wiarygodnego źródła. Muszę przyznać, że dzieciak jest słodki. Widziałem go raz, czy dwa, gdy wpadł do Casse. Umówiliście się już?

- Nie, jeszcze nie. – Michał mruknął niewyraźnie.  Od jego ostatniego spotkania z Deanem (jeśli tam można nazwać wpadnięcie na kogoś i oblanie go kawą), minął już prawie tydzień. Blondyn zgodził się z nim iść na kawę. Mieli się zdzwonić co do terminu, bo Dean nie wiedział jak wypadnie mu z godzinami pracy w nadchodzącym tygodniu. I wszystko byłoby pięknie, ładnie i cukierkowo, gdyby nie jeden, tyci, ale to tyci problem.

Zapomniał wziąć od Deana numer telefonu.

A teraz siedział jak ta pipa, gapiąc się w ten głupi telefon, w nadziei, że ten z łaski swojej zacznie wygrywać jedną z tych idiotycznych, standardowych melodii, zwiastując nadejście upragnionej wiadomości.

- To na co czekasz, bracie? Dzwoń do niego. – Gabriel momentalnie wyprostował się w fotelu, ściągając buciory z jego biurka. Dzięki Bogu. No wreszcie. – No dalej, dalej!

Michał jęknął cierpiętniczo, widząc jak brat podskakuje na fotelu, zostawiając brzydkie, ciemne ślady na jego lakierowanych, czystych panelach. Podniósł wzrok na szatyna, który wlepiał w niego wyczekująco gały, całkowicie zapominając o trzymanym lizaku, który znajdował się niebezpiecznie blisko włosów Gabriela, gdy ten głupek machał z ekscytacji rękami. I jak to miało być możliwe, że byli spokrewnieni? Czym sobie na to zasłużył?

- Nie mam jego numeru. Myślisz, że gapiłbym się na ten pieprzony telefon gdybym mógł do niego zadzwonić?

- Dupa. Jak to nie masz jego numeru?

- Byłem tak podekscytowany perspektywą wyjścia z Deanem na kawę, że w ogóle nie pomyślałem o czymś tak trywialnym jak numer telefonu. – opuścił głowę na blat z cichym stuknięciem.

- Jesteś beznadziejny. – dałby głowę, że usłyszał zawód w głosie brata. – Nie mogłeś jak normalny człowiek poprosić go o puszczenie głuchacza?

- Głuchacza? – Michał przekrzywił głowę i spojrzał na Gabriela, nie odrywając twarzy od biurka.

- No głuchacza. Strzałki. Sygnału, gdy dawałeś mu swój numer telefonu.

Michał momentalnie drgnął i zesztywniał, co nie umknęło uwadze młodszego Novaka.

- Michaś, dałeś mu swój numer, prawda?

- Nie.

- Jesteś tak cholernie beznadziejny. 

7 komentarzy:

  1. Biedny Michaś... 🙊 A jaki zabawny... 😈

    OdpowiedzUsuń
  2. No wielki beznadziejny chyba musi ruszyć tyłek:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha :D
    Tyle przegrać, uderzenie w głowę mocno mu zaszkodziło, aniby taki rewelacyjny prawnik xD
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale, biedny Michaś o tak w taki sposob to on tego telefonu nie dostanie, ale jest nadzieja, Gabriel mówił, że widział go u Cass, więc może tam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń