Serce Cienia - Rozdział 7


Rozdział 7

Sasuke siedział na swoim dużym, wygodnym łóżku, oparty plecami o grubą, pierzastą poduszkę. Spoglądał za okno, obserwując leniwie płynące po niebie białe, puszyste obłoki. Nadal nie mógł dojść do siebie po tym, co stało się wczoraj, podczas bitwy. I nie miał tu namyśli swojego słabego, pokiereszowanego ciała, lecz starcie pomiędzy Naruto, a Madarą. Co prawda nie widział w całości samej walki, bo na swoje nieszczęście stracił przytomność, ale to co wcześniej ujrzał wzbudziło w nim szczery i głęboki podziw do Uzumakiego. Pamiętał jak czakra blondyna przybrała kształt dziewięcioogoniastego. Nie była jednak taka, jaką widywał przed laty. Nie było w niej nienawiści i żądzy mordu, a to by oznaczało, że Naruto w jakiś sposób zapanował nad mocą lisa. To było zaskakujące. I jak najbardziej dla nich korzystne. W końcu dzięki temu wygrali z Akatsuki.

Tylko co stanie się teraz?

Gdy się obudził parę godzin temu, znajdował się już tutaj. W swoim własnym łóżku, w klanowej rezydencji. Obok niego na krześle siedział Kakashi, pogrążony w czytaniu jednej z tych swoich zboczonych książek. Jego nagie ramie i bark zakrywał śnieżnobiały bandaż. Widocznie i on nie wyszedł z walki bez uszczerbku na zdrowiu.

- Mistrzu? – zapytał zaskoczony widokiem Hatake. – Co tu robisz? – spróbował się podnieść. Syknął z bólu, gdy połamane żebra dały o sobie znać.

- Nie wstawaj. – powiedział srebrnowłosy nie odrywając wzroku od tekstu. – Naruto zagroził mi, że jeśli pozwolę ci wstać, to tak mi nakopie, że przez tydzień nie będę mógł usiąść na tyłku.

- Naruto? – jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. A więc to nie był tylko sen. Blondyn naprawdę tam był, nie wymyślił go sobie. Jeden problem z głowy.

- Owszem. Swoją drogą muszę przyznać, że naprawdę świetnie się zamaskował. Poza Gaarą i Misakim nikt nie wiedział, że Maki to tak naprawdę Naruto. Nawet ja tego nie wykryłem. Chyba się starzeję. – uśmiechnął się sam do siebie, opierając się wygodniej  na oparciu krzesła.

On też tego nie zauważył. A przecież w błękitnowłosym młodzieńcze było coś, co go do niego przyciągało. Teraz wiedział co to jest, ale dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Te jego wielkie, pełne emocji ślepia wcale się nie zmieniły. Uzumaki mógł zamaskować swoją czakrę, mógł zmienić swój wygląd, ale nie dał rady ukryć emocji malujących się w jego oczach. Że też wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Przecież spędził z tym chłopakiem trochę czasu. Siedzieli razem, popijali sake i rozmawiali. O cholera! Przecież przyznał się Makiemu do tego, że kocha Naruto. Makiemu, który od samego początku był Uzumakim.

Po prostu pięknie.

- Pokonał go. Zniszczył Madarę. – Sasuke odwrócił się w stronę byłego mistrza, napotykając spojrzenie jego czarnego oka. – Roztrzaskał posąg Gedo i uwolnił ogoniaste bestie. A mimo wszystko zamiast cieszyć się z odniesionego zwycięstwa i chełpić się zasłużoną sławą, w pierwszej kolejności myślał wyłącznie o tobie.

Brunet wstrzymał oddech.

- Rozumiesz mnie Sasuke? Naruto zignorował wszystkich. Gaarę, Misakiego, Tsunadę, a nawet mnie i Irukę. – co widocznie musiało go zirytować, sądząc po jego postawie i tonie głosu. – Zignorował nas wszystkich tylko nie ciebie. Po tym, gdy pokonał Madarę, w ułamku sekundy znalazł się przy tobie. Gdybyś mógł widzieć wyraz jego twarzy, gdy upewnił się, że z tobą wszystko w porządku, że tylko straciłeś przytomność. Ta ulga, szczęście i tęsknota w jego oczach nawet mnie chwyciły za serce. – przycisnął dłoń do piersi. – Mój kochany delfinek nawet się wzruszył i musiałem podać mu chusteczkę. – prychnął na wspomnienie zasmarkanego Umino.

- Sko… - Sasuke przełknął gule, która utworzyła się w jego gardle. – Skoro Naruto mnie stamtąd zabrał, to co ja tu robię, zamiast być w szpitalu? I gdzie on teraz jest? – miał nadzieje, że Naruto nie opuścił już wioski. Miał mu tyle do powiedzenia, tyle do wyjaśnienia. Nie mógł pozwolić mu znowu odejść. Nie przed tym, aż wszystko sobie wyjaśnią.

A później…

Sam już nie wiedział, co później będzie. Nie czas jednak tym martwić. Najpierw musiał porozmawiać z Uzumakim.

- Po tym, jak Tsunade cię posklejała, przenieśliśmy cię tutaj. Uznaliśmy, że będzie ci tu znacznie wygodnej, niż na szpitalnym łóżku. Poza tym, to tylko parę złamań, otarć i siniaków. Nic poważnego. Nie potrzebujesz stałej opieki. W przeciwieństwie do innych shinobi znajdujących się pod obserwacją jednostki medycznej. W twoim wypadku sen i leki przeciwbólowe powinny załatwić sprawę. A co do Naruto, to zapewne ucina sobie „miłą” pogawędkę z przywódcami wiosek. – zaznaczył w powietrzu palcami cudzysłów.

- Nie wiesz ile to może jeszcze potrwać? – wiedział, że brzmi jak zakochany dzieciak, ale potrzebował to wiedzieć. Musiał porozmawiać z blondynem. Może nie wyglądał zbyt reprezentacyjnie z tymi plastrami i bandażami wokół niemal całego ciała, ale to mogła być jego jedyna szansa na zatrzymanie Uzumakiego. A on nie zamierzał jej stracić tylko dlatego, że wstydził się swojego wyglądu.

- Nie wiem. Naruto obiecał, że wpadnie do ciebie później i sprawdzi jak się czujesz. To może jednak trochę potrwać. Kazekage był wielce niezadowolony z ujawnienia się Uzumakiego. Widocznie zamierzał utrzymać jego tożsamość w tajemnicy. Nie mówiąc już o władzy nad czarką dziewięcioogoniastego. Był równie zaskoczony tym widokiem, co my. A biorąc pod uwagę, że większość z nas miała w tamtym momencie mało inteligentne wyrazy twarzy, Gaara nie wypadł zbyt efektywnie. Gapił się w Naruto, jak sroka w gnat z rozdziawionymi szeroko ustami. Uwierz mi, Uzumakiego czeka porządny ochrzan. Za nie podzielenie się tymi informacjami z przełożonym. – parsknął rozbawiony Hatake. Na jego słowa, na twarzy Sasuke wypłynął delikatny uśmiech. Syknął z bólu, gdy naciągnął skórę na skaleczonej wardze. – Prześpij się teraz. Potrzebujesz dużo wypoczynku, jeśli szybko chcesz dojść do siebie.

Uchiha nie mógł się z nim nie zgodzić.

 

~***~

 

Tsunade siedziała w swoim gabinecie, nie mogąc oderwać wzroku od blondwłosego mężczyzny w postrzępionym ubraniu, który stał odwrócony do niej plecami, wpatrując się w zachodzące nad wioską słońce.

- Tak dawno nie widziałem tego widoku, że już zaczynałem zapominać jak pięknie wygląda wioska w promieniach zachodzącego słońca. – wyszeptał cicho, jakby mówił sam do siebie. Mimo to doskonale go słyszała w panującej w pomieszczeniu ciszy. Zebranie, które na szybko zwołała, skończyło się prawie półgodziny temu. Większość uczestniczących w nim osób już dawno wyszła, by zająć się powierzonym mu zadaniem. Gaara i Misaki równie szybko opuścili jej gabinet. Kazekage w przeciwieństwie do męża był bardzo wzburzony zaistniałą sytuacją. Tsunade nie często miała możliwość ogląda go w takim stanie i cieszyła się, że to nie przeciwko niej jest skierowana ta złość. Cień niemal siłą musiał wyprowadzić małżonka. Tuż przed wyjściem obiecał Uzumakiemu porozmawiać z Gaarą i wyjaśnić mu wszystkie okoliczności. Cokolwiek by to nie miało znaczyć. Pozostali tu z Naruto sami, tylko we dwoje. I to były pierwsze słowa jakie padły od tamtego czasu. Czyżby blondyn próbował w ten sposób przełamać lody, czy po prostu ta cisza zaczynała mu już ciążyć? A może zrobił to nieświadomie? Nie wiedziała. Zamierzała jednak wykorzystać sposobność, gdy ta się pojawiła. Była przecież Hokage, to było do przewidzenia, że zawsze wykorzystywała wszystkie dostępne środki.

- Owszem. A widok byłby jeszcze piękniejszy, gdyby nie te zniszczenia na obrzeżach. – pociągnęła, starając się jak na razie pozostać na neutralnym gruncie. Wolała nie uderzać od razu z grubej rury, choć to bardziej było w jej stylu. Nie chciała jednak zniechęcić Uzumakiego do rozmowy. Blondyn nadal nosił w sercu żal, który co prawda zblakł z biegiem lat, jednak nie znikł zupełnie.

- Budynki można odbudować, rośliny ponownie zasadzić, jednak tych, którzy odeszli nic nie jest wstanie nam zastąpić. Jednak wioska sobie poradzi. Jej mieszkańcy są silni. Razem dadzą radę. – powiedział nadal stojąc do niej tyłem. Tsunade przyjrzała mu się uważnie, marszcząc brwi. Nie tego się po nim spodziewała. Widocznie bardzo się zmienił od czasu ich ostatniego, nieszczęsnego spotkania. To nie był już ten nadpobudliwy, niepewny siebie dzieciak, którego znała. Teraz przed nią stał dojrzały mężczyzna, który nie bał się bronić swoich racji i przekonań. Nieważne, że nie zgadzały się one z tymi należącymi do jego przełożonych. Potrafił walczyć o swoje. Widziała to na własne oczy. Nie tylko na polu walki, ale również tutaj, w jej gabinecie, podczas kłótni, która wywołała się między nim i Gaarą. Kazekage stanął przed bardzo trudną decyzją. Ona również. Jednak w jej przypadku nie była tak ciężka, jak dla przywódcy Piasku. Naruto nie zamierzał zrezygnować z wyznaczonego celu i musieli się z tym pogodzić.

Uśmiechnęła się sama do siebie. Może blondyn nie zmienił się tak bardzo, jak z początku sądziła.

Dlatego postanowiła zaryzykować.

- Teraz, gdy tu jesteś, Konoha podniesie się dużo szybciej. – młodzieniec drgnął wyraźnie na jej słowa. Pozostawił je jednak bez komentarza. Zagryzła dolną wargę. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. – Naruto, wszyscy żałowaliśmy swoich słów. W gniewie człowiek mówi zbyt wiele.

- Czasami te słowa są prawdą, której nie ujawniamy na co dzień. Tylko zamykamy wewnątrz siebie. – rzucił jej ostre spojrzenie znad ramienia.

- Czasami tak. A czasami nie. W tym przypadku tak nie było. Wioska cierpiała po twoim odejściu. Nie była wstanie sobie poradzić z twoim odejściem. Nie w taki sposób. Myliliśmy się. Ja się myliłam. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.

- Myliłaś się? – parsknął oschłym, pozbawionym humoru śmiechem. – To dlatego Sasuke nie został jeszcze mianowany na szóstego? Zmieniłaś zdanie, gdy odszedłem? Jakie to przykre. Aż się wzruszyłem. – otarł palcem wyimaginowaną łzę. Tsunade zacisnęła mocno powieki na jego ironiczny ton. Nie spodziewała się tego po nim. Brzmiał bardziej jak Sasuke, niż on sam. Ale czego mogła oczekiwać, po życiu tyle lat w przekonaniu, że jest się niechcianym i, że wszyscy cię nienawidzą.

- Nie. To on się nie zgodził. – powiedziała. Nie zamierzała go okłamywać. Naruto miał prawo znać prawdę.

- Co? – odwrócił się szybko z zaskoczeniem malującym się w jego oczach i na twarzy. Czarny, postrzępiony płaszcz załopotał od gwałtownego ruchu blondyna.

- Sasuke nie zgodził się zostać Hokage. Uznał, że nie jest godzien. Że nikt nie jest tego tak godzien, jak ty. I po pewnym czasie musiałam przyznać mu rację. – odpowiedziała spokojnie, starając się utrzymać emocje na wodzy. Nie chciała na niego w żaden sposób naciskać. Wiedziała, że Uzumaki tak szybko jej nie wybaczy. A jego zachowanie to potwierdzało. Zresztą wcale nie była tym zaskoczona. Dlatego mimo, że sprawiało jej to ogromną przykrość, nie dziwiło jej jego ostrożność, nieufność i oschłość z jaką do niej się odnosił. Do innych mieszkańców Liścia też. No może poza Kakashim, Iruką i Sasuke. To ostatnie ją zaskoczyło. Jednak nie zamierzała zmarnować takiej okazji do porozumienia z Naruto. Zamierzała wykorzystać tą nieoczekiwaną słabość. Nie miała wyjścia, musiała to zrobić. Konoha go potrzebowała.

- Nie wiedziałem, że tak postąpił. – blondyn wychrypiał z nieobecnym wzrokiem. Wyglądał jakby odpłynął myślami gdzieś daleko poza ściany jej gabinetu. Zapewne w stronę młodego, rannego mężczyzny o włosach niczym skrzydła kruka i skórze niczym mleko. – Myślałem, że… A jednak on…- pokręcił głową – Zresztą nie ważne. – westchnął głośno, z zamkniętymi oczami, pocierając nasadę nosa. – Wydaje mi się, że musimy poważnie porozmawiać.

- O tak. Najwyższa na to pora.

 

~***~

 

Jego umysł pływał. Obraz przed oczami wydawał mu się jakiś zamazany. Wszystko wokół niego falowało. Przycisnął rękę do oczu, starając się zniwelować ten efekt. Bolała go głowa i reszta ciała. Do czuł się cały spocony i było mu zimno. Zapewne dostał gorączki, która szybko wzrastała. Musiał wziąć kolejną tabletkę. Kakashi uprzedził go, że tak może być. Że pieczęcie mogą mieć skutki uboczne. Jego połamane ciało po raz kolejny dało o sobie znać. Kości co prawda zostały nastawione i zabezpieczone opatrunkami z pieczęciami przyspieszającymi gojenie. Sam proces leczenia był jednak niezwykle bolesny. Spróbował się podnieść, podpierając na zdrowej ręce, drugą, przytrzymując obolałe żebra. Zagryzł dolną wargę nie, starając się nie krzyczeć z bólu. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi, a na jego twarz wystąpił pot świadczący o wysiłku.

- Nie. Nie wstawaj. – wyszeptał jakiś ciepły, łagodny głos, a duże, ciepłe ręce pomogły mu się ponownie ułożyć na łóżku. Te ręce były takie delikatne. Dotykały go z taką troską i czułością, jakby był dla nich najcenniejszym skarbem.

- Boli. – wyjęczał niemal płaczliwie. Już dłużej nie mógł się hamować. Zresztą te ręce, należące zapewne do pogrążonej w mroku osoby, były takie miłe i silne. Bezpieczne. Czy ręce mogły być bezpieczne?

Nie wiedział.

Ale te z pewnością takie były. Tych rąk się nie bał. Mógł przy nich okazać swoją słabość.

Skąd to wiedział?

Nie miał pojęcia. Pewny był tylko tego, że właśnie tak było.

- Zaraz podam ci coś, co złagodzi gorączkę i ból. – ponownie odezwał się ten głos. Był naprawdę miły. Wyjątkowo ciepły i łagodny, pełny troski, a zarazem lekko ochrypły, szorstki. Zupełnie jak te ręce. Ciekawe do kogo należał. Pogrążona w mroku osoba odeszła, zabierając ze sobą te ciepłe, kojące ból ręce. Czy wróci? Proszę, niech wróci. Niech nie go nie zostawia. Nie chciał być już sam. Nigdy więcej. Nienawidził tego bólu i ciemności. Skąd ta ciemność i co miała do tych rąk i głosu? – To powinno ci pomóc. – postać wróciła, niosąc w dłoniach szklankę wody i jakieś pigułki. Przysiadła na brzegu łóżka i odłożyła wszystko na nocną szafkę. – A teraz ostrożnie, pomogę ci się podnieść, byś mógł popić lekarstwo. – Ciepłe ręce ponownie go objęły, a on wtulił twarz w pachnące słońcem i lasem, ramie.

Ta osoba pachniała tak dobrze.

To musiał być anioł.

Tylko one mogły tak wspaniale pachnieć. Czyżby to był jego anioł stróż? A może jakaś boska istota zobaczyła jego cierpienie i się nad nim ulitowała?

- No dalej. – anioł otoczył o swoim silnym, ciepłym ramieniem, podając mu jednocześnie do ust pigułki. Posłusznie wziął je do ust. – A teraz powoli, byś się nie zakrztusił. – przysunął mu do ust szklankę wody, którą od razu popił lekarstwo.

- Dziękuję. – wychrypiał, spoglądając mglistym wzrokiem na anioła. Dostrzegł jedynie cień łagodnego uśmiechu na delikatnej, szczupłej twarzy o łagodnych rysach. A jego oczy? Gdzie się podziały? Dlaczego nie mógł ich dostrzec? Dlaczego skrywała je ciemność?

- Proszę bardzo. - anioł poprawił mu poduszkę i ponownie ułożył go na łóżku, dokładnie przykrywając grubą kołdrą. Anioł podniósł się, chcąc odejść.

- Nie! – krzyknął, łapiąc go za rękę. – Proszę, nie odchodź, zostań ze mną. Proszę. – niemal zapłakał, trzęsąc się z zimna. On musiał zostać. Nie mógł go zostawić. Nie znowu. Nie chciał być sam. Już nigdy więcej.

- Oczywiście. – odpowiedział anioł, uspakajająco gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. – Jeśli chcesz, to zostanę.

- Zostań. – powtórzył zbolałym głosem, wzmacniając uścisk. Nie mógł pozwolić, żeby anioł go opuścił. Nie chciał zostać sam. Skądś czuł, że jeśli teraz anioł odejdzie, to już do niego nie wróci, a on tego nie chciał. Pragnął, żeby anioł został z nim już na zawsze. Przy nim czuł się taki szczęśliwy, taki bezpieczny. Jakby powrócił do domu.

- Ciii… Spokojnie, nigdzie się nie wybieram. – anioł położył się koło niego, ostrożnie, delikatnie go obejmując i układając jego głowę pod swoim podbródkiem. Delikatnie, uspakajająco głaskał go po głowie, odgarniając mu z czoła sklejone od potu włosy. Sasuke po raz kolejny odetchnął świeżym zapachem otaczającym anioła. Przymknął oczy, czując ogarniającą go senność. Zaczął walczyć z ciążącymi mu powiekami. Nie chciał jeszcze zasypiać. Chciał nacieszyć się obecnością anioła jak najdłużej. – Śpij. Potrzebujesz odpoczynku. – pogładził go po karku.

- Nie odchodź. – poprosił ponownie, z całych sił ściskając w palcach jego koszulkę.

- Nie odejdę, kochanie. – anioł pocałował go w płatek ucha. – Już zawsze przy tobie będę. – wyszeptał mu do ucha.

Zamknął oczy, oddając się w bezlitosne objęcia Morfeusza. Tym razem jednak nie obawiał się już snu i prześladujących go koszmarów. A to dlatego, że koło niego był jego anioł.

Który nazwał go kochaniem.

Po raz pierwszy od lat Sasuke zasnął z uśmiechem na ustach.

3 komentarze:

  1. To było świetne, nawet się wzruszylam, ale to chyba przez taką późną godzinę - zawsze wtedy nie wiedzieć czemu jestem nadwrażliwa. Swoją drogą przepraszam za błąd w poprzednim komentarzu: zamiast Maki napisałam Misaki, ale to wszystko przez to że czytam i komentuje na szybko, a do tego jestem na telefonie.
    Smutno mi, że nie ma następnego rozdziału, ale wiedz, że będę cierpliwa! Do tego czasu życzę Ci ogromu weny ;3 i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    więc Maki to jednak Naruto bardzo się troszczy o Sasuke, cóż jako tak bardzo chciałam aby to Cieň był Naruto, no i Sasuke pokazujący uczucia cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Naruto od samego początku był Makim ^-^
      Dziękuję i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń