Rozdział
9
Kade siedział na krześle
przy niewielkim, okrągłym stoliku, przyglądając się uważnie smukłej, drobnej
sylwetce rudzielca przed nim. Obaj znajdowali się w kuchni Shane’a, której
jasne barwy i praktyczne urządzenie sprawiły, że wydawała się przestronniejsza,
niż była w rzeczywistości. Collen zwrócony do niego plecami, zajęty był
rozpakowywaniem zakupów, co dało mu chwilę na rozmyślenia i podziwianie jego
filigranowych kształtów.
Nie wiedział po co
naprawdę tu przyszedł.
Z początku chciał
porozmawiać z przyjacielem o sobocie, wyjaśnić, przeprosić za swoje zachowanie.
Zmienił jednak zdanie, gdy zauważył, że Shane nie zachowuje się inaczej, niż
zwykle. Jakby nic się nie stało, nic między nimi nie zaszło.
To go wytrąciło z
równowagi.
Nie wiedział, co powinien
zrobić. W końcu przepraszanie i wracanie do tematu, o którym chciało się
zapomnieć, lub się zapomniało, było nie na miejscu. Collen mógł sobie tego nie
życzyć.
- Zamierzasz tak siedzieć
i się na mnie gapić przez cały wieczór? – zapytał rudzielec wytrącając go z
zamyślenia.
- Wybacz, myślałem o
pracy. – skłamał gładko.
- Skąd ja to znam? –
prychnął – Ten tydzień zaczął się naprawdę koszmarnie.
- Dlaczego? Coś się
stało? – zmarszczył brwi, w lekkim zaniepokojeniu. Czyżby złe samopoczucie
Shane obiło się na jego pracy? A może był u niego Stone z prośbą o zrobienie
projektu, o którym wspominał na bankiecie?
- Kupa roboty, pobudki z
rana, masa obowiązków. – Collen machnął ręką, jakby to nie było nic
nadzwyczajnego. – Chcesz kawy?
- Poproszę. Czyli mówisz,
że byłeś tak zawalony pracą, że nie miałeś czasu nawet odebrać telefonu?
- Coś w tym stylu. – na
ustach Shane’a pojawił się zagadkowy uśmiech, który zadziwił Kade’a. Nie
wiedział, co miał oznaczać?
- Shane.– westchnął
zniecierpliwiony, gdy jego przyjaciel nie pociągnął tematu.
- Taaak?
- O co chodzi?
- O nic. – kolejny, tym
razem szerszy uśmiech przekonał go, że coś jest na rzeczy.
- Żadne nic. Opowiadaj. –
z jakiegoś powodu czuł podekscytowanie na równi ze strachem.
- Ale naprawdę nie ma co
opowiadać. – Collen machnął ręką. Jego wypowiedzi jednak przeczył szeroki
uśmiech na jego twarzy.
- Ehe, jasne. Bujać to
my, nie nas. Gdyby to było takie nic, jak zakładasz, nie szczerzyłbyś się do
tego kubka, jak głupi do sera.
- Poznałem kogoś. –
rudzielec odwrócił się w jego stronę, a Kade mało nie połknął własnego języka.
Twarz Shane’a była zarumieniona z podekscytowania, pełne usta rozciągnięte w
szerokim uśmiechu, a jego oczy wręcz świeciły się jak dwa szmaragdy. Anders był
tak zaabsorbowany jego wyglądam, że omal nie przeoczył jego słów. Dopiero po
chwili ich sens dotarł do jego przeciążonych komórek mózgowych.
- Co? – nawet on
zauważył, że jego głos był nienaturalnie cichy i zduszony. Zreflektował cię po
chwili, by nie budzić podejrzeń. – To, to wspaniale. Kto to? – musiał to
wiedzieć.
- Poznałem go… -
wypowiedz rudzielca przerwał dźwięk telefonu, który dochodził z salonu. –
Przepraszam na chwilę.
Kade cicho przeklął pod
nosem, gdy rudzielec wyszedł z kuchni. Nie dość, że miał w głowie prawdziwy
zamęt i nie wiedział, czy bardziej ciągnie go w stronę Lucy, czy Shane’a, to
okazuje się, że lada chwila może się okazać, że wybór może zostać mu odebrany.
Nie podobało mu się to.
Bardzo nie podobało.
Czuł narastającą złość i
frustracje. W tym wszystkim nie pomagał pośpiech w wyborze i co gorsze kłopoty
z Lucy. Kobieta od soboty prawie z nim nie rozmawiała. A jeśli już udało im się
porozmawiać, miała do niego same pretensje. A to nie poświęca jej wystarczająco
dużo czasu i uwagi. A to nigdzie jej nie zabiera. A to jest za mało
romantyczny. A to sram to i owamto.
Każdy normalny mężczyzna
by się wkurzył.
Do tego dochodziły
problemy z pracą.
Jak się dowiedział dzięki
poczcie pantoflowej, Stone miał na oku jeszcze jednego kandydata na swoje
zastępstwo.
Kade nie wiedział jakim
cudem, ale zastępcy kierownika działu reklamy, udało się dostać w łaski tego
starego piernika. Możliwe, że młodzik sypnął groszem, by zaimponować szefowi.
W każdym bądź razie miał
konkurenta, którego się nie spodziewał, a przed nim był jeszcze piątkowy obiad,
który nie wiadomo kiedy zamienił się w weekendowy wyjazd służbowy. Swoją drogą
będzie musiał powiedzieć o nim Shane’owi. Rudzielec z całą pewnością nie będzie
zachwycony.
Chyba, że Kade wcześniej
zdecyduje się czego chce.
Z jednej strony Lucy ze
swoim kuszącym ciałem, znajomościami i pozycją, z a drugiej Shane. Facet,
którego znał niemal od zawsze, który nigdy go nie zawiódł i który z każdym
dniem wydawał mu się coraz bardziej kuszący.
Anders westchnął głośno,
pocierając dłońmi zmęczoną twarz.
Bycie nim było naprawdę bardzo
trudne.
***
- Halo? – zapytał Collen,
odbierając dzwoniący telefon.
- Shane!!! – rudzielec
momentalnie odsunął od siebie komórkę na długość ramienia. Krzywiąc się, potarł
bolące ucho, dopiero wtedy ponownie przyłożył do niego urządzenie.
- Nie drzyj się idioto,
przez ciebie prawie ogłuchłem na prawe ucho.
- Przepraszam. – w głosie
Alana słychać było skruchę.
- Nie ma sprawy. Z czym
dzwonisz? – jakoś nie mógł się na niego długo gniewać. Właściwie prawie przez
cały dzisiejszy dzień, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Jego współpracownicy
nawet spoglądali na niego podejrzliwie. Brett – młody dekorator wnętrz, zapytał
go nawet, czy dobrze się czuje i czy nie przeholował z kawą.
- Poznałem świetną
dziewczynę. – Sanders niemal zapiszczał z uciechy jak nastolatka. Doprawdy ten
facet zachowywał się czasami jak prawdziwy dzieciak.
- Gratuluję. Rozumiem, że
dzwonisz, by mnie o tym poinformować?
- No nie bardzo. – głos
blondyna jakby stracił cały zapał.
- W czym rzecz? – dlaczego
miał jakieś dziwne wrażenie, że odpowiedz mu się nie spodoba?
- Umówiłem się na kolację
z Dorą. Tą studentką prawa. Gadaliśmy właśnie przez skape’a, gdy wszedł jej
starszy brat. Mówię ci, totalnie przerażający typ. Gdy powiedziałem mu, jak się
nazywam, i że właśnie umówiłem się z jego siostrą, miał minę jakby zaraz miał
mi urznąć jaja i nimi nakarmić. Prawie narobiłem ze strachu w portki. – Shane
skrzywił się na ten obrazowy opis. – W każdym razie powiedział, że nie puści
swojej małej siostrzyczki samej z nieznanym facetem. Wtedy Dora zaproponowała
podwójne spotkanie. Wiesz, jakie są laski. Mają totalnego fioła na punkcie
podwójnych randek. A skoro jej brat jest gejem, pomyślałem, że mógłbyś pójść ze
mną. – dokończył słodkim, proszącym głosikiem. Shane niemal widział jak oczy
blondyna robią się wielkie i mokre, jak u małego szczeniaka.
I skąd on właściwie
wiedział, że mu się nie spodoba to, co usłyszy? Chyba zamiast zostać
architektem powinien być jasnowidzem, albo jeszcze lepiej czarnowidzem. Choć
pewnie nie zarobiłby na tym zbyt wiele.
- No nie wiem. – mruknął
niewyraźnie.
- Shane. Proszę. –
Sanders niemal skamlał mu do słuchawki.
- Czekaj, niech się
rozeznam w sytuacji. Chcesz żebym poszedł z tobą na podwójną randkę z bratem
twojej dziewczyny?
- Jeszcze nie dziewczyny,
ale po tej kolacji mam nadzieje, że tak.
- Mam się spotkać z
facetem, który wygląda jak rasowy morderca i groził, że nakarmi cię twoimi
własnymi genitaliami?
- No może nie był aż tak
straszny. No i wcale tego nie powiedział. Tylko tak spojrzał. A zresztą to ja
chcę umówić z jego siostrą, więc tobie na pewno nic nie grozi. – Alan dodał
szybko, jakby się bał, że nazwie go szaleńcem i się rozłączy. No, w sumie to
było całkiem bliskie prawdy.
- Ocipiałeś.
- No stary, no. Zrób to
dla mnie. No co ci szkodzi? To tylko jedno spotkanie. A nóż ci się ten gościu
spodoba. No proszę. Proszę, proszę, proszę. – zaczął piszczeć do słuchawki.
- Dobra!!! – zgodził się.
W przeciwnym wypadku Sanders nie dałby mu w spokoju żyć. – Ale to jedyny raz.
-Serio!? Dzięki, Shane. Jesteś
wielki! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. To dla mnie wiele znaczy.
Naprawdę. Dobrze wiesz, że nie prosiłbym cię o to, gdybym nie sądził, że to coś
poważnego. Mówię ci, to ta jedna, jedyna!
- W takim razie gratuluję
jej odnalezienia. I czekam na zaproszenie na ślub. Nie obraże się też, jeśli
zostanę chrzestnym jednego z waszych dzieci. Ile ich planujecie? Piątkę?
Dziesiątkę? A może piętnastkę? – wtrącił, przerywając słowotok młodszego
mężczyzny.
- Nie, tyle to na pewno
nie. – gromki śmiech Alana niemal ponownie go ogłuszył. – I zaproszenie masz
jak w banku. Reszty nie obiecuję.
- Dobra, jakoś to
przeżyję.
- Dzięki, stary. Za to,
że się zgodziłeś. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Mam u ciebie spory dług.
- Nie ma sprawy. –
mruknął, rozmasowując sobie nasadę nosa. Już czuł zbliżający się ból głowy.
Dlaczego on się na to godził? Był po prostu za dobry.
- Ok, to do zobaczenia.
- Ty, zakochany, zapomniałeś
mi powiedzieć gdzie i o której mam się stawić. – prawie parsknął na
roztrzepanie Sandersa.
- Wybacz. Umówiliśmy się
w restauracji Angel na dwudziestą. I
jeszcze raz dzięki. Na razie.
- Spoko. Do zobaczenia. –
zakończył połączenie z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust.
To wyjście mogło być
naprawdę zabawne.
Patrzenie, jak Alan się
zwija pod czujnym spojrzeniem brata swojej wybranki. To coś, czego nie mógł
przegapić. Dla samego tego widoku, warto było tam pójść i odbębnić tą
niechcianą randkę w ciemno.
I już wiedział co zrobi.
Szybko spojrzał na
zegarek, by sprawdzić, czy ma dostatecznie dużo czasu.
Zachichotał, rozbawiony
swoimi własnymi pomysłami.
Już jego w tym głowa, by
pomęczyć trochę Sandersa i podkręcić atmosferę. I może to nie było z jego
strony zbyt eleganckie i Alan się na niego na pewno wścieknie. Później jednak mu
podziękuje. Był tego pewien.
Odwrócił się, by stanął
niemal nos w nos z Andesrem.
- Coś się stało? – spytał
Kade, nie spuszczając spojrzenia z jego twarzy.
- Jestem umówiony.
- Praca?
- Nie, nie. – poczuł się
niepewnie pod jego badawczym spojrzeniem. – Podwójna randka. Możesz mnie
przepuścić? – spróbował przepchnąć się koło bruneta, a gdy to się nie udało,
przejść pod jego ramieniem. Ponownie bezskutecznie. – Kade, no. Śpieszy mi się.
- Nie podoba mi się to.
- Czemu? Przecież nie raz
umawiałeś się na podwójne randki. Sam mi o tym opowiadałeś. – prawie warknął,
przestając się przepychać. Widocznie musiał przeczekać, aż Kade powie to, co ma
do powiedzenia.
- Nie podoba mi się to,
że umawiasz się na randki. – Shane aż zamrugał zaskoczony jego słowami.
- Że co? Jak? – miał
wrażenie, że się przesłyszał.
- Nie chce byś szedł na
tą randkę.
- Czekaj, bo nie czaje.
Zmuszasz mnie do odgrywania tego całego teatrzyku z narzeczonym, by bzykać się
na boku z żoną szefa, a ja nie mogę nawet umówić się na kolację z przyjacielem
i jego nowymi znajomymi? Za kogo ty się kurwa masz!? – pchnął Kade’a w pierś,
czego ten prawie nie odczuł. To jeszcze bardziej nakręciło Shane’a. – Myślisz,
że jesteś taki super, co? Bo sypiasz z jakąś starą prukwą, która nie widzi w
tobie nic więcej poza kasą, stanowiskiem i… - jego usta zostały zatkane przez…
drugie usta.
Collen niemal czuł, jak
jego oczy rozszerzają się do niebotycznych rozmiarów, a policzki pokrywa rumieniec
złości i podekscytowania.
Kade go całował.
Dlaczego? Nie byli na
żadnym przyjęciu, a gdzie okiem sięgnąć nie było nikogo, kto mógłby ich
zobaczyć. Byli sami, pozbawieni wścibskich spojrzeń otoczenia. Więc dlaczego?
Drgnął, gdy język bruneta
przesunął się po jego dolnej wardze. Odruchowo rozchylił usta, wpuszczając go
do środka. Kade zamruczał zadowolony, obejmując jego twarz ciepłymi, lekko szorstkimi
dłońmi.
Nie wiedział co robić.
Czuł, że jeśli nie zatrzyma Shane’a teraz, może w przyszłości nie mieć więcej
na to szansy. Rudzielec wymykał mu się z rąk, a on nie mógł mu na to pozwolić.
Dlatego zrobił pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Pocałował go.
Miał to być mały, krótki
buziak, mający za zadanie na chwilę uciszyć rudzielca. A zamienił się w coś
fantastycznego.
Smak i kształt tych
jędrnych ust. Zapach i miękkość skóry. To wszystko sprawiło, że w zupełności
się zapomniał. Pragnął więcej. I więcej. Nie miał dość.
Mrucząc z przyjemności
wsunął język między wargi zaskoczonego Shane’a. W tym momencie nie interesowały
go konsekwencje. Potrzebował zasmakować Collena. Zrobić wreszcie to, czego tak
bardzo pragnął i co tak bestialsko im przerwano w sobotnią noc.
- K-Kade, co ty robisz? –
Shane’owi udało się wysapać, gdy brunet zszedł pocałunkami na jego policzek i
linie szczęki.
- A nie widać? – Anders
musnął językiem fragment jego szyi tuż za uchem, na co jęknął przeciągle. Skąd
wiedział, że akurat to miejsce jest u niego tak wrażliwe?
- N-Nie możesz. – musiał
działać, puki jego mózg nie zamienił się w papkę, bo jeśli pozwoli
przyjacielowi to dalej ciągnąć, może skończyć się na czymś, czego oboje będą później
żałować. Zwłaszcza Kade, gdy już się ocknie i zrozumie, co robi.
- Dlaczego nie? – głos
bruneta był lekko ochrypły z potrzeby. Czuł jego ciężki, przyspieszony oddech
na wrażliwej skórze ucha. Zadrżał w jego ramionach.
- Kade, jeśli w ten
sposób chcesz mnie przeprosić za swoje zachowanie na bankiecie, to proszę,
przestań.
- Naprawdę sądzisz, że
zrobiłbym ci coś takiego wyłącznie w celach przeprosin? – wargi Andersa osunęły
się od jego skóry, na co wbrew sobie odetchnął z niejaką ulgą. Nie mógł mu na
to pozwolić, jeśli zamierzał ruszyć ze swoim życiem do przodu. Potrzebował
wyznaczyć granice. Musiał je wyznaczyć. W przeciwnym wypadku oszaleje.
- N-nie. – mruknął
speszony, gdy Kade delikatnie ujął jego twarz w dłonie, przez co zmuszony był
spojrzeć mu w oczy. Jego policzki zarumieniły się z zawstydzenia, a końcówki
uszu zaczęły lekko piec, gdy ujrzał potrzebę, żądzę w oczach przyjaciela.
Źrenice Kade’a były rozszerzone, zakrywały niemal całą tęczówkę, zostawiając
tylko niewielką obwódkę ciemnoszarych oczu. Shane nie mógł oderwać od nich
spojrzenia. Takiego go jeszcze nigdy nie widział.
- Shane, chce żebyśmy
spróbowali. – powiedział brunet po chwili ciągnącej się w nieskończoność ciszy.
- Kkk-Kade. – wychrypiał
niepewnie. Nie śmiał mieć choćby cienia nadziei, że Anders ma namyśli to, co on
sam miał namyśli. Czuł jak do jego oczu napływają łzy, a w gardle tworzy się
gula, która ściskała jego gardło, uniemożliwiając mówienie. – Kade. – spróbował
ponownie z lepszym efektem. – A co z naszą umową? Co z Lucy i tym całym cyrkiem
z… - opuszek kciuka Andersa musnął jego wargi, skutecznie go uciszając.
- Cichutko, kochanie. –
brunet powiedział delikatnie i z takim uczuciem, że Collen mimowolnie zadrżał
wzruszony. – Nie chce już tego. Nie chce jej. Nie chce tej całej umowy. Shane,
chcę abyś dał nam szanse, żebyś dał szanse mi. – Kade schylił się i musnął jego
wargi swoimi w pieszczocie tak delikatnej, jak muśnięcie skrzydeł motyla. Dwie
niechciane łzy spłynęły po jego policzkach, zaraz starte łagodnie przez
Andersa.
- Och, Kade. – szepnął z
uśmiechem i rzucił mu się na szyję.
To musiało na razie
wystarczyć za odpowiedz.
***
Młoda kobieta w ciemnej,
eleganckiej garsonce, sięgnęła po dzwoniący telefon.
- Carter, słucham.
- Wszystko idzie zgodnie
z planem. – odpowiedział jej kobiecy głos.
- Wspaniale.
Fantastyczny rozdział. Czekałam na takie coś, naprawdę. Kocham cię za to! No nareszcie. Kurczę, ładnie ci wyszedł ten namiętny pocałunek i ta cała otoczka.
OdpowiedzUsuńWyłapałam parę błędów, ale da się żyć, spoko.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Chyba nigdy nie przekonam się do Kade'a. Shane'a jakoś bardziej widzę z Cole'm, mimo że nie było go jakoś dużo w tekście. Na początku rozdziału miałam nadzieję, że Shane nie ulegnie Kadeowi, ale widząc końcówkę, niestety moja nadzieja prysła...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Jestem jeszcze pod wpływem tego pocałunku i nie mogę sie poprawnie wysłowić, wprowadzasz tak niesamowity nastrój aż samemu czuje sie członkiem wydarzeń, co prawda liczyłam po cichu na Cola, ale i tak jestem zakochana w tym opowiadaniu, tak wiec czekam na kolejne części i powodzenia :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i ciągle czuję niedosyt! Chcę więcej więcej więcej! Wspaniałe opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie trzymam kciuki za tą dwójkę ;)
OdpowiedzUsuńNIIIIEEEEE!!! Shane, otrząśnij się! Nie pakuj w to bagno!!!
OdpowiedzUsuńDroga Autorko, co ty ze mną robisz... Czekam na każdy kolejny rozdział jak wilkołak na pełnię...
Hej,
OdpowiedzUsuńno sama nie wiem, ten pocałunek, Kade źle się czuje jak Shane gdzieś z kimś idzie... a teraz kiedy Shane podjął decyzję to Kade już to burzy, mam wrażenie, że brat Dory to właśnie Cole...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia