Kłamstwo - Rozdział 11


Rozdział 11

 

- Jesteś pewien, że nie powinienem zabrać więcej ubrań? Tak na wszelki wypadek? – podekscytowany Shane kręcił się po sypialni, pakując walizkę na weekendowy wyjazd.

- Tak, jestem tego pewien. – odpowiedział Kade, siedząc na brzegu zawalonego ubraniami łóżka. W pokoju panował straszny bałagan. Szuflady były powysuwane, szafa szeroko otwarta, a po podłodze i meblach walały się ubrania. Każdy postronny obserwator, wchodząc do pokoju, powiedziałby, że doszło tu do włamania.

- Ale na pewno? Może powinienem wziąć ze sobą jeszcze jedną koszule? A może lepiej garnitur? Sam mówiłeś, że będzie tam jakiś bankiet. – Collen kręcił się po pokoju, przeglądając odłożone na łóżko ubrania i zamieniając je na inne, jego zdaniem bardziej pasujące na wyjazd.

Kade nie mógł już dłużej patrzeć, jak jego przyjaciel, partner się denerwuje. Ze swojego miejsca doskonale widział, jak bardzo rudzielcowi się trzęsą ręce, jak bardzo był zdenerwowany. Nie trudno było odgadnąć, że dla Shane’a ten wyjazd nie był kolejną ich grą, pokazem. Ten wyjazd miał dla nich duże znaczenie. Nie tylko dlatego, że od niego mogła zależeć przyszłość Andersa, ale również ich obu.

To był ich pierwszy wspólny wyjazd jako pary.

I wbrew tego, co z początku myślał, był równie mocno podekscytowany i zdenerwowany, co jego partner. Jeśli nie jeszcze bardziej. Bo wbrew tego, co zakładał, przerzucenie się na myślenie, jak homoseksualista było naprawdę trudne. Co z tego, że rudzielec nie raz mu to wytłumaczył, mówił by nie starał się niczego robić na siłę, że wcale nie musi myśleć o sobie, jak o geju, że mógł być przecież bi.

Kade jednak widział, że jego słowa i zachowanie w pewien sposób ranią Shane’a.

Bo co z tego, że zdecydowali się być razem? Co z tego, że w tym tygodniu wyskoczyli dwa razy na wspólny lunch i raz do kina, skoro nie mógł się przemóc, by dać Collenowi coś więcej, niż kilka uścisków i gorętszych pocałunków.

Sam sobie tłumaczył, że przecież nigdy wcześniej nie był z mężczyzną i musi przyzwyczaić się do myśli, że od teraz jest z jednym w związku. I to nie takim, który mógłby w każdej chwili olać. Shane był mu zbyt bliski, by mógł sprawy między nimi potraktować lajtowo.

Dlatego ten wyjazd był dla niego taki ważny.

Miał nadzieje, że piękne otoczenie, luksusowy hotel, wspólna sypialnia i lampka wina, skłonią go do posunięcia się odrobinę dalej w kontaktach z rudzielcem.

Pragnął tego.

Marzył o nim, po nocach śniąc o jego nagim ciele i o tym, jak wielką rozkosz mogliby sobie nawzajem dać. Jednak, gdy przychodziło co do czego, czuł opór. Wewnętrzną blokadę, która nie wiedząc czemu go stopowała.

Nie chodziło przecież o opinie otoczenia, czy rodziny. Wszyscy znajomi z pracy wiedzieli o nim, że jest gejem. A co do rodziny… Nie zdążył im nawet powiedzieć. Matka prawdopodobnie sama to wywnioskowała. A może zwyczajnie dowiedziała się o ty od babci Collena. To nie miało znaczenia.

Bardziej zastanawiała go jej reakcja.

Wczoraj, gdy kończył pracę, zadzwoniła do niego i gdy tylko odebrał, zaczęła piszczeć do słuchawki, jaka to jest szczęśliwa, że związał się z Shane’em. Dowiedział się wtedy również paru ciekawych rzeczy. Jak choćby tego, że jego kochana mamusia już od dawna podejrzewała, że jest gejem i od lat skrycie podkochiwał się w rudzielcu, nie wiedząc, jak mu o tym powiedzieć. Miała nawet pewną teorię dotyczącą jego stałego zmieniania partnerek, którą chętnie się z nim podzieliła. W życiu nie podejrzewałby swojej matki o takie teorie spiskowe. Już prędzej o romantyzm i optymizm, który był bardzo widoczny, gdy zeszła na temat ślubu i posiadania dzieci, wpędzającym tym samym Kade’a w stan skrajnego przerażenia. Na koniec jeszcze dodała, że ich dzieci byłyby śliczne i zaprosiła ich obu na przyszły tydzień, na niedzielny obiad. A znając swoją matkę, Anders wiedział, że to „zaproszenie” jest równoznaczne z przymusem.

Och, jak bardzo Shane się śmiał, gdy mu to później opowiadał. A później wpadł we wściekłość, gdy kilka godzin później zadzwoniła jego babcia i sytuacja się odwróciła.

- O czym tak dumasz? – zapytał Shane, siadając mu okrakiem na kolanach. Objął go odruchowo wokół tali. Odkąd się zeszli, rudzielec stał się bardziej dotykalski, częściej go dotykał, ocierał się o niego i przytulał. Nierzadko zdarzały się też sytuacje takie, jak ta teraz. I jeśli miał być sam ze sobą szczery, to mu wcale nie przeszkadzało.

- A o niczym ważnym. – uśmiechnął się, z czułością odgarniając rudą grzywkę znad tych pięknych, zielonych oczu, które kojarzyły mu się ze szmaragdami. – Myślałem trochę o wyjeździe, a później o obowiązkowym obiedzie u mojej mamy i twojej babci. – Collen skrzywił się delikatnie na ostatnie zdanie.

- Sądzisz, że wszystko ułoży się dobrze? Twoja mama zawsze wydawała mi się ciepłą i serdeczną kobietą, ale teraz, gdy dowiedziała się, że jesteśmy razem… - Shane przerwał, przygryzając dolną wargę w widocznym zdenerwowaniu. To było nawet słodkie, patrzeć jak bardzo denerwuje się przed spotkaniem z jego rodziną. Nie miało znaczenia, że ta już traktowała Collena, jak jej członka.

- Moja mama kocha cię jeszcze bardziej, odkąd dowiedziała się, że jesteśmy razem. A co do Iana… Muszę przyznać, że jego opinii obawiałem się najbardziej. Niby nigdy nie wyrażał się źle o homoseksualizmie, nie zdarzyło się również, by traktował się bardziej ozięble, gdy wyszło na jaw, że jesteś gejem. Jednak sms, który wczoraj od niego dostałem, całkowicie rozwiał moje wątpliwości.

- Nie mówiłeś wczoraj nic na ten temat. – Shane wyraźnie się spiął. Pogładził go no plecach, uspakajając go i rozmasowując napięte mięśnie.

- To było późno, praktycznie już kładłem się spać.

- I co napisał? – rudzielec nie ustępował. Kade parsknął na wspomnienie, krótkiej, lakonicznej wiadomości od swojego brata.

- Napisał, że bardzo się cieszy.

- Naprawdę? – ton jego głosu stał się niepewny, podejrzliwy.

- No… Nie całkiem. – skrzywił się wyraźnie. – Napisał „Wreszcie wyciągnąłeś głowę ze swojego tyłka.”.

Shane parsknął śmiechem, odchylając się do tył tak bardzo, że spadłby, gdyby Kade go nie przytrzymał.

- Tak, to brzmi już bardziej w stylu Iana.

Kade nie mógł się z nim nie zgodzić.

 

***

 

- Ale tu pięknie. – zachwycił się Shane, rozglądając się po okolicy. Podjeżdżali właśnie pod hotel, w którym mieli się zatrzymać na cały weekend. Całe to miejsce wyglądało jak z obrazka.

Hotel, a właściwie pałacyk, który był na niego przerobiony, wyglądał przepięknie. Biały kamień i proste, drewniane zdobienia idealnie komponowały się z jasnoczerwoną dachówką i cegłą w obrębie okien. Cały budynek otaczał park, po którym klienci mogli się przechadzać, bądź cieszyć się konną przejażdżką. Do tego bliskość wybrzeża, uspakajający szum fal i delikatna morska bryza, którą już pragnął poczuć na twarzy.

Prawdziwe cudo.

Shane wręcz zakochał się w tym miejscu.

- Bardzo mnie cieszy, że ci się podoba. – w głosie Kade było słychać rozbawienie, spowodowane zapewne jego dziecinnym zachowaniem. No cóż, siedzenie z nosem przyklejonym do szyby i podskakiwanie na siedzeniu, nie było zbyt dojrzałym zachowaniem.

- Podoba? Tu jest po prostu obłędnie! – wykrzyknął w zachwycie. – A mamy jesień. Wyobraź sobie, jak to wszystko wygląda późną wiosną albo latem. Musimy tu jeszcze kiedyś przyjechać. Najlepiej na wakacje. Wyobrażasz sobie odpoczynek w takim miejscu? Cisza, spokój… - rozmarzył się.

- Tak, podobnie, jak na wsi. – zironizował brunet.

- Doskonale wiesz, o co mi chodziło. – spojrzał na niego oburzony.

Nie było w końcu tajemnicą, że Kade nie przepadał za takimi miejscami. Takie „zadupie”, jak je nazywał, kojarzyły mu się z ich rodzinną wsią, do której już nigdy nie zamierzał wracać.

Shane nie rozumiał jego niechęci do rodzinnych stron. W końcu nie przypominał sobie, by mu się tam działa krzywda.

Być może miało to związek z ojcem Andersa.

Kade bardzo nie lubił o nim opowiadać, a on nie naciskał. Z tego, czego się jednak o nim dowiedział, wywnioskował, że mężczyzna był alkoholikiem i w stanie upojenia alkoholowego, potrafił znęcać się fizycznie nad ciężarną żoną i starszym synem. Facet zmarł, gdy Kade miał zaledwie dwa lata.

Zagadką pozostawało, dlaczego stary Anders zaczął pić. Ludzie we wiosce mówili, że to od początku był zły człowiek i mu źle z oczu patrzyło. Jego babcia mówiła jednak, że mężczyzna nie wytrzymał nerwowo. Jego farma ledwo wiązała koniec z końcem, pojawiły się długi, a w dodatku żona nosiła pod sercem kolejne dziecko. Każdy mógłby się załamać.

Shane’owi jednak wcale nie było go żal. Jego zdaniem, każdy mężczyzna podnoszący rękę na dziecko lub ciężarną kobietę, zasługiwał na pogardę i powinien bezzwłocznie trafić pod sąd. Może więc lepiej, że mężczyzna zapił się na śmierć.

- Co masz taką skwaszoną minę? – zapytał Kade, wytrącając go z zamyślenia.

- Ona tam będzie, prawda? – wolał odpowiedzieć pytaniem na pytanie, niż podzielić się z brunetem wynikami swoich rozważań. Nie chciał zbytnio go zasmucać, a tym bardziej doprowadzać do kłótni.

- Tak. W końcu to nie tylko wyjazd szkoleniowy. Będą tam inni ludzie z branży i interesanci. Naszym obowiązkiem jest pokazać się z jak najlepszej strony. – ton Kade’a nie był już ciepły i żartobliwy. Widocznie stwardniał na wzmiankę o Lucy. Shane do tej pory tylko raz zapytał, dlaczego się rozstali, a Anders wymijająco powiedział, że do siebie nie pasowali. Wiedział jednak, że to nie jest cała prawda, że za tym stwierdzeniem kryło się coś więcej. Postanowił dać partnerowi czas na przetrawienie wszystkiego i dopiero wtedy z nim o tym porozmawiać.

- Czy to, że pojawisz się tam ze mną, jako swoim narzeczonym, w jakiś sposób może negatywnie wpłynąć na wizerunek waszej firmy? – zapytał zaniepokojony. Nie chciał, by Kade miał przez niego problemy.

- Wiesz, jak w każdej grupie, zawsze istnieje ryzyko, że trafi się na przeklętego homofoba, który będzie robił więcej szumu, niż prawdziwej szkody. Nie musisz jednak się martwić. Osobiście zmam kilku ludzi ze środowiska, którzy będą bardziej przychylni ze mną współpracować tylko dlatego, że zobaczą cię, uczepionego mojego ramienia.

- Sugerujesz, że jestem taki piękny, ze będą ci mnie zazdrościć, czy taki szpetny, że będą współczuć? – zapytał zaczepnie. Wcześniejsze słowa Kade’a wyraźnie go uspokoiły. Anders miał racje, nawet wśród gejów można było trafić na homofobów. A zwłaszcza oni byli najbardziej zajadłymi przeciwnikami homoseksualizmu.

- Sugeruję, że powinieneś się zbierać, bo wysiadamy. – powiedział brunet, parkując na zamkniętym parkingu, za hotelem.

- Jesteś niedobry. – nadął policzki jak obrażony dzieciak, wywołując tym jedynie szeroki uśmiech Kade’a.

 

Dość szybko uporali się z bagażami, przy drobnej pomocy boya hotelowego, który z szerokim, służbowym uśmiechem zaproponował im pomoc. Uśmiech ten tylko się poszerzył, gdy dojrzał Shane’a. Zadziałał wtedy instynktownie, otaczając ramieniem, drobne ciałko partnera w zaborczym geście. Nie zawahał się również posłać mężczyźnie ostrzegającego spojrzenia, które sądząc po jego minie, zostało jasno i wyraźnie zrozumiane.

I dobrze.

Z depczącym im po piętach boyem, weszli do środka. Recepcja i reszta holu utrzymane były w ciepłych, stonowanych kolorach pomarańczy i ciemnego brązu. Wszystko przedstawiało się bardzo elegancko i ekskluzywnie, a zarazem przytulnie i bez zbytecznego przepychu.

- Ślicznie. – Shane westchnął rozmarzony, wodząc wzrokiem dookoła z tak wielbiącym wyrazem twarzy, że nie mógł się pohamować i pocałował go w bok głowy.

Coraz częściej zdarzały mu się takie drobne czułostki. Przychodziły naturalnie, tak same z siebie. Bardzo go to cieszyło. Nie ze względu na niego, że czuł, że się do tego przyzwyczaja, a ze względu na rudzielca, któremu takie drobne gesty sprawiały wyraźną radość.

Bez słowa skierował się ze swoim przeżywającym artystyczną ekstazę, partnerem w kierunku wysokiej lady, za którą stała niska blondynka, uśmiechająca się w ich kierunku.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – przywitała się, gdy tylko podeszli.

- Dzień dobry. Mamy rezerwację na nazwisko Anders.

- Tak, zgadza się. Apartament małżeński z widokiem na morze. – powiedziała po szybkim sprawdzeniu w komputerze, kładąc na ladzie dwie karty magnetyczne. – Pokój 412. Proszę przejść do końca korytarza, a następnie skręcić w lewą. Windą na czwarte piętro.

- Dziękujemy.

- A! Jeszcze jedno! – zatrzymała ich, podając mu jakąś kopertę, której przyjrzał się podejrzliwie. – To zaproszenie na jutrzejszy bankiet, który odbędzie się w sali na końcu korytarza. Na co dzień znajduje się tam restauracja i kawiarnia. Jeśli jednak panowie sobie życzą, możemy dostarczyć wszystko do pokoju. Numer na recepcje to wewnętrzny 00, do restauracji zaś 02. Menu znajduję się w pokoju.

- Dziękujemy, z pewnością skorzystamy. – Shane posłał jej szeroki uśmiech.

- Życzę miłego odpoczynku. – kobieta pożegnała ich odpowiadając tym samym.

 

Jeśli myślał, że zewnętrzny wystój hotelu i jego wejście, były wspaniałe, apartament po prostu go zachwycił. Przestronny salon z kompleksem wypoczynkowym i dużym kamiennym kominkiem zachęcały do odpoczynku przy książce i lampce dobrego wina. Łazienka z wpuszczoną w podłogę wanną z jacuzzi, wyłożona szaro-białymi płytkami i marmurowymi kostkami, imitującymi kamienie, po których spływała niewielkim strumyczkiem ciepła woda, przypominała górski potok. A sypialnia. W niej się po prostu zakochał. Królewskich rozmiarów łóżko z baldachimem i mosiężną, pomalowaną na czarno ramą, układającą się w splecione kwiaty i bluszcz, przykryte było ciemnofioletową narzutą i obsypane płatkami róż. Obok, na jednej z dwóch szafek nocnych, stała szeroka, srebrna taca z przekąskami, butelka wina i dwa kieliszki.

- Skąd się to tu wzięło? – zapytał mile zaskoczony.

- Pomyślałem, że po tak długiej drodze, z pewnością będziesz miał ochotę na małą przekąskę. – Kade mruknął mu do ucha, obejmując go od tył.

- To twój pomysł? – nie potrafił ukryć swojej radości. Anders zaplanował dla nich romantyczny wieczór. Jak mógł się nie cieszyć?

- Mhm. – mruknął brunet, muskając wargami jego szyję.

- Kade. – niemal wyjęczał imię partnera, odchylając głowę na bok, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi. – Kade, nie jesteśmy sami. – gdzieś z tył głowy miał jeszcze myśl, że wraz z nimi do apartamentu wkroczył boy hotelowy.

- Nie ma go. Już się go pozbyłem. – język Kade’a musnął skórę pod jego uchem, wywołując u niego dreszcz.

Zagryzł wargi, powstrzymując się od jęku. Tak długo na to czekał. Tak wiele o tym marzył i śnił.

- Nie powstrzymuj się. – kolejne liźnięcie, tym razem w płatek ucha. – Chce cię słyszeć, wiedzieć, co sprawia ci przyjemność, być pewnym, że jest ci dobrze. – duże, ciepłe dłonie wsunęły się między doły jego płaszcza, ściągając go powoli z jego ramion.

Skinął głową w odpowiedzi.

Nie ufał teraz własnemu głosowi. Był pewny, że teraz z jego ust wydobyłyby się wyłącznie, westchnienia, jęki i błagania o więcej.

Kade obrócił go w swoją stronę i delikatnie ujął jego twarz w swoje dłonie. Jego zielone oczy, napotkały spojrzenie drugich, ciemnoszarych, zamglonych mgiełką pożądania, nim jego usta zostały wzięte w posiadanie. Przymknął powieki, skupiając się na smaku ust partnera i pieszczotach jego zwinnego języka. Anders umiał się całować. Uczynił z tej niepozornej czynności prawdziwą formę sztuki, zachęcając tym samym Shane’a do niekończącego ocierania się o siebie warg, zębów i języków. Sprawiał, że stawał się coraz bardziej spragniony dotyku, bliskości. Coraz bardziej zachłanny.

Przejechał dłońmi w górę piersi Kade’a, zatrzymując się dopiero przy kołnierzyku jego śnieżnobiałej koszuli, która wręcz go obrażała swoją nieskazitelnością i brakiem jakichkolwiek zagnieceń.

Musiał to zmienić.

Szarpnął bruneta bliżej siebie, pogłębiając pocałunek. Jego drobne palce musnęły niewielkie guziki, rozpinając je kolejno.

Kade nie pozostawał mu dłużny. Już po chwili jego koszula zwisała, trzymając się jedynie na jego łokciach, podczas gdy ta należąca do Andersa leżała gdzieś na podłodze, całkiem przez nich zapomniana. Usta bruneta sunęły po jego szyi i ramionach, wydobywając z pomiędzy jego warg dźwięki, których w normalnych warunkach by się wstydził. Kade’owi jednak wyraźnie się podobały, gdyż za każdym razem, gdy je słyszał, jego pieszczoty i pocałunki nabierały na sile i intensywności.

Niemal krzyknął z zaskoczenia i podniecenia, gdy partner ścisnął jego pośladki, przez szorstki materiał jeansów.

- Och, Kade. – westchnął, ocierając się kroczem o udo bruneta. Był tak bardzo podniecony, że bał się tego, że dojdzie we własne spodnie od samego tarcia. Zupełnie jak nastolatek, którym przecież od lat już nie był.

Objął mocniej kochanka, ciesząc się jego ciepłem i bliskością. Sunął rękami po jego szerokich ramionach i umięśnionych plecach, aż na okrągłe, jędrne pośladki zakryte jeszcze materiałem spodni. Napawał się fakturą jego skóry i ruchami mięśni, które czuł pod palcami. To było takie podniecające. Sam dotyk Kade’a go podniecał, a świadomość tego, że on również może go dotykać, tak jak zawsze tego pragnął, była lepsza niż niejeden orgazm, który w życiu przeżył.

- Pragnę cię. – słowa partnera wywołały u niego dreszcz, który zamienił się w głośny jęk, gdy duża, męska dłoń przesunęła się na jego krocze.

- Tak, tak. Weź mnie. – było jedynym, co był wstanie wtedy z siebie wydusić.

- Zrobię to. – usłyszał przy swoim uchu, a chwilę później leżał już na chłodnej, miękkiej pościeli, z zaskoczeniem przyglądając się kochankowi, który powolnymi, płynnymi ruchami, wsunął się na jego ciało, przyszpilając go do materaca. – I zrobię jeszcze więcej. – delikatne przygryzienie i liźnięcie na jego szyi sprawiło, że jego plecy wygięły się w łuk, a z jego ust wyleciał cichy syk. – Sprawie, że będziesz błagał mnie o więcej. – mocno zassana skóra na obojczyku z całą pewnością pozostawi po sobie wyraźną malinkę. – I więcej. – krzyknął, gdy Kade najpierw liznął jego sutek, a później dmuchnął chłodnym powietrzem na wrażliwą skórę. – A ja będę patrzył na ciebie, takiego pięknego i wijącego się pode mną.

- Kade. – już słuchanie tego wszystkiego sprawiało, że był skrajnie podniecony, a w zestawieniu z ochrypłym, uwodzicielskim głosem Andersa i pieszczotami, sprawiały, że był u kresu wytrzymałości.

Przyjrzał się uważnie rudzielcowi pod nim. Jego zazwyczaj blada skóra była zarumieniona z potrzeby i pragnienia.

- Tak, skarbie. Nie hamuj się, chce cię słyszeć. – przyssał się ponownie do smukłej, jasnej kolumny szyi, która tak bardzo go kusiła. Pragnął naznaczyć ją, Shane’a tak, by nikt nie miał wątpliwości, że jest zajęty. Westchnienia i jęki, jakie w zamian otrzymał, były muzyką dla jego uszu i afrodyzjakiem dla jego spragnionego ciała.

Podniósł do góry biodra, by móc wsunąć się miedzy smukłe, kształtne uda partnera, który ten tak chętnie dla niego rozłożył. Obaj jęknęli, gdy ich krocza otarły się o siebie.

- Shane. – westchnął nim zagubił się w całowaniu pełnych, miękkich ust kochanka. Jego ręka sunęła w górę uda, aż do pośladka, który zaraz ścisnął i pomasował.

- Co tu się dzieje!!!??? – głośny, kobiecy krzyk sprawił, że niemal spadli z łóżka.

5 komentarzy:

  1. Nieeeeeee!!! Jak mogłaś im tak brutalnie przerwać??? ;----;
    Zła kobieto TY! ;----;
    Ale rozdział cudowny i mega gorący~! Uch, mam nadzieję, że suka, która im przerwała wyjdzie (najlepiej oknem z 4. piętra) i nigdy nie wróci...
    Będę niecierpliwie czekać na więęęcej^^
    Lovki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Psyche idealnie podsumowała moje odczucie do tej pani xD. Świetne, po prostu świetne w swej świetności. O kurczaki pieczone jak ja mam ochotę na ciąg dalszy prawie tak duży jak chciał Kadea i Shanea :P. Życzę weny i jeszcze raz weny a Lucy bolesną nauczkę i tej niszczycielce fajnych chwil...o ile to nie te same osoby :D

    OdpowiedzUsuń
  3. *Znaczy chcica zamiast chciał ( głupia autokorekta) xD

    OdpowiedzUsuń
  4. A to ciekawe, czemu tak po prostu sobie weszła. Ekhem...

    a to było fajne: " Tak, zgadza się. Apartament małżeński z widokiem na morze" <3

    Kurczę, taka fajna scena, żar, ogień, pożądanie i ona :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudnie, gorąco... Kade w końcu rozstał się z Lucy, pewnie teraz będzie robiła problemy i może kłamać, że Kade chciał z nią być...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń