Rozdział
11
- Jesteś pewien, że nie
powinienem zabrać więcej ubrań? Tak na wszelki wypadek? – podekscytowany Shane
kręcił się po sypialni, pakując walizkę na weekendowy wyjazd.
- Tak, jestem tego
pewien. – odpowiedział Kade, siedząc na brzegu zawalonego ubraniami łóżka. W
pokoju panował straszny bałagan. Szuflady były powysuwane, szafa szeroko
otwarta, a po podłodze i meblach walały się ubrania. Każdy postronny
obserwator, wchodząc do pokoju, powiedziałby, że doszło tu do włamania.
- Ale na pewno? Może powinienem
wziąć ze sobą jeszcze jedną koszule? A może lepiej garnitur? Sam mówiłeś, że
będzie tam jakiś bankiet. – Collen kręcił się po pokoju, przeglądając odłożone
na łóżko ubrania i zamieniając je na inne, jego zdaniem bardziej pasujące na
wyjazd.
Kade nie mógł już dłużej
patrzeć, jak jego przyjaciel, partner się denerwuje. Ze swojego miejsca
doskonale widział, jak bardzo rudzielcowi się trzęsą ręce, jak bardzo był
zdenerwowany. Nie trudno było odgadnąć, że dla Shane’a ten wyjazd nie był
kolejną ich grą, pokazem. Ten wyjazd miał dla nich duże znaczenie. Nie tylko
dlatego, że od niego mogła zależeć przyszłość Andersa, ale również ich obu.
To był ich pierwszy
wspólny wyjazd jako pary.
I wbrew tego, co z
początku myślał, był równie mocno podekscytowany i zdenerwowany, co jego
partner. Jeśli nie jeszcze bardziej. Bo wbrew tego, co zakładał, przerzucenie
się na myślenie, jak homoseksualista było naprawdę trudne. Co z tego, że
rudzielec nie raz mu to wytłumaczył, mówił by nie starał się niczego robić na
siłę, że wcale nie musi myśleć o sobie, jak o geju, że mógł być przecież bi.
Kade jednak widział, że
jego słowa i zachowanie w pewien sposób ranią Shane’a.
Bo co z tego, że zdecydowali
się być razem? Co z tego, że w tym tygodniu wyskoczyli dwa razy na wspólny
lunch i raz do kina, skoro nie mógł się przemóc, by dać Collenowi coś więcej,
niż kilka uścisków i gorętszych pocałunków.
Sam sobie tłumaczył, że przecież
nigdy wcześniej nie był z mężczyzną i musi przyzwyczaić się do myśli, że od
teraz jest z jednym w związku. I to nie takim, który mógłby w każdej chwili
olać. Shane był mu zbyt bliski, by mógł sprawy między nimi potraktować lajtowo.
Dlatego ten wyjazd był
dla niego taki ważny.
Miał nadzieje, że piękne
otoczenie, luksusowy hotel, wspólna sypialnia i lampka wina, skłonią go do
posunięcia się odrobinę dalej w kontaktach z rudzielcem.
Pragnął tego.
Marzył o nim, po nocach
śniąc o jego nagim ciele i o tym, jak wielką rozkosz mogliby sobie nawzajem dać.
Jednak, gdy przychodziło co do czego, czuł opór. Wewnętrzną blokadę, która nie
wiedząc czemu go stopowała.
Nie chodziło przecież o
opinie otoczenia, czy rodziny. Wszyscy znajomi z pracy wiedzieli o nim, że jest
gejem. A co do rodziny… Nie zdążył im nawet powiedzieć. Matka prawdopodobnie
sama to wywnioskowała. A może zwyczajnie dowiedziała się o ty od babci Collena.
To nie miało znaczenia.
Bardziej zastanawiała go
jej reakcja.
Wczoraj, gdy kończył
pracę, zadzwoniła do niego i gdy tylko odebrał, zaczęła piszczeć do słuchawki,
jaka to jest szczęśliwa, że związał się z Shane’em. Dowiedział się wtedy
również paru ciekawych rzeczy. Jak choćby tego, że jego kochana mamusia już od
dawna podejrzewała, że jest gejem i od lat skrycie podkochiwał się w rudzielcu,
nie wiedząc, jak mu o tym powiedzieć. Miała nawet pewną teorię dotyczącą jego
stałego zmieniania partnerek, którą chętnie się z nim podzieliła. W życiu nie
podejrzewałby swojej matki o takie teorie spiskowe. Już prędzej o romantyzm i
optymizm, który był bardzo widoczny, gdy zeszła na temat ślubu i posiadania
dzieci, wpędzającym tym samym Kade’a w stan skrajnego przerażenia. Na koniec jeszcze
dodała, że ich dzieci byłyby śliczne i zaprosiła ich obu na przyszły tydzień,
na niedzielny obiad. A znając swoją matkę, Anders wiedział, że to „zaproszenie”
jest równoznaczne z przymusem.
Och, jak bardzo Shane się
śmiał, gdy mu to później opowiadał. A później wpadł we wściekłość, gdy kilka
godzin później zadzwoniła jego babcia i sytuacja się odwróciła.
- O czym tak dumasz? –
zapytał Shane, siadając mu okrakiem na kolanach. Objął go odruchowo wokół tali.
Odkąd się zeszli, rudzielec stał się bardziej dotykalski, częściej go dotykał,
ocierał się o niego i przytulał. Nierzadko zdarzały się też sytuacje takie, jak
ta teraz. I jeśli miał być sam ze sobą szczery, to mu wcale nie przeszkadzało.
- A o niczym ważnym. –
uśmiechnął się, z czułością odgarniając rudą grzywkę znad tych pięknych,
zielonych oczu, które kojarzyły mu się ze szmaragdami. – Myślałem trochę o
wyjeździe, a później o obowiązkowym obiedzie u mojej mamy i twojej babci. –
Collen skrzywił się delikatnie na ostatnie zdanie.
- Sądzisz, że wszystko
ułoży się dobrze? Twoja mama zawsze wydawała mi się ciepłą i serdeczną kobietą,
ale teraz, gdy dowiedziała się, że jesteśmy razem… - Shane przerwał,
przygryzając dolną wargę w widocznym zdenerwowaniu. To było nawet słodkie,
patrzeć jak bardzo denerwuje się przed spotkaniem z jego rodziną. Nie miało
znaczenia, że ta już traktowała Collena, jak jej członka.
- Moja mama kocha cię
jeszcze bardziej, odkąd dowiedziała się, że jesteśmy razem. A co do Iana… Muszę
przyznać, że jego opinii obawiałem się najbardziej. Niby nigdy nie wyrażał się
źle o homoseksualizmie, nie zdarzyło się również, by traktował się bardziej
ozięble, gdy wyszło na jaw, że jesteś gejem. Jednak sms, który wczoraj od niego
dostałem, całkowicie rozwiał moje wątpliwości.
- Nie mówiłeś wczoraj nic
na ten temat. – Shane wyraźnie się spiął. Pogładził go no plecach, uspakajając
go i rozmasowując napięte mięśnie.
- To było późno,
praktycznie już kładłem się spać.
- I co napisał? –
rudzielec nie ustępował. Kade parsknął na wspomnienie, krótkiej, lakonicznej
wiadomości od swojego brata.
- Napisał, że bardzo się
cieszy.
- Naprawdę? – ton jego
głosu stał się niepewny, podejrzliwy.
- No… Nie całkiem. –
skrzywił się wyraźnie. – Napisał „Wreszcie wyciągnąłeś głowę ze swojego
tyłka.”.
Shane parsknął śmiechem,
odchylając się do tył tak bardzo, że spadłby, gdyby Kade go nie przytrzymał.
- Tak, to brzmi już
bardziej w stylu Iana.
Kade nie mógł się z nim
nie zgodzić.
***
- Ale tu pięknie. –
zachwycił się Shane, rozglądając się po okolicy. Podjeżdżali właśnie pod hotel,
w którym mieli się zatrzymać na cały weekend. Całe to miejsce wyglądało jak z
obrazka.
Hotel, a właściwie
pałacyk, który był na niego przerobiony, wyglądał przepięknie. Biały kamień i
proste, drewniane zdobienia idealnie komponowały się z jasnoczerwoną dachówką i
cegłą w obrębie okien. Cały budynek otaczał park, po którym klienci mogli się
przechadzać, bądź cieszyć się konną przejażdżką. Do tego bliskość wybrzeża,
uspakajający szum fal i delikatna morska bryza, którą już pragnął poczuć na
twarzy.
Prawdziwe cudo.
Shane wręcz zakochał się
w tym miejscu.
- Bardzo mnie cieszy, że
ci się podoba. – w głosie Kade było słychać rozbawienie, spowodowane zapewne
jego dziecinnym zachowaniem. No cóż, siedzenie z nosem przyklejonym do szyby i
podskakiwanie na siedzeniu, nie było zbyt dojrzałym zachowaniem.
- Podoba? Tu jest po
prostu obłędnie! – wykrzyknął w zachwycie. – A mamy jesień. Wyobraź sobie, jak
to wszystko wygląda późną wiosną albo latem. Musimy tu jeszcze kiedyś
przyjechać. Najlepiej na wakacje. Wyobrażasz sobie odpoczynek w takim miejscu?
Cisza, spokój… - rozmarzył się.
- Tak, podobnie, jak na
wsi. – zironizował brunet.
- Doskonale wiesz, o co
mi chodziło. – spojrzał na niego oburzony.
Nie było w końcu
tajemnicą, że Kade nie przepadał za takimi miejscami. Takie „zadupie”, jak je
nazywał, kojarzyły mu się z ich rodzinną wsią, do której już nigdy nie
zamierzał wracać.
Shane nie rozumiał jego
niechęci do rodzinnych stron. W końcu nie przypominał sobie, by mu się tam
działa krzywda.
Być może miało to związek
z ojcem Andersa.
Kade bardzo nie lubił o
nim opowiadać, a on nie naciskał. Z tego, czego się jednak o nim dowiedział,
wywnioskował, że mężczyzna był alkoholikiem i w stanie upojenia alkoholowego,
potrafił znęcać się fizycznie nad ciężarną żoną i starszym synem. Facet zmarł,
gdy Kade miał zaledwie dwa lata.
Zagadką pozostawało,
dlaczego stary Anders zaczął pić. Ludzie we wiosce mówili, że to od początku
był zły człowiek i mu źle z oczu patrzyło. Jego babcia mówiła jednak, że
mężczyzna nie wytrzymał nerwowo. Jego farma ledwo wiązała koniec z końcem,
pojawiły się długi, a w dodatku żona nosiła pod sercem kolejne dziecko. Każdy
mógłby się załamać.
Shane’owi jednak wcale nie
było go żal. Jego zdaniem, każdy mężczyzna podnoszący rękę na dziecko lub
ciężarną kobietę, zasługiwał na pogardę i powinien bezzwłocznie trafić pod sąd.
Może więc lepiej, że mężczyzna zapił się na śmierć.
- Co masz taką skwaszoną
minę? – zapytał Kade, wytrącając go z zamyślenia.
- Ona tam będzie, prawda?
– wolał odpowiedzieć pytaniem na pytanie, niż podzielić się z brunetem wynikami
swoich rozważań. Nie chciał zbytnio go zasmucać, a tym bardziej doprowadzać do
kłótni.
- Tak. W końcu to nie
tylko wyjazd szkoleniowy. Będą tam inni ludzie z branży i interesanci. Naszym
obowiązkiem jest pokazać się z jak najlepszej strony. – ton Kade’a nie był już
ciepły i żartobliwy. Widocznie stwardniał na wzmiankę o Lucy. Shane do tej pory
tylko raz zapytał, dlaczego się rozstali, a Anders wymijająco powiedział, że do
siebie nie pasowali. Wiedział jednak, że to nie jest cała prawda, że za tym
stwierdzeniem kryło się coś więcej. Postanowił dać partnerowi czas na
przetrawienie wszystkiego i dopiero wtedy z nim o tym porozmawiać.
- Czy to, że pojawisz się
tam ze mną, jako swoim narzeczonym, w jakiś sposób może negatywnie wpłynąć na
wizerunek waszej firmy? – zapytał zaniepokojony. Nie chciał, by Kade miał przez
niego problemy.
- Wiesz, jak w każdej
grupie, zawsze istnieje ryzyko, że trafi się na przeklętego homofoba, który
będzie robił więcej szumu, niż prawdziwej szkody. Nie musisz jednak się
martwić. Osobiście zmam kilku ludzi ze środowiska, którzy będą bardziej
przychylni ze mną współpracować tylko dlatego, że zobaczą cię, uczepionego
mojego ramienia.
- Sugerujesz, że jestem
taki piękny, ze będą ci mnie zazdrościć, czy taki szpetny, że będą współczuć? –
zapytał zaczepnie. Wcześniejsze słowa Kade’a wyraźnie go uspokoiły. Anders miał
racje, nawet wśród gejów można było trafić na homofobów. A zwłaszcza oni byli
najbardziej zajadłymi przeciwnikami homoseksualizmu.
- Sugeruję, że powinieneś
się zbierać, bo wysiadamy. – powiedział brunet, parkując na zamkniętym
parkingu, za hotelem.
- Jesteś niedobry. –
nadął policzki jak obrażony dzieciak, wywołując tym jedynie szeroki uśmiech
Kade’a.
Dość szybko uporali się z
bagażami, przy drobnej pomocy boya hotelowego, który z szerokim, służbowym
uśmiechem zaproponował im pomoc. Uśmiech ten tylko się poszerzył, gdy dojrzał
Shane’a. Zadziałał wtedy instynktownie, otaczając ramieniem, drobne ciałko
partnera w zaborczym geście. Nie zawahał się również posłać mężczyźnie
ostrzegającego spojrzenia, które sądząc po jego minie, zostało jasno i wyraźnie
zrozumiane.
I dobrze.
Z depczącym im po piętach
boyem, weszli do środka. Recepcja i reszta holu utrzymane były w ciepłych,
stonowanych kolorach pomarańczy i ciemnego brązu. Wszystko przedstawiało się
bardzo elegancko i ekskluzywnie, a zarazem przytulnie i bez zbytecznego przepychu.
- Ślicznie. – Shane
westchnął rozmarzony, wodząc wzrokiem dookoła z tak wielbiącym wyrazem twarzy,
że nie mógł się pohamować i pocałował go w bok głowy.
Coraz częściej zdarzały
mu się takie drobne czułostki. Przychodziły naturalnie, tak same z siebie.
Bardzo go to cieszyło. Nie ze względu na niego, że czuł, że się do tego
przyzwyczaja, a ze względu na rudzielca, któremu takie drobne gesty sprawiały
wyraźną radość.
Bez słowa skierował się
ze swoim przeżywającym artystyczną ekstazę, partnerem w kierunku wysokiej lady,
za którą stała niska blondynka, uśmiechająca się w ich kierunku.
- Dzień dobry, w czym
mogę pomóc? – przywitała się, gdy tylko podeszli.
- Dzień dobry. Mamy
rezerwację na nazwisko Anders.
- Tak, zgadza się. Apartament
małżeński z widokiem na morze. – powiedziała po szybkim sprawdzeniu w
komputerze, kładąc na ladzie dwie karty magnetyczne. – Pokój 412. Proszę
przejść do końca korytarza, a następnie skręcić w lewą. Windą na czwarte
piętro.
- Dziękujemy.
- A! Jeszcze jedno! –
zatrzymała ich, podając mu jakąś kopertę, której przyjrzał się podejrzliwie. –
To zaproszenie na jutrzejszy bankiet, który odbędzie się w sali na końcu
korytarza. Na co dzień znajduje się tam restauracja i kawiarnia. Jeśli jednak
panowie sobie życzą, możemy dostarczyć wszystko do pokoju. Numer na recepcje to
wewnętrzny 00, do restauracji zaś 02. Menu znajduję się w pokoju.
- Dziękujemy, z pewnością
skorzystamy. – Shane posłał jej szeroki uśmiech.
- Życzę miłego
odpoczynku. – kobieta pożegnała ich odpowiadając tym samym.
Jeśli myślał, że
zewnętrzny wystój hotelu i jego wejście, były wspaniałe, apartament po prostu
go zachwycił. Przestronny salon z kompleksem wypoczynkowym i dużym kamiennym
kominkiem zachęcały do odpoczynku przy książce i lampce dobrego wina. Łazienka
z wpuszczoną w podłogę wanną z jacuzzi, wyłożona szaro-białymi płytkami i
marmurowymi kostkami, imitującymi kamienie, po których spływała niewielkim
strumyczkiem ciepła woda, przypominała górski potok. A sypialnia. W niej się po
prostu zakochał. Królewskich rozmiarów łóżko z baldachimem i mosiężną,
pomalowaną na czarno ramą, układającą się w splecione kwiaty i bluszcz, przykryte
było ciemnofioletową narzutą i obsypane płatkami róż. Obok, na jednej z dwóch
szafek nocnych, stała szeroka, srebrna taca z przekąskami, butelka wina i dwa
kieliszki.
- Skąd się to tu wzięło?
– zapytał mile zaskoczony.
- Pomyślałem, że po tak
długiej drodze, z pewnością będziesz miał ochotę na małą przekąskę. – Kade
mruknął mu do ucha, obejmując go od tył.
- To twój pomysł? – nie
potrafił ukryć swojej radości. Anders zaplanował dla nich romantyczny wieczór.
Jak mógł się nie cieszyć?
- Mhm. – mruknął brunet,
muskając wargami jego szyję.
- Kade. – niemal wyjęczał
imię partnera, odchylając głowę na bok, by dać mu lepszy dostęp do swojej szyi.
– Kade, nie jesteśmy sami. – gdzieś z tył głowy miał jeszcze myśl, że wraz z
nimi do apartamentu wkroczył boy hotelowy.
- Nie ma go. Już się go
pozbyłem. – język Kade’a musnął skórę pod jego uchem, wywołując u niego
dreszcz.
Zagryzł wargi, powstrzymując
się od jęku. Tak długo na to czekał. Tak wiele o tym marzył i śnił.
- Nie powstrzymuj się. –
kolejne liźnięcie, tym razem w płatek ucha. – Chce cię słyszeć, wiedzieć, co
sprawia ci przyjemność, być pewnym, że jest ci dobrze. – duże, ciepłe dłonie
wsunęły się między doły jego płaszcza, ściągając go powoli z jego ramion.
Skinął głową w
odpowiedzi.
Nie ufał teraz własnemu
głosowi. Był pewny, że teraz z jego ust wydobyłyby się wyłącznie, westchnienia,
jęki i błagania o więcej.
Kade obrócił go w swoją
stronę i delikatnie ujął jego twarz w swoje dłonie. Jego zielone oczy,
napotkały spojrzenie drugich, ciemnoszarych, zamglonych mgiełką pożądania, nim
jego usta zostały wzięte w posiadanie. Przymknął powieki, skupiając się na
smaku ust partnera i pieszczotach jego zwinnego języka. Anders umiał się
całować. Uczynił z tej niepozornej czynności prawdziwą formę sztuki, zachęcając
tym samym Shane’a do niekończącego ocierania się o siebie warg, zębów i
języków. Sprawiał, że stawał się coraz bardziej spragniony dotyku, bliskości.
Coraz bardziej zachłanny.
Przejechał dłońmi w górę
piersi Kade’a, zatrzymując się dopiero przy kołnierzyku jego śnieżnobiałej
koszuli, która wręcz go obrażała swoją nieskazitelnością i brakiem
jakichkolwiek zagnieceń.
Musiał to zmienić.
Szarpnął bruneta bliżej
siebie, pogłębiając pocałunek. Jego drobne palce musnęły niewielkie guziki,
rozpinając je kolejno.
Kade nie pozostawał mu
dłużny. Już po chwili jego koszula zwisała, trzymając się jedynie na jego
łokciach, podczas gdy ta należąca do Andersa leżała gdzieś na podłodze, całkiem
przez nich zapomniana. Usta bruneta sunęły po jego szyi i ramionach, wydobywając
z pomiędzy jego warg dźwięki, których w normalnych warunkach by się wstydził.
Kade’owi jednak wyraźnie się podobały, gdyż za każdym razem, gdy je słyszał,
jego pieszczoty i pocałunki nabierały na sile i intensywności.
Niemal krzyknął z
zaskoczenia i podniecenia, gdy partner ścisnął jego pośladki, przez szorstki
materiał jeansów.
- Och, Kade. – westchnął,
ocierając się kroczem o udo bruneta. Był tak bardzo podniecony, że bał się
tego, że dojdzie we własne spodnie od samego tarcia. Zupełnie jak nastolatek,
którym przecież od lat już nie był.
Objął mocniej kochanka,
ciesząc się jego ciepłem i bliskością. Sunął rękami po jego szerokich ramionach
i umięśnionych plecach, aż na okrągłe, jędrne pośladki zakryte jeszcze
materiałem spodni. Napawał się fakturą jego skóry i ruchami mięśni, które czuł
pod palcami. To było takie podniecające. Sam dotyk Kade’a go podniecał, a
świadomość tego, że on również może go dotykać, tak jak zawsze tego pragnął,
była lepsza niż niejeden orgazm, który w życiu przeżył.
- Pragnę cię. – słowa
partnera wywołały u niego dreszcz, który zamienił się w głośny jęk, gdy duża,
męska dłoń przesunęła się na jego krocze.
- Tak, tak. Weź mnie. –
było jedynym, co był wstanie wtedy z siebie wydusić.
- Zrobię to. – usłyszał
przy swoim uchu, a chwilę później leżał już na chłodnej, miękkiej pościeli, z
zaskoczeniem przyglądając się kochankowi, który powolnymi, płynnymi ruchami,
wsunął się na jego ciało, przyszpilając go do materaca. – I zrobię jeszcze
więcej. – delikatne przygryzienie i liźnięcie na jego szyi sprawiło, że jego
plecy wygięły się w łuk, a z jego ust wyleciał cichy syk. – Sprawie, że
będziesz błagał mnie o więcej. – mocno zassana skóra na obojczyku z całą
pewnością pozostawi po sobie wyraźną malinkę. – I więcej. – krzyknął, gdy Kade
najpierw liznął jego sutek, a później dmuchnął chłodnym powietrzem na wrażliwą
skórę. – A ja będę patrzył na ciebie, takiego pięknego i wijącego się pode mną.
- Kade. – już słuchanie
tego wszystkiego sprawiało, że był skrajnie podniecony, a w zestawieniu z
ochrypłym, uwodzicielskim głosem Andersa i pieszczotami, sprawiały, że był u
kresu wytrzymałości.
Przyjrzał się uważnie
rudzielcowi pod nim. Jego zazwyczaj blada skóra była zarumieniona z potrzeby i
pragnienia.
- Tak, skarbie. Nie hamuj
się, chce cię słyszeć. – przyssał się ponownie do smukłej, jasnej kolumny szyi,
która tak bardzo go kusiła. Pragnął naznaczyć ją, Shane’a tak, by nikt nie miał
wątpliwości, że jest zajęty. Westchnienia i jęki, jakie w zamian otrzymał, były
muzyką dla jego uszu i afrodyzjakiem dla jego spragnionego ciała.
Podniósł do góry biodra,
by móc wsunąć się miedzy smukłe, kształtne uda partnera, który ten tak chętnie
dla niego rozłożył. Obaj jęknęli, gdy ich krocza otarły się o siebie.
- Shane. – westchnął nim
zagubił się w całowaniu pełnych, miękkich ust kochanka. Jego ręka sunęła w górę
uda, aż do pośladka, który zaraz ścisnął i pomasował.
- Co tu się dzieje!!!???
– głośny, kobiecy krzyk sprawił, że niemal spadli z łóżka.
Nieeeeeee!!! Jak mogłaś im tak brutalnie przerwać??? ;----;
OdpowiedzUsuńZła kobieto TY! ;----;
Ale rozdział cudowny i mega gorący~! Uch, mam nadzieję, że suka, która im przerwała wyjdzie (najlepiej oknem z 4. piętra) i nigdy nie wróci...
Będę niecierpliwie czekać na więęęcej^^
Lovki ;)
Psyche idealnie podsumowała moje odczucie do tej pani xD. Świetne, po prostu świetne w swej świetności. O kurczaki pieczone jak ja mam ochotę na ciąg dalszy prawie tak duży jak chciał Kadea i Shanea :P. Życzę weny i jeszcze raz weny a Lucy bolesną nauczkę i tej niszczycielce fajnych chwil...o ile to nie te same osoby :D
OdpowiedzUsuń*Znaczy chcica zamiast chciał ( głupia autokorekta) xD
OdpowiedzUsuńA to ciekawe, czemu tak po prostu sobie weszła. Ekhem...
OdpowiedzUsuńa to było fajne: " Tak, zgadza się. Apartament małżeński z widokiem na morze" <3
Kurczę, taka fajna scena, żar, ogień, pożądanie i ona :(
Hej,
OdpowiedzUsuńcudnie, gorąco... Kade w końcu rozstał się z Lucy, pewnie teraz będzie robiła problemy i może kłamać, że Kade chciał z nią być...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia