Rozdział
12
- Co tu się dzieje!!!???
– głośny, kobiecy krzyk sprawił, że niemal spadli z łóżka.
W drzwiach sypialni stali
państwo Stone. I choć jego szef wyglądał na naprawdę zawstydzonego i
skruszonego, że im przerwali, Lucy miała minę jakby chciała ich obu zamordować,
a chwilę później zwymiotować jeszcze na ich zwłoki.
- Bardzo was
przepraszamy. Pukaliśmy, ale nikt nie odpowiadał. – Stone błądził wzrokiem po
pokoju, zatrzymując spojrzenie na wszystkim tylko nie na nich.
- Byliśmy trochę zajęci.
– wychrypiał nadal podniecony pomimo całej tej sytuacji.
- Rrr-rozumiem. To my
może lepiej poczekamy w salonie. – mężczyzna niemal siłą wywlókł żonę z pokoju,
zamykając za sobą drzwi sypialni.
Kade westchnął i usiadł
na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
- Przepraszam. –
powiedział jedynie do leżącego nadal na wznak Shane’a. Był zbyt zawstydzony i
podenerwowany, by spojrzeć w oczy niedoszłemu kochankowi.
- Spokojnie, to nie twoja
wina. – materac za nim ugiął się, a chwilę później szczupłe ramiona objęły go na
wysokości piersi. Rudzielec pocałował go w łopatkę i przytulił policzek do jego
karku. – Wystarczy, że następnym razem będziemy pamiętać o zamknięciu drzwi.
O tak. Z całą pewnością był
pewny, że już nigdy więcej o tym nie zapomni.
***
- Kade, co ty wyprawiasz?
– zapytała Lucy, gdy tylko jej mąż wyszedł na chwilę po dokumenty, które
chciał, by przejrzeli przed spotkaniem z ludźmi z branży. Lepiej było być
przygotowanym do konfrontacji z konkurencją, niż plątać się niepotrzebnie i
odsłonić swoje słabe punkty.
- Co masz namyśli? –
zmarszczył brwi, poprawiając kołnierz swojej lekko wgniecionej koszuli. Nie
mieli z Shane’em zbyt wiele czasu, by doprowadzić się do porządku.
- Jak to co? Co z nami?
Wchodzę do sypialni, a ty obściskujesz się z tym… tym dewiantem. – wysyczała
przez zęby, wskazując palcem na wejście do sypialni, gdzie przebywał jeszcze
Collen.
- Po pierwsze, to nie
jesteśmy razem. Rozstaliśmy się, jeśli nie pamiętasz. – w drzwiach zamajaczyła
mu postać rudzielca, który zaraz się schwał, nie chcąc im przeszkadzać. – Po
drugie, nie zachowuj się jak rozwydrzona smarkula, bo to nie przystoi damie, za
którą się uważasz. Po trzecie, powstrzymaj swój jadowity język. Shane jest moim
przyjacielem, a od niedawna również partnerem. Zależy mi na nim i nie pozwolę,
byś go oczerniała. Nie w mojej obecności. Czy wyraziłem się jasno? – powiedział
ostro, nie przerywając kontaktu wzrokowego z rozgniewaną Lucy. Kobieta aż
trzęsła się z niepohamowanej wściekłości i oburzenia. Nie rozumiał, co on mógł
kiedyś w niej widzieć. Przecież na dobrą sprawę ta kobieta nie miała w sobie
niczego, co go interesowało. Nie była ani szczególnie piękna, ani inteligentna.
Jedyne, co było w niej atrakcyjne to kontakty jakie posiadała.
- Co w ciebie wstąpiło!?
Jak śmiesz tak w ogóle do mnie mówić? Myślałam, że ci na mnie zależy. – w
oczach kobiety pojawiły się łzy. Kade nie wierzył jednak w ich szczerość. Już
dawno się nauczył, że większość przedstawicielek płci pięknej załatwia w ten
sposób większość spraw. Jeśli nie mogą czegoś zdobyć siłą, wrzaskami i
przekupstwem, uciekają się do łez i szantażu emocjonalnego.
To było takie
przewidywalne.
- Nic we mnie nie
wstąpiło. Wreszcie otworzyłem oczy i zrozumiałem, że nigdy nie było między nami
prawdziwego uczucia. I wiesz, co ci jeszcze powiem? – skrzyżował ręce na
piersi, pochylając się lekko w jej stronę. – Nie masz nic, nic co wzbudzałoby
we mnie choć ułamek tego zainteresowania, jakie budzi we mnie Shane. Nie ma
miedzy nami więzi, która wytworzyła się między mną a moim partnerem.
- Jak możesz być tak
okrutny po tym, co razem przeżyliśmy!? Błagam, nie zostawiaj mnie. – łzy jak
grochy spłynęły po jej policzkach, niszcząc jej idealnie dopracowany makijaż.
Skrzywił się na to z niesmakiem.
Nienawidził takich
szopek.
- Nie udawaj, że to
cokolwiek dla ciebie znaczyło. – prychnął. Jego ton stawał się coraz bardziej
zimny i nieprzyjemny.
- A właśnie, że znaczyło
i nadal znaczy. Kade, kocham cię. – wyciągnęła ręce, chcąc ująć jego twarz w
dłonie. Szarpnął się do tył, nie pozwalając się jej dotknąć.
- Daruj sobie to
przedstawienie. Twoja marna gra aktorska na nikim nie robi wrażenia.
- Jaka gra? Kade, proszę.
– podeszła bliżej z zamiarem przytulenia się do niego, na co on zrobił krok do
tył.
- Wyjdź.
- Słucham? – w głosie
kobiety słyszało się zdziwienie. Nie spodziewała się takiego obrotu praw.
- Proszę wyjść. –
usłyszał za sobą, nim szczupłe dłonie objęły go w pasie, a rudowłosa głowa
przytuliła się do jego ramienia. – Wydaje mi się, że mój partner wyraził się
dość jednoznacznie, że nie życzy sobie pani obecności.
- Jak śmiesz się tak do
mnie zwracać, ty chory, obrzydliwy pedale. Takich, jak ty powinno się zamykać,
lub eksterminować, bo stwarzacie zagrożenie dla całego społeczeństwa. Zarażacie
normalnych ludzi swoim plugastwem. – twarz Lucy aż poczerwieniała ze złości na
widok Collena i tego z jakim spokojem i akceptacją Anders przyjmował jego
dotyk, a jej nie pozwalając się nawet do siebie zbliżyć.
Shane zacmokał, kręcąc
głową. Na jego lekko zarumienionej twarzy malował się spokój.
- Ależ pani Stone. Takie
słowa w ustach, kobiety, damy? – rudzielec zapytał z wyraźnym zaskoczeniem i
naganą. – Ach! No tak, byłbym zapomniał. Pani nawet koło damy nie stała, a to
wszystko wyjaśnia. – dodał szybko z wyraźną nutą humoru.
Lucy aż się zakrztusiła
śliną, zaskoczona jego kąśliwą uwagą. Kade natomiast musiał mocno przygryźć
dolną wargę, by nie parsknąć śmiechem.
Powinien wiedzieć, że
nikt tak, jak Shane nie będzie wstanie sobie poradzić z wredną, wkurzającą babą.
- Jak śmiesz!? Co ty mu
możesz dać poza ciałem!? – kobieta wyraźnie zapomniała kim jest Collen i czym
się zajmował. Automatycznie postawiła go na równi z sobą w pozycji utrzymanka. Nie
mógł nie parsknąć śmiechem.
Shane spokojnie otaksował
kobietę wzrokiem i mlasnął z niesmakiem.
- No, pani nawet tego mu
dać nie może. – powiedział z nutą kpiny. Czuł, jak ciało Andersa drży od
powstrzymywanego śmiechu. Przynajmniej nie musiał się martwić tym, że Kade się
na niego pogniewa.
- Jak śmiesz ty…
- Radziłbym uważać na
język, pani Stone. – przerwał jej. – Proszę nie zapominać, że ja też mam
znajomości. I sądzę, że sięgają one dużo dalej poza pani herbatowe przyjęcia z
żonami wpływowych mężczyzn.
- Jeszcze się przekonamy.
– warknęła kobieta, po czym odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z ich
apartamentu.
- No i problem z głowy. –
mruknął sam do siebie, na co Kade parsknął długo powstrzymywanym śmiechem.
- Och, rudzielcu. – zachichotał
Anders, z rezygnacją kręcąc głową.
- No co?
- To było naprawdę
niezłe. – brunet obrócił się w jego ramionach. Kade wziął jego twarz w swoje
duże dłonie. – Muszę przyznać, że szalenie mi się podoba, gdy komuś grozisz,
posługując się tym swoim spokojnym, lekko kpiącym, aroganckim tonem.
- Zwłaszcza, gdy jest to
twoja była, co? – jedna ruda brew uniosła się do góry, znikając za linią
zmierzwionej grzywki. Anders skrzywił się na to pytanie, co wystarczyło mu za
odpowiedz. – Wiesz może, jak oni tu weszli? – zmienił temat.
- Z tego, co udało mi się
wywnioskować z pokrętnych przeproszeń i tłumaczeń Stone’a, nie domknąłem drzwi.
– na policzkach Kade’a wykwitł delikatny rumieniec.
- Nie przejmuj się tak
tym. – wspiął się na palce i cmoknął go szybko w usta. – To nie jedyna noc,
którą tu spędzimy.
***
Shane stał na balkonie,
opierając się łokciami o balustradę. W palcach trzymał lampkę czerwonego wina.
Poruszył nadgarstkiem, wprawiając szkarłatny płyn w ruch.
Był prawie środek nocy, a
on stał tu całkiem sam, obserwując gwiazdy na niebie i morze, którego fale
obijały się o skaliste wybrzeże. Na twarzy czuł morską bryzę. Delikatny wiatr
przeczesywał mu włosy i poruszał materiałem niedopiętej koszuli.
Był sam, ale nie czuł się
samotny.
Obejrzał się z delikatnym
uśmiechem. W salonie, przed kominkiem siedział Kade, przeglądając przyniesione
mu przez szefa papiery. Jego profil oświetlało światło bijące od płomieni w
kominku. Już wcześniej zadzwonili do obsługi z prośbą o przyniesienie im
podpałki.
Uniósł kieliszek do ust i
skosztował trunku. Nie był zbyt wielkim smakoszem wina, jednak miał kilka marek,
które naprawdę mu smakowały. To należało do jednej z nich. Tym bardziej
sprawiało mu radość, że Anders wybrał je z myślą o nim.
Poczuł ciepło w sercu,
które w żaden sposób nie było związane z wypitym alkoholem.
Kade się o niego starał.
Próbował go uwieść.
I już dawno byliby w
łóżku, kochając się do upadłego lub przynajmniej pieszcząc w zmiętej pościeli,
gdyby w tak brutalny sposób im nie przerwano.
Skrzywił się na
wspomnienie zachowania kobiety.
W życiu by nie pomyślał,
że jego przyjaciel gustował w takich harpiach. Całe szczęście przekonał się
już, co do prawdziwych motywów tej kobiety i teraz byli razem. Tylko to powinno
mieć teraz znaczenie. Nie mógł przecież mieć do niego pretensji o związek z tą…
prostaczką. Tak, to określenie chyba dobrze pasuje do Lucy. Bo pomimo swych
pieniędzy, wpływów, wyglądu i pozorów nienagannego zachowania, tym właśnie
była.
To tak, jakby ubrał
świnie w jedwabie i drogocenne kamienie.
Zachichotał cicho, gdy
wyobraził sobie panią Stone w roli kwiczącego warchlaka.
Wrócił wzrokiem do Kade’a,
a jego spojrzenie złagodniało. Na usta powrócił delikatny, marzycielski
uśmiech.
Jego ukochany wyglądał
teraz tak cudownie i niezwykle seksownie, a zarazem tak codziennie i zwyczajnie.
Krótkie, czarne włosy były zmierzwione od częstego przeczesywania, a szerokie,
pełne usta lekko nabrzmiałe od ich wcześniejszych pocałunków. Jego biała
koszula była lekko wygnieciona i rozpięta do połowy, ukazując umięśnioną,
naturalnie opaloną pierś. Rękawy były rozpięte i podwinięte aż do łokci. Stopy
miał bose, co nadawało jego postaci bezbronności i tworzyła taką swojską,
ciepłą, domową atmosferę. Było widać, że Kade, pomimo zmarszczonych brwi i
wyrazie mocnego skupienia na twarzy, czuł się w tym miejscu i w jego obecności,
pewnie i spokojnie.
Brunet musiał wyczuć jego
spojrzenie, bo podniósł wzrok znad dokumentów i uśmiechnął się do Shane’a, gdy
zauważył, że ten na niego patrzy. Anders odłożył papiery na niewielki stolik i
wyciągnął rękę w jego kierunku. Rudzielec posłusznie ruszył w jego stronę.
- Co tam? – zapytał Kade,
gdy Collen wszedł do środka.
- Nic takiego. Myślałem,
jakiego to mam atrakcyjnego partnera. – uśmiechnął się szeroko, widząc
zaskoczenie i zawstydzenie, które pojawiło się na twarzy i w oczach bruneta. –
Poza tym, myślę jak bardzo tu spokojnie i przytulnie.
- To prawda. Brak
samochodów, hałasujących sąsiadów. I choć nie przepadam za takimi miejscami,
muszę przyznać, że taka cisza i spokój potrafią być bardzo relaksujące.
- Znam jeszcze parę
innych rzeczy, które potrafią być relaksujące. – mruknął z łobuzerskim
uśmiechem. Napił się wina, nie odwracając wzroku od Kade’a.
- Och, czyżby? – głos bruneta
obniżył się o oktawę. – A cóż to mogłoby być?
- Hm… Pomyślmy. –
odstawił niemal pusty kieliszek na stół. – Co powiesz na ciepłą kąpiel w
pachnącej pianie? A może miły, odprężający masaż? – usiadł mu okrakiem na
kolanach. Kładąc dłonie na jego szerokich barkach, zaczął je delikatnie
ugniatać i masować, kierując się w stronę karku. – Są też inne opcje.
- Hm? – Kade zamruczał z
przyjemności. Shane czuł pod palcami, jak bardzo napięte są mięśnie Andersa.
Musiał się nimi zająć, najlepiej w łóżku i z dodatkiem pachnącego olejku do
masażu.
- Mówię, że są też inne
opcje. – jego dłonie wślizgnęły się za materiał kołnierzyka.
- Jakie? – brunet
przymknął oczy, ciesząc się z dotyku. Shane pochylił się do jego ucha nim
odpowiedział.
- To tajemnica.
Kade prychnął w
odpowiedzi i oparł czoło o jego ramie. Był wyraźnie zmęczony. Na twarzy
rudzielca odbiła się troska.
Jak wiele ostatnimi czasy
musiał przejść jego przyjaciel? Ukrywanie romansu, problemy w pracy, strach
przed odkryciem i do tego to całe zamieszanie z nim. Tak wielka ilość problemów
i zmartwień, byłaby wstanie doprowadzić nawet najsilniejszych do załamania
nerwowego. A wbrew pozorom Anders wcale nie był tak silny, na jakiego wyglądał.
Fizycznie może tak, ale nie w środku. Wewnątrz Kade był delikatnym, wrażliwym
facetem, który jak każdy bał się zranienia. To dlatego nigdy nie wiązał się z
nikim na dłużej.
Shane miał tylko nadzieje,
że z nim będzie inaczej, że ich wieloletnia przyjaźń sprawi, że Kade nie
pozbędzie się go tak, jak innych kobiet ze swojego życia.
- Kade? – zapytał po
dłuższej chwili ciszy.
- Hm? – wymruczał
pytająco brunet.
- Chodź już do łóżka.
- Nie mogę. Muszę to
wszystko przejrzeć. – głowa na jego ramieniu pokręciła się w zaprzeczeniu.
- Kochanie niczego z nich
nie zrozumiesz, będąc w takim stanie. – wsunął palce między kruczoczarne
kosmyki włosów Kade’a i zaczął je przeczesywać w delikatnej, czułej
pieszczocie. Brunet aż zamruczał na to, jak kot, a Shane uśmiechnął się z
rozczuleniem. – No chodź. – spróbował się podnieść, lecz silne ramiona oplotły
go mocno w tali, przytrzymując na miejscu.
- Jeszcze chwilę, nie
idź. – zamruczał Anders, przytulając policzek do jego szyi.
Rudzielec nie miał
wyjścia. Ponownie zaczął przeczesywać miękkie, pozbawione zwyczajowego żelu
włosy przyjaciela, mrucząc pod nosem cicho jakąś spokojną melodię.
Musieli teraz
przedstawiać naprawdę ciekawy obrazek.
Wielki, czarnowłosy
mężczyzna w rozchełstanym ubraniu, wtulający się z całych sił w drobnego,
bladego rudzielca, jakby ten był sensem jego życia i błagał go, by nie
odchodził. A delikatny mężczyzna gładząc go po głowie, uspakajał go i zapewniał,
że nigdy go nie opuści.
Aż żałował, że nikt nie
mógł im teraz zrobić zdjęcia. Gdyby mógł, wyszedłby z siebie i stanął obok
tylko po to, by uwiecznić tę chwilę. Z drugiej strony, Kade nigdy nie
zachowywałby się w taki sposób przy osobie trzeciej. Tylko przy nim taki był.
Tylko on, poza rodziną Andersa, widział jego prawdziwą twarz.
Z zamyślenia wyrwał go
cichy, gardłowy dźwięk. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy mu się to nie
zdawało.
Dźwięk jednak się
powtórzył i wyraźnie pochodził od Kade’a.
- Kochanie? – zapytał
zdziwiony.
Nic, zero reakcji.
- Kade? – spróbował
ponownie, odsuwając się od niego delikatnie. Wtedy poczuł, że ciało Andersa
jest takie dziwnie bezwładne i zaczyna go przygniatać.
Pochylił się do przodu,
kładąc bruneta na oparciu fotela, po czym szybko się odsunął, chcąc sprawdzić
co się dzieje. Wtedy dziwny dźwięk się powtórzył. Z tym, że tym razem był dużo
głośniejszy i wyraźniejszy, niż poprzednim razem. Shane aż zamrugał zaskoczony,
a później zakrył usta dłonią, by nie parsknąć śmiechem.
Kade zwyczajnie chrapał!
Uśpił się z nim na
kolanach, ukołysany jego delikatnymi pieszczotami i cichym nuceniem.
Rudzielec delikatnie
podniósł się z kolan Andersa, by go tylko nie obudzić. Jego ramiona aż drżały
od hamowanego śmiechu. Ta sytuacja zdawała mu się w pewnym stopniu
przekomiczna. Proponował Kade’owi kąpiel i masaż, zamierzał go uwieść tak, jak
partner z początku planował o zrobić z nim, a ten zwyczajnie się uśpił!
Zachichotał, przechodząc
do sypialni. Ściągnął narzutę z łóżka i wrócił z nią do salonu. Nakrył
delikatnie przyjaciela. Nie chciał go budzić, wiedząc, że ten potrzebował
wypoczynku. I może fotel nie był najwygodniejszym miejscem do spania, ale
budzenie Kade’a tylko po to, by ten przeszedł do łóżka i na nim glebnął jak
długi, wydawało mu się w pewien sposób niewłaściwe.
Nie umiał powiedzieć
dlaczego.
Pochylił się nad
partnerem i złożył na jego czole czuły pocałunek na dobranoc. Wyprostował się,
uśmiechając szelmowsko.
Miał nadzieje, że Anders
się wyśpi.
Bo cały ranek zamierzał
mu wypominać jak to wolał iść spać na fotelu, niż przespać się z nim w łóżku.
No faktycznie harpia. Kuuurczę, ja jestem z tych, co nie znoszą w takich opowiadanich tych wstrętnych bab :( dobrze, że już z nią nie jest wrrrrr nie mogę, denerwuje mnie to babsko!
OdpowiedzUsuńKade zasnął. Super. Świetnie :D padłam. Jak tak można?! :D
ogólnie rozdział fajny, jest akcja, są miłe chwile, przytulanki, jest flirt, czuć to napięcie seksulne między bohaterami. Za to cię kocham!
Kiedy next, bo juz się nie mogę doczkać? Zwykle są w poniedziałki. Uwielbiam czytać to opowiadanie
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie *-*
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch to państwo Stone przeszkodzili, co za baba z Lucy, Shane dobrze sobie poradził z nią... ech może mu teraz zrobić takie rozczulające zdjęcie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia