Rozdział 2
- Kade, czy możesz mi wyjaśnić, co my tu
robimy? – Shane rozglądał się dookoła po salonie fryzjerskim, do którego
wprowadził go przyjaciel. Był piątkowy wieczór. Umówili się, że to dzisiaj
zajmą się jego „metamorfozą”, jak to nazywał Kade.
- To chyba oczywiste.
Obetniemy cię. – spojrzał na niego dziwnie.
- A dlaczego tu?
- Ponieważ tu pracuje
najlepszy fryzjer, jakiego znam. – uśmiechnął się do podchodzącej do nich
kobiety o długich blond włosach, upiętych w misterny kok. – Cześć Rebeca.
- Witaj Kade. – rzuciła
okiem na rudzielca – To o nim mówiłeś? Jest dużo słodszy niż wynikało z twoich
opowieści
Odwrócił wzrok
zawstydzony. Co ten facet znów o nim nagadał?
- Zgadza się, to jest
Shane. I niech cię nie zwiedzie jego drobny wygląd. Z tego małego rudzielca
potrafi wyjść prawdziwy diabeł.
- Kade, zamknij się. –
wysyczał przez zęby, nie zważając na chichot stojącej obok kobiety.
- Jesteś rozkoszny. Pokaż
no się, słodziutki. – kobieta zaczęła oglądać go z każdej strony, stale
dotykając jego włosów i mrucząc coś do siebie, ciągle kręcąc lub potakując
głową. Czuł się przez to jak kundel na wystawie rasowych psów.
- Masz bardzo ładną twarz
i oczy. Aż żal chować je za tą długą grzywką. Przytniemy ją trochę, pod skosem.
W ogóle obetniemy cię asymetrycznie, zostawiając prawą stronę odrobinę dłuższą.
- A… Ale ja okropnie
wyglądam bez grzywki. – jęknął przerażony tą perspektywą. Gdy był w drugiej
klasie podstawówki, koledzy nabijali się z niego i szydzili z jego równo
ostrzyżonych włosów na pieczarkę, wiec po powrocie do domu wziął pożyczki i po
prostu je ściął. Jego babcia aż się przeżegnała, gdy go wtedy zobaczyła.
Dopiero później zrozumiał dlaczego. To co pozostało z jego wtedy
marchewkowo–rudych kudłów, było tak nierówno obcięte, że przypominał bardziej stracha
na wróble, niż samego siebie. Rozpłakał się, gdy zobaczył w lusterku swoje
odbicie. Staruszka nie miała wyjścia i musiała zgolić go prawie, że na łyso.
Wyglądał po prostu strasznie.
- Nie martw się,
zostawimy grzywkę, tylko trochę ją skrócimy, tak żeby dłuższe pasma
kokieteryjnie zachodziły za brew.
- Niezły pomysł, śliczna.
Dasz rade dzisiaj? – zapytał Kade przymilnie.
- Nic z tego,
kochaniutki. Za chwilę będę miała klientkę. Przyprowadź go, jutro na piętnastą,
tak, jak mówiłam ci przez telefon. – podeszła do kontuaru i zajrzała do
notatnika – To co, pasuje? Zapisać go?
- Jasne. Zdążymy się
wyrobić przed przyjęciem. – spojrzał na niego z szerokim uśmiechem – Będziesz
miał akurat tyle czasu, żebyś się ostrzygł, wrócił do domu i wbił w wyjściowe
ciuchy. A teraz chodź. – złapał go za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia.
– Czekają nas zakupy. Na razie, kochana. – nie zatrzymując się pomachał
kobiecie przez ramie.
- Do widzenia. – zdążył
powiedzieć, nim został siłą wywleczony na zewnątrz. – Po co mnie tu
przyprowadziłeś, skoro ci powiedziała, że dzisiaj nie da rady?
- Powiedziała, że „
chyba” nie da rady. Poza tym dobrze, że wcześniej cię zobaczyła i powiedziała
jaki styl ci będzie pasował. – puścił jego rękę przed swoim nowym, srebrnym,
sportowym samochodem, z którego był nad wyraz dumny.
- Kade, ale ona tylko
powiedziała jak zamierza mnie obciąć. – spojrzał na niego bez zrozumienia nad
dachem auta.
- Aleś ty niedomyślny. –
pokręcił głową zrezygnowany, otwierając drzwi. Wsiadł do środka, zapiął pas,
jak na przepisowego kierowcę przystało i poczekał z ciągnięciem rozmowy, aż on
zrobi to samo. – Widzisz sam sposób, w jaki będziesz ostrzyżony dużo już nam
mówi o pasującym ci stylu. – odpalił samochód, którego silnik zamruczał niczym
zadowolony kociak. Kade uśmiechnął się pod nosem na ten dźwięk. Uwielbiał ten
samochód.
- Nadal nie rozumiem.
- Och, ludzie... –
westchnął. – Rebeca właśnie dała nam do zrozumienia, że spokojny, prosty,
staromodny styl absolutnie do ciebie nie pasuje, co podejrzewałem już wcześniej,
ale wolałem się upewnić. Teraz, gdy mamy już pewność, musimy tylko dobrać ci
odpowiednią garderobę i pozbyć się tego szkła, które nosisz na nosie. –
parsknął rozbawiony na obrażoną minę kolegi.
- Wypraszam to sobie! –
poprawił okulary, starając się nie zwracać uwagi na palący mu policzki
rumieniec. – Nie zgadzam się na zdjęcie okularów! Nie ma takiej opcji! Bez nich
wyglądam jak Mord z Madagaskaru.
Kade roześmiał się na
jego porównanie.
- Shane, bądź rozsądny… –
zatrzymał się na parkingu przed centrum handlowym i wyłączył silnik. Odwrócił
się w jego stronę i ujął jego twarz w dłonie. Na jego twarzy nie było już śladu
wcześniejszego rozbawienia. Rudzielec zamarł czując dotyk tych dużych, ciepłych
dłoni. Przyjaciel nachylił się lekko, patrząc mu prosto w oczy, nieświadomie
gładząc kciukiem gładki policzek. – Jesteś przystojnym, mądrym i ciepłym
gościem, zasługującym na wspaniałego faceta, który to doceni. Jeśli chcesz żeby
ktoś taki cię zauważyć i się w tobie zakochał, musisz najpierw dać się
zauważyć. A nie stanie się to jeśli dalej będziesz zlewał się z tłem. Zaufaj
mi, wiem co mówię. – pochylił się niżej i pocałował go w czoło. – No, zbieraj
się, nie mamy całego dnia. – wysiadł pozostawiając oniemiałego Shane’a z
szeroko otwartymi oczami i uchylonymi w zaskoczeniu ustami. Wciąż zamroczony
wyszedł z samochodu, idąc bez słowa, posłusznie za przyjacielem, jak owca na
rzeź.
W galerii handlowej
spędzili ponad trzy godziny, chodząc po sklepach z markową odzieżą. Początkowo
Collen nie chciał nawet słyszeć o tym, że Kade chce kupić mu jakieś ubranie w
tak drogich sklepach. Uważał, że te tańsze są równie dobre i stać go na to by
kupić sobie strój wyjściowy. Przyjaciel zbył go jedynie machnięciem ręki,
tłumacząc mu, że to część umowy, jaką zawarli. Shane zgodził się niechętnie.
Już po godzinie był właścicielem kilku nowych krawatów, czarnych i białych
koszul oraz czarnego, stylowego garnituru, który idealnie podkreślał jego
zgrabną sylwetkę i wąskie biodra. Butów nie pozwolił sobie kupić, tłumacząc
się, że ma odpowiednie, a nie zamierza wybierać się na tańce w
nierozchodzonych. Kade jednak nie dawał się przekonać. Wtedy całkowicie
poważnie zagroził mu, że na przyjęcie przyjdzie w balowej sukience, przebrany
za Kopciuszka, jeśli Anders tak bardzo chce odegrać rolę księcia w scenie z
pantofelkiem. Dopiero wtedy brunet odpuścił, nie wiedząc czy ma być przerażony,
czy rozbawiony jego słowami.
Poza początkowa
niechęcią, bawili się całkiem nieźle.
Parsknął śmiechem na
wspomnienie miny przyjaciela, gdy zobaczył go w garniaku. Chyba żaden z nich
nie przypuszczał, że może wyglądać tak szykownie w dobrze skrojonym garniturze.
Zawsze sądził, że w wyjściowych ciuchach wygląda jak klaun ubrany w spadochron,
który przez przypadek potknął się i połknął kij od szczotki. Widocznie nie
potrafił kupować dla siebie ubrań, albo po prostu powinien przestać nosić te
kupione mu przez babcię. Zapewne jedno i drugie.
Przez pozostały czas
buszowali po sklepach, oglądając ubrania na co dzień. Kade tłumaczył mu, jak
powinien dobierać stroje i co do czego najlepiej pasuje. Niemal zadusił go na
środku sklepu, gdy założył koszule w paski do spodni w kratę.
Z czasem ta cała zabawa w
szukanie, dobieranie i przymierzanie zaczynała mu się nawet podobać. Przestał
się krępować bieganiem po sklepie z naręczem pełnych wieszaków, przymierzaniem
tony ciuchów i pytaniem o zdanie przyjaciela lub ekspedientek, które były
bardziej niż chętne by pomóc im znaleźć to, czego potrzebowali. Nic dziwnego,
skoro zostawiali w kasie sporo gotówki.
Gdy samodzielnie zaczął przebierać
wśród półek i stojaków, Kade zachlipał teatralnie, wycierając wyimaginowaną
łzę. – Dorosłeś młody padawanie. – powiedział, za co dostał w twarz parą
skarpet, którą Shane akurat miał pod ręką.
Musiał przyznać, że
bawili się przednio, żartując z siebie nawzajem i kupując sobie sporo nowych
rzeczy. Obiecali sobie, że jeszcze nieraz to powtórzą.
Na samym końcu tej
zakupowej eskapady udali się do optyka i dobrali mu szkła kontaktowe.
Sprzedawca, starszy już mężczyzna, spokojnie i rzeczowo wytłumaczył mu w jaki
sposób powinien je zakładać, zdejmować i o nie dbać. Choć ciężko mu było się
skupić na jego słowach, gdy Kade co chwila wyskakiwał zza regału, mając na
nosie coraz to inna parę okularów. Trzymał się dzielnie, hamując śmiech. Anders
musiał jednak uznać rozśmieszenie go za
punkt honoru, bo już po chwili wyłonił się ponownie, sunąć do tył po śliskiej
podłodze, po czym zaczął tańczyć, udając Michaela Jacksona. Tego było już za
wiele. Rudzielec wybuchnął śmiechem, niemal nie opluwając starszego mężczyzny,
który patrzył na niego, jak na kogoś, kogo zdrowie psychiczne jest dużo poniżej
normy. Galerię opuścili tuż przed zamknięciem i pomimo tego, że dzień był jak
najbardziej udany, Shane czuł narastające zmęczenie i strach na myśl o
jutrzejszym wieczorze.
- A co będzie, jak się
zbłaźnię? – powiedział na głos, gdy szli przez parking, obładowani kolorowymi
torbami z logiem różnych markowych sklepów. Garnituru ze sobą nie mieli, bojąc
się, że go uszkodzą lub pogniotą. Poprosili o dostarczenie go do jego domu. Nie
było to problemem. Zapewnili, że przywiozą go jutro przed południem.
- Wszystko będzie dobrze.
– brunet próbował go pocieszyć. – Wystarczy, że będziesz po prostu sobą.
- Nie przypominam sobie
bym kiedykolwiek był twoim zakochanym po uszy narzeczonym. – parsknął.
Narzeczonym to może nie, ale zakochany po uszy to na pewno był.
- No tak. To bądź sobą
plus udawaj we mnie zakochanego, tak lepiej? – spojrzał na niego, błyszcząc
olśniewającym uśmiechem, na którego widok zmiękły mu kolana.– Wiesz, w sumie to
może być nawet zabawne.
- Niby z której strony? –
zapytał nadal poruszony, moszcząc się wygodniej na fotelu pasażera. Z
zamkniętymi oczami odchylił głowę na zagłówku. Westchnął przeciągle, starając
się uspokoić rozkołatane serce.
- No wiesz, nigdy nie
widziałem cię zakochanego. Ciekaw jestem jak się wtedy zachowujesz. – Shane aż
wstrzymał powietrze. No jasne, że Kade nigdy nie widział, jak zaleca się do
swojego wybranka, ponieważ to właśnie on był jego wybrankiem. – Chciałbym po
prostu to zobaczyć. – wzruszył ramionami.
Uważaj czego sobie
życzysz, bo jeszcze to dostaniesz.
- W sumie to dobry
pomysł. Pytanie tylko, czy ty dasz radę odegrać rolę zakochanego.
- Dlaczego miałbym nie
dać? – zapytał zaskoczony – Sądzisz, że skoro nie jestem gejem, to nie mniej
poważnie podejdę do swojego zadania? Shane, od tego może zależeć moja
przyszłość, to jasne, że postaram się zagrać to tak przekonująco, jak się da.
- Czyli mówisz, że przez
całe przyjęcie będziesz mnie adorował, jak na zakochanego po uszy mężczyznę
przystało? – zapytał zaciekawiony.
- Tak.
- Zamierzasz przedstawić
mnie jako swojego narzeczonego wszystkim znajomym z pracy, chwaląc się tym,
jaki to jestem przystojny, inteligentny, niezastąpiony i w ogóle jakie to
uosobienie bóstwa ze mnie jest? – zatrzepotał zalotnie rzęsami.
- Tak. – odpowiedział
poważnie, choć drgające w kąciku usta zdradziły jego trudem skrywane
rozbawienie.
- Zamierzasz mnie
obejmować i całować w policzek i usta, gdy zajdzie taka konieczność?
- Tak.
- Zamierzasz mnie
poprosić do tańca i pociągnąć na środek sali, udając, że poza nami świat
przestaje istnieć?
- Tak. – zachichotał –
Rany to brzmi prawie jak przysięga małżeńska.
- O, jakie to słodkie. –
zaszczebiotał, po czym uśmiechnął się złośliwie. – A zamierzasz zaciągnąć mnie
do toalety i przelecieć mój tyłek?
- Ta… Że co!? – spojrzał
na niego z jawnym przerażeniem, hamując gwałtownie na skrzyżowaniu. –
Człowieku, chcesz nas zabić? Nie strasz mnie tak. – widząc przerażoną minę
przyjaciela, nie mógł nie parsknąć śmiechem. – To wcale nie było śmieszne. –
burknął ten obrażony.
- O rany… Żebyś… żebyś ty
widział swoją minę… - nadal chichotał, ściągając okulary i ocierając wierzchem
dłoni łzy. – Normalnie bezcenne. Żałuje, że nie miałem aparatu.
- Nadal uważam, że to nie
było zabawne.
- Po prostu nie masz
poczucia humoru.
***
Shane niepewnym krokiem
wkroczył do salonu fryzjerskiego, który odwiedził wczorajszego dnia. Był sam,
gdyż Kade zadzwonił wcześniej do niego i uprzedził, że nie da rady wyrwać się
wcześniej z pracy. Jakieś spotkanie z ważnym klientem, czy coś. Kazał mu bez
krępacji udać się do fryzjera, a później wrócić do domu, skąd obiecał odebrać
go punktualnie o siedemnastej trzydzieści. Mieli razem udać się na przyjęcie,
które było zorganizowane z okazji nawiązania współpracy z nowym partnerem
biznesowym.
- Och, Shane, kochanie,
już jesteś. – blondwłosa fryzjerka pomachała mu zza oparcia fotela, na którym
siedziała jakaś nastolatka z włosami poowijanymi jakimś sreberkiem. – Usiądź
proszę, zaraz się tobą zajmę, tylko skończę tutaj. – wskazała mu kanapę w
piaskowym kolorze, nie odrywając wzroku od pracy. Po półgodzinie czekania,
umyciu głowy przez młodą asystentkę, która miała na wierzchu dłoni ciekawy
tatuaż przedstawiający kwiat wiśni i odkryciu, że to dziwne sreberko na włosy
służy prawdopodobnie do tego, by farba lepiej się trzymała albo coś takiego,
usiadł wreszcie na fotelu przed wielgachnym lustrem, pod którym leżała masa
szczotek, grzebieni, spinek, nożyczek i innych narzędzi tortur.
- Przepraszam, że
musiałeś tyle czekać, ale już szybciutko bierzemy się do roboty.
Mruknął jedynie
potakująco w odpowiedzi. Co miał jej innego powiedzieć? Spoko? Nic się nie
stało? A co jeśli będzie musiał tu siedzieć tak długo, jak ta nastolatka i nie
da rady się ze wszystkim wyrobić?
- Kade mówił mi, że idziecie
razem na firmowe przyjęcie.
- Owszem. – powiedział,
patrząc jak szybko i sprawnie kobieta posługuje się ostrymi nożyczkami. Miał
nadzieje, że do domu wróci nie pozbawiony ucha czy nosa.
- Długo już się znacie?
- Od dziecka. Moi
dziadkowie i jego rodzice są sąsiadami, często bawiliśmy się razem, bo w
najbliższej okolicy nie było innych dzieci w naszym wieku. – nie ruszał się,
patrząc jedynie, jak długie kasztanowe kosmyki, opadają ścięte na ochronny
fartuch i podłogę. Wolał patrzeć na nie, niż na ostre nożyczki śmigające koło
jego twarzy.
- Rozumiem. Bo widzisz,
nie wyglądasz jak inni jego znajomi. Nie obraź się, proszę, bo uważam, że
niektórzy z nich to prawdziwe dupki, nie posiadający nic poza kasą i wyglądem,
a ty wyglądasz mi na dość porządnego faceta.
- Dzięki. Chyba.
- Spoko. I jak udały się
wam wczoraj zakupy? Kade mówił, że zacząłeś się odnajdywać w nowym stylu. –
uśmiechnęła się do niego w lustrze.
- Tak. Nawet nie
sądziłem, że zakupy mogą być tak przyjemne. Oczywiście, jak nie idzie się samemu.
– odpowiedział nieśmiałym uśmiechem. – Teraz tylko się boję, czy dam radę
zaprezentować się odpowiednio na tym przyjęciu. Wiesz, nie mam doświadczenia z
takimi imprezami, ale i ja wiem, że nowa fryzura i ciuchy to nie wszystko.
Martwię się, że odwalę jakąś gafę i ośmieszę przyjaciela, a tego bym nie
chciał.
- Wiesz w takich
miejscach, najważniejsze to być naturalnym, ale jednocześnie zakasować
otoczenie swoją osobowością. – sięgnęła po maszynkę elektryczną i zmieniła
nakładkę.
- Nie za bardzo rozumiem.
– zmarszczył się lekko, gdy maszynka przesunęła się po skórze głowy zostawiając
za sobą pasmo króciutkich włosków. Miał złe wspomnienia związane z tym
diabelnym urządzeniem.
- Daj im się poznać, ale
z innej strony. Bądź sobą, ale jednocześnie nim nie bądź w stu procentach.
- Czy zawsze wpadasz w
filozoficzny nastrój, gdy strzyżesz klientów? – na jego słowa dziewczyna
najpierw zamarła zaskoczona, a później wybuchła śmiechem.
- No i właśnie o to mi
chodziło. – zachichotała. – Kade mi opowiadał, że świetny z ciebie facet z
rogatą duszą, tylko jesteś trochę nieśmiały w stosunku do obcych, a tu proszę.
Aż szkoda, że gustujesz w innej drużynie.
- Ja… Em… - policzki
zapiekły go od krwistoczerwonych rumieńców.
- Nie przejmuj się, nie
podrywam cię. Mam dziewczynę. – puściła mu oczko. Odetchnął z ulgą na jej
słowa. Naprawdę nie wiedziałby w jaki sposób ją delikatnie spławić, gdyby do
niego startowała. Dotychczas nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi i nie
bardzo wiedział, jak sobie radzić w takich sytuacjach. Nie to, żeby był
niedoświadczony, czy coś. Bo prawiczkiem nie był. Ale jednorazowe spotkania
mające na celu rozładowanie napięcia z jakimiś facetami, poznanym na portalu
randkowym, a podryw w realnym życiu to dwie różne sprawy.
- Ale mam kolegę, któremu
na bank wpadłbyś w oko. Chcesz, to cię z nim poznam?
- Ja… Dzięki, ale… Na tą
chwilę nie jestem zainteresowany.
- Spotykasz się z kimś? –
zawiedziona wydęła wargi.
- No… Tak jakby. Ja… Nie
wiedziałem, że Kade ma jakiś przyjaciół poza mną, którzy lubią to samo, to
znaczy, którzy są homoseksualni. – jak najszybciej chciał zmienić temat.
- Przyjaciół? To chyba za
duże słowo. Znamy się z Kadem od paru miesięcy. Moja dziewczyna pracuje razem z
nim, a raczej pracowała, bo teraz dostała przeniesienie do działu reklamy.
Przez nią się poznaliśmy. W tajemnicy mogę ci również powiedzieć, że domyślam
się dlaczego zabiera cię na to przyjęcie i uważam, że to nie w porządku z jego
strony. – mówiła, przeczesując mu palcami włosy i wmasowując mu w nie jakiś
dziwnie pachnący płyn.
- Nie mógłbym nie pomóc
przyjacielowi. – odpowiedział rozdrażniony. – Ale moment! Jak to się domyślasz?
Przecież…
- Spokojnie, wyluzuj.
Siadaj prosto i przestań się wiercić. – położyła mu ręce na ramionach i siłą
przytrzymała w miejscu. – Domyśliłam się, że Kade woli kobiety od mężczyzn,
kiedy Carla, moje słodkie kochanie przylukała go pewnego dnia po godzinach, jak
gruchał sobie słodko z żonką dyrektora generalnego. A biorąc pod uwagę, że ten
stary cap ma bzika na punkcie tej wstrętnej baby, nie trudno dodać dwa do
dwóch. Tym bardziej, że wśród pracowników już rozniosła się plotka o
tajemniczym narzeczonym Andersa i wszyscy są go bardzo ciekawi. Robisz za
przykrywkę, prawda?
- Tak. – odpowiedział
niechętnie.
- Nie martw się, wasz
sekret jest u mnie bezpieczny, nie powiem nikomu. No może z wyjątkiem Carli, a
ona potrafi trzymać język za zębami.
- Ja… Dziękuje. Czy Kade
wie, że ty i twoja dziewczyna wiecie o jego romansie z żoną szefa?
- Jasna sprawa. Carla
powiedziała mu wprost, że biuro to nie najlepsze miejsce do igraszek dla tej
sztywnej damulki, jeszcze mogłaby się połamać. – prychnęła pogardliwie. Jej
opinia na temat „smutnej Lucy”, jak nazywał ją jego przyjaciel, naprawdę go
rozbawiła.
- Widzę, że nie darzysz
tej kobiety wielką sympatią.
- Nie. Sądzę, że to
wstrętna harpia, którą interesują wyłącznie pieniądze i opinia otoczenia. –
uruchomiła suszarkę, którą zaczęła suszyć mu włosy, ciągnąc za nie boleśnie.
- Myślisz, że
zainteresowała się Kadem tylko dlatego, że jest młody, przystojny i szybko
awansuje? – zapytał zaskoczony, zapominając na chwilę o bólu.
- Tak sądzę. – zamyślił
się na jej odpowiedz. W sumie to by się zgadzało. Anders coś wspominał, że jego
relacje z panią Stone zaczęły się pogłębiać dopiero, kiedy awansował na
dyrektora sprzedaży. To było nawet logiczne. Jej małżonek był już starym
facetem i najpóźniej za kilka lat przejdzie na emeryturę. A co takiej kobiecie
po starym pryku bez dobrej posady, luksusowych hoteli, wytwornych bankietów i
drogich bibelotów, którymi mogłaby się pochwalić przed psiapsiółkami. Lepiej
znaleźć kogoś młodszego, ambitnego, z perspektywami i go w sobie rozkochać.
- Mam nadzieję, że Kade
wie, co robi i, że ta kobieta jest tego warta. – mruknął pod nosem.
- Ja również. Polubiłam
tego wariata i nie chciałabym, żeby cierpiał.
- Uwierz mi, ja również.
Mort*, aż rzuciło mi się to w oczy, bo nie wiem dlaczego przeczytałam Mord z Mordoru xd Jeżu >.<
OdpowiedzUsuńTa "sztywna baba" już mnie denerwuje, a nawet jej nie przedstawiłas :d Jestem okropna hah.
Ciekawe jak nasz rudzielec będzie wyglądał w nowych wlosach
Jednej rzeczy nie rozumiem shane ma rude czy kasztanowe włosy ??
OdpowiedzUsuńPrzekonasz się w dalszej części.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o matko to było dobre z tym zaciągnięciem do toalety... ciekawe jak będzie wyglądał w tym nowym wydaniu, no i bardzo żal mi Shane każdy go wykorzystuje i rani...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Shane ma zdecydowanie za dobre serduszko, jak dla jego własnego dobra.
UsuńA efekt końcowy przemiany może cię jeszcze zaskoczyć ;)
Dziękuję i również pozdrawiam.