sobota, 28 kwietnia 2018

Anioł we fioletowym krawacie cz. 1

 Ciąg dalszy Tęczowego McDanno.
Betowała strzalka14, za co ogromnie jej dziękuję:*
Tekst będzie miał około 3-4 rozdziałów. 

Śmierć nie była taka straszna, jak Steve myślał, że będzie. Chwila bólu, odrętwienia, po której przychodziło nieopisane zimno, a później nie było już nic poza światłem.

- Długo zamierzasz tak leżeć?

Steve rozejrzał się dookoła. Otaczała go niczym niezmącona biel. Nawet podłoga na, której leżał była idealnie czysta, bez śladu krwi, która zapewne wypływała z niego strumieniem.

Krew.

Poderwał się szybko do siadu, macając dłońmi swoją klatkę piersiową w poszukiwaniu rany po kuli. Zszokowany podciągnął nawet do góry koszulkę, jednak jego pierś nie znaczył choćby ślad po postrzale. Nie było krwi, blizny, niczego.

- Skończyłeś się już wygłupiać? - Steve spojrzał w stronę głosu. Przed nim stał niewysoki mężczyzna o jasnych włosach i niebieskich oczach. Jednak to, co najbardziej go zaskoczyło to to, że blondyn ubrany był w spodnie od garnituru, białą koszulę z długim rękawem, zapiętą pod samą szyję, wokół, której znajdował się zawiązany krawat o intensywnym, fioletowym kolorze. Dość nietypowo jak na Hawaje. Jeśli w ogóle jeszcze się na nich znajdowali.

- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - zapytał nieznajomego.

- Kim jesteś? Gdzie jestem? I znowu to samo. Zawsze te same pytania. Czy wy ludzie nie moglibyście być odrobinę bardziej oryginalni? - krzyknął mężczyzna, wykonując energiczne ruchy rękami. - A jak ci się wydaje neandertalczyku? Że jesteś w Matrixie? Wybacz stary, ale mam dla ciebie złą wiadomość. Nie mam dla ciebie żadnej pigułki, która zabrałaby cię do alternatywnego świata. W ogóle to nie ma żadnego alternatywnego świata, złożonego z kodów i programów. Trinity, Neo i Morfeusz też odpadają. - Steve zamrugał zaskoczony, nie rozumiejąc nic z tego, co powiedział mężczyzna. Nigdy nie był też świadkiem, by ktoś mówił tak dużo i w tak szybkim tempie. Zdawało się, że blondyn nie potrzebował robić przerw na oddech.

- Okeeeey - powiedział niepewnie, przeciągając słowo, gdy nieznajomy przestał na chwile chwilę mówić. Wstał ostrożnie, trzymając ręce przed sobą. Mężczyzna przed nim nie wyglądał co prawda na niebezpiecznego, ale Steve w swoim życiu spotkał już wielu szaleńców i wolał nie ryzykować.

- Jestem równie szalony, co ty żywy - powiedział mężczyzna, na co Steve momentalnie zamarł. Czyżby czytał mu w myślach? Zaraz. Co?

- Że co?

- Dobra, źle zacząłem. - Blondyn podrapał się palcem po skroni. - Jestem Danny i jestem aniołem. - Na te słowa oczy Steve'a otwarły się szeroko, a usta rozchyliły w zaskoczeniu.

- Tak, wiem. Trochę szokujące, nie?

- Chwila! - McGarrett otrząsnął się, kręcąc głową. - Skoro ty jesteś aniołem... - Mężczyzna potaknął. - i mogę cię widzieć... - Jasne brwi podjechały do góry - ... to znaczy, że ja...

- Jesteś martwy? Tak! Brawa dla tego pana. - Danny zaklaskał wolno, teatralnie. - Niestety nie mam dla ciebie żadnej nagrody. Musisz mi stary wybaczyć. I tak, jesteś martwy. A przynajmniej częściowo.

- Co znaczy częściowo? To jestem martwy, czy nie? - Zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi. Coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał.

- Znajdujesz się w tym momencie na rozdrożu. - Danny wskazał na otoczenie wokół siebie, a raczej jego brak. - Szef zdecydował, że chce dać ci szansę i pozwolił odesłać cię z powrotem, jeśli się zdecydujesz.

- Z powrotem? Czyli gdzie? Chwila. Moment. Chcesz powiedzieć, że mogę wrócić i żyć dalej? - Steve nie mógł w to uwierzyć. Miał wrażenie, że znajduje się w jakimś dziwnym, pokręconym śnie.

- No. Tak z grubsza, to tak. Pan uważa, że twoja misja na ziemi jeszcze się nie skończyła, czy coś w tym stylu. - Blondyn machnął ręką od niechcenia. - No i jeśli chcesz, mogę cię odesłać. Oczywiście to będzie pieruńsko trudne. Nie mówiąc już o tym, że rana postrzałowa, którą otrzymałeś będzie bolała jak jasna cholera. Do tego dojdą problemy ze snem. No i ma się rozumieć długa, pełna męki i cierpienia rehabilitacja.

- To znaczy, że wcale nie muszę umierać?

- Facet... - Anioł podparł się pod boki, patrząc na niego z wyrzutem. - Czy usłyszałeś cokolwiek z tego co powiedziałem? Oczywiście, że nie! - Uniósł ręce w górę, wzdychając niecierpliwie. - Masz klapki na oczach. Myślisz tylko o tym, żeby już wrócić i znowu wpakować się w jakieś kłopoty. - Steve spojrzał zaskoczony na blondyna - Sądzisz, że o tym nie wiem? Ty idioto! A jak myślisz, dlaczego tu jestem?

- Masz odesłać mnie z powrotem? - zapytał niepewnie.

- To też. Ale to mógłby zrobić każdy podrzędny kosiarz?

- Kosiarz?

- Takie nasze pieszczotliwe określenie na anioła śmierci. Ale nie o tym miałem. Jestem tutaj, bo przypadła mi wątpliwie zaszczytna funkcja bycia twoim aniołem stróżem.

- Kim? - Oczy Steve'a otwarły się szeroko. Zaczął szukać wzrokiem cienia skrzydeł na plecach Dannego. Nie dostrzegł jednak niczego. Żadnych nierówności pod koszulą, wskazujących na anielskie pochodzenie blondyna.

- Twoim aniołem stróżem. I muszę przyznać, że jestem już szalenie zmęczony pilnowaniem cię na każdym kroku. Myślisz, że to takie łatwe? Zmiana trajektorii lotu jednej kuli to nic takiego, ale dziecięciu, czy stu? Człowieku! Nie sądzisz, że przydałyby mi się jakieś wakacje? Nie ma dnia, żebym nie musiał urabiać się po łokcie, byleby tylko wyciągnąć cię z bagna i zatrzymać przy życiu. Nie mam nawet chwili spokoju, żeby usiąść przed telewizorem i napić się piwa.

- Nie wiedziałem, że anioły piją. - Wtrącił Steve.

- Nie łap mnie za słówka, dobrze? - Warknął anioł. Jego twarz nabrała czerwonego odcienia, a na skroni pojawiły się widoczne żyły. - Ja ci nie przeszkadzam gdy mówisz lub robisz to swoje łubu-du w stylu jestem neandertalczykiem i ładuję się w sam środek rozpierduchy.

- Wcale nie...

- Cicho. Teraz ja mówię. - Danny nie dał mu dojść do słowa. - Mam już dość tego ciągłego latania za tobą i pilnowaniem, byś nie został ranny.

- Czy to nie jest przypadkiem twoje zadanie, jako mojego anioła stróża?

- Tak. I twoje szczęście, że jestem tak dobry w swojej robocie, bo byłbyś martwy już lata temu.

- Widocznie nie tak dobry, skoro nie żyję - prychnął Steve.

- Wypraszam to sobie! Jestem jednym z najlepszym w swoim dziale. A czemuś takiemu mało kto byłby w stanie podołać. Nie jestem wszechmocny. Nie potrafię robić dziesięciu rzeczy na raz. Dlatego uprzedzam cię, - Danny stuknął Steve'a w pierś palcem, na co ten widocznie się skrzywił i odsunął minimalnie. - zacznij zwracać większą uwagę na to, co się dzieje wokół ciebie, bo ja nie mogę być wszędzie jednocześnie. I uprzedzam cię, drugiej takiej szansy nie dostaniesz. Czy to jasne?

- Jak słońce. - Burknął Steve, patrząc z irytacją na anioła. Coraz bardziej go denerwował. A ta ciągła paplanina doprowadzała go do szaleństwa.

- Dobrze. - Westchnął Danny, robiąc krok w tył. Nerwowym ruchem przygładził włosy i poprawił krawat. - Skoro się rozumiemy, to mogę cię odesłać. - Na ustach Steve'a momentalnie pojawił się uśmiech. - Aż się do tego palisz, co?

- Chcę już wrócić. Muszę znaleźć zabójcę ojca.

- Tak. Tak. Wiem. - Anioł machnął rękami, jakby niczego innego po nim się nie spodziewał. - Mam nadzieję, że zapamiętałeś, to, co powiedziałem i nie spotkamy się ponownie zbyt szybko.

- Nie mogę ci tego obiecać.

- Taaak. Czego ja się spodziewałem? - Westchnął anioł. A później Steve'a otoczyło światło i wszystko zniknęło.

_______________________________________________

Życzę wszystkim udanego, długiego weekendu!

5 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział :)
    Sama nie wiedziałam, czy Steve żyje czy nie, gadanie Dannego może człowieka zakręcić ;)
    Myślę, że Steve nie weźmie sobie rad Dannego do serca, oj nie. Danny za dobrze tego nie przyjmie, może skopie Stevowi tyłek?
    Dużo weny :) Pozdrawiam :)
    P.S Udanego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      I muszę się z tobą zgodzić, Steve nie jest typkiem biorącym sobie do serca dobre rady.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ładnie *, * hehe już myślę co może być w kolejnym rozdziale xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Nie powiem :) Ale Danny nadal będzie wkurzony.

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, coś mi się wydaje że jednak Stive nie wezmie pod uwagę rad Dannego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń