Chapter 1

Dean przechadzał się boso po łące. Zroszona ranną rosą trawa moczyła mu nogawki spodni. Jego szare, połyskujące szmaragdowo skrzydła zwiesił smętnie, wlokąc je za sobą po ziemi.

Mijał kolejny rok.

Kolejny rok, odkąd stał się pełnoprawnym aniołem. Kolejny rok, odkąd został uprowadzony i skrzywdzony przez Alistara. Odkąd stał się wykrzywiony. Nieczysty.

Nic więc dziwnego, że nie zainteresował się nim żaden anioł. Żadna z anielic od tamtego czasu nie spojrzała na niego przychylnie, nie posłała w jego stronę flirciarskiego uśmieszku, ani nawet nie otaksowała go pożądliwym wzrokiem.

Nikt go nie chciał.

Kto zresztą zainteresowałby się zbrukanym aniołem z masą blizn na umyśle, łasce i ciele? Z wypalonym śladem dłoni na ramieniu, który pozostawił mu Castiel - anioł, który go uratował i poskładał jego rozszarpaną na strzępy duszę?

Odpowiedź jest prosta.

Nikt.

To już nawet jego młodszy brat Sam, ma więcej szczęścia niż on.

Wielka stopa, dzieciak, którego całym życiem było ślęczenie z nosem w książkach, był wstanie zauroczyć sobą Gabriela. Archanioła. Jednego z najpotężniejszych aniołów w całym niebie.

Patrzenie, jak jego zaledwie szesnastoletni brat, muska się skrzydłami z innym aniołem, jak ich pióra krzyżują się ze sobą, wplatając się między te należące do wybranka, staje się naprawdę bolesne.
Obserwowanie, jak twarz jego braciszka rozjaśnia się w szerokim uśmiechu na sam dotyk, obecność
Gabriela.

To zbyt wiele.

Zbyt wiele dla niego.

Bo on nigdy tego nie zazna. Nie przekona się, jak to jest muskać się z kimś skrzydłami, cieszyć się bliskością, dotknięciem łaski ukochanej osoby. Osoby, która została dla ciebie wybrana.

Dlatego postanowił się poddać. Oddać swoje ciało aniołowi, który już dawno upadł, którego czystość przeminęła, zniknęła wiele lat temu. Byleby tylko już nie być samemu. By choć przez chwilę poczuć się jak ktoś warty zainteresowania. Jak ktoś godny uwagi i miłości. Choć wyłącznie tej cielesnej.

- Taki piękny, a taki smutny – mruczy mu do ucha dobrze znany głos, a silne ramie zawija się wokół jego pasa, wsuwając pod materiał białej tuniki. Dean wzdryga się z odrazą, na uczucie cudzych palców na swoim brzuchu. Stara się jednak stać nieruchomo. Nawet jeśli czuje, że to jest złe, że ten dotyk jest niewłaściwy.

- Lucyfer – mówi przez zaciśnięte zęby, zamykając oczy.

Nie chce go widzieć. Nie chce widzieć tego, co ma się stać. Chce tylko czuć. Doznawać. Nawet jeśli to nie jego upragniony anioł go dotyka, Dean może udawać, że tak właśnie jest. Że to jego umiłowany gładzi go po klatce piersiowej, że to jego język sunie po jego szczęce, zbliżając się do ucha.

- Taki spięty, tak spragniony bliskości. Alistar musiał naprawdę się postarać, skoro jesteś tak zdesperowany, że przychodzisz z tym do mnie.

- Zamknij się.

- Nie musisz być od razu taki niegrzeczny. W końcu wyświadczam ci przysługę, czyż nie?
Już zapomniałeś, że nikt cię nie chce? – Lucyfer liże go po policzku, na co Dean krzywi się z niesmakiem, mocniej zaciskając powieki.

- Już zapomniałeś, jak oni na ciebie patrzą? Jakbyś był nadal jego własnością. Jakby naznaczył cię sowim jestestwem na zawsze, zostawił na tobie swoje piętno. – język przenosi się na małżowinę jego ucha. – A co na to Castiel?

Dean spina się na samo wspomnienie imienia błękitnookiego anioła.

- On też cię za takiego uważa, czyż nie? Gardzi tobą, unika. Zapewne nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką miłością i uwielbieniem go darzysz.

- Ja nie… - Dean czuje strach. Strach tak wielki, że tylko cudem jest wstanie stać prosto i nie trząść się jak osika. Nie ma pojęcia skąd Lucyfer wie. Jak zgadnął, skąd się o tym dowiedział? Przecież nikomu nie zdradził, nie zwierzał się ze swojego uczucia do starszego anioła.

Nawet stara się go zbytnio nie obserwować. Nie wodzi za nim rozkochanym wzrokiem, niczym zakochany szczeniak, nie szuka na siłę okazji do rozmowy, kontaktu z nim.

Zatem jak Lucyfer mógł się tego dowiedzieć?

- Nie zaprzeczaj, Dean. Nie zapominaj, że jestem archaniołem. Usłyszę kłamstwo w twoim głosie. Jestem nawet wstanie usłyszeć, jak twoje serce przyspiesza na sam dźwięk jego imienia. Jak twoja łaska śpiewa na samą myśl o nim. Jesteś zakochany w Castielu.

- Tak – zwiesza głowę, przyznając starszemu aniołowi rację. Zaprzeczanie nie ma sensu, skoro Lucyfer już i tak zna prawdę.

- Nie mam więcej pytań – obejmujące go ramiona znikają.

Zaskoczony Dean otwiera oczy i spogląda za siebie, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się Lucyfer. Jednak po archaniele nie ma nawet śladu.

Zniknął.

Dean nie wie, czy ma w związku z tym czuć ulgę, żal i rozpacz, czy obrzydzenie do samego siebie.

- Wspaniale, jestem tak ohydny i odrażający, że nawet szatan mnie nie chce – śmieje się bez poczucia humoru, ukrywając twarz w dłoniach. – Jestem beznadziejny.

- Witaj Dean. – na dźwięk tego głosu serce młodego anioła niemal staje. Dean powoli podnosi głowę znad dłoni, by odkryć, że stoi niemal nos w nos ciemnowłosym aniołem o najpiękniejszych niebieskich oczach, jakie kiedykolwiek widział. Cudowniejszych nawet od wzburzonego morza, nieba w letni, słoneczny dzień, czy drogocennych kamieni. Wszystkie te stworzone przez Ojca cuda bledną wobec piękna i doskonałości tych niebieskich oczu.

- Castiel – szepcze.

7 komentarzy:

  1. Wiesz co Ci napiszę, każda Twoja historia jest rewelacyjna, chce się więcej, więc może kiedyś stworzysz dalsze losy tych bohaterów, mam taką nadzieję :)
    Dawno już nie widziałam o takiej treści opowiada, aż chce się rzec,co dalej??
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się, że ci się podobają :)
      Tak, w planach mam przynajmniej 5 rozdziałów.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  2. Wow to jest wzruszające, smutne i wspaniałe jednocześnie.... <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Och.. Jak ja lubię takie klimaty *-*
    Biedny ten aniołek... Mam nadzieje, że w końcu zazna tego spragnionego dotyku.; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, wspaniale zapowiada się to opowiadanie, biedny nasz aniołek, niech zazna szczęścia, czy te pytania Lucyfera miały na celu sprawdzić Deana..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń