Michał czuł się gorzej niż źle. Czuł się wręcz tragicznie. A jego wygląd zapewne nie prezentował się dużo lepiej.
Był zmęczony. Padnięty. Wyzuty z wszelkich sił życiowych. Sam się sobie dziwił, że potrafił jeszcze w miarę normalnie funkcjonować, skoro jego przeciążony pracą mózg odpoczywał tylko przez cztery godziny w ciągu doby. I to tylko po to, by męczyć go w snach wizjami pełnych ust, kuszących piegów pokrywających nagie, umięśnione ciało i cudownych zielonych oczu, patrzących na niego z uczuciem i pożądaniem.
Jęknął przeciągle.
Minęły dwa dni odkąd po raz pierwszy i zapewne ostatni widział Deana Winchestera - jak nazywał się mężczyzna, dowiedział się od brata, którego dorwał i przycisnął do ściany tego samego dnia, żądając informacji. W końcu nie bez powodu był najlepszym prawnikiem w kancelarii. Potrafił każdego zmusić do mówienia.
Ponownie jęknął, opadając głową na biurko z cichym stuknięciem.
- Potrzebuję kawy - mruknął sam do siebie, - I to dużo, dużo kawy.
Oczywiście biurko sekretarki jak zwykle było puste, gdy jej potrzebował. A to oznaczało, że sam musiał pofatygować się do kawiarni na drugiej stronie ulicy, bo ta z automatu była tak wstrętna, że nie nadawała się nawet do podlewania roślin.
Kolejki w takich miejscach jak zwykle były spore i oczywiście musiał mieć pecha natrafić po drodze na kilka szalonych bab, które patrzyły na niego jakby chciały wylizać go od palców u stóp aż po koniuszki włosów, stojąc na środku ulicy.
Michał był pewny, że nigdy nie zrozumie kobiet. Dla niego były czymś nienormalnym, niepojętnym i niemile widzianym. Jak dżuma, cholera, czy AIDS. Czekał tylko, aż reszta społeczeństwa dojdzie do takiego samego wniosku i rząd nakaże ich eksterminację.
Tak bardzo pogrążył się w swoich rozmyśleniach, że przestał zwracać uwagę na otoczenie i jak to bywa w takich sytuacjach, musiał na kogoś wpaść i oblać kawą.
A tym kimś musiał być oczywiście nikt inny, jak Dean Winchester.
- Przepraszam najmocniej. Zamyśliłem się, nie patrzyłem gdzie idę. Najmocniej przepraszam - paplał półprzytomnie, patrząc się na zmarszczoną w niezadowoleniu twarz blondyna, oceniającego stan swojej niegdyś białej koszulki. - Przepraszam. Oczywiście odkupię ją albo zapłacę chociaż za pranie.
- Spokojnie, facet. - Dean spojrzał na Michała, a na jego twarzy nie było nawet cienia złości. - Wyluzuj. Zachowujesz się tak, jakby miała przyjść apokalipsa i świat miał się zaraz skończyć.
- Bo to wszystko przez Apokalipsę. Nie jem i prawie nie śpię, starając się zapobiec katastrofie - odpowiedział bez namysłu.
Dean z konsternacją na twarzy przyglądał się przystojnemu brunetowi, który według słów Castiela był jego najstarszym bratem, Michałem. Twardym, gburowatym, despotycznym i seksistowskim draniem bez poczucia humoru - to były jego słowa.
Jego przyjaciel zapomniał jednak wspomnieć, że jego brat był również wariatem.
Wielka szkoda.
- Tak, jasne - odchrząknął. - Rozumiem. To ja będę leciał - podrapał się po karku, starając się ukryć zakłopotanie i opanować swoje rozszalałe libido.
Cholera, facet był naprawdę gorący. A moment, w którym dwa dni temu, ich oczy się spojrzały i mężczyzna wyrżnął w drzwi, Dean zamierzał zapamiętać jako jeden z najciekawszych i najbardziej romantycznych w swoim dwudziestoczteroletnim życiu.
Jego młodszy brat Sam umarłby ze śmichu, gdyby się dowiedział, że Dean zadłużył się od pierwszego wejrzenia w nieznanym mężczyźnie "chodzącym przez ściany".
A jednak to była prawda.
I jeśli Dean był gotów przymknąć oko na gbura, czy despotę, to spotykanie się z czubkiem było poza jego granicą wytrzymałości.
- A co z twoją koszulką? - spytał Michał, łapiąc go za rękę z autentycznym żalem i strachem wypisanym na twarzy.
Dean poczuł, jak po jego plecach przebiega dreszcz, kierując się wprost do lędźwi i jego nagle bardzo zainteresowanego sprawą penisa. Przygryzł dolną wargę, by nie powiedzieć czegoś zawstydzającego. Czegoś w stylu "skoro tak się martwisz, to pozwolę ci ją z siebie zdjąć" albo "możesz ją uprać razem z nami pod wspólnym prysznicem". Zamiast tego powiedział tylko - Wybacz, muszę lecieć, ale się nie przejmuj, jak najbardziej jestem za powstrzymaniem apokalipsy. Chciałbym jeszcze trochę pożyć i takie tam - wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.
Michał zmarszczył brwi, kompletnie nie rozumiejąc, o co może chodzić Deanowi. Dopiero po sekundzie zrozumiał, o czym ten mówił i uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Apokalipsa, to nazwa firmy. Jedna z wielu, jakimi zajmuje się nasza kancelaria. Wpadła w poważne kłopoty, z których wyciągnięcie zajmie nam co najmniej pół roku, jak nie dłużej.
Dean miał ochotę zapaść się pod ziemie. Czuł się jak kretyn, patrząc na Michała z rozdziawionymi w zaskoczeniu ustami.
Novak był dobrze poukładanym prawnikiem, a on wyszedł przed nim na kompletnego idiotę. Gdyby istniało coś takiego, jak czapka niewidka, z całą pewnością, by w nią zainwestował, byleby tylko zejść Michałowi z oczu i przestać się wstydzić za swoje głupie pomysły. Apokalipsa. Też coś, Tylko on mógł wymyślić coś tak głupiego.
- To co z tą koszulką? - zapytał brunet, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z zakłopotania Deana i chciał zmienić temat, by tylko go dłużej nie zawstydzać. I za samo to, Winchester miał ochotę rzucić mu się na szyję i naznaczyć pocałunkami tą przystojną, poważną twarz.
- Wiesz - odchrząknął - naprawdę nie musisz. To mogło się zdarzyć każdemu.
- Ale trafiło się akurat mnie.
- Przeznaczenie, co? - palnął, zanim zdążył pomyśleć. Że też zawsze musiał z czymś wyskoczyć.
Już miał otworzyć ponownie usta by przeprosić Michała, ale wtedy ujrzał wyraz jego twarzy. Mężczyzna spoglądał na niego z delikatnym, czułym uśmiechem i wyrazem rozczulenia w ciemnych oczach.
Dean postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
- Słuchaj... - ponownie odchrząknął, czując jak na jego policzkach wykwitają rumieńce zawstydzenia. - Jeśli chciałeś mnie poczęstować kawą, nie musiałeś jej na mnie wylewać, wystarczyło, żebyś powiedział, że chcesz gdzieś usiąść i się czegoś ze mną napić.
Serce Michała biło tak mocno i szybko, że obawiał się, że wyskoczy mu z piersi. Czy mu się zdawało? Czy to było możliwe? Czy Dean zasugerował, że zgodziłby się pójść z nim na kawę?
Miał ochotę śpiewać i tańczyć ze szczęścia. Ograniczył się jednak do słów - Z przyjemnością. , Na jego twarzy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zagościł szeroki, szczery uśmiech, na co Dean odpowiedział tym samym.
Drugie spotkanie, już wypadło pomyślnie, choć jak to bywa, pierwsze musi być jakaś mała katastrofa :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałabym z chęcią dużo więcej o tej parze :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Planuję z tego zrobić całą historię miłosną, w one-shotach. Zatem na pewno coś jeszcze znajdzie się o tej parze.
UsuńDziękuję i pozdrawiam,
U-water.
A po apokalipsie liczyłam na trzecie podejście.... No cóż może to i lepiej.... Ciekawe ile ścian i biednych koszul ucierpiałoby gdyby ci dwaj zaczęli podchody... ;)
OdpowiedzUsuńNie chwal dnia przed zachodem słońca, nie bez powodu nazwałam tą serię "Seria niefortunnych zdarzeń" ^-^
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńno i ponownie spotkanie, rewelacyjnie to wyszło, to despota, twardy gburowaty despita, ale nie wspominał że wariat i Deanowi zapadło w pamięci to wejście w ścianę... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia