2. Drugie podejście

Michał czuł się gorzej niż źle. Czuł się wręcz tragicznie. A jego wygląd zapewne nie prezentował się dużo lepiej.

Był zmęczony. Padnięty. Wyzuty z wszelkich sił życiowych. Sam się sobie dziwił, że potrafił jeszcze w miarę normalnie funkcjonować, skoro jego przeciążony pracą mózg odpoczywał tylko przez cztery godziny w ciągu doby. I to tylko po to, by męczyć go w snach wizjami pełnych ust, kuszących piegów pokrywających nagie, umięśnione ciało i cudownych zielonych oczu, patrzących na niego z uczuciem i pożądaniem.

Jęknął przeciągle.

Minęły dwa dni odkąd po raz pierwszy i zapewne ostatni widział Deana Winchestera - jak nazywał się mężczyzna, dowiedział się od brata, którego dorwał i przycisnął do ściany tego samego dnia, żądając informacji. W końcu nie bez powodu był najlepszym prawnikiem w kancelarii. Potrafił każdego zmusić do mówienia.

Ponownie jęknął, opadając głową na biurko z cichym stuknięciem.

- Potrzebuję kawy - mruknął sam do siebie, - I to dużo, dużo kawy.

Oczywiście biurko sekretarki jak zwykle było puste, gdy jej potrzebował. A to oznaczało, że sam musiał pofatygować się do kawiarni na drugiej stronie ulicy, bo ta z automatu była tak wstrętna, że nie nadawała się nawet do podlewania roślin.

Kolejki w takich miejscach jak zwykle były spore i oczywiście musiał mieć pecha natrafić po drodze na kilka szalonych bab, które patrzyły na niego jakby chciały wylizać go od palców u stóp aż po koniuszki włosów, stojąc na środku ulicy.

Michał był pewny, że nigdy nie zrozumie kobiet. Dla niego były czymś nienormalnym, niepojętnym i niemile widzianym. Jak dżuma, cholera, czy AIDS. Czekał tylko, aż reszta społeczeństwa dojdzie do takiego samego wniosku i rząd nakaże ich eksterminację.

Tak bardzo pogrążył się w swoich rozmyśleniach, że przestał zwracać uwagę na otoczenie i jak to bywa w takich sytuacjach, musiał na kogoś wpaść i oblać kawą.

A tym kimś musiał być oczywiście nikt inny, jak Dean Winchester.

- Przepraszam najmocniej. Zamyśliłem się, nie patrzyłem gdzie idę. Najmocniej przepraszam - paplał półprzytomnie, patrząc się na zmarszczoną w niezadowoleniu twarz blondyna, oceniającego stan swojej niegdyś białej koszulki. - Przepraszam. Oczywiście odkupię ją albo zapłacę chociaż za pranie.

- Spokojnie, facet. - Dean spojrzał na Michała, a na jego twarzy nie było nawet cienia złości. - Wyluzuj. Zachowujesz się tak, jakby miała przyjść apokalipsa i świat miał się zaraz skończyć.

- Bo to wszystko przez Apokalipsę. Nie jem i prawie nie śpię, starając się zapobiec katastrofie - odpowiedział bez namysłu.

Dean z konsternacją na twarzy przyglądał się przystojnemu brunetowi, który według słów Castiela był jego najstarszym bratem, Michałem. Twardym, gburowatym, despotycznym i seksistowskim draniem bez poczucia humoru - to były jego słowa.

Jego przyjaciel zapomniał jednak wspomnieć, że jego brat był również wariatem.

Wielka szkoda.

- Tak, jasne - odchrząknął. - Rozumiem. To ja będę leciał - podrapał się po karku, starając się ukryć zakłopotanie i opanować swoje rozszalałe libido.

Cholera, facet był naprawdę gorący. A moment, w którym dwa dni temu, ich oczy się spojrzały i mężczyzna wyrżnął w drzwi, Dean zamierzał zapamiętać jako jeden z najciekawszych i najbardziej romantycznych w swoim dwudziestoczteroletnim życiu.

Jego młodszy brat Sam umarłby ze śmichu, gdyby się dowiedział, że Dean zadłużył się od pierwszego wejrzenia w nieznanym mężczyźnie "chodzącym przez ściany".

A jednak to była prawda.

I jeśli Dean był gotów przymknąć oko na gbura, czy despotę, to spotykanie się z czubkiem było poza jego granicą wytrzymałości.

- A co z twoją koszulką? - spytał Michał, łapiąc go za rękę z autentycznym żalem i strachem wypisanym na twarzy.

Dean poczuł, jak po jego plecach przebiega dreszcz, kierując się wprost do lędźwi i jego nagle bardzo zainteresowanego sprawą penisa. Przygryzł dolną wargę, by nie powiedzieć czegoś zawstydzającego. Czegoś w stylu "skoro tak się martwisz, to pozwolę ci ją z siebie zdjąć" albo "możesz ją uprać razem z nami pod wspólnym prysznicem". Zamiast tego powiedział tylko - Wybacz, muszę lecieć, ale się nie przejmuj, jak najbardziej jestem za powstrzymaniem apokalipsy. Chciałbym jeszcze trochę pożyć i takie tam - wykrzywił usta w wymuszonym uśmiechu.

Michał zmarszczył brwi, kompletnie nie rozumiejąc, o co może chodzić Deanowi. Dopiero po sekundzie zrozumiał, o czym ten mówił i uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Apokalipsa, to nazwa firmy. Jedna z wielu, jakimi zajmuje się nasza kancelaria. Wpadła w poważne kłopoty, z których wyciągnięcie zajmie nam co najmniej pół roku, jak nie dłużej.

Dean miał ochotę zapaść się pod ziemie. Czuł się jak kretyn, patrząc na Michała z rozdziawionymi w zaskoczeniu ustami.

Novak był dobrze poukładanym prawnikiem, a on wyszedł przed nim na kompletnego idiotę. Gdyby istniało coś takiego, jak czapka niewidka, z całą pewnością, by w nią zainwestował, byleby tylko zejść Michałowi z oczu i przestać się wstydzić za swoje głupie pomysły. Apokalipsa. Też coś, Tylko on mógł wymyślić coś tak głupiego.

- To co z tą koszulką? - zapytał brunet, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z zakłopotania Deana i chciał zmienić temat, by tylko go dłużej nie zawstydzać. I za samo to, Winchester miał ochotę rzucić mu się na szyję i naznaczyć pocałunkami tą przystojną, poważną twarz.

- Wiesz - odchrząknął - naprawdę nie musisz. To mogło się zdarzyć każdemu.

- Ale trafiło się akurat mnie.

- Przeznaczenie, co? - palnął, zanim zdążył pomyśleć. Że też zawsze musiał z czymś wyskoczyć.
Już miał otworzyć ponownie usta by przeprosić Michała, ale wtedy ujrzał wyraz jego twarzy. Mężczyzna spoglądał na niego z delikatnym, czułym uśmiechem i wyrazem rozczulenia w ciemnych oczach.

Dean postanowił postawić wszystko na jedną kartę.

- Słuchaj... - ponownie odchrząknął, czując jak na jego policzkach wykwitają rumieńce zawstydzenia. - Jeśli chciałeś mnie poczęstować kawą, nie musiałeś jej na mnie wylewać, wystarczyło, żebyś powiedział, że chcesz gdzieś usiąść i się czegoś ze mną napić.

Serce Michała biło tak mocno i szybko, że obawiał się, że wyskoczy mu z piersi. Czy mu się zdawało? Czy to było możliwe? Czy Dean zasugerował, że zgodziłby się pójść z nim na kawę?
Miał ochotę śpiewać i tańczyć ze szczęścia. Ograniczył się jednak do słów - Z przyjemnością. , Na jego twarzy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zagościł szeroki, szczery uśmiech, na co Dean odpowiedział tym samym.

5 komentarzy:

  1. Drugie spotkanie, już wypadło pomyślnie, choć jak to bywa, pierwsze musi być jakaś mała katastrofa :)
    Przeczytałabym z chęcią dużo więcej o tej parze :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję z tego zrobić całą historię miłosną, w one-shotach. Zatem na pewno coś jeszcze znajdzie się o tej parze.
      Dziękuję i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  2. A po apokalipsie liczyłam na trzecie podejście.... No cóż może to i lepiej.... Ciekawe ile ścian i biednych koszul ucierpiałoby gdyby ci dwaj zaczęli podchody... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwal dnia przed zachodem słońca, nie bez powodu nazwałam tą serię "Seria niefortunnych zdarzeń" ^-^

      Usuń
  3. Hej,
    no i ponownie spotkanie, rewelacyjnie to wyszło, to despota, twardy gburowaty despita, ale nie wspominał że wariat i Deanowi zapadło w pamięci to wejście w ścianę... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń