Akashi siedział
w dużej jadalni, przy bogato zastawionym stole, zastanawiając się, jak to się
stało, że dał się wmanewrować w to nudne przyjęcie, które urządził
ojciec, by uczcić zawiązanie współpracy z konkurencyjnym wydawnictwem.
Czuł się w tym
nowym garniturze, jak manekin na wystawie. Ubranie strasznie krępowało jego
ruchy. Owszem, lubił eleganckie ciuchy, świetnie na nim leżały i wyglądał w
nich naprawdę dobrze. Jednak ta sztywna, uszyta według najnowszych trendów
marynarka ewidentnie działała mu na nerwy.
- Moi drodzy,
chciałbym wznieść toast. Za mojego drogiego przyjaciela, Joshimaru. – Starszy
Seijuro poklepał wspólnika po ramieniu. – I za owocną współpracę, która
bez wątpienia nas czeka.
Rudzielec miał
ochotę przewrócić oczami, widząc jak wszyscy zebrani klaskali,
przytakując jego ojcu.
Wstrętne
lizusy. Wskoczyliby w ogień, gdyby istniał choćby cień szansy, że tym wyczynem
zapewniliby sobie przychylność jego rodziciela.
Akashi coraz
bardziej miał dość tej szopki. Dusił się w tym miejscu i otoczeniu tych klaunów.
Coraz częściej zaczynał na poważnie zastanawiać się nad opuszczeniem domu. Nie
musiał martwić się o pieniądze. W ciągu tych wszystkich lat, gdy grywał w
koszykówkę, uzbierał pokaźną sumę. Nagrody, jakie otrzymywał za osiągnięcia
naukowe, też robiły swoje. Nie martwił się nawet znalezieniem pracy, bo
wiedział, że z jego umiejętnościami i nazwiskiem miało to być dziecinnie łatwe.
Nie chciał jednak zaniechać nauki, gdyż niewykształcony człowiek we
współczesnych czasach, nie miał co liczyć na zadawalającą posadę.
Mocne
szturchnięcie w bok wytrąciło Akashiego z rozmyślań.
- Na co
czekasz, idioto, zatańcz z nią – wysyczał przez zęby rozgniewany ojciec.
Akashi dopiero
wtedy zwrócił uwagę na stojącą obok niego, zawstydzoną dziewczynę, która
najwyraźniej próbowała zapytać go, czy z nią zatańczy.
Wpadka.
Jak mógł się
tak wyłączyć, że nie zauważył, kiedy podeszła?
- Najmocniej
cię przepraszam, musiałem naprawdę mocno się zamyślić. – Szybko wstał od stołu
– Czy mógłbym prosić cię do tańca? – Skłonił się, wyciągając do niej
dłoń z delikatnym uśmiechem, na którego widok rumieniec dziewczyny pogłębił
się, sięgając uszu i dekoltu. Przytaknęła szybko, odwracając wzrok.
Dziewczyna -
Yumiko, córka pana Joshimaru, była młodsza od niego o rok.
Młody Seijuro
zaprosił dziewczynę na środek parkietu, gdzie inni goście tańczyli walca
wiedeńskiego do muzyki granej przez specjalnie sprowadzoną na przyjęcie
orkiestrę.
Młodzieniec był
dobrym tancerzem, z wprawą prowadził swoją podenerwowaną partnerkę. Starał się
nie zwracać uwagi na „ochy” i „achy” starszych kobiet, zachwycających się ich
tańcem i tym, jak to niby cudownie do siebie pasowali. Czuł jak na te słowa
ojciec przebiegłe przygląda się jemu i Yumiko. Akashi domyślał się, co
staruszek zamyślał, gdyż ojciec już od dłuższego czasu naciskał na niego, żeby
znalazł sobie i przyprowadził do domu piękną pannę z dobrego domu.
Młodzieniec
przyjrzał się dziewczynie uważniej. Musiał przyznać, że była naprawdę śliczna.
Nieznacznie niższa od niego, o drobnej budowie, którą podkreślała
dopasowana, szmaragdowozielona sukienka. Czarne, długie włosy miała spięte
wysoko na głowie w misternego koka, z którego wymykały się pojedyncze pasma,
opadając na kark i skronie. Do tego te duże, zielone oczy, otoczone wachlarzem ciemnych
rzęs i jasna, delikatna jak jedwab skóra. Dziewczyna przypominała mu bardziej
mityczne bóstwo, niż żywą istotę.
Jednak czegoś w
niej brakowało. Akashi nie bardzo rozumiał czego, ale ten ważny element
przekreślał ją w jego oczach, jako potencjalną wybrankę.
Muzyka ucichła,
a goście nagrodzili artystów brawami.
Seijuro z galanterią ukłonił się i pocałował
dłoń zarumienionej nastolatki, po czym zgodnie z etykietą odprowadził ją na
miejsce, gdzie znajdował się jej opiekun.
Widział, że
ojciec chciał mu coś powiedzieć, nie zwrócił na niego jednak uwagi,
wychodząc na taras, by pooddychać świeżym powietrzem. Dusił się tam, w tym tłoku, wśród ciężkiej
woni drogich perfum, których całe flakony musiały wylać na siebie obecne na
przyjęciu kobiety.
Odchylił lekko
kołnierzyk palcami, a gdy to nie pomogło, poluźnił węzeł krawata. Odetchnął z
ulgą i oparł się o marmurową barierkę. Z przyjemnością wpatrywał się w piękne,
rozgwieżdżone niebo i księżyc, oświetlający srebrzystym blaskiem otaczające
rezydencje ogrody, dodając im tajemniczości i tworząc cudownie romantyczną
scenerię, którą zachwycali się przechadzający goście.
Akashi starał
się choć na chwilę odciąć od dobiegające z domu odgłosów rozmów,
skupiając się wyłącznie na wspaniałej muzyce. Przymknął oczy, ciesząc się
delikatnym wietrzykiem, muskającym jego twarz. Nie zwracał uwagi na kręcących
się po tarasie ludzi, dopóki ktoś koło niego przystanął. Poczuł jak ciężka dłoń
spoczęła na jego ramieniu.
- Wydaje mi się
synu, że musimy porozmawiać. – Akashi usłyszał koło siebie głos ojca.
Odwrócił się w
jego stronę z obojętna miną. Widział jak ciemne oczy mężczyzny przesuwają się
po jego twarzy, szukając jakichkolwiek oznak emocji, a nie znalazłszy ich powróciły
do jego oczu. – Akashi, jesteś już dostatecznie dorosły, żeby zacząć poważnie
myśleć o znalezieniu sobie odpowiedniej żony i zapewnienie ciągłości rodowi
Seijuro. Yumiko to naprawdę wspaniała dziewczyna, a z jej ojcem prowadzimy
wspólne interesy, to byłoby korzystne dla obu rodzin, gdybyście się pobrali.
Rudzielec czuł,
jak w jego gardle narasta wielka gula.
To niemożliwe,
ojciec musiał żartować. Chyba nie zamierzał układać mu życia?
Akashi
przyjrzał się uważniej twarzy starszego mężczyzny. Nic nie wskazywało na
jakąkolwiek oznakę humoru.
Czyli jego
ojciec mówił poważnie.
Młodzieniec
poczuł, jak krew zaczyna się w nim gotować. Nie mógł już dłużej pozwalać
swojemu rodzicielowi na dyrygowanie nim, Mężczyzna już dostatecznie często
ingerował w jego życie.
- Dlatego
postanowiłem w twoim imieniu poprosić Joshimaru o jej rękę. – kontynuował
ojciec.
- Nie zgadzam
się – powiedział Akashi spokojnym, zrównoważonym głosem, choć czół, jak
w jego wnętrzu narasta chęć nakrzyczenia na mężczyznę.
- Przepraszam,
chyba nie dosłyszałem, co powiedziałeś? – zapytał ojciec, marszcząc w
niezadowoleniu oczy.
- Powiedziałem,
że nie zamierzam się żenić z Yumiko – powtórzył Akashi odrobinę
głośniej.
- Ty chyba nie
rozumiesz. Ja cię nie pytam o zdanie. Ja ci niniejszym oznajmiam, że ożenisz
się z córką pana Jakazuki. – Twarz starszego Seijuro nabrała groźnego
wyrazu, który nie zrobił na Akashim najmniejszego wrażenia.
- To ty, ojcze
chyba nie rozumiesz. Mam dość tego, że od najmłodszych lat dyrygujesz moim
życiem. Do tej pory starałem się wypełniać wszystkie twoje polecenia i
zachcianki. Dumnie reprezentowałem naszą rodzinę, bo tego ode mnie oczekiwałeś.
Jednak tym razem przekroczyłeś granicę. Mam dość ciągłego ulegania ci i więcej
nie zamierzam tego robić. Tu i teraz oznajmiam ci, że w przeciągu najbliższych
kilkunastu godzin zamierzam opuścić ten dom i nigdy więcej nie kontaktować się
z tobą, ani z żadnym z twoich przydupasów. – Rudzielec wskazał dłonią na
otwarte drzwi i pozostałą część tarasu. Stali tam goście, przysłuchując się ich
rozmowie, jakby to było całkiem naturalne zachowanie. Na ich twarzach malował
się gama emocji. Przez rozbawienie, obojętność po zniesmaczenie, oburzenie i
przerażenie.
- Nie zamierzam
już więcej być ci posłuszny, w końcu zacznę żyć po swojemu.
- Za kogo ty
się uważasz, smarkaczu!? Jestem twoim ojcem! Beze mnie i moich pieniędzy byłbyś
nikim. – Twarz starszego mężczyzny stała się niebezpiecznie czerwona, a jego
pięści zacisnęły się, krusząc drogi, kryształowy kieliszek, który dotychczas
trzymał w prawej dłoni.
- Mylisz się.
Jestem dostatecznie silny, by zdobyć wszystko samemu. Wcale nie potrzebuje do
tego ciebie, ani twoich pieniędzy. Jak myślisz, dlaczego odkąd zacząłem odnosić
sukcesy sportowe, twoje wydawnictwo otrzymywało coraz więcej zleceń? Działo się
tak tylko dzięki mnie, dzięki temu, że jestem osobą rozpoznawalną w całej
Japonii, a nawet poza nią.
- Ale…
- Jak sądzisz,
co się stanie, gdy media dowiedzą się, w jaki sposób rzeczywiście
traktujesz swojego cudownego potomka? – na ustach Akashiego pojawił się
niebezpieczny uśmiech, a jego oczy zwęziły się i zaświeciły czerwonym blaskiem,
który przeraził jego ojca.
Mężczyzna nigdy
nie widział takiego syna. Zaczynał rozumieć dlaczego na boisku wszyscy się bali
Akashiego, unikali go i starali się schodzić mu z drogi. Przestraszony
mężczyzna rozejrzał się dookoła, mając nadzieje, że nikt nie słyszał ich słów.
- Stracisz
wszystko, a ja będę stał z boku i przyglądał się, jak powoli się pogrążasz. Nie
będzie mi żal, w końcu okazywanie go jest oznaką słabości, czyż nie ojcze? A ty
nienawidzisz słabości. Zwłaszcza u najbliższych.
- Jesteś
potworem – powiedział mężczyzna zduszonym głosem, starając się bezskutecznie
nie okazywać lęku, jaki zaczął wzbudzać w nim jego własny syn.
- Powinieneś
być ze mnie dumny, ojcze. Przecież tak właśnie mnie wychowałeś. Przyjrzyj mi
się. Jestem przystojnym, inteligentnym, obytym w świecie, młodym człowiekiem
bez jakichkolwiek słabości. Jestem absolutny[1].
Nigdy się nie mylę. – powiedział Akashi władczym głosem, wiedząc, że to w
rzeczywistości bzdura. Jednak tylko w ten sposób mógł wydostać się spod
władzy ojca. Musiał mu udowodnić swoją siłę, swoją wyższość.
- Takiego mnie
przecież chciałeś. Nie jesteś zadowolony? Nie posiadam słabych stron.
Wykorzystuję słabości innych, zwłaszcza najbliższych. Czyż nie tego mnie
uczyłeś? Zniszcz ich, zanim oni zniszczą ciebie. Czyż to nie twoje własne
słowa?
- Akashi, synu,
porozmawiajmy. Na pewno jest jakieś inne wyjście z tej sytuacji. Źle to
wszystko zrozumiałeś. Owszem trzeba być pozbawionym słabości i niszczyć
słabszych od siebie. Zwłaszcza tych stojących nam na drodze, ale żeby własnego
ojca… I… i… i jeśli nie chcesz, wcale
nie musisz się żenić z Yumiko. Masz jeszcze czas, z pewnością znajdziesz jakąś
odpowiedniejszą partię dla siebie. – Mężczyzna plątał się, starając za każdą
cenę udobruchać syna.
Rudzielca
niezwykle bawiła ta sytuacja. Jego własny ojciec, jedyna osoba, której
lękał się, jak niczego innego na świecie, bał się właśnie jego. Tego, co Akashi
mógł mu zrobić jednym, kilkuminutowym wywiadem dla prasy.
To było cudowne
uczucie, pokonać swój własny strach.
- Nie, ojcze,
podjąłem już decyzje. – Akashi z dumnie uniesioną głową ściągnął marynarkę i
przewiesił ja przez ramie, nonszalancko trzymając ją dwoma palcami. Wrócił
do środka. Nie zważając na oceniające go spojrzenia zaproszonych gości,
przemaszerował butnie przez środek sali i opuścił ją, udając się do mieszkalnej
części rezydencji.
Musiał
przygotować się do wyprowadzki.
Uśmiechnął się
przebiegle sam do siebie. Był z siebie dumny. Udało mu się, wreszcie był wolny.
Zapragnął od razu pobiec do najlepszego przyjaciela i podzielić się z nim tą
wiedzą. Na tą myśl uśmiech zniknął z jego twarzy.
Zapomniał o
tym. Przecież Shizuki nie był już jego przyjacielem.
Zniszczył tą
więź między nimi.
Akashi z
westchnięciem rzucił marynarkę na łóżko i usiadł na fotelu, przed
komputerem.
Tęsknił za
blondynem. Z nim mógł porozmawiać o wszystkim, tylko on był mu oparciem
po tym, jak załamał się po przegranej z Seirin[2].
Od tamtej pory
byli najlepszymi przyjaciółmi. Znali się co prawda z lat dzieciństwa, gdy to
ojciec Shizu pracował w ich wydawnictwie. Wtedy jednak nie spędzali zbyt często
czasu w swoim towarzystwie. Zapewne przez to, że blondyn chorował na astmę i
nie mógł się przemęczać, a on sam był niezwykle żywiołowym dzieckiem,
uwielbiającym spędzać czas wolny na świeżym powietrzu. Później ich kontakt
urwał się na parę lat. Spotkali się ponownie, gdy Akashi siedział w parku
załamany po tym, jak poniósł sromotną porażkę jako kapitan i członek drużyny
Rakuzan. Ojciec był wtedy na niego strasznie wściekły, więc rudzielec
postanowił zejść mężczyźnie z oczu, nie chcąc rozgniewać go jeszcze bardziej
swoją obecnością.
Shi przysiadł
wtedy koło niego, na ławce i bez żadnego wstępu zaczął ochrzaniać go za jego
bezmyślne zachowanie, jakim było siedzenie samemu, w drogich ciuchach, w parku
o tak późnej godzinie. Blondyn uważał, że Akashi sam się prosił o zostanie
pobitym i okradzionym. Po tym, jak Shi złajał go, a raczej opieprzył po
całości, blondyn przytulił go mocno, proponując żeby rudzielec spokojnie się
wypłakał na jego ramieniu. Shizu mówił, że to przyniesie mu ulgę, a nikt poza
nim samym nigdy się o tym nie dowie. Akashi skorzystał wówczas z propozycji,
zalewając koszulkę Shizuki słonymi łzami. Żalił mu się, opowiadając jakie to
straszne jest życie pod stałym nadzorem władczego ojca.
Shizu wcale go
nie oceniał. Wysłuchał go cierpliwie, głaszcząc uspokajająco po głowie i
plecach. Dzięki ciepłemu, kojącemu, niosącemu pocieszenie głosowi blondyna,
Akashi powoli się uspokoił.
Od tamtej nocy
spotykali się w parku niemal codziennie, by choć chwilę ze sobą porozmawiać,
podzielić się swoimi zmartwieniami i problemami. Zwyczajnie i miło spędzić
czas.
Młody Seijuro
wiedział, że sytuacja jego przyjaciela przedstawiała się znacznie gorzej od
jego własnej i niejednokrotnie proponował mu pomoc. Blondyn wtedy krzyczał na
niego, wymyślając mu od nadętych paniczyków, którzy uważają, że wszystko
można załatwić za pomocą kasy i odchodził obrażony. Shi był zbyt dumny na
przyjęcie od niego jakichkolwiek pieniędzy. Zresztą Akashi wcale mu się nie
dziwił, na jego miejscu zachowałby się zapewne tak samo. Dopóki miał możliwość,
sam rozwiązywał swoje problemy.
Rudzielec
ściągnął z szyi mały kluczyk, który miał zawieszony na srebrnym
łańcuszku i otworzył nim górną szufladę biurka. Spod ukrytej tam sterty nikomu
niepotrzebnych dyplomów i wyróżnień, wyciągnął niewielkie zdjęcie.
Przedstawiało ono młodego, drobnego chłopaka o srebrno – złotych włosach, które
układały się falami, spływając na wąskie ramiona ukryte pod troszkę za dużą,
granatową koszulką. Jego duże, szare oczy z fioletowymi plamkami mocno
wyróżniały się na niewielkiej twarzy o delikatnych, niemal kobiecych rysach i
jasno brzoskwiniowej skórze. Różowe, niewielkie usta uśmiechały się do niego
nieśmiało z fotografii.
- Shizuki, tak
bardzo za tobą tęsknie. – Akashi pogładził delikatnie kciukiem zdjęcie
oprawione w posrebrzaną ramkę. – Ale nie martw się, znajdę cię. Znów
będziemy mogli być przyjaciółmi i spełnimy swoje marzenie. Tym razem cię nie
zawiodę, obiecuję. – Czuł, jak jego oczy wypełniają się łzami. – Wybaczysz mi,
prawda? Shi... Tak bardzo cię przepraszam, tak bardzo przepraszam.
***
Shizuki z
przyklejonym do twarzy firmowym uśmiechem obsługiwał stolik, który
zajmowała grupka podstarzałych matron ubranych w niezwykle barwne, nie pasujące
do ich wieku sukienki i kapelusze. Z niewyjaśnionych powodów, nasuwały mu one
obraz kolorowych, egzotycznych ptaków, które będąc dzieckiem, wielokrotnie
widywał w domach zamożnych ludzi. Z całą pewnością kobiety robiły równie wiele
hałasu i zamieszania, co te wstrętne ptaszyska.
- A
słyszałyście już kochane ostatnie ploteczki? Podobno młody Seijuro pokłócił
się z ojcem i wyprowadził z domu.
Shi prawie
upuścił tace.
Nie mógł
uwierzyć, że Akashi wreszcie się zdobył na to, by sprzeciwić się ojcu.
- Tak, tak.
Byłam tam i wszystko słyszałam. Ojciec chciał go nakłonić do ożenku z córką
nowego wspólnika. Chłopak nie przyjął tego najlepiej – Zaszczebiotała jedna z
kobiet, machając z podekscytowania rękami, co jeszcze bardzie upodobniło ją do
jakiegoś wielkiego ptaszyska.
- No proszę,
jaka ta młodzież teraz niewychowana. Nie spodziewałam się tego po dziedzicu
rodu Seijuro. – Druga z oburzeniem powachlowała się energicznie pierzastym
wachlarzem.
- A ja mu się
wcale nie dziwie. W końcu ten bogaty dzieciak jest bardzo znany w całym kraju,
zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Stać go na dużo lepszą partię, niż
jakaś tam Yuriko, czy jak jej tam – powiedziała inna, głośno ciamkając. Zapewne
przez niedopasowaną protezę.
Shizu skrzywił
się z niesmakiem. Uważał, że tak bogate niewiasty powinny mieć choć trochę
klasy i taktu, a nie zachowywać się jak przekupy na targu.
- Yumiko. I
tak, tak. Teraz, gdy chłopak wyfrunął z gniazda, na pewno bardzo szybko się
ustatkuje i samemu zapracuje na swoje imię. Żebyście jeszcze słyszały, z jaką
klasą przygadał staremu Seijuro. Uch! Aż dostałam rumieńców z
rozbawienia, gdy patrzyłam jak staruszek miotał się i wściekał, pozostawiony
samemu sobie przez syna z niedoszłą synową i jej wściekłym ojczulkiem.
Shi nie mógł dać
wiary temu, co usłyszał. Akashi sprzeciwił się własnemu ojcu i wyprowadził z
domu. To zakrawało niemal o cud.
Uśmiechnął się
szczęśliwy. Był dumny z byłego przyjaciela i cieszył się, że ten zamierzał
rozpocząć nowe, samodzielne życie. Odciąć się od ojca i niechcianej
przeszłości.
Gdybym jeszcze
mógł zrobić to samo, co Akashi… - rozmarzył się Shizuki.
- Słodziutki, mówię
do ciebie. Czemu nie reagujesz? – oburzyła się jedna z papug, uderzając
wachlarzem o pomarszczoną i powykręcaną reumatyzmem dłoń.
- Pani wybaczy,
ale tak urzekł mnie pani kapelusz, że nie mogłem oderwać od pani wzroku. – Shi
miał nadzieje, że drobne kłamstwo go uratuje. Nie chciał, by te kwoki narobiły
mu w pracy kłopotów.
- Och! -
Zaszczebiotała kobieta, ukrywając twarz za wachlarzem i mrugając do niego
zalotnie.
Shizuki czuł,
jak na ten widok żołądek podchodzi mu do gardła.
- Kochane,
wiecie, ja chyba zamówię jeszcze jedną herbatę. Tak tu miło i przytulnie. Do
tego ta wspaniała i urocza obsługa. – kobieta zamruczała niemal jak kotka, nie
spuszczając z niego wzroku.
Shi jęknął w
duchu.
Dlaczego to
zawsze spotykało właśnie jego? Coś czuł, że zapowiadał się naprawdę koszmarny
dzień.
O matko..... To jest świetne... nie, wspaniałe! Serio, cierpię ostatnio na niedobór paringów z KnB i czytam to z jeszcze większą przyjemnością niż zazwyczaj :))
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że trafiłam w twoje upodobania :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam,
U-water.
Jej! Super opowiadanie! Mam nadzieję, że chłopaki szybko się spotkają, no i zastanawiam się czy, aby napewno nie było między nimi niczego oprócz przyjaźni. ^__^ *_*
OdpowiedzUsuń^_^DestielForeva*_*
Dzięki, staram się :)
UsuńChoć bardzo bym chciała, to nie mogę ci powiedzieć. Później byłoby zbyt nudno ;)
Dziękuję i pozdrawiam,
U-water.
Uwielbiam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńW końcu Ash przeciwstawił się ojcu, hura! Na reszcie będzie mógł żyć po swojemu :)
Wiadomo, że żadna Yumiko nie spodoba się Ashowi, bo on już dawno oddał swoje serce takiemu jednemu ;)
Wspaniale, że opisałaś, jak odnowili swoją przyjaźń, ale intryguje mnie, co się stało, że znowu oddali się od siebie? O co obwinia się Ash?
Shi ciągle interesuje się losem Asha, więc powinni bez problemu się pogodzić, no chyba, że rozegrał się wielki dramat, gdy się o coś pokłócili.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Z oddaniem serca to jeszcze nic nie wiadomo, wszystko jeszcze przed nami ;) A co do powodu oddalenia się, to wszystko zostanie z czasem wyjaśnione.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam,
U-water.
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, Akashi w pięknym stylu wyprowadził się z domu, jestem bardzo ciekawa ich ponownego spotkania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia