Shizuki
siedział na zapleczu, przygotowując się do swojej zmiany. Szło mu to topornie
ze względu na siniaki pokrywające jego brzuch, plecy i ramiona. Wczoraj po raz
kolejny doszło między nim, a pijanym ojcem do sprzeczki. Mężczyzna wściekł się
na niego, że nie chce mu dać pieniędzy na alkohol, a właściciel osiedlowego
sklepu nie chciał mu nic sprzedać, bo przekroczyli wyznaczony limit. Do ojca
nie docierało, że Shi nie chce dać mu pieniędzy, bo nic nie ma, że ostatnie
oszczędności wydał na leki. Rozzłoszczony mężczyzna nie słuchając wymówek
syna, postanowił wymusić na nim oddanie pieniędzy siłą. Zaczął okładać Shizu
pięściami, a gdy nastolatek nie miał już sił się bronić, przewrócił go i zaczął
kopać. Shi skulił się na brudnej podłodze, zasłaniając ramionami głowę.
Krzyczał, błagał ojca i płakał, tłumacząc mu, że naprawdę nic nie ma. Mężczyzna
przestał go bić dopiero, gdy blondyn stracił przytomność. Przeszukał jego
kieszenie, klnąc na czym świat stoi, gdy nie znalazł nic poza inhalatorem.
Shizuki pomimo
bólu udał się do szkoły, a później przyszedł do pracy.
Był
rozdrażniony. Humoru nie poprawiał mu również widok tego wstrętnego
miejsca, w którym był zmuszony spędzić kilka następnych godzin.
- Jestem jak
najbardziej za. Mam wrażenie, że to miejsce wysysa ze mnie każdą kroplę
testosteronu. Jest ohydne. Czyj to był pomysł, żeby tu przyjść? – usłyszał czyjś głos zza cienkiej ścianki. Aż
roześmiał się słysząc tą uwagę, która była tak bardzo zbieżna z jego
myślami. Widocznie nie wszystkim snobom to miejsce przypadało do gustu.
Pocieszające.
Shi poprawił
muchę, wychodząc na salę. Od razu wszedł za bar, żeby zmienić kolegę.
- Cześć,
Kenishi. Widzę, że mamy dziś spory ruch.
- Ta. Kto by
pomyślał, że mamy środek tygodnia. Normalnie gorzej niż w piątkowy wieczór.
- Aż tak źle? –
skrzywił się, widząc, że większość stolików była zajętych.
- Niestety.
Dobra, zbieram się. Widzimy się jutro, na razie. – Kenishi pomachał mu i zniknął na zapleczu.
- Pa – mruknął
Shi, zagłębiając się w rozpisane zamówienia. Wyglądało na to, że
wszystkie zostały zrealizowane i na tamtą chwilę nie miał nic do roboty. Zabrał
się więc za czyszczenie granitowego blatu. Co jak co, ale bar w tym miejscu był
naprawdę piękny. To było chyba jedyne miła dla oka rzecz w tym miejscu.
- Przepraszam!
Czy może pan tu podejść!? – podniósł wzrok znad baru na machającą do
niego dziewczynę. Bez słowa wziął notes i podszedł do stolika, przy którym
siedziała blondynka. Dopiero wtedy zauważył, że towarzyszyli jej dwaj młodzi
mężczyźni. Jeden miał krótkie, czarne włosy z opadającą na oczy grzywką. Jego
twarz pokryta była piegami, a zza cienkich, czarnych oprawek okularów,
spoglądały na niego radosne, niebieskie oczy.
Shizu uśmiechnął się do mężczyzny.
- W czym mogę
pomóc? – zapytał uprzejmie, wodząc wzrokiem po gościach siedzących przy
stoliku. Na widok drugiego mężczyzny, który znudzony spoglądał przez okno
odwrócony do niego bokiem, Shi aż upuścił notes.
To było niemożliwe.
Te
krwistoczerwone włosy, jasna skóra, bystre oczy z niewielką
heterochronią (jedno oko czerwone, drugie ciemnopomarańczowe), ostre rysy
twarzy…
- Akashi? –
szepnął przestraszony.
***
Młody Seijuro miał już dość siedzenia w tym
okropnym miejscu. Czekał tylko, aż kelner przyniesie rachunek, by się zmyć.
Wyglądał przez
okno, przyglądając się spacerującym ludziom. Część z nich szła parami
uśmiechając się do siebie wzajemnie, najwyraźniej ciesząc się towarzystwem
drugiej osoby. Kiedy on po raz ostatni tak naprawdę cieszył się z towarzystwa
drugiej osoby? Siedem, osiem miesięcy temu? Tak wiele czasu upłynęło odkąd po
raz ostatni widział się z Shizukim. Tęsknił za nim. Bardzo. Powoli tracił już
nadzieje na odnalezienie przyjaciela. Nie wiedział, gdzie mógłby go
jeszcze szukać. Poważnie zaczynał już rozważać zatrudnienie prywatnego
detektywa.
Shi, gdzie jesteś?
Gdzie mam cię szukać? Czy jesteś cały? Zdrowy? Boże, jeśli istniejesz, daj mi
jakiś znak.
- Akashi?
Rudzielca
przeszedł dreszcz na dźwięk tego głosu. Odwrócił się w jego kierunku. Na
widok stojącego przed nim chłopaka, jego źrenice się rozszerzyły.
To był naprawdę on!
Zmienił się.
Jego włosy były dłuższe, rysy twarzy ostrzejsze, o zapadniętych policzkach
świadczących o niedożywieniu, a oczy utraciły blask. Były matowe, jakby
pozbawione nadziei.
Shi, maleńki,
co ci się stało?
- Ekhem…
Akashi, znasz go? – zapytał Taishi przerywając krępującą ciszę. Na twarzy
blondyna pojawił się rumieniec zawstydzenia.
- Prze…
przepraszam. – Shi szybko podniósł
notes. – Pytałem czy w czymś państwu pomóc.
Rudzielec
widział jak Shizu starał się ukryć twarz przed jego wzrokiem, chowając ją za
włosami. Zaklął w duchu na swoją głupotę. Przecież po tym, co zrobił, było
normalne, że Shi chciał jak najszybciej się ulotnić.
- Poprosimy o
rachunek – powiedział Taishi, spoglądając zaciekawiony to na jednego chłopaka,
to na drugiego. Widział, że Seijuro chce porozmawiać z blondynem, a ich
obecność tylko mu w tym zawadza. Postanowił im dłużej nie przeszkadzać.
Przyglądał się Akashiemu, jak ten wodzi wzrokiem za oddalającym się do baru
nastolatkiem. – Znacie się, prawda?
- Owszem. Shizuki
i ja byliśmy kiedyś przyjaciółmi, ale spieprzyłem to.
- Daj spokój.
Rzucisz jakimś prezentem i będzie po krzyku. Ludzie jego pokroju są prości w
obyciu, myślą tylko o pieniądzach – powiedziała blondynka, przyglądając się
swoim paznokciom.
- Jesteś
jeszcze głupsza, niż myślałem – odpowiedział zimno Akashi, a jego oczy się
niebezpiecznie zwęziły i zaświeciły czerwonym blaskiem. – Shi nie jest, jak
inni ludzie. Ma swoją dumę i godność. Urodził się w zamożnej rodzinie, która
wszystko straciła. Pomimo problemów zawsze kroczy na przód, nie skomląc o pomoc
i nie przyjmując jałmużny, za co go podziwiam. I jeśli jeszcze raz w mojej
obecności go obrazisz, przysięgam na wszystkie świętości, że będziesz miała we
mnie największego wroga, a uwierz mi, nie jest to coś, czego byś sobie życzyła.
Czy wyraziłem się dostatecznie jasno? – powiedział lodowatym głosem, nie
spuszczając wzroku z przerażonej dziewczyny, która trzęsła się ze strachu,
szczękając zębami.
W całej
kawiarni panowała cisza. Wszyscy spoglądali na niego ze strachem.
- Akashi,
mówisz poważnie? Ale przecież ostatnio… - w panującej ciszy, szept blodyna
brzmiał niamal jak krzyk.
- Shi, bardzo
żałuję, tego, co powiedziałem. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to,
byleby tylko to, co się stało nie miało miejsca.
Ludzie w
kawiarni odetchnęli, gdy otaczająca rudzielca aura strachu zniknęła, a on sam
przemówił do nastolatka łagodnym, nietypowo ciepłym głosem.
- Kiedy
kończysz? Chciałbym z tobą spokojnie porozmawiać.
*
- Nie musiałeś
na mnie czekać. – Shi odgarnął opadającą na twarz grzywkę. Był piekielnie
zmęczony. Sporo się dzisiaj nabiegał między stolikami.
- Dobrze wiesz,
że musiałem. – Akashi stał przy wejściu, oparty nonszalancko o ścianę budynku
ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Wyglądał strasznie seksownie w tych ciemnych
jeansach, białej koszuli rozpiętej pod szyją i płaszczu sięgającym połowy ud.
Do tego potargane od ciągłego przeczesywania palcami włosy. Jego przyjaciel
wyglądał naprawdę gorąco. Nic dziwnego, że wiele kobiet siedziało w kawiarni
jak najdłużej, byleby tylko na niego popatrzeć. Shi nie miał jednak zamiaru na
to narzekać. Mimo, że przez to miał więcej pracy, trafiło mu się również
przez to więcej napiwków.
- Czemu mi się
tak przyglądasz? – rudzielec uśmiechnął się, widząc taksujący go wzrok Shizu.
- Zmieniłeś
się.
- Ty też. –
podszedł do niego i wziął w dłoń pukiel jego srebrno – złotych włosów –
Dobrze ci z tymi długimi włosami. Wyglądasz teraz prawie jak nimfa wodna.
Mógłbyś tylko trochę przytyć. – Akashi dźgnął go palcem w brzuch, a czując, jak
przeraźliwie chudy jest jego przyjaciel, podciągnął do góry jego sweter, chcąc
to zobaczyć na własne oczy.
- Akashi, co ty
robisz? Daj spokój – Shi próbował bezskutecznie odepchnąć jego rękę,
drugą zasłaniając swoje przeraźliwie wychudłe, blade ciało pokryte licznymi
siniakami.
- Shizu! Co się
stało!? – przeraził się na widok sińców. Niektóre z nich były
ciemnofioletowe, świeże, inne zielone i żółto – brązowe, prawie już zagojone. Ciało
blondyna przypominało nierówno dojrzewający owoc.
- To nic takiego.
– odepchnął jego dłoń, naciągając wysłużony sweter na nagą skórę. –
Miałem drobny wypadek.
- Kłamiesz.
Ktoś cię pobił. A sądząc po stadium gojenia się ran, nie był to pierwszy raz,
gdy to się stało.
- Ja… To nie
tak. Nie chce o tym rozmawiać. – Shi starał się odejść, jednak rudzielec nie zamierzał mu na to pozwolić.
Pociągnął go za rękę prosto w swoje ramiona, którymi mocno go objął, nie
pozwalając uciec.
- Shi, ja wiem,
że masz do mnie żal, że możesz mi nie ufać po tym, co ci powiedziałem, ale
zrozum, chcę to wszystko naprawić. Chcę żebyśmy znowu byli przyjaciółmi.
– przytulił go do siebie.
- Ja już nie
mogę, nie chcę tak dłużej. – ciałem blondyna wstrząsnął szloch, a z oczu
popłynęły łzy, mocząc Akashiemu płaszcz na ramieniu. – Nie mam już siły.
- Ciii…
Spokojnie, maleńki. – rudzielec pogładził
go po miękkich włosach – Powiedz mi, co się dzieje. Pomogę ci. Nie pozwolę ci
już dłużej ukrywać przede mną swoich problemów. Rozwiążemy je razem.
Tak, jak kiedyś. Pamiętasz? – wziął jego twarz w dłonie i spojrzał w duże,
szare, opuchnięte od płaczu oczy.
- Tak. – Shi
uciekał spojrzeniem. Wstydził się, że
Seijuro widzi go w takim stanie. Przy nim chciałby wypaść jak najlepiej,
zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu po tak długim czasie, a wyszedł na
rozchwianą emocjonalnie ofiarę życiową.
- Shizuki,
zaufaj mi. Proszę.
- Ja… -
spojrzał w końcu rudzielcowi w oczy, a to, co tam zobaczył, utwierdziło go w
przekonaniu, że jednak powinien dać mu drugą szansę i zwierzyć się ze swoich
problemów. Oczy Akashiego przepełnione były najprawdziwszym zmartwieniem
i troską o niego.
Pierwszy raz od bardzo dawna Shizuki szczerze się
uśmiechnął. Bo ktoś się o niego martwił.
Komuś naprawdę zależało na jego dobru.
- Dobrze.
Wszystko ci opowiem.
- Choć do mnie,
porozmawiamy.
Jeej! Dobrze, że wchodzę tu codziennie bo bym przegapiła rozdział ✌ . Świetne opowiadanie, masz super pomysły no i podoba mi się twój styl pisania. Pytania (tak z ciekawości): Wiesz już ile rozdziałów będzie miało to opko? No i czy już je napisałaś do końca, czy jeszcze nad nim pracujesz ? :D <3
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM I WENY ŻYCZE!!! :***
^_^DestielForeva*_*
Nadal nad nim pracuję. Wydaje mi się, że tak koło 20, a na pewno nie mniej niż 17.
UsuńDziękuję bardzo :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia,
U-water.
Jej nareszcie się spotkali!!!! Czekałam na ten moment od samego początku. Fajerwerek nie było, ale chociaż wyszło realistycznie :) Teraz czekamy na seksy!!! :D
OdpowiedzUsuńHahaha XD Na to to trochę poczekasz XD
UsuńA mi ciągle mało i za krótko, ale fajnie będzie ...prawda?
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję :)
UsuńPozdrawiam.
Witam ;)
OdpowiedzUsuńJakby tu zacząć.. może tak.
Tak się cieszę, że znalazłam tego Bloga !!
To opowiadanie jest wspaniałe (choć jest jakaś tam mała szansa, że mam zaburzoną wizję przez to, że uwielbiam anime) ale jednak w to wątpię. Piszesz tak... No właśnie nie wiem nawet jak to opisać.
No ale chodzi mi o to, że twoje słowa są takie proste, takie wciągające takie, że się czyta i czyta a nagle jest.." co to już koniec, przecież dopiero zaczęłam", choć niezupełnie tak było.
W każdym razie, należy ci się pokłon. Więc się kłaniam, bo twoje historia jest po prostu wspaniałe.
Oczywiście w najbliższym czasie nadrobię resztę opowiadań. ;D
Chciałabym się jeszcze zapytać, czy nie obrazisz się jeżeli umieszczę link do twojego bloga na własnym? Dzięki temu szybciej się dowiem o twoich nowych wpisach, a jeszcze moi goście może do ciebie wpadną i również zapoznają się z twym talentem ;D
No i oczywiście, jakby nuda do Ciebie zawitała zapraszam do mnie. Od razu prosząc o wyrozumiałość, bo przyznam, że nie dorastam Ci nawet do pięt.
http://yaoi-by-lanna.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;**
Rany... Przyznam, że nie mam pojęcia co powiedzieć. Całkowicie mnie zamurowało...
UsuńCieszę się, że ci się podoba, uwielbiam anime i pisanie tekstów opartych o nie sprawia mi wielką przyjemność. Co do nie dorastania do pięt - każdy kiedyś zaczyna. Ja również. Publikuję zaledwie od roku i nadal mam dużo nauki przed sobą. Znam wielu wspaniałych autorów, które są dla mnie wzorem i mam nadzieje kiedyś ich doścignąć.
Co do linka, nie mam absolutnie nic przeciwko, ale to bardzo miło, że pytasz :)
A na twojego bloga z całą pewnością zajrzę w wolnej chwili. A jak coś czytam to i komentuję, więc spodziewaj się kilku słów ode mnie :)
Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam,
U-water.
* którzy
UsuńNo wiesz co, żeby znowu kończy w tak interesującym momencie? Dlaczego? Tak dobrze mi się czytało, a tu nagle koniec.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że już się odnaleźli :) Ciekawe, co ich poróżniło?
Na początku rozdziału czułam wściekłość na ojca Shi. Jak można krzywdzić własne dziecko?
Ash zaopiekuje się Shi, bardzo w to wierzę :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Część odpowiedzi poznasz już w następnym rozdziale :)
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie,
U-water.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniale, w końcu Akashi chce pomóc i dobrze, a te słowa do tej dxiewczo tak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia