Rozdział
10
Był szczęśliwy. Bardzo
szczęśliwy. Szalał wręcz ze szczęścia.
Jego największe marzenie
wreszcie stawało się rzeczywistością. Kade go chciał. Właśnie jego. Nie jakąś
tam podstarzałą, kłamliwą lafiryndę, czy inną kobietę. Jego.
JEGO!
Wraz ze swoim rudymi
włosami, piegami, nieśmiałością w stosunku do obcych, niewyparzoną gębą i
złośliwościami z rana.
JEGO! JEGO! JEGO!
Miał ochotę wręcz skakać
z radości, co zapewne nie byłoby zbyt dobrze widziane zwarzywszy na sytuacje i miejsce,
w którym obecnie się znajdował.
Restauracja Angel była niezwykle szykowna, klimatyczna
i pełna klasy. Zarazem nie posiadła tej krępującej sztywności, którą cechowały
większość knajp dla snobów, jak zwykł nazywać takie miejsca.
Całe pomieszczenie
utrzymywane było w kolorach, bieli, delikatnego różu, srebra i złota. I choć
większości osób ich zestawienie wydałoby się kiczowate i mało męskie, trzeba
przyznać, że w tym miejscu harmonizowały się one perfekcyjnie. Nie można było
odmówić właścicielowi poczucia stylu i dobrego smaku.
Wraz z Alanem siedzieli
przy czteroosobowym stoliku w kącie sali, oczekując na ich „randki”. A
przynajmniej to Sanders jej oczekiwał. Shane miał mu tylko towarzyszyć i zająć
rozmową niechcianą przyzwoitkę w postaci brata kobiety.
- Coś długo ich nie ma. –
zwrócił uwagę przyjacielowi, który z nerwów bawił się krańcem śnieżnobiałego
obrusu, skubiąc zdobiącą go złotą nitkę.
- Zaraz pewnie będą. –
powiedział niepewnym głosem Alan, na co rudzielec prawie parsknął śmiechem.
Chyba nigdy nie widział Sandersa w takim wydaniu. Takiego szykownego,
poważnego, męskiego, a zarazem niezwykle niepewnego, skrępowanego i
wystraszonego.
Gdzie się podział ten
głupiutki, przebojowy młodzieniec, za jakiego uważali go wszyscy dookoła?
Odpowiedź była niezwykle prosta.
Zakochał się.
Miłość potrafiła z ludźmi
zrobić najdziwniejsze rzeczy, zmienić ich nie do poznania. Sam się zresztą o
tym przekonał.
Na samo wspomnienie
dzisiejszego pocałunku, późniejszych słów Kade’a i ich rozmowy, na jego twarzy
pojawiał się szeroki, szczery uśmiech.
O rany! Jest w związku z
Kade’em!
Miał ochotę wykrzyczeć to
całemu światu.
- A ty co się tak
szczerzysz? – zapytał go Alan z podejrzliwym wyrazem twarzy. – Doprawdy, z
początku zakładałem, że bawi cię ta cała sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy,
później, że masz w planach jakiś głupi żart, ale teraz jestem już prawie
pewien, że to coś innego. Co się stało?
- Ja i Kade jesteśmy
razem. – jego głos stał się aż piskliwy z podekscytowania. – Ale tak naprawdę,
naprawdę razem. – dodał, gdy zobaczył niezrozumienie w oczach kompana. – Koniec
z udawaniem narzeczonego i podrywaniem lasek. Kade zaproponował mi bycie razem.
Na wyłączność. Tak razem, razem. – wiedział, że zachowuje się jak szaleniec
podrygując na siedzeniu z radości, ale nie mógł się pohamować. Wręcz kipiał
szczęściem i pozytywną energią.
- T-to super. Serio. –
wydukał niepewnie Alan, po czym odchrząknął. – Gratuluję. – dodał szybko.
- Nie wyglądasz na
szczęśliwego. – jego entuzjazm widocznie zmalał pod badawczym spojrzeniem
przyjaciela.
- Wybacz. Ale jakoś
jestem sceptyczny do tego wszystkiego. Nie wierzę, że z dnia na dzień Kade
zdecydował się zostać twoim partnerem. On nie jest gejem, Shane. I może to cię
zaboli, ale czuję się w obowiązku powiedzieć ci, byś na niego uważał. Bo nie
wierzę w to jego nagłe zainteresowanie twoją osobą. Wiem, że znacie się z
Andersem niemalże od kołyski, ale ludzie stają się nieobliczalni, gdy do czegoś
dążą. A Kade z całą pewnością zmierza do określonego celu, jakim jest przejęcie
zwierzchnictwa nad firmą.
Collen wiedział, że Alan
ma świętą rację, a przynajmniej miałby, gdyby chodziło o jakiegoś innego
mężczyznę, a nie o Kade’a. A dlaczego? Ponieważ znał bruneta jak mało kto. Wiedział
mniej więcej, czego mógł się po nim spodziewać. I wiedział, że przyjaciel w
życiu nie wykręciłby mu takiego numeru dla własnego kaprysu, czy zaspokojenia
ciekawości. Bo go kochał. Nawet jeśli nie miłością romantyczną i szaloną, to
braterską i przyjacielską. Był tego pewien.
- Wiem, że się o mnie
martwisz. – powiedział spokojnie, starannie dobierając słowa. – Jestem ci za to
niezmiernie wdzięczny. Naprawdę. Jednak musisz wiedzieć, że ufam Kade’owi, jak
mało komu. On mnie nie skrzywdzi. Nawet jeśli po pewnym czasie zdecyduje, że do
siebie nie pasujemy, jestem pewny, że będzie wstanie załatwić to tak, by
sprawić mi jak najmniej bólu.
- Czyli nie jesteś pewien
happy endu? Tego, że będziecie żyli długo i szczęśliwie? – zapytał blondyn z
nutką kpiny w głosie.
- Przyganiał kocioł
garnkowi. Sam już się widzisz się z Dorą na ślubnym kobiercu, więc się nie
czepiaj. – prychnął rozbawiony, wpędzając przyjaciela w zawstydzenie. – A
odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie. Nie. Nie jestem pewien, że za pół
roku, za rok lub dwa, ja i Kade będziemy nadal razem. Takich rzeczy nigdy nie
można przewidzieć. Dlatego zawsze należy pamiętać, że o prawdziwy związek, o
miłość należy walczyć, dbać o nią i pielęgnować. Dzięki temu kwitnie, staje się
silna i mocna.
- Ładnie powiedziane. Lecz
skoro jest, jak mówisz, to dlaczego jest tak wiele rozwodów? Tak wiele zdrad i
nieszczęśliwych małżeństw? Nie biorą się przecież znikąd.
- To proste. Większość
ludzi nie wie czym jest prawdziwa miłość. Nazywa nią najbardziej błahe, nic
nieznaczące miłostki. Natomiast, gdy rzeczywiście natką się na tą szczególną
osobę, traktują związek zbyt lekko. Nie dbają o niego. Bo musisz wiedzieć, żeby
istniało małżeństwo, para, potrzeba jest do tego, jak sama nazwa wskazuje, dwojga
ludzi. Takich, którym naprawdę zależy. Nie można tworzyć związku w pojedynkę.
Obie strony muszą tego chcieć.
- Piękne słowa. –
spuentował jego wypowiedz jakiś kobiecy głos. Chwilę później w zasięgu jego
wzroku pojawiła się dość drobna brunetka o długich, lekko kręconych włosach,
spiętych fantazyjnie na czubku głowy. Kilka kosmyków otaczało jej twarz w
kształcie serca. Jej oczy były duże i jasnoniebieskie, z psotnym błyskiem, a
jednocześnie powagą i inteligencją. Shane był pewny, że pod tą burzą loczków,
krył się naprawdę błyskotliwy umysł. – A zatem to jest ten rudowłosy geniusz, o
którym mi tyle opowiadałeś? – kobieta zapytała Alana, który szybko się podniósł
na jej widok.
- Tak. – Sanders pochylił
się i musnął pocałował brunetkę w policzek. – Pozwólcie, że was sobie
przedstawię. Dora, to mój przyjaciel Shane. Shane to właśnie Dora.
- Miło mi cię poznać,
Alan sporo mi o tobie opowiadał. – kobieta wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą
zaraz uścisnął.
- Z wzajemnością.
- Mam nadzieje, że w
samych superlatywach? – zapytała, patrząc podejrzliwie na Sandersa.
- Jak najbardziej.
- Rany, aż zęby bolą od
tego lukru. – odezwał się mężczyzna stojący za Dorą. Shane spojrzał na niego i
zamrugał zaskoczony. A następnie parsknął śmiechem.
Tej osoby absolutnie się
tu nie spodziewał.
- No tak. Mogłem się
spodziewać, że Alanowi chodzi o ciebie. W końcu nikt lepiej niż ty nie potrafi
samym wzrokiem sprawić, że człowiek ma ze strachu pełne gacie. – zachichotał
rozbawiony, wprawiając tym wyraźnie Sandersa w konsternacje.
- Znacie się? – zapytał
ten niepewnie, całkowicie zignorowany przez Shane’a i jego nieoczekiwanego
towarzysza na ten wieczór.
- Ta, ty też masz pełne
gacie. – prychnął jego rozmówca.
- Wcale, że nie!
- Owszem. Ale nie ze
strachu i nie z tej strony. Tak się cieszysz na mój widok? – mężczyzna
uśmiechnął się w ten swój drapieżny sposób, taksując całą sylwetę rudzielca
swoimi jasnozielonymi, kocimi oczami. – Nie żebym narzekał z tego powodu.
- Znacie się? – Alan
spróbował ponownie.
- Ależ skąd. Zapewniam c
że to wina wibratora, którego skrywam w tyłku. Mówię ci, daje niezłego kopa. I
jest dużo lepszy od tego kija, którego u siebie chowasz. Powinieneś spróbować.
– Shane nie dawał za wygraną. Na jego słowa Dora zaczęła chichotać, wyraźnie
rozbawiona, a Alan starał się ukryć swoją zarumienioną ze wstydu twarz w
dłoniach.
- Samemu to żadna zabawa.
- Proszę, przestańcie, bo
mi makijaż spłynie. – przerwała im Dora, zagryzając wargi, by nie roześmiać się
głośno. Sanders wstydził się na nich nawet spojrzeć, wyszeptał tylko pod nosem
coś, co brzmiało jak „Za jakie grzechy?”.
- Wybaczcie. – uśmiechnął
się przepraszająco do Dory i Alana, po czym zwrócił się do wcześniejszego
rozmówcy. – Dobrze cię widzieć Cole.
- Z wzajemnością
dzieciaku.
***
Wieczór upływał im w
bardzo przyjemnej atmosferze. Poza początkowym przekomarzaniem się, starali się
z Colem hamować swoje złośliwości. Nie obyło się jednak bez kilku kąśliwych
uwag.
Zwłaszcza, gdy kelner
zaproponował im deser, a Shane stwierdził, że ma ochotę na coś mocniejszego i
poprosił o Danielsa. Musiał sprecyzować, że chodziło mu o Jacka Danielsa, gdy
Cole z zaskoczenia aż zakrztusił się pitym winem.
No i była jeszcze
sytuacja, gdy przyznał się, co zamierzał włożyć na tą pseudo randkę.
- Nie. Błagam, powiedz
mi, że nie zamierzałeś mi tego naprawdę zrobić. – wychrypiał przerażony Alan.
Jego oczy były wielkie jak spodki, gdy spoglądał na niego z jawnym
niedowierzeniem.
- Zamierzałem. –
uśmiechnął się psotnie.
- Szkoda, że tego nie
zrobiłeś. – mruknął rozczarowany Cole. – Zobaczyć cię w motocyklowych butach i
ciasnych, skórzanych szmatkach, to byłoby naprawdę coś. Jednak nie wiem, czy
byłbym wstanie zdzierżyć ten ciemny makijaż i czarny lakier do paznokci.
Doprawdy nie ma nic gorszego od faceta spędzającego przed lustrem tyle samo
czasu, co kobiety. Okropność. Do tego nie wiem, czy wiesz, ale to paskudztwo
strasznie cuchnie. – brunet wzdrygnął się z obrzydzeniem.
- W takim razie dobrze,
że Kade zmusił mnie do zmiany zdania i założeniu zwyczajowego stroju, w
przeciwnym razie byłbyś zmuszony zabijać wzrokiem Alena ilekroć ten przysunie
się zbyt blisko Dory, siedząc kilka stolików dalej. Och, cóż za strata. –
złapał się za głowę z udawanym przerażeniem.
Kade rzeczywiście namówił
go do dania sobie spokoju z przebierankami. A raczej dość jednoznacznie wypowiedział
się na temat kuszenia każdego zdrowego faceta w zasięgu wzroku. Bardzo mu to
pochlebiło. W dość pokrętny sposób, ale zawsze.
- Kim jest Kade? –
zapytał nieoczekiwanie Cole. Jego ciemne brwi zmarszczyły się, a źrenice lekko
zwęziły. A przynajmniej tak mu się zdawało. W każdym bądź razie, Daniels
wyglądał teraz jak drapieżnik polujący na swoją ofiarę.
Niezwykle atrakcyjnie,
ale i niebezpiecznie.
- Kade to przyjaciel
Shane’a. Znają się praktycznie od zawsze. – pośpieszył Alan z wyjaśnieniami.
- Tak, to prawda. Choć po
sposobie, w jaki się poznaliśmy, w życiu byś się nie domyśliłbyś się, że z
czasem staniemy się sobie tak bliscy. – zachichotał. – Poza tym Kade, to nie
tylko mój przyjaciel. – na jego ustach zagościł szeroki uśmiech. Znowu wracał
myślami do dzisiejszego popołudnia.
- No, jak widać, jest też
twoją stylistką. – prychnął Cole, rzucając okiem na jego białą koszulę i czarny
krawat w prążki.
Shane’a zastanawiało, czy
ten wielki i „zły” facet zdaje sobie sprawę, jak bardzo przypomina kota. Nie
tylko za sprawą oczu. Poruszał się tak samo, jak to stworzenie, prychał i
zachowywał się równie bezczelnie.
Nie żeby zaczął się wylizywać
na środku restauracji, po prostu chodził własnymi drogami i miał gdzieś, co
myślą o nim inni. Miał również w sobie coś tajemniczego, władczego, podobnie,
jak koty.
- Nie, Kade nie jest moją
stylistką, już nie. Po prostu jesteśmy parą.
- Ja i ty? Rany, szybki
jesteś. – jedna z ciemnych brwi bruneta uniosła się do góry w kpiącym wyrazie.
Collen nie mógł się nie zaśmiać.
- Nie. Ja i Kade.
- Nie wiedziałem, że
jesteś z kimś związany. – ton Cole’a przestał być prześmiewczy, a stał się
poważny, a nawet lekko surowy i naglący. Tak, jakby oczekiwał od niego
natychmiastowych wyjaśnień. Nie spodobało mu się to.
- To świeża sprawa. –
wtrącił się szybko Alan, zapewne chcąc ratować sytuację, bo atmosfera pomiędzy
Danielsem a Collenem stawała się wyraźnie napięta. – Właściwie zeszli się
dopiero dzisiaj. Wiecie, to dość zabawna historia. Shane miał udawać
narzeczonego Kade’a, by ten przez nikogo nie podejrzewany, mógł się umawiać z
małżonką swojego szefa. Parę buziaków, przytulanek i Andersowi wreszcie
otworzyły się oczy.
- I ty naprawdę sądzisz,
że nawrócisz heteryka? – zakpił Cole, nie spuszczając wzroku z Shane’a.
- Może tak, a może nie.
Poza tym nie wydaje mi się, by to była twoja sprawa. – głos rudzielca stał się
ostry, nieprzyjemny.
- Owszem, moja.
- Tak? A kto ją nią
uczynił? Z całą pewnością nie ja.
- Sam uczyniłem z tego
moją sprawę. – Daniels niemal warknął, przez co Alan odsunął się gwałtownie od
stołu, niemal spadając z krzesła. Na Shane’ie jednak nie zrobiło to większego
wrażenia. – Nie będę cię okłamywał. Podobasz mi się, bardzo. Do tego nie da się
ukryć, że cię lubię. Lubię twoje poczucie humoru. Do tego dogadujemy się
całkiem dobrze. No i co najważniejsze, nie boisz się mnie. To chyba zrozumiałe,
że rozważałem swoje szanse, prawda? – powiedział Cole bez ogródek, wprawiając
go tym w osłupienie. Naprawdę nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
W życiu.
Nie od kogoś pokroju
Danielsa. Ale z drugiej strony nigdy nie spodziewał się usłyszeć tak od Kade’a.
- Jakie to przykre,
braciszku. Spotkałeś swój ideał, a on jest już zajęty. Co zamierzasz teraz
zrobić? – spytała Dora między kęsami ciasta marchewkowego z ciemną czekoladą.
- To, co uczyniłby każdy
prawdziwy łowca, zaczaję się i poczekam na odpowiedni moment do ataku. – brunet
odparł całkiem szczerze, pesząc go tym jeszcze bardziej.
Nie zdawał sobie sprawy,
że wpadł Cole’owi w oko. Ani, że ten nie zamierzał rezygnować z podboju, nawet
wiedząc, że Shane jest już zajęty. Nie miał pojęcia, jak powinien na to
zareagować, co powiedzieć.
Bo może mu się tylko
zdawało, ale brzmiało to tak, jakby Daniels z góry zakładał, że uda mu się go
odbić Kade’owi albo, że jego związek z Andersem już wkrótce się rozpadnie.
A przecież to nie było
możliwe.
Na początku kibicowałam Shane'owi i Kade'owi, jednak od poprzedniego rozdziału coś mi zgrzyta. Ta przemiana Kade jest jakaś dziwna, chociaż przecież na nią czekałam. Za to jestem zachwycona Colem i mam nadzieję, że dopnie swego i zdobędzie Shane'a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny IVE
Na początku kibicowałam Shane'owi i Kade'owi, jednak od poprzedniego rozdziału coś mi zgrzyta. Ta przemiana Kade jest jakaś dziwna, chociaż przecież na nią czekałam. Za to jestem zachwycona Colem i mam nadzieję, że dopnie swego i zdobędzie Shane'a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny IVE
Ja tam nie wiem, komu kibicuję. Naprawdę nie wiem,. Po prostu poczekam, jak się to rozwinie.
OdpowiedzUsuńile rozdziałów będzie miał to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńSama jeszcze nie wiem, bo jestem w trakcie pisania. Na pewno więcej niż dwadzieścia.
UsuńJej. Twoich bohaterów nie da się nie lubić. A totrudne kiedy trzeba wybrać stronę. Na szczęście Alan jest hetero i nie leci na Shanea. Jejku mam nadzieje że jeśli sparujesz ze sobą Kade i Shanea to znajdziesz kogoś fajnego Colemu, albo jak zrobisz paring Colemu i Shaneowi to jakoś uszczęśliwisz Kadea... xD Życzę weny weny i czekam z utęsknieniem na dalsze losy, dawno op mnie tak nie wciągnęło, aż ciesze się z temperatury i nudy bo przez nie tu wpadłam :P
OdpowiedzUsuńhej, a kiedy będzie następny rozdział?
OdpowiedzUsuńStaram się zamieszczać rozdziały co poniedziałek, w razie przesunięć informuję o tym z wyprzedzeniem.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak, o tak to Cole, i to nagłe zmienienie i przyznanie, że Shane mu się podoba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia