Kłamstwo - Rozdział 24

 
Usta Shane’a zostały zagarnięte w żarłocznym, władczym pocałunku zaraz po przekroczeniu progu. Cole przycisnął go do twardej powierzchni drzwi, które zamknęły się z hukiem pod naporem ich ciał.

- Nawet nie wiesz, od jak dawna o tym marzyłem. Od jak dawna pragnąłem cię mieć. – ciepłe usta błądziły po jego szyi i okolicy ucha wywołując u niego dreszcze. Wczepił się palcami w płaszcz na szerokich ramionach, bojąc się, że jego nogi nie utrzymają jego ciężaru. Był podniecony. Jego ciało płonęło, wyrywało się do mężczyzny przednim. Do mężczyzny, który trzymał go w swoich ramionach, odgradzając od ludzi i całego świata. W tych ramionach czuł się mały i kruchy. Czuł się kochany i wielbiony. Chciany. Cole dotykał go i pieścił, jakby był najcenniejszym skarbem. Jego duże, szorstkie dłonie, wdarły się pod materiał jego koszuli i pieściły delikatną, jasną skórę. Dotyk był zaborczy i naglący, a jednocześnie delikatny i kojący. Jakby Cole nie mógł się zdecydować, czy nie zedrzeć z niego ubrań i mieć natychmiast pod sobą, czy może jednak rozebrać go powoli i kochać się z nim leniwie i czule. Brunet miał w sobie tyle sprzeczności. Jakby w jego ciele żyły dwie różne istoty, które były zgodne co do jednego – w pragnieniu posiadania Shane’a.

- Cole – jęknął przeciągle, gdy Daniels przejechał opuszkiem palca po jego nagim sutku. – Cole, proszę.

Brunet tylko się uśmiechnął drapieżnie. Jego jasnozielone oczy błyszczały wewnętrznym blaskiem, upodabniając go do polującego kota. Był jak drapieżnik w czasie polowania. A to on właśnie był jego ofiarą. Ofiarą, którą Daniels tropił od dłuższego czasu i która sama wpadła mu w ręce.

- Mówiłem, że będziesz mój – powiedział Cole, jakby był w jego głowie i znał jego myśli.

Miał zamiar na to prychnąć i obdarzyć mężczyznę jakiś ostrym, sarkastycznym tekstem, jednak gdy tylko rozchylił wargi, te zostały na powrót zamknięte przez wymagające, pożądliwe usta. Sapnął w nie, obejmując Cola za szyję. Zagłębił palce, w długich, ciemnych włosach, które byłe elementem jego niejednej fantazji. Ściągnął z nich gumkę i odrzucił za siebie, nim ponownie wsunął palce w ciemne kosmyki. Brunet tylko na to jęknął, pogłębiając pocałunek.

Shane poczuł, jak język Cole wsuwa się do jego ust. Przez chwilę bawił się z jego własnym organem, delikatnie go pieszcząc i gładząc, zapoznając się z jego fakturą i smakiem. Z czasem pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i wygłodniały, jakby Cole nie miał go dość. Jakby pragnął go coraz więcej i więcej. Język Danielsa nie ograniczał się już tylko do zabawy z jego językiem, zaczął zagłębiać się coraz dalej. Badał zęby, policzki i podniebienie. Zawłaszczał go. Żądał od niego poddania się i podporządkowania. A Shane mógł mu na to pozwolić. Tylko tu. Tylko teraz.

Przerwał pocałunek, żeby wyszeptać tuż przy uchu kochanka – Weź mnie.

Cole warknął na to jak rozjuszone zwierze i poderwał go do góry, oplatając się nogami architekta wokół tali i ściskając go mocno za pośladki.

Sapnął zaskoczony siłą mężczyzny, obejmując go ciaśniej. Przywarł ustami do jego szyi, tuż nad kołnierzykiem, pieszcząc językiem rozgrzaną skórę.

- Rób tak dalej, a nie dotrzemy do sypialni – głos mężczyzny był stłumiony i ochrypły z pragnienia.

- A może właśnie tego chcę? – przejechał dłonią po koszuli na piersi Cole’a, czując nieopisaną radość i dumę z samego siebie, gdy mięśnie pod jego palcami zadrgały. – Może liczę na to, że przyciśniesz mnie do ściany i wypieprzysz do utraty zmysłów? – przygryzł płatek ucha bruneta, szczerząc się szeroko, gdy ten się wyraźnie spiął i wciągnął ze świstem powietrze przez zęby. Cole był na granicy, a on zamierzał go z niej zepchnąć. Wiedział, że mógł później tego żałować, ale chciał wszystkiego, co ten wielki, seksowny mężczyzna mógł mu dać. Nie jutro, czy pojutrze, za rok, czy dwa. Chciał tego w tym momencie. Teraz. Zaraz.

- Weź mnie – kusił, pieszcząc małżowinę ucha językiem i oddechem.

- Zrobię to – powiedział Cole, spoglądając na niego wygłodniałymi oczami, o rozszerzonych do granic możliwości źrenicami, które przysłoniły całą tęczówkę. Jego oczy były czarne, jak dwa tunele, w które Shane pragnął się zagłębić i pozostać tam już na zawsze.

- Zrobię to – powtórzył mężczyzna. – Zrobię, ale na moich warunkach.

Cole przerzucił go sobie przez ramie, na co rudzielec sapnął z oburzeniem. Przez chwilę czuł się jak dziewka uprowadzona, przez najeźdźcę.

- Ty barbarzyńco – wycedził prze zęby, na co brunet tylko się zaśmiał.

- Sam się o to prosiłeś.

- Na pewno nie o to. Miałem nadzieje na kawał dobrego seksu, a nie zabawę w jaskiniowca. Nie będę twoją ofiarą.

- Nie martw się. – Cole zrzucił z nich obu buty i wierzchnie ubrania, po czym ruszył w stronę schodów, gdzie mieściła się sypialnia mężczyzny. – Zadbam, żeby twój tyłek na zawsze zapamiętał tę noc.

Shane prychnął głośno, przewracając oczami, za co otrzymał mocny klaps w jeden z pośladków. Sapnął zaskoczony. Nie dlatego, że był oburzony zachowaniem przyszłego kochanka, ale dlatego, że mu się to podobało, czego się nie spodziewał.

- No proszę, proszę. Będę musiał to zapamiętać na przyszłość – w głosie Cole’a było za dużo rozbawienia i arogancji jak na jego gust. Zamierzał zadbać o to, by w najbliżej przyszłości utrzeć mężczyźnie nosa i pokazać mu jego miejsce. Może i był dużo mniejszy i słabszy od Danielsa, ale również był facetem i zamierzał Cole’owi o tym przypominać na każdym kroku. Mężczyzna mógł sobie rządzić w łóżku ile tylko chciał, nie przeszkadzało mu to, on natomiast zamierzał dowodzić na innych frontach i miał zamiar się upewnić, że Cole o tym wiedział.

Już wkrótce.

Z tego wszystkiego nawet nie zauważył kiedy przekroczyli próg sypialni bruneta. Nie dane mu było jednak podziwiać jej wystrój, bo Cole bezceremonialnie rzucił go na łóżko. Duże łóżko, jak zdążył zauważyć.

Mężczyzna wspiął się tuż za nim, klękając nad jego biodrami. Bez zbędnych słów odpiął mankiety swojej czarnej koszuli, a później rozpiął kilka górnych guzików i zdjął ją przez głowę.

Shane prawie połknął swój własny język na widok nagiego ciała, jakie miał przed oczami. Cole mógł uchodzić za jednego z mitycznych bożków. Sam Michał Anioł byłby wniebowzięty, posiadając takiego modela. Szerokie ramiona i klatka piersiowa, wyraźne mięśnie brzucha, wystające kości biodrowe, które zamierzał w niedalekiej przyszłości objąć udami.

No i oczywiście smok.

Tatuaż, który podobał mu się i kusił jego palce i usta już od momentu, gdy pierwszy raz ujrzał mężczyznę.

Wyciągnął dłoń, pragnąc go dotknąć. Cole jednak chwycił go za nadgarstek i przycisnął go do poduszki, to samo robiąc z drugą jego ręką.

Spojrzał na mężczyznę, marszcząc brwi w niezadowoleniu.

- Nie teraz. Jeśli teraz mnie dotkniesz, wszystko skończy się zanim się tak naprawdę zacznie, a nie chcę tego. Nie tym razem. Tym razem nie zamierzam się śpieszyć.

Shane spojrzał na niego z zaciekawieniem, unosząc kpiąco jedną brew.

- Nie martw się dzieciaku, zadbam o to, byś jutro nie czuł tyłka.

Parsknął głośno, rozbawiony. Jego rozbawienie zniknęło w chwili, gdy Cole podwinął do góry jego koszule i bez ostrzeżenia przejechał językiem od jego brzucha aż do piersi, zatrzymując się na sutku, który lekko przygryzł. Biodra Shane’a wystrzeliły w powietrze. Jego całe ciało wygięło się w łuk, a z ust uciekł głośny, przeciągły jęk.

- Cole – wysapał, spoglądając na mężczyznę rozszerzonymi oczami. Jego oddech się urywał, a skóra była rozgrzana i zaczerwieniona z podniecenia. – Cole – powtórzył.

- Ćśśś – wyszeptał brunet, pieszcząc językiem jego klatkę piersiową i sutki.

Shane był ledwo świadom tego, że Cole podczas tych zabiegów jednocześnie go rozbierał. Moment, gdy mężczyzna go pocałował, stykając z sobą ich nagie klatki piersiowe powitał z ulgą.

- Shane. – wyszeptał brunet, odrywając się od jego ust i spoglądając mu prosto w oczy. W oczach Cole’a poza pragnieniem i nieopisanym pożądaniem znajdowało się jeszcze inne uczucie. Miękkie i delikatne. Uczucie które sprawiło, że serce Shane’a podeszło do gardła i ścisnęło się boleśnie.

- Kocham cię, Shane – wyszeptał Cole, ponownie nakrywając jego usta własnymi. I może tak było lepiej. Bo nie mógł odpowiedzieć mu tym samym. Nie w tamtym momencie. Nie, gdy nie był tego stuprocentowo pewny. Bo to byłoby kłamstwem. A obiecał sobie już nigdy więcej się nie okłamywał. Dlatego nie powiedział nic. Wczepił się jedynie kurczowo w ciało większego mężczyzny, wbijając palce w jego ramiona. Cole’owi to musiało wystarczyć za odpowiedź, bo pogłębił pocałunek, wciskając go biodrami mocniej w materac.

Brunet poruszył się, ocierając się o niego kroczem. Shane sapnął, gdy ostry, szorstki jeans otarł się o jego wrażliwego członka, jeszcze bardziej go nakręcając. W tamtej chwili pragnął zedrzeć te dzielące ich warstwy materiału, by nie zakłócały dotyku ich nagich ciał. Potrzebował kontaktu skóry o skórę, jakby od tego zależało jego własne życie.

- Cole – jęknął, wyciągając ręce do paska mężczyzny, żeby go rozpiąć i choć trochę zsunąć z niego spodnie. By dać znać kochankowi czego pragnął i potrzebował. – Cole. – ponownie jęknął, tym razem cierpiętniczo, gdy jego ręce ponowne zostały przyszpilone do poduszki.

- Ćśśś – wyszeptał mężczyzna, przytulając się policzkiem do jego własnego, po czym musnął go wargami.

Shane posłusznie zamilkł, przygryzając wargi.

Cole podniósł się na przedramionach, przyglądając się jego ciału. Ciemne oczy błyszczały szczęściem i podnieceniem. Pod ich naporem poczuł zawstydzenie. Czuł się nagi jak nigdy przedtem. Bo nikt wcześniej tak na niego nie patrzył, nawet Kade.

- Tak piękny – powiedział Cole, nim złożył pojedynczy, krótki pocałunek na jego wargach, które zaraz zaczęły mrowić. Jakby już tęskniły za dotykiem warg drugiego mężczyzny.

- Tak bardzo piękny. – Tym razem brunet pocałował jego szyję.

Cole schodził pocałunkami coraz niżej i niżej. Zatrzymując się na chwilę dłużej na sutkach, które przygryzał i pieścił językiem dopóki Shane nie zaczął go błagać o przestanie. Kolejnym przystankiem był jego pępek, w który mężczyzna zagłębił swój język i wycałował jego okolice.

Daniels doprowadzał go do szaleństwa swoim opanowaniem i cierpliwością, podczas gdy on z trudem był wstanie powstrzymać się od dojścia w spodnie. Sapał i jęczał, unosząc biodra w niemej prośbie.

 

Cole przyglądał się uważnie podnieconemu rudzielcowi. W najśmielszych snach nie podejrzewał, że to będzie takie wspaniałe, a przecież na dobrą sprawę dopiero zaczynali. Jednak widok, jaki przedstawiał sobą Shane w tamtym momencie byłby wstanie doprowadzić do obłędu każdego geja i przeciągnąć na drugą stronę niejednego heteryka.

Włosy rudzielca były rozczochrane, oczy rozszerzone i zamglone mgiełką pożądania. Nabrzmiałe od pocałunków wargi były rozchylone w niemym zaproszeniu, a zarumieniona, naznaczona gdzieniegdzie malinkami skóra, aż prosiła się o dotyk i skosztowanie. I jeśli wcześniej Cole czuł się podniecony, tak w tamtym momencie poczuł, że jeśli zaraz nie będzie miał Shane’a, to jego członek rozerwie mu spodnie.

Podniósł się na kolana i zaczął rozpinać jeansy Wzrok Shane’a podążał za ruchami jego palców na mosiężnej sprzączce paska, a później na rozporku. Rudzielec oblizał wargi, co tylko go nakręcało. Pośpiesznie pozbył się spodni, zsuwając je razem z bielizną i skarpetkami. To samo zrobił z rzeczami Shane’a, który sapnął w chwili, gdy jego członek został uwolniony.

Cole zapatrzył się na nabiegły krwią organ. Członek rudzielca był odrobinę krótszy i szczuplejszy od jego własnego, z główką o kształcie śliwki, z której dziurki obficie sączył się preejakulat. Na ten widok jego usta nabiegły śliną.

Pragnął skosztować Shane’a.

Pochylił się do przodu i polizał koniuszkiem języka samo wędzidełko. Rudzielec w odpowiedzi poderwał gwałtownie biodra do góry. Głowa Shane’a została odrzucona do tył, a z jego usta wyszedł jeden z najcudowniejszych i najbardziej erotycznych dźwięków, jakich Cole miał możliwość słuchać przez całe swoje trzydziestojednoletnie życie.

Ponownie polizał członek, rozkoszując się słono-gorzkim smakiem rudzielca i zapachem jego skóry.

- Shane – powiedział, nim ponownie polizał trzon młodszego mężczyzny. – Podaj mi proszę nawilżacz i prezerwatywę, są w górnej szufladzie. – Ponownie go polizał, po czym rozchylił wargi i wziął go do ust. Rudzielec prawie zalewitował nad posłaniem, krzycząc jego imię. Cole nie mógł się na to nie uśmiechnąć i nie czuć pierzonej dumy, że doprowadził architekta do takiego stanu.

- I lepiej się pośpiesz – ponaglił młodszego, zasysając się na jego członku, bo jednak był dupkiem.

 

Shane sapał przez usta, z trudem utrzymując jasność umysłu i powstrzymując się przed dojściem w usta Cole’a. Uniósł drżącą rękę i sięgnął szuflady, o której wspomniał Daniels. Otworzył ją gwałtownie, prawie zrzucając stojącą na szafce lampkę. Sapnął z ulgą, gdy odnalazł nieotwarte opakowanie prezerwatyw i napoczęta tubkę cynamonowego nawilżacza. Podał to szybko Cole’owi, który nie przestawał ssać leniwie jego fiuta.

- Cole – sapnął, gdy brunet spojrzał na niego.

Mężczyzna przejął od niego skarby i zassał się na nim mocniej z szelmowskim błyskiem w oczach. Zrobił to specjalnie.

- Ty draniu – warknął, zaciskając zęby i chwytając się kurczowo pościeli.

 

Cole z cichym pyknięciem otworzył tubkę i wylał na palce trochę żelu. Rozsmarował go na palcach, nie odrywając ust od członka Shane’a. Wsunął palec między pośladki rudzielca, muskając nim pomarszczoną dziurkę, rozsmarowując na niej żel. Następnie ostrożnie wsunął go do środka.

I aż chrząknął wokół członka.

Jego oczy spojrzały podejrzliwie na Shane’a, który uśmiechał się bezczelnie.

Skurkowaniec musiał się przygotować zanim przyszedł do niego do biura!

A to by oznaczało, że rudzielec od początku miał zamiar wylądować z nim w łóżku. Niemal jęknął na tą myśl. I na wizję drobnego, bladego ciała Shane’a wygiętego w ekstazie z palcami w tej ciasnej dziurce, przygotowującego się na jego fiuta.

Wsunął w rudzielca drugi, a następnie trzeci palec, upewniając się, że jego partner jest dostatecznie dobrze rozciągnięty. Nie chciał mu zrobić krzywdy. Pragnął, żeby Shane’owi było z nim dobrze. Wyciągnął z niego palce i sięgnął po prezerwatywę. Rozerwał opakowanie zębami, szybko nasunął na siebie gumkę i ponownie nawilżył żelem, ściskając na chwilę swój członek u podstawy, w obawie, że dojdzie w momencie, gdy znajdzie się w ciasnej szparce młodszego mężczyzny.

- Jesteś gotowy? – zapytał, pochylając się nad ciałem kochanka i umiejscawiając się między jego udami.

- Tak. – potaknął Shane, obejmując go wokół szyi i zaplatając nogi wokół jego bioder.

Cole zagryzł dolną wargę, zagłębiając się powoli w ciele rudzielca. Pomimo uprzedniego rozciągnięcia Shane był nadal bardzo ciasny. Z trudem powstrzymał się od dojścia w momencie, gdy tylko zaczął się w niego wsuwać.

Podniósł wzrok  na twarz rudzielca, szukając na niej oznak bólu.

- Jest ok – powiedział Shane, odgarniając mu włosy z twarzy z czułym uśmiechem, który roztopił do reszty serce Cole’a.

Potaknął i powoli wysunął się z rudzielca, by zaraz ponownie się w niego wsunąć. I kolejny raz i kolejny.

I jeśli sadził, że samo bycie w Shane’ie było niebem, to poruszanie się w nim było pieprzonym rajem. Rudzielec obejmował go ciasno, jęcząc prosto w jego ucho z zaciśniętymi mocno oczami. Doprowadzał go do szaleństwa.

- Shane, spójrz na mnie – wyszeptał, biorąc jego twarz w swoje dłonie. Rudzielec posłusznie uchylił powieki, spoglądając na niego zamglonym, niewidzącym wzrokiem.

- Więcej – powiedział jedynie Shane.

I to jedno słowo zadziałało na niego jak zapalnik.

Wysunął się z Shane’a odwracając go na brzuch. Rudzielec automatycznie podniósł pupę do góry, prezentując mu się w całej okazałości i parząc na niego tymi błyszczącymi z potrzeby oczami, jakby błagał go o ostre rznięcie.

Cole warcząc, wsunął się gwałtownie w młodszego, na co ten wygiął plecy i krzyknął z przyjemności.

Cole nie zamierzał tym razem nie zamierzał dać mu czasu na dostosowanie się. Zaczął ostro poruszać się w kochanku, przyszpilając go do materaca i pokrywając własnym ciałem. Całował, ssał i przygryzała kark Shane’a, pieprząc go bez ustanku. Żel, którego użył zaczął się powoli rozgrzewać, aż niemal palił, jedynie wzmagając doznania.

Shane krzyczał już bez przerwy jego imię, prosząc go o jeszcze lub mocniej.

I on mu to dawał.

Brał rudzielca mocno, niemal miażdżąc go w swoim uścisku. Zagłębiając się w nim mocnymi, długimi ruchami.

W pomieszczeniu słychać było jedynie mlaszczące dźwięki uderzających o siebie spoconych ciał oraz ich posapywania i krzyki. Powietrze pachniało potem i seksem, nakręcając ich tylko bardziej.

- Cole, proszę. Już nie mogę – jęknął Shane, wciskając twarz w poduszkę i zaciskając na niej kurczowo palce.

- Spokojnie. Daj mi to. – sięgnął miedzy nogi rudzielca, obejmując palcami jego wilgotny członek. Ścisnął go delikatnie, obciągając w górę i w dół, skręcając lekko nadgarstkiem tuż przy główce.

- Cole! – krzyknął Shane, dochodząc i zalewając mu dłoń ciepłym nasieniem. Wewnętrzne mięśnie rudzielca zadrgały, po czym ścisnęły jego członek niemal boleśnie, więżąc w sobie. Jęknął, nie będąc wstanie wytrzymać dłużej. Wystarczyły mu trzy pchnięcia, nim również doszedł.

Z sapnięciem opad na bok, koło Shane’a, nie chcąc przygniatać swoim ciężarem drobniejszego ciała kochanka. Przyciągnął do siebie bezwładne ciało rudzielca, zamykając je w swoich ramionach, gdzie było jego miejsce. Shane wtulił się bez słowa w jego pierś.

Cole pocałował go w czoło, odgarniając mu z twarzy spocone włosy.

Shane tylko się na to uśmiechnął, spoglądając na niego szczęśliwym i odrobinę śpiącym wzrokiem. Cole musnął jego nabrzmiałe i pogryzione wargi delikatnym pocałunkiem, wyrażającym więcej niż tysiące słów, nim oboje postanowili oddać się w łaskawe objęcia Morfeusza.

13 komentarzy:

  1. Muszę się przyznać, że czytałam ten rozdział, wydając z siebie żenujące dźwięki podobne do "łiii" lub "łaaa" ♥
    Jestem zachwycona!

    Czekałam na ten moment równie mocno, co Cole. Czuję się usatysfakcjonowana ♥

    I jednocześnie jest mi naprawdę przykro, że to ostatni rozdział [poza epilogiem, na który również czekam]. Przywiązałam się do rudzielca. Będę za nim tęsknić i zawsze miło wspominać [i wyobrażać go sobie w ramionach Cole'a, bo podobno jest ze mnie zboczeniec D:].
    Jestem naprawdę zauroczona tą historią ♥

    Pisz dalej, według mnie masz prawdziwy talent ♥
    I nawet jeśli nie komentuję każdego rozdziału, to cały czas tutaj jestem i cieszę się z każdego słowa, które przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu. Mnie samej jest równie ciężko pożegnać się z bohaterami Kłamstwa. Dlatego doszłam do wniosku, że za jakiś czas napiszę kolejny tekst. Co prawda nie z Shanem i Colem w rolach głównych, ale na pewno gdzieś tam jeszcze się pojawią.
      Dziękuję bardzo za przeżywanie ze mną tej historii i każdy ślad, który po sobie pozostawiłaś.
      Pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  2. Zgadzam się z Shirohime,pisz bo potrafisz i robisz to bardzo dobrze.
    Też jestem jedną z osób, które z niecierpliwością czekały na każdy kolejny odcinek ,,Kłamstwa''. Jestem pod wrażeniem..Oj dosyć już . Więcej chwalić Cię nie będę.
    Pozdrawia i weny życzy
    Mefisto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha XD Dzięki wielkie :)
      Pozdrawiam serdecznie,
      U-water.

      Usuń
  3. No po prostu rewelacja, w końcu Shein złapał szczęście
    Pozdrawiam i pisz więcej

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobrze, że będzie epilog bo miałabym wielki niedosyt pomimo superowego artykułu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama bym źle się czuła, zostawiając was z takim otwartym zakończeniem. Za dużo niedomówień.

      Usuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, ale tak mi smutno, że to już koniec tej historii... no jeszcze epilog, ale... czuły, piękny... Cole drapieżnikiem, a Shane zwierzyną...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cudownie, jak to już koniec... no epilog jeszcze został... ale tak jakoś mi smutno na samą myśl, że za chwile pożegnam się z Shane, Colem nawet z Kade ;)
    Cole jako taki drapieżnik to bardzo mi się spodobał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie żegnamy się z nimi na zawsze. A przynajmniej z częścią z nich...
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  7. Hej,
    jestem pod wrażeniem, ale tak mi smutno, że to już koniec tej historii, czuły, piękny... Cole jest tutaj drapieżnikiem, a Shane zwierzyną...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń