Usta Shane’a zostały zagarnięte w żarłocznym, władczym pocałunku zaraz po
przekroczeniu progu. Cole przycisnął go do twardej powierzchni drzwi, które
zamknęły się z hukiem pod naporem ich ciał.
- Nawet nie wiesz, od jak dawna o tym marzyłem. Od jak dawna pragnąłem
cię mieć. – ciepłe usta błądziły po jego szyi i okolicy ucha wywołując u niego
dreszcze. Wczepił się palcami w płaszcz na szerokich ramionach, bojąc się, że
jego nogi nie utrzymają jego ciężaru. Był podniecony. Jego ciało płonęło, wyrywało
się do mężczyzny przednim. Do mężczyzny, który trzymał go w swoich ramionach,
odgradzając od ludzi i całego świata. W tych ramionach czuł się mały i kruchy.
Czuł się kochany i wielbiony. Chciany. Cole dotykał go i pieścił, jakby był najcenniejszym
skarbem. Jego duże, szorstkie dłonie, wdarły się pod materiał jego koszuli i
pieściły delikatną, jasną skórę. Dotyk był zaborczy i naglący, a jednocześnie
delikatny i kojący. Jakby Cole nie mógł się zdecydować, czy nie zedrzeć z niego
ubrań i mieć natychmiast pod sobą, czy może jednak rozebrać go powoli i kochać
się z nim leniwie i czule. Brunet miał w sobie tyle sprzeczności. Jakby w jego
ciele żyły dwie różne istoty, które były zgodne co do jednego – w pragnieniu
posiadania Shane’a.
- Cole – jęknął przeciągle, gdy Daniels przejechał opuszkiem palca po
jego nagim sutku. – Cole, proszę.
Brunet tylko się uśmiechnął drapieżnie. Jego jasnozielone oczy błyszczały
wewnętrznym blaskiem, upodabniając go do polującego kota. Był jak drapieżnik w
czasie polowania. A to on właśnie był jego ofiarą. Ofiarą, którą Daniels tropił
od dłuższego czasu i która sama wpadła mu w ręce.
- Mówiłem, że będziesz mój – powiedział Cole, jakby był w jego głowie i
znał jego myśli.
Miał zamiar na
to prychnąć i obdarzyć mężczyznę jakiś ostrym, sarkastycznym tekstem, jednak
gdy tylko rozchylił wargi, te zostały na powrót zamknięte przez wymagające,
pożądliwe usta. Sapnął w nie, obejmując Cola za szyję. Zagłębił palce, w
długich, ciemnych włosach, które byłe elementem jego niejednej fantazji.
Ściągnął z nich gumkę i odrzucił za siebie, nim ponownie wsunął palce w ciemne
kosmyki. Brunet tylko na to jęknął, pogłębiając pocałunek.
Shane poczuł, jak język Cole wsuwa się do jego ust. Przez chwilę bawił
się z jego własnym organem, delikatnie go pieszcząc i gładząc, zapoznając się z
jego fakturą i smakiem. Z czasem pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i
wygłodniały, jakby Cole nie miał go dość. Jakby pragnął go coraz więcej i
więcej. Język Danielsa nie ograniczał się już tylko do zabawy z jego językiem,
zaczął zagłębiać się coraz dalej. Badał zęby, policzki i podniebienie.
Zawłaszczał go. Żądał od niego poddania się i podporządkowania. A Shane mógł mu
na to pozwolić. Tylko tu. Tylko teraz.
Przerwał pocałunek, żeby wyszeptać tuż przy uchu kochanka – Weź mnie.
Cole warknął na
to jak rozjuszone zwierze i poderwał go do góry, oplatając się nogami
architekta wokół tali i ściskając go mocno za pośladki.
Sapnął zaskoczony siłą mężczyzny, obejmując go ciaśniej. Przywarł ustami
do jego szyi, tuż nad kołnierzykiem, pieszcząc językiem rozgrzaną skórę.
- Rób tak dalej, a nie dotrzemy do sypialni – głos mężczyzny był
stłumiony i ochrypły z pragnienia.
- A może właśnie tego chcę? – przejechał dłonią po koszuli na piersi
Cole’a, czując nieopisaną radość i dumę z samego siebie, gdy mięśnie pod jego
palcami zadrgały. – Może liczę na to, że przyciśniesz mnie do ściany i
wypieprzysz do utraty zmysłów? – przygryzł płatek ucha bruneta, szczerząc się
szeroko, gdy ten się wyraźnie spiął i wciągnął ze świstem powietrze przez zęby.
Cole był na granicy, a on zamierzał go z niej zepchnąć. Wiedział, że mógł
później tego żałować, ale chciał wszystkiego, co ten wielki, seksowny mężczyzna
mógł mu dać. Nie jutro, czy pojutrze, za rok, czy dwa. Chciał tego w tym
momencie. Teraz. Zaraz.
- Weź mnie – kusił, pieszcząc małżowinę ucha językiem i oddechem.
- Zrobię to – powiedział Cole, spoglądając na niego wygłodniałymi oczami,
o rozszerzonych do granic możliwości źrenicami, które przysłoniły całą
tęczówkę. Jego oczy były czarne, jak dwa tunele, w które Shane pragnął się
zagłębić i pozostać tam już na zawsze.
- Zrobię to – powtórzył mężczyzna. – Zrobię, ale na moich warunkach.
Cole przerzucił go sobie przez ramie, na co rudzielec sapnął z
oburzeniem. Przez chwilę czuł się jak dziewka uprowadzona, przez najeźdźcę.
- Ty barbarzyńco – wycedził prze zęby, na co brunet tylko się zaśmiał.
- Sam się o to prosiłeś.
- Na pewno nie o to. Miałem nadzieje na kawał dobrego seksu, a nie zabawę
w jaskiniowca. Nie będę twoją ofiarą.
- Nie martw się. – Cole zrzucił z nich obu buty i wierzchnie ubrania, po
czym ruszył w stronę schodów, gdzie mieściła się sypialnia mężczyzny. – Zadbam,
żeby twój tyłek na zawsze zapamiętał tę noc.
Shane prychnął głośno, przewracając oczami, za co otrzymał mocny klaps w
jeden z pośladków. Sapnął zaskoczony. Nie dlatego, że był oburzony zachowaniem
przyszłego kochanka, ale dlatego, że mu się to podobało, czego się nie
spodziewał.
- No proszę, proszę. Będę musiał to zapamiętać na przyszłość – w głosie
Cole’a było za dużo rozbawienia i arogancji jak na jego gust. Zamierzał zadbać
o to, by w najbliżej przyszłości utrzeć mężczyźnie nosa i pokazać mu jego
miejsce. Może i był dużo mniejszy i słabszy od Danielsa, ale również był
facetem i zamierzał Cole’owi o tym przypominać na każdym kroku. Mężczyzna mógł
sobie rządzić w łóżku ile tylko chciał, nie przeszkadzało mu to, on natomiast
zamierzał dowodzić na innych frontach i miał zamiar się upewnić, że Cole o tym
wiedział.
Już wkrótce.
Z tego wszystkiego nawet nie zauważył kiedy przekroczyli próg sypialni
bruneta. Nie dane mu było jednak podziwiać jej wystrój, bo Cole
bezceremonialnie rzucił go na łóżko. Duże łóżko, jak zdążył zauważyć.
Mężczyzna wspiął się tuż za nim, klękając nad jego biodrami. Bez zbędnych
słów odpiął mankiety swojej czarnej koszuli, a później rozpiął kilka górnych
guzików i zdjął ją przez głowę.
Shane prawie połknął swój własny język na widok nagiego ciała, jakie miał
przed oczami. Cole mógł uchodzić za jednego z mitycznych bożków. Sam Michał
Anioł byłby wniebowzięty, posiadając takiego modela. Szerokie ramiona i klatka
piersiowa, wyraźne mięśnie brzucha, wystające kości biodrowe, które zamierzał w
niedalekiej przyszłości objąć udami.
No i oczywiście smok.
Tatuaż, który podobał mu się i kusił jego palce i usta już od momentu,
gdy pierwszy raz ujrzał mężczyznę.
Wyciągnął dłoń, pragnąc go dotknąć. Cole jednak chwycił go za nadgarstek
i przycisnął go do poduszki, to samo robiąc z drugą jego ręką.
Spojrzał na mężczyznę, marszcząc brwi w niezadowoleniu.
- Nie teraz. Jeśli teraz mnie dotkniesz, wszystko skończy się zanim się tak
naprawdę zacznie, a nie chcę tego. Nie tym razem. Tym razem nie zamierzam się
śpieszyć.
Shane spojrzał na niego z zaciekawieniem, unosząc kpiąco jedną brew.
- Nie martw się dzieciaku, zadbam o to, byś jutro nie czuł tyłka.
Parsknął głośno, rozbawiony. Jego rozbawienie zniknęło w chwili, gdy Cole
podwinął do góry jego koszule i bez ostrzeżenia przejechał językiem od jego
brzucha aż do piersi, zatrzymując się na sutku, który lekko przygryzł. Biodra
Shane’a wystrzeliły w powietrze. Jego całe ciało wygięło się w łuk, a z ust
uciekł głośny, przeciągły jęk.
- Cole – wysapał, spoglądając na mężczyznę rozszerzonymi oczami. Jego
oddech się urywał, a skóra była rozgrzana i zaczerwieniona z podniecenia. –
Cole – powtórzył.
- Ćśśś – wyszeptał brunet, pieszcząc językiem jego klatkę piersiową i
sutki.
Shane był ledwo świadom tego, że Cole podczas tych zabiegów jednocześnie
go rozbierał. Moment, gdy mężczyzna go pocałował, stykając z sobą ich nagie
klatki piersiowe powitał z ulgą.
- Shane. – wyszeptał brunet, odrywając się od jego ust i spoglądając mu
prosto w oczy. W oczach Cole’a poza pragnieniem i nieopisanym pożądaniem
znajdowało się jeszcze inne uczucie. Miękkie i delikatne. Uczucie które sprawiło,
że serce Shane’a podeszło do gardła i ścisnęło się boleśnie.
- Kocham cię, Shane – wyszeptał Cole, ponownie nakrywając jego usta
własnymi. I może tak było lepiej. Bo nie mógł odpowiedzieć mu tym samym. Nie w
tamtym momencie. Nie, gdy nie był tego stuprocentowo pewny. Bo to byłoby
kłamstwem. A obiecał sobie już nigdy więcej się nie okłamywał. Dlatego nie
powiedział nic. Wczepił się jedynie kurczowo w ciało większego mężczyzny,
wbijając palce w jego ramiona. Cole’owi to musiało wystarczyć za odpowiedź, bo
pogłębił pocałunek, wciskając go biodrami mocniej w materac.
Brunet poruszył się, ocierając się o niego kroczem. Shane sapnął, gdy
ostry, szorstki jeans otarł się o jego wrażliwego członka, jeszcze bardziej go
nakręcając. W tamtej chwili pragnął zedrzeć te dzielące ich warstwy materiału,
by nie zakłócały dotyku ich nagich ciał. Potrzebował kontaktu skóry o skórę,
jakby od tego zależało jego własne życie.
- Cole – jęknął, wyciągając ręce do paska mężczyzny, żeby go rozpiąć i
choć trochę zsunąć z niego spodnie. By dać znać kochankowi czego pragnął i
potrzebował. – Cole. – ponownie jęknął, tym razem cierpiętniczo, gdy jego ręce
ponowne zostały przyszpilone do poduszki.
- Ćśśś – wyszeptał mężczyzna, przytulając się policzkiem do jego
własnego, po czym musnął go wargami.
Shane posłusznie zamilkł, przygryzając wargi.
Cole podniósł się na przedramionach, przyglądając się jego ciału. Ciemne
oczy błyszczały szczęściem i podnieceniem. Pod ich naporem poczuł zawstydzenie.
Czuł się nagi jak nigdy przedtem. Bo nikt wcześniej tak na niego nie patrzył,
nawet Kade.
- Tak piękny – powiedział Cole, nim złożył pojedynczy, krótki pocałunek
na jego wargach, które zaraz zaczęły mrowić. Jakby już tęskniły za dotykiem
warg drugiego mężczyzny.
- Tak bardzo piękny. – Tym razem brunet pocałował jego szyję.
Cole schodził pocałunkami coraz niżej i niżej. Zatrzymując się na chwilę
dłużej na sutkach, które przygryzał i pieścił językiem dopóki Shane nie zaczął
go błagać o przestanie. Kolejnym przystankiem był jego pępek, w który mężczyzna
zagłębił swój język i wycałował jego okolice.
Daniels doprowadzał go do szaleństwa swoim opanowaniem i cierpliwością,
podczas gdy on z trudem był wstanie powstrzymać się od dojścia w spodnie. Sapał
i jęczał, unosząc biodra w niemej prośbie.
Cole przyglądał się uważnie podnieconemu rudzielcowi. W najśmielszych
snach nie podejrzewał, że to będzie takie wspaniałe, a przecież na dobrą sprawę
dopiero zaczynali. Jednak widok, jaki przedstawiał sobą Shane w tamtym momencie
byłby wstanie doprowadzić do obłędu każdego geja i przeciągnąć na drugą stronę
niejednego heteryka.
Włosy rudzielca były rozczochrane, oczy rozszerzone i zamglone mgiełką
pożądania. Nabrzmiałe od pocałunków wargi były rozchylone w niemym zaproszeniu,
a zarumieniona, naznaczona gdzieniegdzie malinkami skóra, aż prosiła się o
dotyk i skosztowanie. I jeśli wcześniej Cole czuł się podniecony, tak w tamtym
momencie poczuł, że jeśli zaraz nie będzie miał Shane’a, to jego członek
rozerwie mu spodnie.
Podniósł się na kolana i zaczął rozpinać jeansy Wzrok Shane’a podążał za
ruchami jego palców na mosiężnej sprzączce paska, a później na rozporku. Rudzielec
oblizał wargi, co tylko go nakręcało. Pośpiesznie pozbył się spodni, zsuwając
je razem z bielizną i skarpetkami. To samo zrobił z rzeczami Shane’a, który
sapnął w chwili, gdy jego członek został uwolniony.
Cole zapatrzył się na nabiegły krwią organ. Członek rudzielca był
odrobinę krótszy i szczuplejszy od jego własnego, z główką o kształcie śliwki,
z której dziurki obficie sączył się preejakulat. Na ten widok jego usta
nabiegły śliną.
Pragnął skosztować Shane’a.
Pochylił się do przodu i polizał koniuszkiem języka samo wędzidełko.
Rudzielec w odpowiedzi poderwał gwałtownie biodra do góry. Głowa Shane’a
została odrzucona do tył, a z jego usta wyszedł jeden z najcudowniejszych i
najbardziej erotycznych dźwięków, jakich Cole miał możliwość słuchać przez całe
swoje trzydziestojednoletnie życie.
Ponownie polizał członek, rozkoszując się słono-gorzkim smakiem rudzielca
i zapachem jego skóry.
- Shane – powiedział, nim ponownie polizał trzon młodszego mężczyzny. –
Podaj mi proszę nawilżacz i prezerwatywę, są w górnej szufladzie. – Ponownie go
polizał, po czym rozchylił wargi i wziął go do ust. Rudzielec prawie
zalewitował nad posłaniem, krzycząc jego imię. Cole nie mógł się na to nie
uśmiechnąć i nie czuć pierzonej dumy, że doprowadził architekta do takiego
stanu.
- I lepiej się pośpiesz – ponaglił młodszego, zasysając się na jego
członku, bo jednak był dupkiem.
Shane sapał przez usta, z trudem utrzymując jasność umysłu i
powstrzymując się przed dojściem w usta Cole’a. Uniósł drżącą rękę i sięgnął
szuflady, o której wspomniał Daniels. Otworzył ją gwałtownie, prawie zrzucając
stojącą na szafce lampkę. Sapnął z ulgą, gdy odnalazł nieotwarte opakowanie
prezerwatyw i napoczęta tubkę cynamonowego nawilżacza. Podał to szybko
Cole’owi, który nie przestawał ssać leniwie jego fiuta.
- Cole – sapnął, gdy brunet spojrzał na niego.
Mężczyzna przejął od niego skarby i zassał się na nim mocniej z
szelmowskim błyskiem w oczach. Zrobił to specjalnie.
- Ty draniu – warknął, zaciskając zęby i chwytając się kurczowo pościeli.
Cole z cichym pyknięciem otworzył tubkę i wylał na palce trochę żelu.
Rozsmarował go na palcach, nie odrywając ust od członka Shane’a. Wsunął palec
między pośladki rudzielca, muskając nim pomarszczoną dziurkę, rozsmarowując na
niej żel. Następnie ostrożnie wsunął go do środka.
I aż chrząknął wokół członka.
Jego oczy spojrzały podejrzliwie na Shane’a, który uśmiechał się
bezczelnie.
Skurkowaniec musiał się przygotować zanim przyszedł do niego do biura!
A to by oznaczało, że rudzielec od początku miał zamiar wylądować z nim w
łóżku. Niemal jęknął na tą myśl. I na wizję drobnego, bladego ciała Shane’a
wygiętego w ekstazie z palcami w tej ciasnej dziurce, przygotowującego się na
jego fiuta.
Wsunął w rudzielca drugi, a następnie trzeci palec, upewniając się, że
jego partner jest dostatecznie dobrze rozciągnięty. Nie chciał mu zrobić
krzywdy. Pragnął, żeby Shane’owi było z nim dobrze. Wyciągnął z niego palce i
sięgnął po prezerwatywę. Rozerwał opakowanie zębami, szybko nasunął na siebie
gumkę i ponownie nawilżył żelem, ściskając na chwilę swój członek u podstawy, w
obawie, że dojdzie w momencie, gdy znajdzie się w ciasnej szparce młodszego
mężczyzny.
- Jesteś gotowy? – zapytał, pochylając się nad ciałem kochanka i
umiejscawiając się między jego udami.
- Tak. – potaknął Shane, obejmując go wokół szyi i zaplatając nogi wokół
jego bioder.
Cole zagryzł dolną wargę, zagłębiając się powoli w ciele rudzielca.
Pomimo uprzedniego rozciągnięcia Shane był nadal bardzo ciasny. Z trudem
powstrzymał się od dojścia w momencie, gdy tylko zaczął się w niego wsuwać.
Podniósł wzrok na twarz rudzielca,
szukając na niej oznak bólu.
- Jest ok – powiedział Shane, odgarniając mu włosy z twarzy z czułym
uśmiechem, który roztopił do reszty serce Cole’a.
Potaknął i powoli wysunął się z rudzielca, by zaraz ponownie się w niego
wsunąć. I kolejny raz i kolejny.
I jeśli sadził, że samo bycie w Shane’ie było niebem, to poruszanie się w
nim było pieprzonym rajem. Rudzielec obejmował go ciasno, jęcząc prosto w jego
ucho z zaciśniętymi mocno oczami. Doprowadzał go do szaleństwa.
- Shane, spójrz na mnie – wyszeptał, biorąc jego twarz w swoje dłonie.
Rudzielec posłusznie uchylił powieki, spoglądając na niego zamglonym,
niewidzącym wzrokiem.
- Więcej – powiedział jedynie Shane.
I to jedno słowo zadziałało na niego jak zapalnik.
Wysunął się z Shane’a odwracając go na brzuch. Rudzielec automatycznie
podniósł pupę do góry, prezentując mu się w całej okazałości i parząc na niego
tymi błyszczącymi z potrzeby oczami, jakby błagał go o ostre rznięcie.
Cole warcząc, wsunął się gwałtownie w młodszego, na co ten wygiął plecy i
krzyknął z przyjemności.
Cole nie zamierzał tym razem nie zamierzał dać mu czasu na dostosowanie
się. Zaczął ostro poruszać się w kochanku, przyszpilając go do materaca i
pokrywając własnym ciałem. Całował, ssał i przygryzała kark Shane’a, pieprząc
go bez ustanku. Żel, którego użył zaczął się powoli rozgrzewać, aż niemal
palił, jedynie wzmagając doznania.
Shane krzyczał już bez przerwy jego imię, prosząc go o jeszcze lub
mocniej.
I on mu to dawał.
Brał rudzielca mocno, niemal miażdżąc go w swoim uścisku. Zagłębiając się
w nim mocnymi, długimi ruchami.
W pomieszczeniu słychać było jedynie mlaszczące dźwięki uderzających o
siebie spoconych ciał oraz ich posapywania i krzyki. Powietrze pachniało potem
i seksem, nakręcając ich tylko bardziej.
- Cole, proszę. Już nie mogę – jęknął Shane, wciskając twarz w poduszkę i
zaciskając na niej kurczowo palce.
- Spokojnie. Daj mi to. – sięgnął miedzy nogi rudzielca, obejmując
palcami jego wilgotny członek. Ścisnął go delikatnie, obciągając w górę i w
dół, skręcając lekko nadgarstkiem tuż przy główce.
- Cole! – krzyknął Shane, dochodząc i zalewając mu dłoń ciepłym
nasieniem. Wewnętrzne mięśnie rudzielca zadrgały, po czym ścisnęły jego członek
niemal boleśnie, więżąc w sobie. Jęknął, nie będąc wstanie wytrzymać dłużej.
Wystarczyły mu trzy pchnięcia, nim również doszedł.
Z sapnięciem opad na bok, koło Shane’a, nie chcąc przygniatać swoim
ciężarem drobniejszego ciała kochanka. Przyciągnął do siebie bezwładne ciało
rudzielca, zamykając je w swoich ramionach, gdzie było jego miejsce. Shane
wtulił się bez słowa w jego pierś.
Cole pocałował go w czoło, odgarniając mu z twarzy spocone włosy.
Shane tylko się na to uśmiechnął, spoglądając na niego szczęśliwym i
odrobinę śpiącym wzrokiem. Cole musnął jego nabrzmiałe i pogryzione wargi
delikatnym pocałunkiem, wyrażającym więcej niż tysiące słów, nim oboje
postanowili oddać się w łaskawe objęcia Morfeusza.
Muszę się przyznać, że czytałam ten rozdział, wydając z siebie żenujące dźwięki podobne do "łiii" lub "łaaa" ♥
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona!
Czekałam na ten moment równie mocno, co Cole. Czuję się usatysfakcjonowana ♥
I jednocześnie jest mi naprawdę przykro, że to ostatni rozdział [poza epilogiem, na który również czekam]. Przywiązałam się do rudzielca. Będę za nim tęsknić i zawsze miło wspominać [i wyobrażać go sobie w ramionach Cole'a, bo podobno jest ze mnie zboczeniec D:].
Jestem naprawdę zauroczona tą historią ♥
Pisz dalej, według mnie masz prawdziwy talent ♥
I nawet jeśli nie komentuję każdego rozdziału, to cały czas tutaj jestem i cieszę się z każdego słowa, które przeczytam :D
Ogromnie cieszę się, że ta historia przypadła ci do gustu. Mnie samej jest równie ciężko pożegnać się z bohaterami Kłamstwa. Dlatego doszłam do wniosku, że za jakiś czas napiszę kolejny tekst. Co prawda nie z Shanem i Colem w rolach głównych, ale na pewno gdzieś tam jeszcze się pojawią.
UsuńDziękuję bardzo za przeżywanie ze mną tej historii i każdy ślad, który po sobie pozostawiłaś.
Pozdrawiam,
U-water.
Zgadzam się z Shirohime,pisz bo potrafisz i robisz to bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńTeż jestem jedną z osób, które z niecierpliwością czekały na każdy kolejny odcinek ,,Kłamstwa''. Jestem pod wrażeniem..Oj dosyć już . Więcej chwalić Cię nie będę.
Pozdrawia i weny życzy
Mefisto.
Hahaha XD Dzięki wielkie :)
UsuńPozdrawiam serdecznie,
U-water.
No po prostu rewelacja, w końcu Shein złapał szczęście
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i pisz więcej
Dziękuję bardzo :)
UsuńPozdrawiam,
U-water.
No dobrze, że będzie epilog bo miałabym wielki niedosyt pomimo superowego artykułu:-)
OdpowiedzUsuńSama bym źle się czuła, zostawiając was z takim otwartym zakończeniem. Za dużo niedomówień.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale tak mi smutno, że to już koniec tej historii... no jeszcze epilog, ale... czuły, piękny... Cole drapieżnikiem, a Shane zwierzyną...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudownie, jak to już koniec... no epilog jeszcze został... ale tak jakoś mi smutno na samą myśl, że za chwile pożegnam się z Shane, Colem nawet z Kade ;)
Cole jako taki drapieżnik to bardzo mi się spodobał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Cóż, nie żegnamy się z nimi na zawsze. A przynajmniej z częścią z nich...
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
Hej,
OdpowiedzUsuńjestem pod wrażeniem, ale tak mi smutno, że to już koniec tej historii, czuły, piękny... Cole jest tutaj drapieżnikiem, a Shane zwierzyną...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia