Kłamstwo - Rozdział 1


Rozdział 1


 

Shane Collen z uchylonymi ustami i rozszerzonymi oczami, przyglądał się swojemu wieloletniemu przyjacielowi, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.

- Czy mógłbyś powtórzyć? Zdaje się, że nie dosłyszałem. – widelec z jajecznicą, który zamarł w drodze do ust, został odłożony na talerz.

Kade zawstydzony odwrócił wzrok.

- Powiedziałem szefowi, że wraz z moim narzeczonym będziemy obecni na sobotnim przyjęciu.

- Kade, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale ty nie posiadasz narzeczonego. Co więcej, jesteś stuprocentowym hetero. – przetarł ręką nadal zaspane oczy. Kto normalny z własnej woli wstaje tak wcześnie w niedziele rano? Na pewno nie on.

Anders z westchnieniem przeczesał palcami krótkie, czarne włosy, niszcząc starannie ułożoną fryzurę. Sądząc po białej, lekko wymiętej koszuli, czarnych spodniach od garnituru i leżącej na oparciu fotela, pasującej do nich marynarce, mężczyzna dopiero co wrócił z jakiegoś firmowego przyjęcia, bądź bankietu, na które był zmuszony chodzić z powodu pozycji, którą miał w firmie.

- Shane, stary, zdaje sobie z tego sprawę, tylko…

- Tylko co? Nie wierze, że zmieniłeś swoją orientację w ciągu jednej nocy, bo jeśli dobrze pamiętam, to jeszcze wczoraj, gdy do mnie dzwoniłeś, mówiłeś jak to jesteś nieludzko zakochany w żonie swojego przełożonego. – wyciągnął rękę, pokazując na niego oskarżająco palcem. Coraz bardziej się denerwował. To pewnie dlatego, że nie zdążył jeszcze wypić kawy. Bez porannej porcji kofeiny stawał się strasznym sukinsynem, zwłaszcza gdy był niewyspany i rozdrażniony tak, jak w tym momencie.

- To prawda i nic się od tamtego czasu nie zmieniło. – Kade lekceważąco machnął ręką.

- W takim razie wytłumacz mi, bo nie rozumiem, jakim cudem posiadasz narzeczonego? – oparł się o oparcie kanapy, przymykając oczy. Tak bardzo chciałby jeszcze przytulić głowę do poduszki i oddać się w troskliwe objęcia Morfeusza… Gdyby tylko Anders go nie obudził… A właściwie, to po co go tak wcześnie zwalał z łóżka? - Po jaką cholerę ściągnąłeś mnie tu z samego rana, skoro doskonale zdajesz sobie sprawę, że w weekendy lubię pospać trochę dłużej!? – rozgniewany spojrzał karcąco na przyjaciela, krzyżując ręce na piersi. Nie przejmował się tym, że podnosi głos. Dwupoziomowe mieszkanie Kade’a mieściło się w starej, ale świetnie utrzymanej kamienicy, która posiadała grube, dźwiękoszczelne mury. Nie było możliwości, żeby sąsiedzi usłyszeli ich rozmowę.

- Nie wiem, od czego zacząć… – brunet spuścił głowę.

- Najlepiej od początku. – powiedział już spokojniej. Wiedział, że przyjaciel bez poważnego powodu nie ściągałby go z łóżka w niedziele o siódmej rano, przewidując, że niewyspany Shane jest gorszy od rozjuszonego byka, taranującego wszystko na swojej drodze. Nikt nie zadzierał z Shanem Collenem przed jego pierwszą kawą. Nawet jego szef. Nie dlatego, że Shane był jakimś super siłaczem czy mistrzem sztuk walki. Nic z tych rzeczy. Shane na co dzień był spokojnym, opanowanym mężczyzną, wyglądem przypominającym bardziej typowego kujona w okularach, z niemodną fryzurą i rozciągniętych ciuchach, niż napakowanego typka spod ciemnej gwiazdy. Nie posiadał tężyzny fizycznej. Jego ćwiczenia ograniczały się wyłącznie do noszenia zakupów lub pudeł z przyborami kreślarskimi i biegu po schodach, do samochodu, który mieścił się w podziemnym garażu apartamentowca, w którym zamieszkał kilka tygodni temu. A i to zdarzało się tylko wtedy, gdy był spóźniony do pracy i nie mógł czekać zbyt długo na windę. Czyli rzadko.

Niewyspany Shane posiadał po prostu niespotykanie cięty język, o czym niejednokrotnie przekonali się już jego sąsiedzi, urządzający w środku nocy imprezy lub rozpoczynający domowe porządki w weekendy przed dziewiątą rano. Nic więc dziwnego, że nie był zadowolony z telefonu o tak wczesnej godzinie i po odebraniu, bez wstępów zbluzgał przyjaciela, gdy tylko rozpoznał numer na wyświetlaczu.

Kade przyjrzał się uważnie przyjacielowi, przeklinając się w duchu za swoją głupotę. Jak mógł ich obu wpakować w taki bałagan? Shane w ogóle się nie nadawał do odegrania tej roli. Owszem, był przystojnym facetem o drobnej budowie, delikatnej, jasnej skórze i pięknych ciemnokasztanowych włosach, które odziedziczył zapewne po swojej babce, która była rodowitą Irlandką. Collen posiadał również niespotykanie intensywnie zielone oczy otoczone wachlarzem długich, gęstych rzęs, które chował za niemodnymi, okrągłymi okularami, przez które wyglądał jak typowy nerd. Brakowało mu tylko pryszczy i aparatu na zębach, które dzięki bogu zniknęły, gdy tylko wszedł w wiek męski. Otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do oceniania wyglądu kolegi. Shane jak większość rudzielców posiadał piegi. Jednak byłe one jasne, złociste i większość z nich mieściła się wokół niewielkiego, lekko zadartego nosa, nadając mu tym samym uroku słodkiego urwisa. Tak, jego przyjaciel byłby naprawdę niezłym ciachem, gdyby trochę o siebie zadbał. Nie żeby patrzył w ten sposób na Shane’a, nigdy nie pociągali go faceci. Odkąd pamiętał interesował się dziewczynami i tym, co miały pod spódniczkami. Miał wiele kobiet w swoim dwudziestosześcioletnim życiu. Lubił skakać z kwiatka na kwiatek. Odpowiadało mu takie życie wiecznego kawalera. Miał to o czym marzyło większość facetów – dobrze płatną prace, którą lubił, wypasiony samochód, duże mieszkanie, ekstra wygląd i powodzenie u kobiet. Czuł się spełniony życiowo.

A przynajmniej tak było do momentu, aż poznał żonę swojego szefa.

Westchnął zrezygnowany.

- Z tego co już zapewne wiesz z moich opowieści, to poznałem ją w czasie jednego z bankietów charytatywnych, który organizowała nasza firma. Pracowałem wtedy jako asystent kierownika działu sprzedaży. Piękna Lucy o smutnych oczach, którą obejmował dwa razy od niej starszy mężczyzna, za którego wyszła za mąż. – skrzywił się z niesmakiem – Nasza znajomość rozwijała się powoli, od sporadycznych rozmów, zalotnych spojrzeń i uśmiechów. Dopiero gdy awansowałem, nasza znajomość zaczęła się pogłębiać. Z czasem staliśmy się kochankami. Wiem, co myślisz o uganianiu się za zajętymi kobietami, ale ja naprawdę się w niej zakochałem. Ona we mnie też. Powiedziała mi to. – dodał, gdy zauważył, że Shane już otwiera usta, by coś powiedzieć. - Nasz romans trwa już od ponad roku. Niestety jej mąż chyba zaczął coś podejrzewać. Kontroluje ją na każdym kroku, a wszyscy wolni faceci wśród znajomych i otoczenia, stali się potencjalnymi podejrzanymi. W tamtym tygodniu nasze szczęście się skończyło i nakrył nas w ich domu, gdy przytulałem Lucy, wypłakującą się na moim ramieniu. Zażądał natychmiastowych wyjaśnień. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Bałem się, że stracę prace. Powiedzieliśmy mu, że Lucy i ja od jakiegoś czasu jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi.  – skrzywił się. – Nie chciał nam jednak uwierzyć. Wtedy ja… Powiedziałem mu, że jestem gejem. Do tego zaręczonym. – skulił ramiona. – Patrzył na mnie jak na totalnego kretyna, pytając, czy mam go za skończonego idiotę lub półgłówka. Uwierzył moim słowom dopiero, gdy jako dowód pokazałem mu nasze wspólne zdjęcie z ostatnich wakacji. Wiesz, to które zrobiła moja mama, gdy siedzieliśmy we dwóch objęci na trawie w samych szortach, cali mokrzy i szeroko uśmiechnięci po wygłupach w jeziorze.

Shane zakrztusił się pitą kawą, dopiero zdając sobie sprawę, w co tak naprawdę wpakował się, a raczej ich jego przyjaciel.

- Ty tępaku, bezmózgi pierwotniaku, ty… – przerwał, gdy ponownie zaczął kaszleć. Z jego oczu aż pociekły łzy. Kade czekał spokojnie, ze skruszoną miną, pozwalając mu się wykasłać. – A gdyby był jakimś pieprzonym homofobem? Pomyślałeś, co ktoś taki mógłby ci zrobić?

- Nnn… no nie. – zakłopotany potarł kark. – Pracuje u nas kilku otwartych gejów, ale wiesz, takich totalnie przegiętych ciotek i szef nic nie ma przeciwko temu. Mówił, że nie obchodzi go ich życie prywatne, dopóki nie przynoszą go do pracy. Ważne żeby w czasie roboty wyglądali w miarę normalnie i godnie reprezentowali firmę.

- I tak uważam, że jesteś skończonym idiotą. – powiedział, odsuwając od siebie talerz z niemal nienapoczętym śniadaniem, które przygotował mu Kade. Jakoś stracił apetyt.

- Przepraszam cię Shane. Nic bym ci o tym nie mówił, ale szef jasno dał mi do zrozumienia, że życzy sobie bym pojawił się na tym przyjęciu ze swoim narzeczonym, a konkretniej z tobą. Zrozum, jeśli…

- Zamknij się! – krzyknął. Na co brunet momentalnie umilkł.

Collen nieczęsto się na niego wściekał, tak naprawdę potrafił policzyć na palcach jednej ręki sytuacje w których Shane tak porządnie się na niego wkurzył i zaczął na niego wrzeszczeć. Dobrze jednak pamiętał, że w takich sytuacjach lepiej się po prostu zamknąć i dać się rudzielcowi wykrzyczeć. Sprzeczanie się z nim, gdy jest w takim stanie, tylko go jeszcze bardziej nakręci, a on nie chciał go niepotrzebnie denerwować. To nie skończyłoby się najlepiej. Tym bardziej, że potrzebował jego pomocy.

- Jak mogłeś mi to zrobić!? Myślałeś, że o niczym się nie dowiem!? Co by się stało, gdybym przyszedł do ciebie do pracy i natknął się na twojego szefa, a on by wyskoczył z jakimś tekstem w stylu „Jak to miło, że przyszedł pan odwiedzić narzeczonego.”? Do cholery, przecież zaprzeczyłbym jakobym kiedykolwiek jakiegoś posiadał. Pomyślałeś w ogóle o konsekwencjach!? Przecież ten człowiek mógłby nie tylko wyrzucić cię z pracy. Ma kontakty, znajomości wśród ważnych osobistości. Co gdyby całkowicie zniszczył ci karierę, całe życie!? Nigdzie byś nie znalazł pracy! Co byś wtedy zrobił!? Wrócił na wieś!?

Kade z pokornie spuszczoną głową słuchał kolegi. Czuł się jednocześnie niezwykle podle przez całą tą sytuację, w jaką ich wpakował, jak i wzruszony faktem, że to o niego w pierwszej kolejności martwił się Shane, a nie o to, co pomyślą sobie o nim inni.

Rudzielec wstał z miejsca i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. Nie miał ochoty w tym momencie patrzeć na przyjaciela. Czuł się zraniony tym, co zrobił Kade. Nie dlatego, że brzydził się myślą o byciu narzeczonym przyjaciela. Nie, wręcz przeciwnie. Jeszcze kilka lat temu skakałby z radości na myśl o tym, że ma choćby przez chwilę udawać jego chłopaka. Gdy był nastolatkiem odkrył swoja seksualność właśnie dzięki Kade’owi. Stało się to na jednej z domówek, którą urządzała znajoma Andersa z roku. A jako, że Shane był jego współlokatorem w akademiku i najbliższym przyjacielem, również otrzymał zaproszenie. W końcu kto mógłby wiedzieć lepiej, jak rozkochać w sobie wymarzonego chłopaka, niż jego najlepszy przyjaciel? Collen wcale jej się nie dziwił, że starała się z tej strony podejść Kade’a. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. Anders był strasznie seksowną bestią o czarnych jak noc włosach i ciemnoszarych oczach, przynoszących namyśl burzowe chmury. Już jako nastolatek był wysoki i o dobrze zarysowanych mięśniach, wyrobionych od ciężkiej pracy na wsi, gdzie się wychował wraz z matką i dużo starszym bratem. Nic więc dziwnego, że dziewczyny lgnęły do niego niczym pszczoły do miodu.

W czasie imprezy, gdy większość obecnej tam młodzieży zdążyła już sobie popić i miała nieźle w czubie, jedna z dziewczyn zaproponowała grę w butelkę, co spotkało się z aprobatą większości obecnych. To właśnie w czasie tej gry zdał sobie sprawę, że jest homoseksualistą. Nie stało się to dlatego, że pocałunki dziewczyn, które wtedy otrzymał, nie sprawiły mu przyjemności, bo sprawiły. Były miłe, przyjemne, ale nic ponad to. Stało się to dlatego, że ujrzał swojego przyjaciela robiącego striptiz. Pamiętał tą scenę jakby to było wczoraj.

Kade ze śmiechem stanął na środku stołu. Wsłuchując się w dźwięki muzyki, zamknął oczy i zaczął się poruszać w jej rytmie, nie zwracając uwagi na otaczającą go grupę ludzi. Shane jak urzeczony wpatrywał się w jego powolne, zmysłowe ruchy bioder, dłoni sunącej od policzka pokrytego dwudniowym zarostem, szyi, przez szeroką pierś i brzuch, aż do krawędzi czarnego, dopasowanego podkoszulka, podnosząc go powoli, ukazując apetyczną, opaloną skórę, pod którą poruszały się mięśnie. Czuł suchość w ustach, gdy Kade ściągnął koszulkę i uśmiechając się złośliwie, rzucił ją prosto w jego zarumienioną twarz. Odruchowo ją złapał, nie odrywając wzroku od bruneta. Kade powoli zaczął rozpinać pasek i rozporek spodni. Odwrócił się do nich tyłem, dając im doskonały widok na jego zgrabne pośladki, opięte w ciemne jeansy. Zsunął je powoli do połowy ud, pokazując wszystkim czerwone bokserki z czarną jaszczurką na lewym pośladku, po czym wciągnął je szybko, śmiejąc się głośno na dobiegające zewsząd jęki zawodu. Zeskoczył ze stołu, zapinając spodnie, mówiąc, że przedstawienie skończone. Shane odkrył wtedy, że podobnie jak większość obecnych tam dziewczyn, chciałby zobaczyć więcej. Dużo więcej. Chciałby ujrzeć jak Kade wygląda nago, najlepiej z kropelkami wody płynącymi po jego cudnym ciele. Chciałby sunąć dłonią po jego gładkiej, szerokiej piersi, mięśniach na płaskim brzuchu, aż po ścieżkę ciemnych włosków biegnących od pępka w dół, aż do… Z przerażeniem odkrył, że jest podniecony i niewiele brakuje mu do końca. Szybko wcisnął koszulkę Andersa w ręce jakieś podchmielonej nastolatki i uciekł stamtąd, nie mówiąc nikomu ani słowa. Tamtej nocy zrozumiał, że jest gejem, co podejrzewał już od jakiegoś czasu. Niedługo później zdał sobie sprawę, że nie tylko jest homoseksualistą, ale jest również zakochany w swoim najlepszym przyjacielu. Nigdy mu jednak o tym nie powiedział, nie o tym, że jest w nim zakochany. Przez lata żył sobie spokojnie, tłumiąc w zarodku jakiekolwiek nadzieje na związek z Kade’em.

A teraz, kiedy już się z tym pogodził i nawet zaczął rozważać znalezienie sobie kogoś, Kade Anders prosi go, by zagrał jego narzeczonego!

Toż to absurd!

Miał wrażenie, że cały świat śmiał mu się prosto w twarz. Jak miał to zrobić i nie zaangażować się uczuciowo? To było niemożliwe. Czuł się zdradzony. Jakby przyjaciel umyślnie rozdrapał stare rany, które ledwo zdążyły się zagoić. Nie ważne jak stare były, to nadal bolało. Oparł się plecami o ścianę i z jękiem odchylił głowę do tył, czując przyjemne zimno starych murów. O tak. Tego potrzebował.

- Shane… - spojrzał kątem oka na siedzącego nadal przy stole przyjaciela. Nie odezwał się do niego, nie miał w tym momencie na to ochoty. Był zbyt rozchwiany emocjonalnie, by wypowiedzieć jakieś spójne zdanie.

- Shane, ja naprawdę cię przepraszam. Rozumiem, jakie to musi być dla ciebie trudne… – parsknął śmiechem, słysząc jego słowa.

- Tak, z pewnością. – zmarszczył brwi, pocierając nasadę nosa. Chyba znowu dostanie migreny. – Czego dokładnie ode mnie chcesz?

- Chciałbym żebyś poszedł ze mną na to przyjęcie i zagrał mojego narzeczonego. – Kade odpowiedział cicho, powoli, rozważnie dobierając słowa, jakby oczekiwał, że znowu się na niego wścieknie. I słusznie. Zasłużył sobie na porządną awanturę.

- Tylko tyle? Jedno wyjście i po sprawie?

- No… Nie bardzo.

- Wiedziałem. – mruknął sam do siebie. – Co jeszcze? – spojrzał na niego podejrzliwie.

- Wiesz, że będziemy musieli zachowywać się tam, jakbyśmy byli w sobie zakochani?

- Domyśliłem się tego, geniuszu? Coś jeszcze?

- No bo… Nie wiem jak mam ci to powiedzieć. – Kade zaczął nerwowo wyłamywać  palce. Robił to tylko wtedy, gdy czegoś się mocno krępował. Czyli prawie nigdy.

- Najlepiej słowami.

- Ale to może być trudne. – Anders ponownie przeczesał palcami włosy. Z tymi stojącymi na wszystkie strony kłakami i fioletowymi cieniami pod oczami, wyglądał jak jeż po całonocnej imprezie.

- To możesz napisać. – zaczynał się irytować. Czy on nie potrafił niczego powiedzieć wprost? Musiał stale owijać w bawełnę?

- Shane bo widzisz… Ja… Bo ty…

- Do cholery, Kade, wykrztuś to w końcu. – warknął, obrzucając przyjaciela wrogim spojrzeniem.

- Musimy cię trochę zmienić. – brunet zacisnął mocno powieki, oczekując wybuchu.

Kade czekał i czekał, jednak nic nie nadeszło. W pomieszczeniu panowała cisza, zagłuszona jedynie tykaniem wiszącego na ścianie zegara. Powoli uchylił powieki. Shane patrzył na niego takim wzrokiem, jakby go nie poznawał albo jakby go nie rozumiał, bo zaczął nawijać w jakimś obcym języku, na przykład po japońsku.

Wróć.

Nie, nie po japońsku, bo Collen bardzo dobrze znał i potrafił biegle posługiwać się tym językiem, z czego niejednokrotnie korzystał w czasie swojej współpracy z Japończykami.

- Shane, nie bierz tego do siebie. – pociągnął szybko, korzystając z tego, że przyjaciel milczy. – Prawda jest taka, że w ogóle nie wyglądasz na faceta, którym bym się zainteresował. Nie żebym kiedykolwiek zainteresował się jakimkolwiek facetem, ale już na pewno nie tobą. – coraz bardziej się pogrążał.

- Sugerujesz, że jestem brzydki? – nozdrza rudzielca zadrgały niebezpiecznie, co było oznaką, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, to Shane znowu zacznie na niego krzyczeć, a później najprawdopodobniej wstanie i wyjdzie, trzaskając drzwiami. A na to w obecnej sytuacji po prostu nie mógł sobie pozwolić.

- Nie, nie! – podniósł ręce, machając nimi w zaprzeczeniu. – Jesteś naprawdę przystojnym facetem, tylko, że…

- Tylko, że co!?

- Tylko, że tego nie widać.

-  Kade… - wysyczał jego imię przez zęby. Oj nie dobrze, nie dobrze.

- Chodzi mi o to, że jesteś naprawdę przystojnym, pociągającym facetem, tylko nie widać tego na pierwszy rzut oka, przez to, jak się ubierasz i w ogóle. – machnął ręką na jego ubranie. – Czy ty nie zdajesz sobie sprawy, jakie miałbyś branie, gdybyś włożył w swój wygląd choć trochę wysiłku? – postanowił zmienić temat.

- A skąd ty to możesz wiedzieć? Przecież jak sam już podkreśliłeś n i e interesujesz się facetami. – głos Shane’a stawał się powoli spokojniejszy. Kade odetchnął w duchu.

- To, że nie jestem gejem, nie znaczy, że nie mam oczu. – klasnął w dłonie. – Wiem. Zawrzyjmy umowę. Ty zagrasz przez jakiś czas mojego narzeczonego, a ja w zamian zrobię z ciebie prawdziwe ciacho, co ty na to?

- Naprawdę uważasz, że wtedy uda mi się znaleźć jakiegoś fajnego faceta? Zawsze sądziłem, że ci porządni patrzą głównie na wnętrze, a nie na wygląd zewnętrzny. – zapytał niepewnie.

- Jestem tego absolutnie pewien. Bo widzisz, żeby oczarować kogoś swoim wnętrzem, musisz go najpierw zainteresować swoim wyglądem. – ułożył dłonie w piramidkę, odpowiadając na pytanie tonem znawcy.

- A to nie jest przypadkiem zbyt powierzchowne? – Collen skrzyżował ręce na piersi, patrząc na niego podejrzliwie z uniesioną go góry lewą brwią.

- Sam przyznaj, że w pierwszej kolejności patrzysz, jak faceci wyglądają. Nieraz widziałem i słyszałem, jak oglądałeś się na ulicy za jakimś gościem, komentując jednocześnie jego urodę, jędrność pośladków lub szerokość klaty. – na jego słowa jasna twarz Shane’a przybrała kolor dojrzałego pomidora.

- Tak, coś w tym jest. – mężczyzna odwrócił się zawstydzony.

- Sam więc widzisz, że mam rację. To jak, zgodzisz się na taki układ? – zapytał z uśmiechem. Coś czuł, że sprawa jest już przesądzona.

- Jeśli chce sobie kogoś znaleźć, to chyba nie mam wyjścia, prawda?

Jak widać się nie pomylił.

7 komentarzy:

  1. Ale mnie zaciekawiłaś. Bardzo lubię takie klimaty w opowiadaniu więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A, no i oczywiście mam nadzieję, że dodasz szybko "Liska". Z resztą przeczytam wszystko co napiszesz ;)
    Pozdro i ślę wenę.
    -Nanako-

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne,fajne. Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjne !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, noo! Zaintrygowana się czuję! Mam wrażenie, że z Shane'a zrobi się niezłe ciacho, dzięki paru zabiegom. Ciekawe co z tego będzie :D

    Uciekam czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no, noo! Zaintrygowana się czuję! Mam wrażenie, że z Shane'a zrobi się niezłe ciacho, dzięki paru zabiegom. Ciekawe co z tego będzie :D

    Uciekam czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    no to zaczynam czytać nowe opowiadanie...
    bardzo mnie zaciekawiłaś już tym opowiadaniem, ech współczuję bardzo Shane jest zakochany i na pewno boli go jak słucha Kade'a jak ten jest zakochany w żonie swojego szefa, Shane jako postać bardzo mi się podoba, tak i bez kawy to nie podchodzić... co? ma teraz udawać narzeczonego, aby odwieść podejrzenia od siebie, raczej dobrze to się nie skończy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten tekst jest najdłuższy i chyba najbardziej udany ze wszystkich, które do tej pory napisałam, dlatego mam nadzieję, że ci się spodoba :)
      I tam, czeka ich całkiem sporo przeżyć.
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam.

      Usuń