Kłamstwo - Rozdział 2


Rozdział 2

 

 - Kade, czy możesz mi wyjaśnić, co my tu robimy? – Shane rozglądał się dookoła po salonie fryzjerskim, do którego wprowadził go przyjaciel. Był piątkowy wieczór. Umówili się, że to dzisiaj zajmą się jego „metamorfozą”, jak to nazywał Kade.

- To chyba oczywiste. Obetniemy cię. – spojrzał na niego dziwnie.

- A dlaczego tu?

- Ponieważ tu pracuje najlepszy fryzjer, jakiego znam. – uśmiechnął się do podchodzącej do nich kobiety o długich blond włosach, upiętych w misterny kok. – Cześć Rebeca.

- Witaj Kade. – rzuciła okiem na rudzielca – To o nim mówiłeś? Jest dużo słodszy niż wynikało z twoich opowieści

Odwrócił wzrok zawstydzony. Co ten facet znów o nim nagadał?

- Zgadza się, to jest Shane. I niech cię nie zwiedzie jego drobny wygląd. Z tego małego rudzielca potrafi wyjść prawdziwy diabeł.

- Kade, zamknij się. – wysyczał przez zęby, nie zważając na chichot stojącej obok kobiety.

- Jesteś rozkoszny. Pokaż no się, słodziutki. – kobieta zaczęła oglądać go z każdej strony, stale dotykając jego włosów i mrucząc coś do siebie, ciągle kręcąc lub potakując głową. Czuł się przez to jak kundel na wystawie rasowych psów.

- Masz bardzo ładną twarz i oczy. Aż żal chować je za tą długą grzywką. Przytniemy ją trochę, pod skosem. W ogóle obetniemy cię asymetrycznie, zostawiając prawą stronę odrobinę dłuższą.

- A… Ale ja okropnie wyglądam bez grzywki. – jęknął przerażony tą perspektywą. Gdy był w drugiej klasie podstawówki, koledzy nabijali się z niego i szydzili z jego równo ostrzyżonych włosów na pieczarkę, wiec po powrocie do domu wziął pożyczki i po prostu je ściął. Jego babcia aż się przeżegnała, gdy go wtedy zobaczyła. Dopiero później zrozumiał dlaczego. To co pozostało z jego wtedy marchewkowo–rudych kudłów, było tak nierówno obcięte, że przypominał bardziej stracha na wróble, niż samego siebie. Rozpłakał się, gdy zobaczył w lusterku swoje odbicie. Staruszka nie miała wyjścia i musiała zgolić go prawie, że na łyso. Wyglądał po prostu strasznie.

- Nie martw się, zostawimy grzywkę, tylko trochę ją skrócimy, tak żeby dłuższe pasma kokieteryjnie zachodziły za brew.

- Niezły pomysł, śliczna. Dasz rade dzisiaj? – zapytał Kade przymilnie.

- Nic z tego, kochaniutki. Za chwilę będę miała klientkę. Przyprowadź go, jutro na piętnastą, tak, jak mówiłam ci przez telefon. – podeszła do kontuaru i zajrzała do notatnika – To co, pasuje? Zapisać go?

- Jasne. Zdążymy się wyrobić przed przyjęciem. – spojrzał na niego z szerokim uśmiechem – Będziesz miał akurat tyle czasu, żebyś się ostrzygł, wrócił do domu i wbił w wyjściowe ciuchy. A teraz chodź. – złapał go za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. – Czekają nas zakupy. Na razie, kochana. – nie zatrzymując się pomachał kobiecie przez ramie.

- Do widzenia. – zdążył powiedzieć, nim został siłą wywleczony na zewnątrz. – Po co mnie tu przyprowadziłeś, skoro ci powiedziała, że dzisiaj nie da rady?

- Powiedziała, że „ chyba” nie da rady. Poza tym dobrze, że wcześniej cię zobaczyła i powiedziała jaki styl ci będzie pasował. – puścił jego rękę przed swoim nowym, srebrnym, sportowym samochodem, z którego był nad wyraz dumny.

- Kade, ale ona tylko powiedziała jak zamierza mnie obciąć. – spojrzał na niego bez zrozumienia nad dachem auta.

- Aleś ty niedomyślny. – pokręcił głową zrezygnowany, otwierając drzwi. Wsiadł do środka, zapiął pas, jak na przepisowego kierowcę przystało i poczekał z ciągnięciem rozmowy, aż on zrobi to samo. – Widzisz sam sposób, w jaki będziesz ostrzyżony dużo już nam mówi o pasującym ci stylu. – odpalił samochód, którego silnik zamruczał niczym zadowolony kociak. Kade uśmiechnął się pod nosem na ten dźwięk. Uwielbiał ten samochód.

- Nadal nie rozumiem.

- Och, ludzie... – westchnął. – Rebeca właśnie dała nam do zrozumienia, że spokojny, prosty, staromodny styl absolutnie do ciebie nie pasuje, co podejrzewałem już wcześniej, ale wolałem się upewnić. Teraz, gdy mamy już pewność, musimy tylko dobrać ci odpowiednią garderobę i pozbyć się tego szkła, które nosisz na nosie. – parsknął rozbawiony na obrażoną minę kolegi.

- Wypraszam to sobie! – poprawił okulary, starając się nie zwracać uwagi na palący mu policzki rumieniec. – Nie zgadzam się na zdjęcie okularów! Nie ma takiej opcji! Bez nich wyglądam jak Mord z Madagaskaru.

Kade roześmiał się na jego porównanie.

- Shane, bądź rozsądny… – zatrzymał się na parkingu przed centrum handlowym i wyłączył silnik. Odwrócił się w jego stronę i ujął jego twarz w dłonie. Na jego twarzy nie było już śladu wcześniejszego rozbawienia. Rudzielec zamarł czując dotyk tych dużych, ciepłych dłoni. Przyjaciel nachylił się lekko, patrząc mu prosto w oczy, nieświadomie gładząc kciukiem gładki policzek. – Jesteś przystojnym, mądrym i ciepłym gościem, zasługującym na wspaniałego faceta, który to doceni. Jeśli chcesz żeby ktoś taki cię zauważyć i się w tobie zakochał, musisz najpierw dać się zauważyć. A nie stanie się to jeśli dalej będziesz zlewał się z tłem. Zaufaj mi, wiem co mówię. – pochylił się niżej i pocałował go w czoło. – No, zbieraj się, nie mamy całego dnia. – wysiadł pozostawiając oniemiałego Shane’a z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi w zaskoczeniu ustami. Wciąż zamroczony wyszedł z samochodu, idąc bez słowa, posłusznie za przyjacielem, jak owca na rzeź.

W galerii handlowej spędzili ponad trzy godziny, chodząc po sklepach z markową odzieżą. Początkowo Collen nie chciał nawet słyszeć o tym, że Kade chce kupić mu jakieś ubranie w tak drogich sklepach. Uważał, że te tańsze są równie dobre i stać go na to by kupić sobie strój wyjściowy. Przyjaciel zbył go jedynie machnięciem ręki, tłumacząc mu, że to część umowy, jaką zawarli. Shane zgodził się niechętnie. Już po godzinie był właścicielem kilku nowych krawatów, czarnych i białych koszul oraz czarnego, stylowego garnituru, który idealnie podkreślał jego zgrabną sylwetkę i wąskie biodra. Butów nie pozwolił sobie kupić, tłumacząc się, że ma odpowiednie, a nie zamierza wybierać się na tańce w nierozchodzonych. Kade jednak nie dawał się przekonać. Wtedy całkowicie poważnie zagroził mu, że na przyjęcie przyjdzie w balowej sukience, przebrany za Kopciuszka, jeśli Anders tak bardzo chce odegrać rolę księcia w scenie z pantofelkiem. Dopiero wtedy brunet odpuścił, nie wiedząc czy ma być przerażony, czy rozbawiony jego słowami.

Poza początkowa niechęcią, bawili się całkiem nieźle.

Parsknął śmiechem na wspomnienie miny przyjaciela, gdy zobaczył go w garniaku. Chyba żaden z nich nie przypuszczał, że może wyglądać tak szykownie w dobrze skrojonym garniturze. Zawsze sądził, że w wyjściowych ciuchach wygląda jak klaun ubrany w spadochron, który przez przypadek potknął się i połknął kij od szczotki. Widocznie nie potrafił kupować dla siebie ubrań, albo po prostu powinien przestać nosić te kupione mu przez babcię. Zapewne jedno i drugie.

Przez pozostały czas buszowali po sklepach, oglądając ubrania na co dzień. Kade tłumaczył mu, jak powinien dobierać stroje i co do czego najlepiej pasuje. Niemal zadusił go na środku sklepu, gdy założył koszule w paski do spodni w kratę.

Z czasem ta cała zabawa w szukanie, dobieranie i przymierzanie zaczynała mu się nawet podobać. Przestał się krępować bieganiem po sklepie z naręczem pełnych wieszaków, przymierzaniem tony ciuchów i pytaniem o zdanie przyjaciela lub ekspedientek, które były bardziej niż chętne by pomóc im znaleźć to, czego potrzebowali. Nic dziwnego, skoro zostawiali w kasie sporo gotówki.

Gdy samodzielnie zaczął przebierać wśród półek i stojaków, Kade zachlipał teatralnie, wycierając wyimaginowaną łzę. – Dorosłeś młody padawanie. – powiedział, za co dostał w twarz parą skarpet, którą Shane akurat miał pod ręką.

Musiał przyznać, że bawili się przednio, żartując z siebie nawzajem i kupując sobie sporo nowych rzeczy. Obiecali sobie, że jeszcze nieraz to powtórzą.

Na samym końcu tej zakupowej eskapady udali się do optyka i dobrali mu szkła kontaktowe. Sprzedawca, starszy już mężczyzna, spokojnie i rzeczowo wytłumaczył mu w jaki sposób powinien je zakładać, zdejmować i o nie dbać. Choć ciężko mu było się skupić na jego słowach, gdy Kade co chwila wyskakiwał zza regału, mając na nosie coraz to inna parę okularów. Trzymał się dzielnie, hamując śmiech. Anders musiał jednak uznać  rozśmieszenie go za punkt honoru, bo już po chwili wyłonił się ponownie, sunąć do tył po śliskiej podłodze, po czym zaczął tańczyć, udając Michaela Jacksona. Tego było już za wiele. Rudzielec wybuchnął śmiechem, niemal nie opluwając starszego mężczyzny, który patrzył na niego, jak na kogoś, kogo zdrowie psychiczne jest dużo poniżej normy. Galerię opuścili tuż przed zamknięciem i pomimo tego, że dzień był jak najbardziej udany, Shane czuł narastające zmęczenie i strach na myśl o jutrzejszym wieczorze.

- A co będzie, jak się zbłaźnię? – powiedział na głos, gdy szli przez parking, obładowani kolorowymi torbami z logiem różnych markowych sklepów. Garnituru ze sobą nie mieli, bojąc się, że go uszkodzą lub pogniotą. Poprosili o dostarczenie go do jego domu. Nie było to problemem. Zapewnili, że przywiozą go jutro przed południem.

- Wszystko będzie dobrze. – brunet próbował go pocieszyć. – Wystarczy, że będziesz po prostu sobą.

- Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek był twoim zakochanym po uszy narzeczonym. – parsknął. Narzeczonym to może nie, ale zakochany po uszy to na pewno był.

- No tak. To bądź sobą plus udawaj we mnie zakochanego, tak lepiej? – spojrzał na niego, błyszcząc olśniewającym uśmiechem, na którego widok zmiękły mu kolana.– Wiesz, w sumie to może być nawet zabawne.

- Niby z której strony? – zapytał nadal poruszony, moszcząc się wygodniej na fotelu pasażera. Z zamkniętymi oczami odchylił głowę na zagłówku. Westchnął przeciągle, starając się uspokoić rozkołatane serce.

- No wiesz, nigdy nie widziałem cię zakochanego. Ciekaw jestem jak się wtedy zachowujesz. – Shane aż wstrzymał powietrze. No jasne, że Kade nigdy nie widział, jak zaleca się do swojego wybranka, ponieważ to właśnie on był jego wybrankiem. – Chciałbym po prostu to zobaczyć. – wzruszył ramionami.

Uważaj czego sobie życzysz, bo jeszcze to dostaniesz.

- W sumie to dobry pomysł. Pytanie tylko, czy ty dasz radę odegrać rolę zakochanego.

- Dlaczego miałbym nie dać? – zapytał zaskoczony – Sądzisz, że skoro nie jestem gejem, to nie mniej poważnie podejdę do swojego zadania? Shane, od tego może zależeć moja przyszłość, to jasne, że postaram się zagrać to tak przekonująco, jak się da.

- Czyli mówisz, że przez całe przyjęcie będziesz mnie adorował, jak na zakochanego po uszy mężczyznę przystało? – zapytał zaciekawiony.

- Tak.

- Zamierzasz przedstawić mnie jako swojego narzeczonego wszystkim znajomym z pracy, chwaląc się tym, jaki to jestem przystojny, inteligentny, niezastąpiony i w ogóle jakie to uosobienie bóstwa ze mnie jest? – zatrzepotał zalotnie rzęsami.

- Tak. – odpowiedział poważnie, choć drgające w kąciku usta zdradziły jego trudem skrywane rozbawienie.

- Zamierzasz mnie obejmować i całować w policzek i usta, gdy zajdzie taka konieczność?

- Tak.

- Zamierzasz mnie poprosić do tańca i pociągnąć na środek sali, udając, że poza nami świat przestaje istnieć?

- Tak. – zachichotał – Rany to brzmi prawie jak przysięga małżeńska.

- O, jakie to słodkie. – zaszczebiotał, po czym uśmiechnął się złośliwie. – A zamierzasz zaciągnąć mnie do toalety i przelecieć mój tyłek?

- Ta… Że co!? – spojrzał na niego z jawnym przerażeniem, hamując gwałtownie na skrzyżowaniu. – Człowieku, chcesz nas zabić? Nie strasz mnie tak. – widząc przerażoną minę przyjaciela, nie mógł nie parsknąć śmiechem. – To wcale nie było śmieszne. – burknął ten obrażony.

- O rany… Żebyś… żebyś ty widział swoją minę… - nadal chichotał, ściągając okulary i ocierając wierzchem dłoni łzy. – Normalnie bezcenne. Żałuje, że nie miałem aparatu.

- Nadal uważam, że to nie było zabawne.

- Po prostu nie masz poczucia humoru.

 

***

 

Shane niepewnym krokiem wkroczył do salonu fryzjerskiego, który odwiedził wczorajszego dnia. Był sam, gdyż Kade zadzwonił wcześniej do niego i uprzedził, że nie da rady wyrwać się wcześniej z pracy. Jakieś spotkanie z ważnym klientem, czy coś. Kazał mu bez krępacji udać się do fryzjera, a później wrócić do domu, skąd obiecał odebrać go punktualnie o siedemnastej trzydzieści. Mieli razem udać się na przyjęcie, które było zorganizowane z okazji nawiązania współpracy z nowym partnerem biznesowym.

- Och, Shane, kochanie, już jesteś. – blondwłosa fryzjerka pomachała mu zza oparcia fotela, na którym siedziała jakaś nastolatka z włosami poowijanymi jakimś sreberkiem. – Usiądź proszę, zaraz się tobą zajmę, tylko skończę tutaj. – wskazała mu kanapę w piaskowym kolorze, nie odrywając wzroku od pracy. Po półgodzinie czekania, umyciu głowy przez młodą asystentkę, która miała na wierzchu dłoni ciekawy tatuaż przedstawiający kwiat wiśni i odkryciu, że to dziwne sreberko na włosy służy prawdopodobnie do tego, by farba lepiej się trzymała albo coś takiego, usiadł wreszcie na fotelu przed wielgachnym lustrem, pod którym leżała masa szczotek, grzebieni, spinek, nożyczek i innych narzędzi tortur.

- Przepraszam, że musiałeś tyle czekać, ale już szybciutko bierzemy się do roboty.

Mruknął jedynie potakująco w odpowiedzi. Co miał jej innego powiedzieć? Spoko? Nic się nie stało? A co jeśli będzie musiał tu siedzieć tak długo, jak ta nastolatka i nie da rady się ze wszystkim wyrobić?

- Kade mówił mi, że idziecie razem na firmowe przyjęcie.

- Owszem. – powiedział, patrząc jak szybko i sprawnie kobieta posługuje się ostrymi nożyczkami. Miał nadzieje, że do domu wróci nie pozbawiony ucha czy nosa.

- Długo już się znacie?

- Od dziecka. Moi dziadkowie i jego rodzice są sąsiadami, często bawiliśmy się razem, bo w najbliższej okolicy nie było innych dzieci w naszym wieku. – nie ruszał się, patrząc jedynie, jak długie kasztanowe kosmyki, opadają ścięte na ochronny fartuch i podłogę. Wolał patrzeć na nie, niż na ostre nożyczki śmigające koło jego twarzy.

- Rozumiem. Bo widzisz, nie wyglądasz jak inni jego znajomi. Nie obraź się, proszę, bo uważam, że niektórzy z nich to prawdziwe dupki, nie posiadający nic poza kasą i wyglądem, a ty wyglądasz mi na dość porządnego faceta.

- Dzięki. Chyba.

- Spoko. I jak udały się wam wczoraj zakupy? Kade mówił, że zacząłeś się odnajdywać w nowym stylu. – uśmiechnęła się do niego w lustrze.

- Tak. Nawet nie sądziłem, że zakupy mogą być tak przyjemne. Oczywiście, jak nie idzie się samemu. – odpowiedział nieśmiałym uśmiechem. – Teraz tylko się boję, czy dam radę zaprezentować się odpowiednio na tym przyjęciu. Wiesz, nie mam doświadczenia z takimi imprezami, ale i ja wiem, że nowa fryzura i ciuchy to nie wszystko. Martwię się, że odwalę jakąś gafę i ośmieszę przyjaciela, a tego bym nie chciał.

- Wiesz w takich miejscach, najważniejsze to być naturalnym, ale jednocześnie zakasować otoczenie swoją osobowością. – sięgnęła po maszynkę elektryczną i zmieniła nakładkę.

- Nie za bardzo rozumiem. – zmarszczył się lekko, gdy maszynka przesunęła się po skórze głowy zostawiając za sobą pasmo króciutkich włosków. Miał złe wspomnienia związane z tym diabelnym urządzeniem.

- Daj im się poznać, ale z innej strony. Bądź sobą, ale jednocześnie nim nie bądź w stu procentach.

- Czy zawsze wpadasz w filozoficzny nastrój, gdy strzyżesz klientów? – na jego słowa dziewczyna najpierw zamarła zaskoczona, a później wybuchła śmiechem.

- No i właśnie o to mi chodziło. – zachichotała. – Kade mi opowiadał, że świetny z ciebie facet z rogatą duszą, tylko jesteś trochę nieśmiały w stosunku do obcych, a tu proszę. Aż szkoda, że gustujesz w innej drużynie.

- Ja… Em… - policzki zapiekły go od krwistoczerwonych rumieńców.

- Nie przejmuj się, nie podrywam cię. Mam dziewczynę. – puściła mu oczko. Odetchnął z ulgą na jej słowa. Naprawdę nie wiedziałby w jaki sposób ją delikatnie spławić, gdyby do niego startowała. Dotychczas nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi i nie bardzo wiedział, jak sobie radzić w takich sytuacjach. Nie to, żeby był niedoświadczony, czy coś. Bo prawiczkiem nie był. Ale jednorazowe spotkania mające na celu rozładowanie napięcia z jakimiś facetami, poznanym na portalu randkowym, a podryw w realnym życiu to dwie różne sprawy.

- Ale mam kolegę, któremu na bank wpadłbyś w oko. Chcesz, to cię z nim poznam?

- Ja… Dzięki, ale… Na tą chwilę nie jestem zainteresowany.

- Spotykasz się z kimś? – zawiedziona wydęła wargi.

- No… Tak jakby. Ja… Nie wiedziałem, że Kade ma jakiś przyjaciół poza mną, którzy lubią to samo, to znaczy, którzy są homoseksualni. – jak najszybciej chciał zmienić temat.

- Przyjaciół? To chyba za duże słowo. Znamy się z Kadem od paru miesięcy. Moja dziewczyna pracuje razem z nim, a raczej pracowała, bo teraz dostała przeniesienie do działu reklamy. Przez nią się poznaliśmy. W tajemnicy mogę ci również powiedzieć, że domyślam się dlaczego zabiera cię na to przyjęcie i uważam, że to nie w porządku z jego strony. – mówiła, przeczesując mu palcami włosy i wmasowując mu w nie jakiś dziwnie pachnący płyn.

- Nie mógłbym nie pomóc przyjacielowi. – odpowiedział rozdrażniony. – Ale moment! Jak to się domyślasz? Przecież…

- Spokojnie, wyluzuj. Siadaj prosto i przestań się wiercić. – położyła mu ręce na ramionach i siłą przytrzymała w miejscu. – Domyśliłam się, że Kade woli kobiety od mężczyzn, kiedy Carla, moje słodkie kochanie przylukała go pewnego dnia po godzinach, jak gruchał sobie słodko z żonką dyrektora generalnego. A biorąc pod uwagę, że ten stary cap ma bzika na punkcie tej wstrętnej baby, nie trudno dodać dwa do dwóch. Tym bardziej, że wśród pracowników już rozniosła się plotka o tajemniczym narzeczonym Andersa i wszyscy są go bardzo ciekawi. Robisz za przykrywkę, prawda?

- Tak. – odpowiedział niechętnie.

- Nie martw się, wasz sekret jest u mnie bezpieczny, nie powiem nikomu. No może z wyjątkiem Carli, a ona potrafi trzymać język za zębami.

- Ja… Dziękuje. Czy Kade wie, że ty i twoja dziewczyna wiecie o jego romansie z żoną szefa?

- Jasna sprawa. Carla powiedziała mu wprost, że biuro to nie najlepsze miejsce do igraszek dla tej sztywnej damulki, jeszcze mogłaby się połamać. – prychnęła pogardliwie. Jej opinia na temat „smutnej Lucy”, jak nazywał ją jego przyjaciel, naprawdę go rozbawiła.

- Widzę, że nie darzysz tej kobiety wielką sympatią.

- Nie. Sądzę, że to wstrętna harpia, którą interesują wyłącznie pieniądze i opinia otoczenia. – uruchomiła suszarkę, którą zaczęła suszyć mu włosy, ciągnąc za nie boleśnie.

- Myślisz, że zainteresowała się Kadem tylko dlatego, że jest młody, przystojny i szybko awansuje? – zapytał zaskoczony, zapominając na chwilę o bólu.

- Tak sądzę. – zamyślił się na jej odpowiedz. W sumie to by się zgadzało. Anders coś wspominał, że jego relacje z panią Stone zaczęły się pogłębiać dopiero, kiedy awansował na dyrektora sprzedaży. To było nawet logiczne. Jej małżonek był już starym facetem i najpóźniej za kilka lat przejdzie na emeryturę. A co takiej kobiecie po starym pryku bez dobrej posady, luksusowych hoteli, wytwornych bankietów i drogich bibelotów, którymi mogłaby się pochwalić przed psiapsiółkami. Lepiej znaleźć kogoś młodszego, ambitnego, z perspektywami i go w sobie rozkochać.

- Mam nadzieję, że Kade wie, co robi i, że ta kobieta jest tego warta. – mruknął pod nosem.

- Ja również. Polubiłam tego wariata i nie chciałabym, żeby cierpiał.

- Uwierz mi, ja również.

5 komentarzy:

  1. Mort*, aż rzuciło mi się to w oczy, bo nie wiem dlaczego przeczytałam Mord z Mordoru xd Jeżu >.<
    Ta "sztywna baba" już mnie denerwuje, a nawet jej nie przedstawiłas :d Jestem okropna hah.
    Ciekawe jak nasz rudzielec będzie wyglądał w nowych wlosach

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednej rzeczy nie rozumiem shane ma rude czy kasztanowe włosy ??

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, o matko to było dobre z tym zaciągnięciem do toalety... ciekawe jak będzie wyglądał w tym nowym wydaniu, no i bardzo żal mi Shane każdy go wykorzystuje i rani...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shane ma zdecydowanie za dobre serduszko, jak dla jego własnego dobra.
      A efekt końcowy przemiany może cię jeszcze zaskoczyć ;)
      Dziękuję i również pozdrawiam.

      Usuń