Rozdział
3
Wokół
panował chaos. Zewsząd dochodziły krzyki, płacz i jęki bólu. Wioska Liścia była
niemal doszczętnie zniszczona.
Nie
wiadomo skąd pojawił się pewien mężczyzna, który przedstawił się jako Madara
Uchiha i zażądał zadośćuczynienia za szkody, jakie poniósł jego klan za sprawą
trzeciego Hokage. Po zobaczeniu Sasuke, zażyczył sobie również wydania mu ostatniego
dziedzica sharingana. A usłyszawszy od Tsunade negatywną odpowiedz, starał się
przekabacić Sasuke na swoją stronę. Opowiedział mu, jak to Itachi został przez
przywódcę wioski zmuszony do wymordowania swojej rodziny, oszczędzając jedynie
swojego małego braciszka, przez co został ukarany za niesubordynację i wygnany.
Młody Uchiha nie wierzył jednak jego słowom. Wiedział, jak historia naprawdę
się przedstawiała, brat wyjawił mu wszystko na łożu śmierci, a po powrocie
potwierdziła również piąta Hokage. To prawda, że Itachi wymordował cały klan na
zlecenie przełożonego. Zrobił to jednak dlatego, bo ich rodzina planowała
powstanie przeciwko Wiosce Liścia, a on zbyt mocno ją kochał by im na to
pozwolić. Po wszystkim odszedł. Nie chciał by wieść o zdradzie rodziny Uchiha
dotarła do uszu mieszkańców. Nie pragnął splamienia honoru ich klanu, co
odbiłoby się na jego małym braciszku, którego kochał ponad wszystko.
Madara,
gdy zrozumiał, że nie uda mu się przeciągnął Sasuke na swoją stronę, zaatakował
wioskę. Mieszkańcy bronili się dzielnie, nie mieli jednak szans z miażdżącą
siłą mężczyzny. Gdzie okiem sięgnąć otaczały ich jedynie gruzy. Tylko tyle
pozostało po niegdyś pięknych budowlach. Wszędzie leżały ciała martwych, bądź
nieprzytomnych shinobi jak i zwykłych cywili. Jedynymi zdolnymi do walki z
przeciwnikiem byli w tym momencie Kakashi i właśnie młody Uchiha. Tylko oni
byli wstanie oprzeć się w pewnym stopniu mocy sharingana Madary. Zapewne
dlatego, że sami go posiadali. Nie był jednak on równie mocno rozwinięty.
Kakashi
klęczał na kolanach, oparty na jednej dłoni. Nie mógł ustać na chwiejnych
nogach. Z jego przeciętego blizną oka sączyła się krew, świadcząc o nadużyciu
sharingana. Już wkrótce będzie musiał je ukryć, przez co pozostanie bezbronny.
Jedyną ich nadzieją w tej chwili był Sasuke, który starał się stać prosto
pomimo mocno okaleczonego uda. W jego stanie nie miał co liczyć na przywołanie
susanoo. Pozostawało mu zatem chidori. Atak był jednak zbyt słaby, żeby
wyrządzić krzywdę tak doświadczonemu wojownikowi.
Czuł,
że nie da już dłużej rady. Kończyła mu się czakra, a utrata krwi dodatkowo go
osłabiała. Sam Madara nie okazywał jednak większych oznak zmęczenia.
Nie
wiedział już co ma robić. Zaczynał się już godzić z myślą, że nie przeżyje tej
walki. Miał jednak nadzieje zabrać tego skurwysyna ze sobą. Ruszył na niego.
Ciął kataną przez jego pierś. Ostrze przecięło powietrze o minimetry od celu. Starszy
Uchiha wybił mu je z ręki, posyłając ostrze kilka metrów w bok. Sasuke czuł
rękę mężczyzny zaciskającą się na jego szyi.
-
Wiesz, nawet cię lubię. Przypominasz mi trochę mnie samego, gdy byłem w twoim
wieku. Też nie wiedziałem kiedy się poddać. – mężczyzna uśmiechnął się do niego
uśmiechem, który zapewne miał być sympatyczny, bądź ironiczny sądząc po krzywym
wygięciu ust.
-
Zamknij się. – wysyczał przez zaciśnięte zęby, starając się rozluźnić uchwyt
mężczyzny, na co ten odrzucił głowę do tył i zaśmiał się okrutnie.
-
Naprawdę cię lubię. Dlatego pozwolę ci mieć swoje ostatnie słowo. To
wspaniałomyślne z mojej strony, nie sądzisz? Nie każdemu na to pozwalam. Ale
skoro jesteśmy krewnymi… Mogę ci na to pozwolić.
-
Chrzań się! – warknął, kopiąc mężczyznę. Ten ponownie się roześmiał.
-
Tylko tyle? Nie chcesz się z nikim pożegnać? Nie masz żadnych przyjaciół,
ukochanej? Och, jakie to smutne, aż się wzruszyłem. – udał, że wyciera
wyimaginowaną łzę.
Sasuke
stanęła przed oczami uśmiechnięta twarz o oczach koloru letniego, bezchmurnego
nieba i włosach koloru dojrzałej pszenicy. Za nim przyszedł zapach lasu i
słońca. Zamknął oczy. Czuł, jak ciemność w jego sercu niknie, a pustkę wypełnia
ciepło i spokój, płynące ze wspomnienia tej drogiej mu osoby.
Pamiętał
jak uczył małego liska mówić, czytać, pisać. Jak wspólnie się bawili i
sprzeczali. Widział we wspomnieniach ich wspólne pieczenie ciast, które zwykle
kończyło się zakalcem i zabrudzoną kuchnią, ale dostarczało niemiłosiernie
wiele zabawy, gdy obrzucali się mąką. Ich wspólne pielenie grządek i jego
udawana złość, gdy gonił brudnego malca po całej posiadłości, chcąc zagonić go
do kąpieli. Wspólne spacery i zbieranie leśnych owoców. Pływanie w stawie przy
wodospadzie i wygłupy na łące. Wzajemne opatrywanie ran i otarć. Ich treningi i
zabawy. Wspólne zasypianie i wstawanie. Pocieszanie malca, gdy ten się czegoś
bał lub było mu smutno. Uczucie jakie dawało trzymanie w swoich ramionach tego
ciepłego ciałka. Ta ufność z jaką się w niego wtulało. Mój mały lisek. Tak
bardzo cię kocham.
-
Kocham cię. – szepnął z delikatnym uśmiechem. Otworzył powoli oczy i zamglonym
wzrokiem, spojrzał w przestrzeń.
-
Słucham? – zapytał zaskoczony Madara.
-
I przepraszam.
-
O czym ty człowieku chrzanisz? Zaatakowałem twoją wioskę. Zabiłem wielu jej
mieszkańców. Mam zamiar zabić ciebie, a ty mnie przepraszasz? – mężczyzna
szarpał młodzieńcem w przód i w tył przy każdym słowie, niczym bezwładną
marionetką.
-
Nie mówię do ciebie, złamasie! – młody Uchiha ocknął się i spojrzał na
przeciwnika z jawną nienawiścią, za to, że wytrącił go z tak przyjemnych
wspomnień. Pragnął pogrążyć się w nich ponownie i zostać tak już na zawsze.
Powrócić do świata, gdzie otaczały go miłość, szczęście, światło i ciepło.
Gdzie ponownie mógł być ze swoim małym liskiem.
Madera
stracił w końcu cierpliwość. Patrzył na swojego ostatniego krewnego ze złością
malującą się na jego zapewne kiedyś atrakcyjnej twarzy.
-
Dość tego! Jeśli nie chcesz gadać, to nie. Miałeś swoją szanse.
-
Kocham cię, Naruto! – krzyknął, zanim poczuł, jak palce mężczyzny zaciskają się
coraz mocniej na jego szyi. Dusiły go. Po mimo nadchodzącej śmierci, Sasuke był
szczęśliwy. Jeśli miał umrzeć, to tylko z myślą, że wyznał co czuje.
Może
lisek kiedyś ten się o tym dowie? Miał taką nadzieje.
Zamknął
oczy, czując, że zaczyna mu się kręcić w głowie, a obraz się zamazuje.
Usłyszał
warczenie, które dobiegało jakby w oddali. Ręka ściskająca jego szyję zniknęła.
Upadł na ziemie charcząc i krztusząc się. Z trudem łapał oddech. Nagły wybuch i
fala uderzeniowa jaka po nim przyszła, odrzuciły go w tył. Szybko się pozbierał
i otaksował wzrokiem okolice, rozmasowując obolałą szyje, na której już zapewne
pojawiało się zasinienie. Ujrzał Madarę, który walczył z ogromnym lisem. Stworzenie
było majestatycznie piękne i przerażające zarazem. Było dwukrotnie większe od dorosłego
mężczyzny. Jego sierść o kolorze miedzi była puszysta i lśniąca. Czerwone oczu
z pionowymi źrenicami, obramowane były czarnym futrem, którego pasmo ciągnęło
się aż do niespotykanie długich, jak na lisa uszu. Nie to było w nim jednak
dziwne. Najbardziej zadziwiający był ogon zwierzęcia, a raczej ogony. Bo
stworzenie miało ich aż dziewięć. Dziewięć długich, wspaniałych ogonów, które
ze świstem przecinały powietrze, przy każdym ataku zwierzęcia. Oczy Sasuke
rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy w pysku stworzenia skumulowała się czarno -
błękitna kula czakry, która wystrzeliła prosto w zaskoczonego obrotem spraw
mężczyznę. Cudem uniknął ataku, odpowiadając natarciem. Ten lis na pewno nie
był zwyczajnym zwierzęciem.
Sasuke odwrócił wzrok od walczących, gdy
poczuł dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Koło niego kucała piąta Hokage.
Wykorzystując nieuwagę ich przeciwnika, zajęła się opatrywaniem rannych przy
pomocy tych swoich dziwnych ślimaków i medycznych ninja, którzy przeżyli. Widać
było, że sama Tsunade jest wykończona. Nie zważała jednak na swoje dobro.
Starała się uratować jak najwięcej osób. Taki był przecież jej obowiązek jako
Kage. Dbanie o mieszkańców swojej wioski do samego końca.
-
Daj, opatrzę cię. – położyła dłoń na jego rannej nodze. Szybko ją odtrącił. Nie
lubił, gdy ktoś go dotykał.
Ktoś
poza Naruto.
-
Są inni, którzy bardziej potrzebują pomocy.
-
Nie bądź uparty. Możemy potrzebować twojej siły, gdy ta bestia rozprawi się ze
starym Uchihą. Nie wiemy, czy wtedy nie obróci się przeciw nam.
-
Co to w ogóle jest. – ruchem głowy skazał na wielkie stworzenie.
-
Sądzę, że to jedna z ogoniastych bestii.
-
Sądziłem, że to tylko legendy. – nie krył swojego zaskoczenia. Jako dziecko
uwielbiał bajki i legendy o mędrcu sześciu ścieżek i ogoniastych bestiach,
które ponoć wydobył ze swojego wnętrza. Zawsze jednak uważał, że to czysta
fikcja, historia wymyślona, by straszyć niegrzeczne dzieci.
-
Jak widać nie.
Sasuke
nic już na to nie odpowiedział. Pozwolił czcigodnej zająć się swoimi
obrażeniami. Przyglądał się uważnie walce. Lis pomimo licznych ran, nie
przestawał atakować Madary. Sam mężczyzna był bardzo zmęczony. Oddychał z
wielkim trudem, a pot lał się po jego twarzy, lepiąc do niej kosmyki długich włosów.
Zniszczenie wioski i walka z jej mieszkańcami, musiała go wykończyć w dużo
większym stopniu, niż dał to po sobie poznać.
Bestia
skoczyła. Cięła długimi pazurami pierś mężczyzny. Z otwartych ran chlusnęła
szkarłatna krew. Usłyszeli głośny krzyk rannego, a później rzężenie.
Madera
zachwiał się i upadł z jękiem. Zapanowała cisza. Nikt się nie poruszył, ze
wstrzymanym oddechem czekając, czy mężczyzna się podniesie. Ten jednak nadal
leżał, w kałuży własnej krwi. Oddychał ciężko, z głośnym świstem. Widocznie
jeden z pazurów musiał uszkodzić płuco. Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz, a chwilę
później całkiem znieruchomiał.
Był
martwy.
Część
mieszkańców odetchnęła z ulgą, by zaraz krzyknąć z przerażeniem, gdy lis warcząc
z obnażonymi kłami, odwrócił się w stronę wioski i zaczął kroczyć w jej
kierunku.
Sasuke
wstał, chwiejąc się nieznacznie. Musiał bronić Konohy, ludzi, którzy byli jej
częścią. Naruto by tego od niego oczekiwał. W jego oczach młody Uchiha był niekwestionowanym
bohaterem. Nie mógł go zawieść. Uczyni wszystko co w jego mocy, by chociaż
dosięgnąć piedestału, na którym malec zawsze go stawiał.
Bestia
jednak nie wydawała się zainteresowana walką.
Przysiadła
kilka kroków przed nim, wpatrując się w niego swoimi dużymi, czerwonymi oczami
o wąskich, pionowych źrenicach, które powoli zaczęły się rozszerzać. Uchiha
zamarł, czekając na dalszy ruch lisa. Ten nie nadszedł. Zwierzę siedziało
spokojnie, leniwie poruszając swoimi dziewięcioma ogonami.
-
Co teraz zrobimy? Nie możemy zabrać się za przeszukiwanie ruin i przenoszenie
rannych, gdy tutaj jest. – powiedział Iruka, pomagając podnieść się
wyczerpanemu Hatake, który automatycznie zawisł na jego szyi, udając bardziej
wyczerpanego, niż był w rzeczywistości. Wszystko byleby tylko być jak najbliżej
i jak najdłużej przy swoim delfinku.
-
Przegonić też go nie możemy. Zbyt wielkie ryzyko, że zaatakuje. – dodała
Tsunade, przyglądając się uważnie demonowi. – Co robisz idioto!? Wracaj tu
zaraz!
Sasuke
jej jednak nie słuchał. Powoli, ostrożnie zaczął zbliżać się do zwierzęcia,
które przyglądało mu się uważnie z postawionymi uszami. Pochyliło głowę w jego
kierunku, węsząc w powietrzu. Brunet zatrzymał się, gdy lis się podniósł i
podszedł do niego niepewnie. Poczuł podmuch ciepłego powietrza we włosach i
muśnięcie wilgotnego nosa na uchu i szyi, gdy zwierzę go obwąchiwało. Stał
nieruchomo, czekając na dalszy ruch bestii. Nigdy by się jednak nie spodziewał
tego, co się stało. Lis przejechał mokrym językiem po jego policzku. Popiskując
radośnie trącił go łbem i zaczął ocierać się
pyskiem o jego klatkę piersiową. Uchiha był równie zszokowany, co inni
mieszkańcy wioski.
-
Widocznie masz powodzenie u lisowatych, Sasuke. Może powinieneś zająć się ich
szkoleniem? – zachichotał Kiba, który opierał się ciężko o swojego
nieodłącznego towarzysz, psa ninja Akamaru.
-
Zamknij się. – jego przyjaciel Shino, zdzielił go w tył głowy.
Bestii
widocznie też nie spodobała się ta uwaga, bo podniosła głowę i zawarczała na
mężczyznę, unosząc górną wargę i odsłaniając ostre jak kunaie zębiska. Dopiero,
gdy ten się uciszył, wróciła do ocierania się o tors bruneta.
Uchiha
podniósł drżącą rękę i położył ją na łbie zwierzęcia. Niepewnie zaczął gładzić
je po miękkim futerku. Przez myśl mu przeszło, że bardzo ono przypomina w
dotyku to na uszach i ogonie Naruto.
Westchnął.
Ostatnio wszystko mu się kojarzyło z jego małym podopiecznym i nic nie mógł na
to poradzić. Nie ważne jak bardzo się starał.
Jego
dotyk musiał sprawić lisowi sporą przyjemność wnioskując po radosnych ruchach
wszystkich dziewięciu ogonów, zamiatających energicznie ziemie i wzbudzających
tumany kurzu.
Mieszkańcy
wioski odetchnęli, widząc, że bestia nie ma wobec nich morderczych zamiarów, a
przynajmniej nic na to nie wskazywało.
Sasuke
gładził czule liska za uchem, uśmiechając się smutno.
-
Wiesz, bardzo mi kogoś przypominasz. – szepnął do zwierzęcia – Mojego małego
Naruto. Tak bardzo za nim tęsknie. – po jego zabrudzonym policzku popłynęła
samotna łza, zostawiając za sobą smugę jasnej skóry, kryjącej się pod warstwą
kurzu. Lis przyglądał się uważnie drobinie wilgoci, zastygły w bezruchu. Uchiha
szybko otarł twarz, nie chcąc pokazać po sobie słabości. Gdy sięgnął by
ponownie pogłaskać bestię, ta się odsunęła, wzbudzając ponownie niepewność i
strach mieszkańców. Sasuke ponownie wyciągał rękę, gdy ujrzał, że zwierzę
zaczyna się dziwnie trząść, powarkiwać i skomleć boleśnie. Słychać było
nieprzyjemny trzask kości i stawów. Lis padł na ziemie, wijąc się w konwulsjach.
Jego pysk się skurczył. Osiem z dziewięciu ogonów zanikło, a sierść się
cofnęła. Po zaledwie minucie na ziemi leżał nagi, umazany krwią nastolatek o
złocistych włosach, lisich uszkach i ogonku.
Ludzie
aż zaniemówili z wrażenia.
Młody
Uchiha podszedł do niego, modląc się w duchu, żeby to nie był sen. Przewrócił
nieprzytomnego chłopaka na plecy i… wziął w ramiona. Przyglądał się szklącymi od
łez oczami, ślicznej buzi blondyna. Jego policzkom z lisimi bliznami i
jasnoróżowym, pełnym wargą. Drobnemu noskowi i zamkniętym oczom, których
wachlarz długich, jasnych rzęs rzucał cień na delikatną skórę policzków.
Szlochając, przytulił jego głowę do swojej piersi. To był Naruto, jego kochany
lisek. Wrócił do niego. Ocalił go. Ocalił ich wszystkich.
-
Sasuke. – usłyszał cichy szept.
Gdy
ponownie spojrzał na twarz liska, ujrzał najpiękniejsze na świecie błękitne
oczy, zmrużone teraz ze zmęczenia. Delikatny, rozmarzony uśmiech błądzący na
ustach malca.
-
Sasuke. – powtórzył szczęśliwy.
Dobrze że Naruto wrócił xD nie mogłam czytać o tęsknocie Sasuke... lecę dalej ;)
OdpowiedzUsuńDorcik
Jupi, jupi !!
OdpowiedzUsuńNo mam nadzieję że tym razem Sasuke nie spieprzy sprawy.
;*
Sama się przekonasz :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak, Sasuke tęskni bardzo za swoim liskiem... jest atak na wioskę, okazuje się, że posiadał w sobie bijuu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam,
UsuńU-water.