- Shizu, ruszaj się
szybciej! Raz, raz, raz! Zanieś te dwa kokosowe latte do stolika numer pięć.
- Tak, panie
Nakigaki, już podaję. – Jasnowłosy nastolatek pośpiesznie położył zamówienie
na tacy i ruszył do wskazanego stolika, przy którym siedziały dwie młode,
elegancko ubrane kobiety. – Najmocniej panie przepraszam, że musiałyście tak
długo czekać.
- Nie przejmuj się,
wcale nie musiałyśmy czekać, macie tu niezwykle sprawną obsługę. – Jedna z
kobiet machnęła lekceważąco ręką, uśmiechając się do niego przymilnie.
Shizuki odpowiedział
wyuczonym uśmiechem. W jego pracy bycie uprzejmym i pomocnym dla klientów
było najważniejsze. To było wizytówką tego miejsca. Młodzi, przystojni,
szarmanccy i zawsze uśmiechnięci mężczyźni, służący pomocą majętnym klientom,
odwiedzającym to niecodzienne miejsce.
- Czy życzą sobie
panie zamówić do kawy coś słodkiego? Dziś podajemy wspaniałe bezy z
truskawkami, tort czekoladowy z wiśniami i szarlotkę serwowaną na ciepło wraz z
lodami waniliowymi.
- No nie wiem, chyba
nie powinnam. Jestem na diecie – odpowiedziała jedna z klientek, klepiąc się
wypielęgnowaną dłonią po płaskim brzuchu.
Shi naprawdę nie
rozumiał kobiet. Ta przed nim wyglądała jak szkielet obłóczony skórą i
zatrzaśnięty przez pomyłkę na kilka godzin w solarium.
Z czego ona niby
miała się odchudzać?
- Ja z przyjemnością
skosztuję szarlotki – powiedziała druga, nie spuszczając z niego rozanielonego
wzroku.
Shizu jęknął w duchu.
Nie lubił gdy ludzie
patrzyli się na niego tak, jak ta kobieta. Czuł się wtedy jak droga błyskotka,
śledzona wzrokiem potencjalnego złodzieja, czekającego jedynie na chwilę
nieuwagi właściciela, żeby ją zwinąć.
Wiedział, że jego
długie do pasa, układające się falami, srebrno - złote włosy i duże, szare oczy
z fioletowymi plamkami są nietypowe i budzą ogólne zainteresowanie. Nienawidził
jednak być oglądany, jak jakiś eksponat.
Nie był głupi,
wiedział, że otrzymał tą pracę wyłącznie dzięki nietypowej urodzie, która
przyciągała wzrok.
- Już podaję. – Skłonił
się ze stale przyklejonym do twarzy, służbowym uśmiechem i odszedł w stronę
baru żeby zrealizować zamówienie.
Nie lubił tego
miejsca, tych przesłodzonych, różowych ścian i wszechobecnych białych
koronek. Nie cierpiał przychodzących tu tłumów bogatych dzieciaków, stale zadzierających
nosa lub dla zabawy starających się go podszczypywać. Gorsze były tylko te
frywolnie ubrane, starsze kobiety, które kokietowały go na każdym kroku.
Niestety z jego
kwalifikacjami, po tym, jak zamknięto cukiernie, w której pracował, tylko tutaj
mógł otrzymać zatrudnienie w pasujących mu godzinach. A nie mógł sobie
pozwolić na nawet kilkudniowe bezrobocie.
Do tego spore
napiwki, które otrzymywał w pewnym stopniu rekompensowały mu prace, w tym
przyprawiającą go o mdłości miejscu.
Westchnął.
Miał dopiero
siedemnaście lat i był uczniem drugiej klasy liceum. Pomimo młodego wieku, był
jedynym żywicielem rodziny. Kiedyś, gdy żyła jeszcze jego mama, wszystko
układało się znakomicie. Byli zamożną rodziną. Ojciec był jednym z dyrektorów
w dużym, dobrze prosperującym wydawnictwie, a matka znaną i rozchwytywaną
dekoratorką wnętrz.
Mieli wszystko. Pieniądze,
szacunek i miłość do siebie nawzajem.
Niestety po wypadku
samochodowym, w którym zginęła jego mama, ich życie zaczęło się sypać.
Ojciec po śmierci
ukochanej żony popadł w depresje, którą leczył, nadużywając drogich
trunków i odtrącając swojego jedynego, wówczas jedenastoletniego syna, który za
bardzo przypominał mu zmarłą. Z czasem mężczyzna popadł w alkoholizm, przez co
stracił prace i przyjaciół, a starając się nadal żyć na odpowiednim poziomie,
zaciągnął spore długi, których nie był wstanie spłacić.
Stracili wszystko.
Zmuszeni byli
zamieszkać w ciasnej, obskurnej komórce,
która była mniejsza, niż łazienka w ich starym domu. Właściciel kamienicy
przerobił ją na kawalerkę chcąc zarobić na czynszu jak najwięcej.
Żyli wyłącznie z
niewielkiego zasiłku i pieniędzy zarobionych przez nastolatka.
Może w normalnych
warunkach byłoby ich stać na coś lepszego, jednak nałogowo pity przez ojca alkohol
pochłaniał większość ich dochodów. Nie mówiąc już o lekarstwach na
astmę, na którą Shi chorował od najmłodszych lat, a która z czasem pogłębiała
się z powodu warunków lokalowych i trybu życia.
Jedyną nadzieją
nastolatka były złożone w banku pieniądze, które przed śmiercią
odkładali dla niego dziadkowie, a których część miał otrzymać w dniu swoich
osiemnastych urodzin. Resztę dopiero, gdy skończy dwadzieścia jeden i stanie
się pełnoletni.
Shizu w duchu
dziękował staruszkom za to, że zabezpieczyli gotówkę i jej pobranie przed
wyznaczonym terminem było niemożliwe. W przeciwnym wypadku ojciec już dawno by
je upłynnił.
Nastolatek obiecał
sobie, że gdy tylko będzie go na to stać, wyrwie się z tej patologii,
zostawiając ojca samego.
Może nie było to zbyt szlachetne z jego strony, ale miał już dość ciągłego sprzątania efektów ojcowskiego pijaństwa, spania czujnie na zniszczonym materacu z wystającymi sprężynami, bojąc się, że ojciec znów go pobije, domagając się pieniędzy na alkohol.
Może nie było to zbyt szlachetne z jego strony, ale miał już dość ciągłego sprzątania efektów ojcowskiego pijaństwa, spania czujnie na zniszczonym materacu z wystającymi sprężynami, bojąc się, że ojciec znów go pobije, domagając się pieniędzy na alkohol.
Nie chciał tak dłużej
żyć, ale nie mógł nic zrobić. Nie miał nawet komu o tym wszystkim
powiedzieć, za bardzo się wstydził, by komukolwiek to wyznać. Został sam ze
swoimi problemami.
Pocieszał się
jedynie tym, że to miało potrwać jeszcze tylko kilka miesięcy.
Później miał być
wolny.
Miał nadzieje
spełnić wówczas swoje marzenia.
*
Shizuki ściągnął
uniform, składający się z czarnej koszuli, tego samego koloru spodniach od
garnituru i eleganckich, wypastowanych na błysk butów. Do tego jako
kelner był zmuszony nosić obowiązkowo białą marynarkę i krwistoczerwoną muchę.
Skończył już swoją
dzisiejszą zmianę.
Pożegnał się
uprzejmie z właścicielem. Pomachał jeszcze zostającym na nocną zmianę współpracownikom,
życząc im dobrej nocy i ruszył w stronę domu.
On nigdy nie zostawał
na nocnej zmianie, to miejsce przypominało mu wtedy bardziej burdel, niż
kawiarnie dla bogatych gości. Macanie, podszczypywania i niemoralne propozycje
były normalnością.
Kto by się tego
spodziewał po tak wyrafinowanym miejscu?
Shi był zniesmaczony
faktem, że właściciel nie widzi w tym wszystkim najmniejszego problemu, a nawet
zachęca swoich podwładnych do ulegania co poważniejszym osobistościom.
Blondyn miał
szczęście, że był nieletni, a pedofilia była jedną z niewielu rzeczy, którymi
jego pracodawca gardził. Zapewne dlatego, że sam miał trójkę nastoletnich
dzieci i nie chciał ich sobie wyobrażać na miejscu obmacywanych kelnerów.
Shi nie zamierzał
zostawać i się przekonywać na własnej skórze jak to jest. Wystarczyło mu
to, co działo się w ciągu dnia.
Była pochmurna,
październikowa noc. Z silnym wiatrem niosła zapowiedz nadchodzących chłodnych
dni.
Nastolatek spojrzał
ze smutkiem na swoje znoszone, wytarte jeansy i wyciągnięty golf, który
otrzymał od starszej sąsiadki, która przeprowadzała się do syna i pozbywała się
ubrań niedawno zmarłego męża, nie chcąc zabierać ich ze sobą. Zaproponowała mu
wówczas kilka z nich, w przybliżonym do jego rozmiarze, które przyjął z
wdzięcznością.
Skulił się lekko.
Było mu zimno. Podniszczony
materiał nie chronił najlepiej przed jesiennym chłodem. Wiedział jednak, że nie
może sobie pozwolić na kupno cieplejszych ubrań. Musiał sobie poradzić
bez nich.
Nieśpiesznym krokiem
minął bogatszą dzielnice, zagłębiając się coraz dalej w ciemne uliczki, gdzie
zamieszkiwała biedniejsza część miasta. Powszechnie było wiadomo, że to mało przyjemna
okolica i lepiej się tam nocą nie zapuszczać. Zwłaszcza w pojedynkę. Na
ulicach szerzyła się dilerka i prostytucja, a część mieszkańców należało do
miejscowego gangu.
Shi niegdyś bardzo
bał się tamtędy chodzić, podskakując z przerażenia na każdy szmer i uciekając
przed wszystkimi dziwnymi ludźmi, których napotkał. Z czasem spacer po
slumsach i gangsterskich zaułkach stał się dla niego codziennością.
Wsunął prawą rękę do
kieszeni, w której trzymał napiwki z tego dnia. Nie było tego dużo,
akurat tyle, żeby kupić coś do zjedzenia i spłacić dług, jaki zaciągnął
ostatnio ojciec u właściciela osiedlowego sklepu, kupując alkohol na zeszyt.
- Shi! – Nastolatek
usłyszał za sobą piskliwy, dziecięcy głosik. W jego stronę szła w podskokach
dziewięcioletnia dziewczynka w niebieskim mundurku szkolnym, dopasowanej spódniczce,
białych podkolanówkach i czarnych pantofelkach. Jej krótkie, kasztanowe włosy
były uczesane w dwie kitki po bokach głowy. Najbardziej jednak w oczy rzucała
się niewielka blizna na podbródku dziewczynki. Mała była córką jednego z większych rejonowych
zbirów, członka gangu. Shi przed paroma miesiącami obronił ją przed naćpanym
mężczyzną, który próbował dobierać się do dziewczynki, biorąc ją za jedną z
prostytutek. W ramach wdzięczności ojciec dziewczynki rozpowiedział w rejonie,
że Shizuki był pod jego ochroną, co dało nastolatkowi spokój od miejscowych
chuliganów, zboczeńców i drobnych przestępców.
- Witaj, Namiko, nie
za późno na spacery? – zapytał.
- Czekałam na
ciebie, wiedziałam, o której będziesz wracał. Zastanawiałam się, czy
mógłbyś mi jutro pomóc? Mam mały problem z odrobieniem zadania domowego z
matematyki. – Dziewczynka wykrzywiła buzie w podkówkę, robiąc do niego słodkie
oczka.
Shi westchnął z
rezygnacją. Był naprawdę zmęczony i chciał się już położyć, ale nie potrafił
odmówić dziecku pomocy. Tym bardziej, gdy prosiło go o nią z taką smutną
minką, a wiedział, że następnego dnia zaczynał swoją zmianę dopiero popołudniu.
- W porządku.
Przyjdę jutro po ósmej – odpowiedział, odgarniając długą grzywkę z oczu.
- Dzięki, Shizu,
jesteś super. – Dziewczynka uściskała go szybko i pobiegła do domu.
- Nie ma za co –
mruknął do siebie i ruszył w stronę sklepu. Już po przekroczeniu jego progu i ujrzeniu
skwaszonej miny właściciela wiedział, że jego ojciec znów tu był.
Wyglądało na to, że
musiał się pożegnać z marzeniem o zjedzeniu czegoś dobrego. – Ile tym razem?
Starszy mężczyzna
bez słowa podał mu zeszyt do wglądu, żeby sam mógł sprawdzić.
Na widok zapisanej tam sumy niemal jęknął. Nie miał tyle
przy sobie. Bez słowa jednak wyciągnął z
kieszeni pieniądze i podał je mężczyźnie.
- Resztę postaram
się przynieść jutro – mruknął, czując nieprzyjemne ściskanie w żołądku na
roznoszący się po pomieszczeniu zapach pieczywa. Był strasznie głodny, od rana
nie miał nic w ustach. Nie chciał jednak żebrać, miał swoją dumę.
W spokoju poczekał,
aż staruszek przeliczy pieniądze i odejmie kwotę w swoim zeszyciku.
- Wiesz, Shi, że
bardzo ci współczuję, ale naprawdę nie wiem, co mógłbym dla ciebie
zrobić.
- Tak, wiem. Do
widzenia – odpowiedział mu ze smutnym uśmiechem i wyszedł szybko, czując
cisnące się pod powiekami łzy, które popłynęły, gdy tylko wszedł do domu
i zobaczył całkiem zalanego ojca, śpiącego wśród pustych butelek i nie
strawionej zawartości żołądka.
- Czy kiedykolwiek
to się skończy? Czym sobie na to zasłużyłem? – szeptał sam do siebie zdławionym
głosem, ukrywając twarz w dłoniach. – Przecież nie jestem złym człowiekiem,
prawda? Dlaczego zatem los mnie tak skrzywdził? Czym mu zawiniłem?
Rozkaszlał się
głośno, czując duszności. Szybko wyciągnął z kieszeni inhalator i zażył
lekarstwo, biorą głęboki wdech przez rurkę i przez chwilę zatrzymując go w
płucach. Odetchnął spokojniej i oparł się plecami o drzwi, starając się wyrównać
oddech, który po minucie wrócił do normy.
Spojrzał ponownie na
ojca, który próbował się podnieść, klnąc na czym świat stoi, gdy tylko
rozjeżdżały mu się ręce i lądował na podłodze.
Shi westchnął zrezygnowany.
Jego życie było do kitu.
Wspaniały rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś słowna i dotrzymujesz danych obietnic :)
Szczerze to nie spodziewałam się takiego rozdziału, więc jestem mile zaskoczona :)
Shi ma bardzo ciężkie życie i nikt nie chce mu pomóc, a jest przecież tylko nastolatkiem, ale to jest piękne, że nadal jest otwarty na świat i życzliwy :)
Ciekawi mnie, jak Ash poznał Shi i jak to się stało, że Ash go opuścił?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Staram się, choć nie zawsze mi to wychodzi.
UsuńWydajesz się pewna, że Akashi i Shizuki się znają ;) Wszystkiego z czasem się dowiesz. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam,
U-water.
Czyli jednak się nie znają? Czyżby w tej historii będzie więcej głównych bohaterów?
UsuńZaintrygowałaś mi, ale bardzo lubię niespodzianki :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Nie, zgadłaś. Zwyczajnie zastanawiałam się dlaczego założyłaś, że Akashi miał w pierwszym rozdziale namyśli właśnie jego.
Usuńczekam czekam bo jest na co:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńSzkoda, że rozdziały takie krótkie ;)
OdpowiedzUsuńJak na razie musicie mi wybaczyć. Piszę kilka prac jednocześnie, a nie chcąc zawieść wszystkich czytelników, odbywa się to kosztem tekstów, ich jakości i długości. Mam nadzieje, że z czasem, gdy skończę pisać Kłamstwo, będzie lepiej ;)
UsuńPozdrawiam.
Trzymam kciuki w takim razie :3.
UsuńWeny życzę i pozdrawiam,
A.
Nie dziękuję aby nie zapeszyć :)
UsuńPozdrawiam i życzę dobrej nocy,
U-water.
Hej,
OdpowiedzUsuńbiedny Shi, tak wlaśnie myślałam, że się nie boi bo jest pod ochroną, nie powinien sprzedawać na zeszyt, a może Akashi zjawi się w tej kawiarni... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia