Twój znak - Chapter 2

Castiel jest wściekły. Tak wściekły, że swoim gniewem mógłby spowodować trzęsienie ziemi, swoim krzykiem mógł spowodować zamieć, a trzepoczącymi nerwowo skrzydłami sprowadzić huragany i tornada, jakich świat jeszcze nie widział.

I to wszystko przez Lucyfera.

Nie.

To on zawinił, pozostawiając tą sprawę niewyjaśnioną. To on pozwolił żyć Deanowi w przeświadczeniu, że jest niechciany i nie miłowany.

Słodki Dean, który nosił na sobie jego znak, pokazujący innym aniołom, do kogo należy i kto rościł sobie do niego prawo oraz zawłaszczał jako swojego, wierzył, że jest tak odrażający, że nie zasługiwał na miłość.

A Lucyfer pragnie to wykorzystać, by zbrukać, zniszczyć jego drogiego partnera.

Na samą myśl, że ktokolwiek miałby położyć ręce na jego Deanie, wzrok Castiela zaćmiewała szkarłatna mgiełka gniewu i szaleństwa. Nie może, nie zamierza pozwolić, by ktoś inny dotykał jego wybranka.

Widzi ich.

Widzi Deana, który z obrzydzeniem znosi dotyk szatana, czuje przez więź jego smutek i odrazę, jaką napawa go dotyk Lucyfera. Widzi samego archanioła, pieszczącego jego partnera, jakby miał do tego prawo.

Castiel pragnie jego śmierci.

Pragnie złamać, wyrwać ze stawu rękę, która błądzi pod ubraniem Deana, która tak zaborczo dotyka jego nagiego ciała. Pragnie uciąć język, który tak zmysłowo błądzi po szyi i uchu jego ukochanego. Pragnie zranić, okaleczyć, utoczyć krwi i kąpać się w szkarłatnej posoce tego, który rościł sobie prawa do tego, którego Castiel śmiał nazywać swoim.

Anielskie ostrze materializuje się w jego dłoni jak na wezwanie. Śpiewa swym krystalicznym głosem wraz z jego łaską, pragnąc skrzywdzić, wyeliminować tego, który śmiał dotknąć im przeznaczonego.

- Nie zaprzeczaj, Dean. – słyszy głos Lucyfera, szepczący wprost do ucha młodego anioła. - Nie zapominaj, że jestem archaniołem. Usłyszę kłamstwo w twoim głosie. Jestem wstanie nawet usłyszeć, jak twoje serce przyspiesza na sam dźwięk jego imienia. Jak twoja łaska śpiewa na samą myśl o nim. Jesteś zakochany w Castielu. – Lucyfer patrzy wprost na niego, jakby od początku zdawał sobie sprawę z jego obecności. Jakby tą grą i słowami pragnął mu coś pokazać, udowodnić, zabawić się jego uczuciami.

Castiel zamiera wpół kroku, nie będąc wstanie zmusić swojego ciała do ruchu. Boi się nawet oddychać w obawie, że zwróci na siebie uwagę Deana, przez co młody anioł nie odpowie.

Serce wali mu jakby zamierzało zaraz wyskoczyć z piersi, a klatkę piersiową ściska strach. Castiel przez chwilę obawia się, że Dean zaprzeczy. Powie, że nic do niego nie czuje, że nic go z nim nie łączy.

Czy to tak naprawdę byłoby kłamstwem? W końcu Castiel nie dał młodemu aniołowi szansy na odmowę ich połączenia. Dean nie miał możliwości stanięcia przed nim i powiedzenia „nie”. W chwili, gdy dotknął tego, co pozostało z Deana, gdy ujął cierpiącą, rozpadającą się łaskę młodego anioła swoją własną, zapragnął, móc zawsze ją chronić, być tym, u którego ta cudowna, złamana istota szukałaby pocieszenia i tak ufnie lgnęłaby, wierząc, że Castiel jest wszystkim, czego brakuje jej do szczęścia. W tamtej chwili już wiedział. I nie mogąc dopuścić, by Dean odszedł, by jego łaską się rozproszyła, przesiąkła mu przez palce, zrobił jedyną rzecz, jaka mogła w tamtej chwili zatrzymać jego nowoodkrytego partnera przy życiu. Połączył się z nim. Zostawił na nim swój znak.

Czy jednak Dean mógł wybaczyć mu fakt, że zrobił to bez jego wiedzy, czy był wstanie odwzajemnić uczucia, jakimi darzył go Castiel?

- Tak – mówi Dean jakby go słyszał, a Castiel ma wrażenie, że radość i euforia zaraz rozsadzą mu klatkę piersiową. Pragnie podbiec do swojego wybranka, wyrwać go z rąk Lucyfera i scałować smutek z jego pięknej twarzy. Zapewnić go, że jego uczucia są w pełni odwzajemnione.

Emocje Castiela muszą odbijać się na jego twarzy, bo szatan posyła mu wszystkowiedzący uśmieszek.

- Nie mam więcej pytań – mówi Lucyfer nim znika.

Dean otwiera oczy i spogląda za siebie, a Castiel nie jest wstanie ukryć szczęśliwego uśmiechu, jaki wypływa na jego twarz, gdy młody anioł wzdycha z ulgą, gdy nie dostrzega szatana. Ten jednak szybko znika, zastąpiony przez smutek, gdy Dean garbi ramiona i chowa twarz w dłoniach, jakby się jej wstydził, pragnął ukryć ją przed światem.

- Wspaniale, jestem tak ohydny i odrażający, że nawet szatan mnie nie chce. Jestem beznadziejny.– jasnowłosy anioł śmieje się bez poczucia humoru, na co serce Castiela ściska się boleśnie. Pragnie pocieszyć swojego partnera, udowodnić mu, że to nie prawda. Pokazać Deanowi, że w oczach Castiela młody anioł jest wcieleniem doskonałości, że jest wszystkim tym, czego Castiel kiedykolwiek pragnął i o czym marzył. Że jest wielbiony i hołubiony. A przede wszystkim, że jest kochany.

Robi kilka kroków w jego stronę, zatrzymując się tuż przy nim. Już otwiera usta by mu to powiedzieć, by mu wszystko wyjaśnić, jednak słowa nie chcę przejść przez gardło. Zamiast tego mówi tylko - Witaj Dean.

9 komentarzy:

  1. Nie ma to jak inteligencja... Twój partnej właśnie przeżywa zwątpienie w siebie, a jedyne na co cię stać, gdy wreszcie możesz z nim porozmawiać to: Witaj....
    On serio jest aniołem??? Bo niekoniecznie to widać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Castiel zawsze miał problemy z komunikacją. Ogólnie jest dość specyficzny i jak coś sobie wbije do głowy, to ciężko to później odkręcić.

      Usuń
  2. Mam ochotę wskoczyć do tego opowiadania i osobiście walnąć go w łeb...
    Niby anioł a taki głupi!
    Niech go przytuli, wytłumaczy, powie że kocha, a nie przywita się jakby nigdy nic!!
    No co za idiotą! XD

    Haha xd wybacz.. Chyba się zapędziłam.. ;p
    Opowiadanie super ! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko XD
      Taki Cas już jest i nic na to nie poradzimy. Może i jest trochę... hm... mało zorientowany, ale w końcu nie można go winić. Całe swoje istnienie poświęcił ślepemu podążaniu za "Ojcem" i wypełnianiem jego rozkazów.
      Dzięki :)
      Pozdrawiam i życzę szczęśliwego Nowego Roku.

      Usuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie się rozkręca :D. Podoba mi się. A Castiel oczywiscie musi się zgrywać i udawać brak uczuć ;-;. Biedny Dean ;c... Ale serio dobrze, że mu nie pykło z Luckiem, bo było by kiepsko pózniej pewnie z jego psychiką :D
    CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ ;)
    Pozdrawiam i życzę morza weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie planuję tego zbytnio rozkręcać. Myślałam o jakiś max 5-6 rozdziałach.
      Ogromnie się cieszę, że ci się podobało :)
      Dziękuję i pozdrawiam,
      U-water.

      Usuń
  4. Dean przeżył chwilę grozy, ale teraz Castiel go pocieszy, jak już się ogarnie.
    Mam nadzieję na kolejne rozdziały :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawaim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że te niedokończone teksty gryzą mnie strasznie.
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział, Castiel ech co za niedomyślny i jeszcze tylko witaj, ale fajnie że to było z jego perspektywy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń