czwartek, 7 czerwca 2018

Leci samolocik


Tekst betowała naturalnie cudowna strzalka14 :*


- A tu kaszka dla naszego maluszka. - Steve z szerokim uśmiechem postawił przed wiercącym się Peterem miseczkę. Chłopiec tylko skrzywił się, widząc jej zawartość. - Co się stało kochanie? Dlaczego nie chcesz jeść? - Spróbował podsunąć kaszkę bliżej Petera, na co ten wykrzywił buzię jeszcze bardziej i ostentacyjnie odsunął od siebie miskę, patrząc wyzywająco na ojca.
Steve westchnął przeciągle, załamując ręce. Peter ostatnimi czasy coraz częściej kaprysił przy posiłkach. Odmawiał jedzenia potraw stałych i półpłynnych. Gdyby mógł piłby tylko mleko i nic innego. Nieważne ile razy kombinowali z Tonym. Dosypywali kaszki do butelki, czy wymyślali coraz to apetyczniejsze warianty smakowe, nic nie pomagało. Peter wolał głodować, niż choćby spróbować odrobiny czegoś, co nie było jego ukochanym mlekiem w proszku.
- No dalej Peter.- Steve nabrał odrobinę żółtawej breji na łyżeczkę. - No, kochanie. Za tatusia. - Podsunął ją malcowi pod nos. Brzdąc tylko mocniej zacisnął wargi, odwracając głowę.
- Peter, skarbie. Nie zjesz za tatusia? - odpowiedziało mu stanowcze zaprzeczenie. - A za mamusię? - zapytał, uciekając się do podstępu, jakim było nazwanie Tony'ego znienawidzonym określeniem. Choć Steve był pewien, że jego mąż skrycie uwielbiał, gdy Peter go tak nazywał i tylko dąsał się pokazowo, nie chcąc wyjść przed innymi na mięczaka. Zresztą Steve nie raz i nie dwa obserwował zabawy Tony'ego z Peterem i ten jego delikatny, czuły uśmiech, gdy synek nazywał go "mamą". Steve postanowił, że zdecydowanie powinien go kiedyś naszkicować. Tak na pamiątkę.
- Nie. - burknął buntowniczo Peter, kręcąc szybko głową, by Steve nie mógł wsunąć mu łyżeczki do buzi.
- Peter, jeśli nie będziesz jadł, to nie będziesz duży i silny jak tata. - Malec znowu zacisnął wargi. - Albo tak mądry jak mama. - Zakrył jeszcze buzię rączkami.
Steve westchnął, tracąc powoli nadzieję, że uda mu się przekonać synka do jedzenia. Może naprawdę lepiej byłoby dać Peterowi mleko. Może z pełnym brzuszkiem dziecko byłoby mniej kapryśne i chętniej spróbowałoby zjeść coś nowego?
- Leci samolocik? - Steve podjął ostatnią próbę, która oczywiście zakończyła się całkowitą katastrofą, gdy Peter, odchylił się do tyłu, z całych sił uciekając przed łyżką pełną bananowej kaszki.
- Peter, proszę... - wyjęczał desperacko.
- Yaaaawn. Dobry. - Do kuchni wszedł Tony. Duże, głębokie cienie pod oczami świadczyły, że jego mąż nie przespał tej nocy choćby minuty, całkowicie pochłonięty projektem, nad którym obecnie pracował. Ślady smaru na twarzy, rękach i koszulce świadczyły natomiast o tym, że kuchnia była tylko chwilowym postojem Tony'ego, przed dalszym zagłębieniem się w pracy. Widocznie na dole zabrakło kawy. Albo jego mąż napotkał na problem i doszedł do wniosku, że kilkuminutowa przerwa pomoże mu rozjaśnić umysł.
- Dzień dobry - powiedział Steve, krzywiąc się lekko na głośny, radosny pisk Petera. Który zaraz zmienił się w uśmiech, gdy Tony usiadł z nimi przy stole i poczochrał już i tak potargane włosy brzdąca, na co malec pogruchał po swojemu, nie spuszczając "mamy" z oczu.
- Jak noc? Były problemy? - zapytał Tony, ziewając szeroko przy ostatnim słowie.
- To ja powinienem o to zapytać. My z Peterem przespaliśmy całą noc, w przeciwieństwie do ciebie. Masz może ochotę na śniadanie?
- Nie. Tylko kawę. Nie mam czasu na śniadanie.
- Nie wypuszczę cię stąd przed zjedzeniem czegoś konkretnego - fuknął Steve, momentalnie podnosząc się z siedzenia, by zrobić mężowi kawę i coś pożywnego, bo zapowiadało się na to, że Tony zamierzał niebawem ponownie zaszyć się w swojej pracownie i Bóg raczy wiedzieć kiedy ponownie z niej wypełźnie.
- Nie trudź się robieniem czegoś większego, wystarczy zwykła grzanka. - Tony oparł policzek na pięści. Powieki samoistnie opadały mu pod wpływem zmęczenia i braku kofeiny. - A co tam koleżko masz? - zapytał zaraz, patrząc na miseczkę Petera. - Czy to kaszka? Jesz kaszkę?
- Chciałbym - mruknął bezsilnie Steve nie odwracając się od blatu, gdzie kroił pomidora do kanapek.
- Znowu nie chce jeść? - W głosie Tony'ego słychać było zmartwienie.
- Owszem. Nieważne, czy daję mu kaszkę, serek, czy zupkę. Odpowiedź za każdym razem brzmi nie.
- Może powinniśmy poczekać jeszcze z rozszerzeniem mu jadłospisu?
- Też się nad tym zastanawiałem. Ale jest już za duży, by pić tylko mleko. Nie najada się już nim.
- Mhm. - potaknął Tony. - A może to z tymi kaszkami jest coś nie tak? - Sięgnął po łyżkę i spróbował breji. - Nie. Są ok. Właściwie to smakują całkiem nieźle. Nie tak jak Big mac, czy pizza z krewetkami, ale da się zjeść. - Nabrał kolejną łyżeczkę.
- Nie! - pisnął Peter, strasząc tym ich obu. - Moje! - Wyciągnął rączki w stronę kaszki, wprawiając ich tym w osłupienie.
Tony niepewnie, powoli podetknął dziecku łyżeczkę, wstrzymując oddech, gdy Peter otworzył szeroko buzię i pozwolił się nakarmić. Obaj odsapnęli głośno, z niekłamaną ulgą, gdy maluch przełknął i otworzył buzię po jeszcze.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał Steve, nie kryjąc swojego zdumienia i radości.
- A bo ja wiem? - Stark wzruszył ramionami. - Chyba zwyczajnie miałem szczęście, albo to urok Starka.

3 komentarze:

  1. Haha :D
    Małe dzieci są cudowne, potrafią rządzić dorosłymi, jak nikt inny ;)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się z tym nie zgodzić :)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam.

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, urocze takie dzieci, i tak to urok Starka..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń