środa, 4 lipca 2018

Anioł we fioletowym krawacie cz. 4


Betowała strzalka14, której bardzo dziękuję :*


Czas zdawał się stanąć w miejscu. Nie było niczego poza nimi dwoma i ciepłego kokonu z anielskich piór, który ich otaczał. I choć Steve wiedział, że poza nim czeka go prawdziwe piekło, szalejące płomienie i strzelanina, to tu czuł się prawdziwie bezpieczny. Tak, jak jeszcze nigdy się czuł. Miał wrażenie, że w ramionach Dannego, między jego skrzydłami był w domu. Tam, gdzie powinien znajdować się już od dawna.

Nie rozumiał tego uczucia, ale pragnął i lgnął do niego całym sobą.

Jego życie było pasmem niebezpieczeństw. Nie pamiętał już dni, kiedy nie musiał oglądać się za siebie. Kiedy wyglądanie niebezpieczeństwa nie było czymś normalnym, zwyczajnym. Nie pamiętał już czasów, kiedy był wyłącznie sobą, samym Stevem, a nie komandorem porucznikiem Stevem McGarrettem. A tu się właśnie tak czuł.

Błękitne oczy Dannego zdawały się błyszczeć jeszcze intensywniej, niż zwykle. Przeszywały go swoim spojrzeniem, docierając do najdalszych głębi jego jestestwa. Przenikając wprost do jego duszy. I co dziwne, wcale się tego nie obawiał. Nie próbował się w żaden sposób zakryć, osłonić. Nie przed swoim aniołem. A to dlatego, że Danny nie próbował osłaniać się przed nim. Steve go widział w całej okazałości. Takim, jakim anioł był naprawdę.

Nie miał pojęcia czy to była dusza anioła, czy cokolwiek innego. Widział tylko szalejący, fioletowy płomień wirujący w jego wnętrzu. Płomień, który powinien być gorący i przerażający, a był ciepły, łagodny i przyjemnie delikatny w dotyku.

Tak, Steve mógł go dotknąć. Nie rozumiał w jaki sposób, ale dotykając Dannego był w stanie dotknąć jego wnętrza, jego jestestwa tak, jak anioł był w stanie dotknąć jego. I to wcale nie było straszne. To było cudowne.

Steve zadrżał cały, gdy jego zielono-niebieska dusza zetknęła się z fioletowym płomieniem, będącym jestestwem Dannego. Zacisnął dłonie, wczepiając się palcami w śnieżnobiałą koszulę na ramionach anioła. Przylgnął do niego całym ciałem, jakby nie mógł znieść przestrzeni między nimi. Jakby dotyk samego ciała był niewystarczający. Samo otarcie się, zetknięcie ich wnętrz było czymś zbyt małym.

- Ćśśśś - wyszeptał Danny, obejmując go pewniej. - Spokojnie, jestem tutaj. Odpuść.

Ale Steve nie mógł tego zrobić. Skulił się, wtulając w ciało anioła, mimo to, że to on był tym wyższym, postawniejszym, ale w tamtym momencie zdawał się niknąć w szerokich ramionach Dannego. Po jego policzkach spływały łzy bezradności. Bo choć był tak blisko swojego anioła, jak tylko mógł, to nadal nie było wystarczające. Ich jestestwa nadal się jedynie o siebie ocierały, zaczepiając samymi krańcami, mimo że Steve całym sobą wyrywał się do Dannego. Nie mógł go dosięgnąć. A wiedział, że musiał. Nie pojmował skąd, ani w jaki sposób nabył tą wiedzę. Ale był pewny, że musiał dotknąć Dannego, jego dusza musiała go dotknąć, spleść się i połączyć z płomieniem anioła. Łaknęła tego i potrzebowała, jakby od tego zależało jej życie. Jego życie.

Steve spojrzał na swoje dłonie. Nie widział już swoich palców. Nie było skóry, mięśni, ani kości. Była tylko jego zielono-niebieska dusza, wijąca się, dopasowująca kształtem do konturów płomieni Dannego. Jakby podświadomie wiedziała jaki kształt przybrać, by połączyć się z nim, niczym dwa dopasowane puzzle w układance.

- Danny - zadrżał i zaszlochał w swojej bezsilności.

- Nie wiesz, na co się piszesz. - Anioł pokręcił bezradnie głową. - Nie, to ja nie wiem, na co się obaj piszemy.

- Danny? - W oczach Steve'a nadal błyszczały łzy. Nie pamiętał, by kiedykolwiek płakał tyle, co w tamtym momencie. Z drugiej strony chyba nigdy nie pragnął czegoś tak usilnie i bezpardonowo. Nigdy nie potrzebował niczego i nikogo tak bardzo, jak teraz Dannego.

Anioł westchnął i uśmiechnął się czule do Steve'a, nakrywając dłońmi jego policzki i ocierając palcami ślady łez.

- Steve, nie możemy. To tylko chwilowe - powiedział Danny, lecz obaj wiedzieli, że te słowa nie były prawdą. Fioletowy płomień ściemniał i zawirował gwałtowniej w okolicy serca anioła, jakby zbulwersowany jego słowami i postawą. Danny odwrócił wzrok zawstydzony, po czym ponownie spojrzał mu w oczy. Niebieskie tęczówki błysnęły fioletowym blaskiem, po czym stało się coś, czego Steve się za nic nie spodziewał.

Danny go pocałował.

4 komentarze:

  1. Przerywanie w takim momencie to nieludzka zbrodnia...
    A tak z ciekawości, czy kolor krawata od początku był kolorem duszy czy to tylko zbieg okoliczności???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja zła kobieta jestem ;)
      Nie, to nie jest zbieg okoliczności, od początku to planowałam.

      Usuń
  2. Danny nie mógł porzucić Steva, jego praca nie mogła pójść na marnę ;)
    Czy mogę być razem? Mam nadzieję, że tak :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    cudnie, och Stive tak bardzo pragnie tego dotyku, i pocalunek...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń